Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2008, 17:17   #11
Vincent
 
Vincent's Avatar
 
Reputacja: 1 Vincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodze
Ksiądz odpowiedział po angielsku. Ekstra – całkiem niezły akcent, tylko, że nie wygląda na zainteresowanego rozmową. Wyjął talię kart i zaczął tasować. Może zagra w Texas Hold’em Pokera ? Eeee… nie, ksiądz pewnie nie będzie chciał, albo nie będzie umiał. Nawet gdyby, to o co mogli zagrać ? Jego koloratka kontra litr wody, różaniec za mp3 playera, srebrny krzyżyk versus perfumy Puma Black ? Nie, to byłoby bez sensu. A może na zapałki, dla zabicia czasu, dla rozrywki ? Rozmyślał, a ze słuchawek, które opuścił na szyję do jego uszu dobiegały delikatne odgłosy muzyki.

Gdyby to był ktokolwiek inny, to by od razu zaproponował grę, ale tak do księdza… jego matka byłaby bardzo niezadowolona, gdyby to widziała. A może widzi ? – przeszło mu przez myśl. To było całkiem możliwe, jeżeli istnieje niebo, Bóg… W sumie Max nie jest jakoś specjalnie wierzący. Można powiedzieć, że jest raczej ateistą, ale takim zakładającym, że jakiś Bóg może istnieć... ale: jakiś, nie koniecznie katolicki... tak czy inaczej, Maximilian - mimo, że kroczy własnymi ścieżkami - ma pewien szacunek do księży, matka mu to wpoiła. Polska to bardzo katolicki kraj, a ojciec raczej nie próbował przekabacić syna na Anglikanizm.

Max wyrwał się z tych rozmyślań i powiódł wzrokiem po lokalu. Zaczął przeglądać co ciekawego tu zostało – może jakaś paczka zapałek, którymi będą mogli pograć w pokera? W sumie nadal rozważał ten pomysł, ale trochę na dalszym planie. Szklanki, coś do picia lub jedzenia… Potem rzucił okiem na inne pomieszczenia znajdujące się na parterze, szukając miejsca do spania.

Gdy się rozglądał usłyszał kroki nadchodzących ludzi a potem ujrzał dwóch hippisów stojących w drzwiach, jeden miał kałasznikowa. W sumie to nie koniecznie hippisi… teraz połowa ludzkości tak wygląda… co z drugiej strony nie zmienia faktu, że zaraz może być niewesoło. Jak dotąd Maximilian miał fart do nieznajomych, którzy byli przeważnie znacznie bardziej przerażeni niż on i udawało mu się z nimi dogadać… a ci, z którymi się nie dogadywał mieli tylko pięści albo noże, nie karabiny.

Wtedy jeden z nich krzyknął coś, jednak Max nie zrozumiał. Pewnie po francusku, w końcu do Francji stąd można dorzucić kamieniem. Jednak ponieważ nie strzelali, a tylko machali karabinem pomyślał, że może się dogadają. Może po prostu chcą zająć lokal ? Po chwili ruszyli w stronę rogu pokoju, a ten który machał nad głową karabinem opuścił broń.

- Mówicie po angielsku? Mówicie po niemiecku? - zapytał od razu w dwóch językach, zastanawiał się czy próbować po polsku, jeśli nie zrozumieją. Jednak zrozumieli. Tyle na razie wystarczy, na bank nie chcą nas pozabijać. Później będzie można trochę pogadać, teraz lepiej zająć jakiś pokój. Gdy zamierzał to zrobić, do pensjonaciku przyszedł kolejny koleś, a Max pomyślał, że zaczyna robić się tłoczno.

Nowoprzybyły był nieźle ubrany i nawijał po angielsku. Zachowywał się jak showman, tylko, że Max wcale nie rozpoznawał jego twarzy z TV. Widocznie palant z ego większym od piętnastopiętrowego wieżowca Holiday Inn stojącego w centrum Wawy… znaczy się, kiedyś, w przeszłości, bo teraz już raczej go nie ma… i z mózgiem mniejszym od mentosa. Chociaż cholera wie… może gość jest inteligentniejszy, niż się wydaje, skoro jeszcze żyje. Tak czy inaczej, jest strasznie wkurzający Max nie miał zamiaru odpowiadać na jego pytania, ani w sumie się do niego odzywać, przynajmniej do momentu, gdy zaczął namawiać jakiegoś obłąkańca siedzącego w kącie do spalenia tej chatki. Zanim jednak zareagował usłyszał słowa księdza, który wstał i zaczął przekonywać „poetę” aby ten sobie odpuścił. Max postanowił podejść kawałek, aby zareagować jeśli artysta nie ulegnie. Nie mógł przecież pozwolić na to, aby pobił księdza. Wtedy jeden z hippisów wszedł do akcji. Po kiepskiej próbie zastraszenia reszty grupy, powiedział:

-Jeśli ktoś jeszcze chce tu zostać, proponuję trochę to ogarnąć. Załatać pare dziur i zaprowadzić ogólny porządek. Co wy na to?

- Tak, całkiem niezły pomysł… ale nie wiem czy jest sens robić jakiś większy porządek, chyba nie zostaniemy tu zbyt długo. Myślę - jedną albo dwie noce... ja nie mam zbyt dużo jedzenia, wy chyba też nie. Możecie coś niecoś upolować, jeśli potraficie, ja raczej nie. A wpiepszanie jagód tygodniami mi się nie widzi. Aha, ewentualnie – jakieś sześć godzin drogi stąd, idąc leśną ścieżką, jest jeziorko. Można spróbować coś złowić i zaopatrzyć się w wodę. Tymczasem przygotuję sobie miejsce do spania
 

Ostatnio edytowane przez Vincent : 26-06-2008 o 18:40. Powód: Drobne poprawki... literówki, interpunkcja, kasacja powtórzeń, wyrównanie odstępów między akapitami itp
Vincent jest offline