Piotr zabrał swoją sakwę podróżną i podążył za Kapicą. Rozglądał się z ciekawością na boki, widoki takie sobie pomyślał. Chociaż wspomnienia dróg w Paryżu pełnych błota, zawartości nocników a i czasem trupa uodporniły go na każdy miastowy obraz tudzież zapach. Na miejscu zdjął z siebie kontusz i z radością się przeciągnął aż mu w kościach strzeliło. Wiązką siana przetarł buty, ubrał kurtę swoją, trochę teraz wygniecioną po podróży. Na koniec wcisnął na głowę swój kapelusz, pstryknął palcami w rondo. - Co jak co.. ale bez niego na głowie to jakoś dziwnie mi było. - rzekł wesoło poprawiając rapier u boku. -Niech waszmość prowadzi, panie Kapica, bo ja tu zupełnie się nie orientuje. A przez całą drogę tak waszmość jechał jakby znał na pamięć drzewo każde to i ufam że się przy panu nadal nie zgubie.
__________________ MG do gracza: Budzisz się martwy... |