Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-06-2008, 17:17   #11
 
Vincent's Avatar
 
Reputacja: 1 Vincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodze
Ksiądz odpowiedział po angielsku. Ekstra – całkiem niezły akcent, tylko, że nie wygląda na zainteresowanego rozmową. Wyjął talię kart i zaczął tasować. Może zagra w Texas Hold’em Pokera ? Eeee… nie, ksiądz pewnie nie będzie chciał, albo nie będzie umiał. Nawet gdyby, to o co mogli zagrać ? Jego koloratka kontra litr wody, różaniec za mp3 playera, srebrny krzyżyk versus perfumy Puma Black ? Nie, to byłoby bez sensu. A może na zapałki, dla zabicia czasu, dla rozrywki ? Rozmyślał, a ze słuchawek, które opuścił na szyję do jego uszu dobiegały delikatne odgłosy muzyki.

Gdyby to był ktokolwiek inny, to by od razu zaproponował grę, ale tak do księdza… jego matka byłaby bardzo niezadowolona, gdyby to widziała. A może widzi ? – przeszło mu przez myśl. To było całkiem możliwe, jeżeli istnieje niebo, Bóg… W sumie Max nie jest jakoś specjalnie wierzący. Można powiedzieć, że jest raczej ateistą, ale takim zakładającym, że jakiś Bóg może istnieć... ale: jakiś, nie koniecznie katolicki... tak czy inaczej, Maximilian - mimo, że kroczy własnymi ścieżkami - ma pewien szacunek do księży, matka mu to wpoiła. Polska to bardzo katolicki kraj, a ojciec raczej nie próbował przekabacić syna na Anglikanizm.

Max wyrwał się z tych rozmyślań i powiódł wzrokiem po lokalu. Zaczął przeglądać co ciekawego tu zostało – może jakaś paczka zapałek, którymi będą mogli pograć w pokera? W sumie nadal rozważał ten pomysł, ale trochę na dalszym planie. Szklanki, coś do picia lub jedzenia… Potem rzucił okiem na inne pomieszczenia znajdujące się na parterze, szukając miejsca do spania.

Gdy się rozglądał usłyszał kroki nadchodzących ludzi a potem ujrzał dwóch hippisów stojących w drzwiach, jeden miał kałasznikowa. W sumie to nie koniecznie hippisi… teraz połowa ludzkości tak wygląda… co z drugiej strony nie zmienia faktu, że zaraz może być niewesoło. Jak dotąd Maximilian miał fart do nieznajomych, którzy byli przeważnie znacznie bardziej przerażeni niż on i udawało mu się z nimi dogadać… a ci, z którymi się nie dogadywał mieli tylko pięści albo noże, nie karabiny.

Wtedy jeden z nich krzyknął coś, jednak Max nie zrozumiał. Pewnie po francusku, w końcu do Francji stąd można dorzucić kamieniem. Jednak ponieważ nie strzelali, a tylko machali karabinem pomyślał, że może się dogadają. Może po prostu chcą zająć lokal ? Po chwili ruszyli w stronę rogu pokoju, a ten który machał nad głową karabinem opuścił broń.

- Mówicie po angielsku? Mówicie po niemiecku? - zapytał od razu w dwóch językach, zastanawiał się czy próbować po polsku, jeśli nie zrozumieją. Jednak zrozumieli. Tyle na razie wystarczy, na bank nie chcą nas pozabijać. Później będzie można trochę pogadać, teraz lepiej zająć jakiś pokój. Gdy zamierzał to zrobić, do pensjonaciku przyszedł kolejny koleś, a Max pomyślał, że zaczyna robić się tłoczno.

Nowoprzybyły był nieźle ubrany i nawijał po angielsku. Zachowywał się jak showman, tylko, że Max wcale nie rozpoznawał jego twarzy z TV. Widocznie palant z ego większym od piętnastopiętrowego wieżowca Holiday Inn stojącego w centrum Wawy… znaczy się, kiedyś, w przeszłości, bo teraz już raczej go nie ma… i z mózgiem mniejszym od mentosa. Chociaż cholera wie… może gość jest inteligentniejszy, niż się wydaje, skoro jeszcze żyje. Tak czy inaczej, jest strasznie wkurzający Max nie miał zamiaru odpowiadać na jego pytania, ani w sumie się do niego odzywać, przynajmniej do momentu, gdy zaczął namawiać jakiegoś obłąkańca siedzącego w kącie do spalenia tej chatki. Zanim jednak zareagował usłyszał słowa księdza, który wstał i zaczął przekonywać „poetę” aby ten sobie odpuścił. Max postanowił podejść kawałek, aby zareagować jeśli artysta nie ulegnie. Nie mógł przecież pozwolić na to, aby pobił księdza. Wtedy jeden z hippisów wszedł do akcji. Po kiepskiej próbie zastraszenia reszty grupy, powiedział:

-Jeśli ktoś jeszcze chce tu zostać, proponuję trochę to ogarnąć. Załatać pare dziur i zaprowadzić ogólny porządek. Co wy na to?

- Tak, całkiem niezły pomysł… ale nie wiem czy jest sens robić jakiś większy porządek, chyba nie zostaniemy tu zbyt długo. Myślę - jedną albo dwie noce... ja nie mam zbyt dużo jedzenia, wy chyba też nie. Możecie coś niecoś upolować, jeśli potraficie, ja raczej nie. A wpiepszanie jagód tygodniami mi się nie widzi. Aha, ewentualnie – jakieś sześć godzin drogi stąd, idąc leśną ścieżką, jest jeziorko. Można spróbować coś złowić i zaopatrzyć się w wodę. Tymczasem przygotuję sobie miejsce do spania
 

Ostatnio edytowane przez Vincent : 26-06-2008 o 18:40. Powód: Drobne poprawki... literówki, interpunkcja, kasacja powtórzeń, wyrównanie odstępów między akapitami itp
Vincent jest offline  
Stary 26-06-2008, 17:41   #12
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Narracja
Tak więc zebraliście się wszyscy w tej ruinie na środku niczego. Gdzieś między dwoma niegdyś wielkimi centrami cywilizacji. No… może nie cywilizacji, ale na pewno Europy. Budynek był w złym stanie jednak, jak na panujące warunki, idealny. Drzwi nie było, większości okien też. Zaraz przy wejściu, po lewej stronie znajdowała się lada, która kiedyś musiała służyć jako recepcja. Za nią kilka półek, a w ścianie, sejf z wyłamanymi drzwiczkami świecił pustką. Ktoś musiał obrabować miejsce wtedy, kiedy pieniądze miały jeszcze jakąś wartość. Po drugiej stronie drzwi leżały resztki identycznej lady i sterta potłuczonego szkła. Tam musiano serwować drinki. Widocznie pierwsza sala pełniła też rolę jadalni. Na podłodze walały się różne graty i pozostałości po meblach, głównie stolikach spośród których część była nadpalona. Prawdę mówiąc ostał się tylko ten, przy którym usiadł ksiądz i kilka krzeseł. Pod przeciwną do wejścia ścianą znajdowały się schodki. nie były zabudowane. Pod nimi stało kilka kartonów i skrzynka po piwie. Niestety w środku miała jedynie kilka potłuczonych butelek po coca coli. Obok schodków wejście do kuchni. Pierwsze co rzucało się w niej w oczy, to kolejna dziura w ścianie. Tym razem na wylot. Przynajmniej zapewniała jako taki przewiew powietrza, co ważne, bo ze zlewu unosił się odór rozkładającego ciała. Kot, kolejna ofiara klęski, która dotknęła glob. Odczuli ją wszyscy, dlaczego więc miałaby oszczędzić właśnie tego małego zwierzaka? O dziwo zachowała się lodówka. Obleczona łańcuchem i zatrzaśnięta kłódką, z wgniecionymi, zaklinowanymi drzwiczkami, jakby ktoś próbował rozbić łańcuch łomem, ale jednak lodówka. Kilka gratów, poniszczone sprzętu kuchenne i wszystko.


Na górze prosty korytarz z trzema drzwiami po każdej ze stron i jednymi na jego końcu.
Pierwsze drzwi po lewej były zamknięte. Następne znajdowały się tuż obok, więc nie mogło to być coś dużo większego od schowka na miotły.
Pierwsze drzwi po prawej prowadziły do łazienki. Mała klitka z wyrwanym sedesem, potłuczonym zlewem i resztkami kabiny prysznicowej.
Kolejne drzwi po obu stronach prowadziły do pokoi. W każdym dwie wersalki, półeczki, dwa krzesła i po stoliczku. Oczywiście w najróżniejszym stanie. Jeśli nie liczyć kilku sterczących sprężyn i jednego gnijącego obicia, zapowiadało się całkiem dobrze.
Ostatnie drzwi również prowadziły do pokoju mieszkalnego. Jednak większego, dla bogatszego gościa. Taki miejscowy odpowiednik apartamentu.


W kącie butelka piwa. Do połowy pusta, chociaż teraz zdecydowanie lepiej brzmiałoby: do połowy pełna. Łóżko pewnie ktoś wywalił przez okno. To by tłumaczyło brak jednego z nich. Na podłodze kilka dość świeżych niedopałków po papierosach. Komuś się powodziło, psia krew. Starczyłoby tego na jeszcze kilka zaciągnięć. Typowy człowiek wsysał teraz papierosa niemal z filtrem. Nie to co tu.

Ogółem budynek można określić jednym słowem: splądrowany. I żeby to raz... Plądrowano go wielokrotnie i zawzięcie. Wraz ze zmianą potrzeb zabierano coraz mniej wartościowe rzeczy. Na szczęście nikt nie skupywał teraz gruzu, bo nie starczyłoby nawet tych kilku ścian, na przywitanie naszej grupy „rozbitków”.
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 26-06-2008 o 18:12.
Keth jest offline  
Stary 27-06-2008, 22:58   #13
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Nie no, jasne, nie proponuję odbudowywać tego miejsca. Ale tutaj nawet kawałek podłogi do spania będzie wymagał chwili roboty, jeśli nie chcesz spać na kamieniach. Zresztą na górze widziałem jakieś łóżka, może nawet da się ich użyć. Tylko trzeba by uważać na dziury w dachu i ścianach. Może padać. Ale na to mamy jeszcze chwilę, jeszcze jest jasno.
Po tych słowach podszedł do swoich bagaży i zaczął w nich grzebać.
-Stary- szepnął do przyjaciela, który też podszedł do plecaków. Rozejrzał się, co robi reszta i czy nie słucha-Widziałem tam lodówkę. Okuta jakimś łańcuchem, chyba nikomu nie udało się jej jeszcze otworzyć. Jeśli mi się uda, to będzie prawdziwy sukces. A ty tymczasem zatroszcz się o jakieś łóżka, co?
-No dobra, ale pewnie i tak nie uda Ci się tego zachowa w tajemnicy przed resztą. A jak spróbujesz, to sobie popsujemy stosunki z pierwszymi spotkanymi ludźmi od czasu tamtej bandy biczowników
Chris spojrzał na niego, potem na resztę. Zastanowił się przez chwilę, po czym wstał, trzymając w rękach szmaciane zawiniątko, z którego wystawały różne metalowe i drewniane elementy- odpadkową skrzynkę z narzędziami.
-Póki co, ja spróbuję otworzyć lodówkę- powiedział do obecnych, machając narzędziami- Jak ktoś ma jakieś mądre pomysły co do tego, zapraszam do pomocy.
Potruchtał do kuchni i uklęknął przy lodówce. Próbował przepiłować łańcuch, rozkręcić całość, wybić zawiasy młotkiem (choć to wydawało się beznadziejne przy tak zmaltretowanych drzwiczkach), byle tylko dostać się do środka.
 
Wojnar jest offline  
Stary 28-06-2008, 19:08   #14
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Narracja

Rikard Nygaard
Scenie którą wywołał Philippe przyglądałeś się dość obojętnie. To dało Ci czas na dokładniejsze obejrzenie miejsca. Niby nic ciekawego. Ściany, graty, spustoszenie. Dopiero wśród popalonych szczątków mebli dostrzegłeś coś dziwnego. Niby nic. Niby to teraz częste. Jednak sama scena zaparła Ci dech. Przetarłeś oczy, by mieć pewność. Tak. Spod nadpalonego stołu wystawały zwęglone kości dłoni. Wyglądało to jakby sięgała w pustkę, bezgłośnie błagając o ratunek. Na jednym z palców równie osmalony pierścionek. Nie. Obrączka. Miejsce coraz mniej Ci się podobało.

Chris Galois
Łańcuch puścił po kilku minutach. Cięty metal wydawał z siebie okropny zgrzyt. Gorzej było z drzwiczkami. Te zaklinowały się na amen. Próby rozkręcenia osłabiły całą konstrukcję, ale nic więcej. Wyjąłeś młotek i zamachnąłeś się nim. Po kilkunastu uderzeniach miałeś już dość. Była to lodówka bardzo starego typu. Znacznie bardziej „pancerna” niż te późniejsze. Jeszcze kilka uderzeń, lecz nadal bez efektu. Powoli przestawałeś trafiać tam gdzie chciałeś. Zły i sfrustrowany zacząłeś uderzać na oślep. Dopiero to odgięło boczną blachę. Pozostało podważyć wygięcie śrubokrętem i nareszcie dostałeś się do środka. Dumny jak nigdy przedtem patrzyłeś jak z lodówki wysypują się wojskowe konserwy. Cała sterta dobrych, pożywnych, nie raz sprawdzonych w boju konserw z datą ważności do 2012 roku. Zza tej sterty wyłaniała się zgrzewka odrobinę bardziej świeżej wody mineralnej, wciąż zapakowana w sklepowy plastik. Było jeszcze kilka innych rzeczy, jednak albo nie nadawały się do spożycia (jeszcze bardziej niż konserwy), albo uległy zniszczeniu w trakcie prób otwarcia lodówki. Trochę potłuczonego szkła, gnijące wędliny, chleb tak czerstwy, że twardy niczym kamień i tak dalej.
48 konserw, 6 półtoralitrowych butelek nie gazowanej.


Hałasy powstałe przy otwieraniu lodówki wywołały małe poruszenie na górze. Jakiś szmer, skrzypnięcie drzwi, cichy tupot i ponowne zatrzaśnięcie. Usłyszeli to chyba wszyscy, chociaż nikt, nawet Max, który udał się tam przygotować sobie legowisko, nie mógł określić skąd wzięły się te dźwięki.
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 28-06-2008 o 22:29.
Keth jest offline  
Stary 28-06-2008, 22:32   #15
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
To same gruzy. Symbol upadku chorego społeczeństwa. Rikard rozglądnął się dookoła, przeszedł kilka kroków. W tym wszystkim czuł jedynie bierność i ponure oczekiwanie na koniec. Pomysły przybyszów puścił mimo uszu. W sumie nie ufał im, a oni wydawali się zachowywać, jakby znali się od dawna. Z drugiej strony nie był pewien jak długo nie widzieli innych. Być może i ja będę musiał się ich trzymać. Będzie to zależeć od dalszego życia.

Spojrzał na pogorzelisko - jedno z wielu. Składało się z tego wszystkiego, co znajdowało się pod ręką niszczyciela. Wówczas dostrzegł coś pomiędzy tymi gratami. Coś co wyraźnie różniło się od tych mebli. Początkowo, gdy mózg stworzył teoretyczny obraz, nie chciał w to uwierzyć. No nie, to już jest za wiele. Podszedł bliżej i spojrzał na gruzowisko. Niestety, nie mylił się.

Z pogorzeliska wystawała ludzka ręka. Zachowana na palcu obrączka wskazywała, iż nie była to ofiara rabunku. Nie, kurwa, tego już rzeczywiście jest zbyt wiele. Uklęknął przy niej i dotknął. Poczuł lekkie obrzydzenie, więc wstał i splunął na bok. Nie, to nie jest pensjonat. To cmentarz.

Odwrócił się do reszty i krzyknął po niemiecku;
- Wygląda na to, że nie wszyscy opuścili to miejsce.

Gdy dosłyszał jakieś odgłosy, stwierdził, że mogą pochodzić gdzieś z góry, lecz nie zawracał sobie tym głowy. Zapewne któryś z wędrowców postanowił przeczesać to miejsce.
 
Terrapodian jest offline  
Stary 29-06-2008, 18:35   #16
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
- Tulipany? - stanął w miejscu Philippe zastanawiając się nad sensem słów księdza. Już chciał coś odpowiedzieć, gdy do rozmowy włączył się człowiek z bronią.
- Odbudowywać tą ruderę? Czy nie po to nastała rewolucja by zniszczyć to co jest złem? Społeczeństwo jest elementem natury, gdzie wszystko ma swój kres tylko po to by mogło się narodzić na nowo. Zdrowsze i silniejsze. - chłopak wrócił do lady
- Jak chcecie. - zrezygnowany siadł na blacie.

Po jakimś przepełnionym ciszą czasie, jeden z "talibów" wstał i ruszył do innego pomieszczenia w budynku. Po krótkiej chwili uszu obecnych dobiegł odgłosy uderzeń metalu o metal. Między dźwiękami uderzeń dało się słyszeć inny dźwięk z bliżej nie określonego miejsca.
- Chyba twój kolega coś znalazł - chłopak zwrócił się do drugiego "taliba"

Philippe wstał i ruszył do miejsca skąd dochodziły uderzenia. Jednak w tym samym momencie jedna z osób powiedziała coś po niemiecku, artysta nie zrozumiał nawet słowa. Ruszył do pomieszczenia gdzie jak się później okazało była lodówka.

- O widzę, że znalazłeś całkiem ciekawy skarb - Cotillard stał w miejscu gdzie pewnie kiedyś były drzwi. - pokaż te konserwy

Podszedł i złapał jedną z metalowych konserw. Data 2012.
- 25 lat po terminie. -chłopak otworzył jedną i ja powąchał - ciekawe czy jadalne. Ułamał kawałek chleba, włożył ułamaną część do butelki z wodą by namiękła, a następnie przejechał po wierzchu otwartej konserwy. Ledwo włożył to do ust by natychmiast wypluć.
- Chyba wolę polować na robaki przy drodze. - odparł zniesmaczony i wyrzucił zrobioną przez siebie kanapkę.
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"

Ostatnio edytowane przez sante : 29-06-2008 o 18:37.
sante jest offline  
Stary 30-06-2008, 12:01   #17
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Giovanni uśmiechnął się do własnej myśli. Był wyraźnie zadowolony ze swojej gadki i jej efektu. Gdy rozległ się huk rozmontowywanej lodówki ruszył za Philippe. Wolał mieć go na oku. Usłyszał jeszcze zawołanie Rikarda i podążył wzrokiem za jego spojrzeniem.
- Wygląda na to, że nie wszyscy opuścili to miejsce.
- Tak, tak.- Zaczął po niemiecku i dorzucił kolejną sentencję, rozdeptując kość po drodze do sąsiedniego pomieszczenia. - Memento Mori…

Zaniósł się chichotem, kiedy zobaczył konserwy.
- Swoją świetność musiały przeżywać za czasów polsko-ukraińskiego Euro. Pamiętacie tą, hihihi, aferę cateringową? Jadłem kiedyś coś takiego. Piętnaście lat po terminie. Bezbarwna breja bez smaku i o mdłym zapachu, ale wartości odżywcze jakieś tam ma. Mamy szczęście, jeszcze z pięć lat i sama by odpełzła. Może stąd ten łańcuch? Żeby zatrzymać ją w środku?

Tą porcję czarnego humoru przerwał hałas z góry. Stanął na progu, tak żeby mówić do osób w obu pomieszczeniach.
- Słyszeliście? To nie brzmiało jak ten chłopak, który poszedł zająć pokój…

Narracja
Rozległ się kolejny dźwięk. Coś jakby wrzask, a raczej skrzek przemieszany ze szlochem. Tym razem Maxowi udało się ustalić kierunek. Zatrzaśnięte drzwi przy samych schodach, naprzeciw łazienki.

[MEDIA]http://rajdandrzejkowy.googlepages.com/apocalyptica3.mp3[/MEDIA]
 
Keth jest offline  
Stary 30-06-2008, 13:28   #18
 
Vincent's Avatar
 
Reputacja: 1 Vincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodze
Po krótkiej konwersacji z Chrisem Max udał się na piętro, szukając jakiegoś w miarę porządnego pokoju. Niestety o żadnym nie można było tego powiedzieć, najbardziej jednak odpowiadał mu duży pokój z jednym łóżkiem i... jak to zgrabnie ujął Maximilian w swoich myślach, klimatyzacją. Łóżko wyglądało kiepsko, ale chociaż obicie nie było zgniłe, jak to miało miejsce w jednym z poprzednich pokoi. Max położył torbę w kącie i spróbował jakoś ogarnąć trochę swój apartament. Sprawdził stan nóg łóżka, powpychał sprężyny do środka, otrzepał trochę obicie. Usłyszał hałas więc wyszedł z pokoju i nasłuchiwał przez chwilę, ale w końcu odpuścił. Potem zabrał się za zamiatanie rozbitej szyby do "szybu klimatyzacyjnego". Nogą.

Żałosne. Wszystko tu jest żałosne. Pokój, łóżko, ludzie, życie... Życie najbardziej. Jaki ma sens? W sumie, nigdy nie miało konkretnego sensu, ale chociaż bywało przyjemne. Na przykład jak grałem z ojcem w futbol. Grzało tak samo niemiłosiernie jak teraz, a my zasuwaliśmy za piłką godzinami. Albo jak pierwszy raz piłem z ojcem Old Canada Whisky z Coca - Colą na weselu Doroty. To było jakieś... siedem lat temu ? No, jakoś tak, miałem wtedy z piętnaście lat. - Max kopnął większy kawałek szkła w stronę okna.

Albo jak pierwszy raz uwiodłem laskę. Aśkę. Wynająłem wtedy pokój w Holiday Inn. To było chyba jeszcze przed tym weselem... tak, na pewno tak, bo na weselu spałem z Alice, córką francuskiego dyplomaty, Nicolasa Le Brun, który był dobrym przyjacielem mojego ojca. Tak, był to dobre określenie - Max uśmiechnął się do swoich myśli. Jak Nicolas się o tym dowiedział, to już więcej nie grał w pokera z moim staruszkiem. W sumie bez sensu, była ode mnie starsza o rok, mogłem nawet wkręcić, że mnie uwiodła. No dobra, o pół roku starsza, ale rocznikiem o rok. Alice urodziła się pod koniec grudnia, a ja w sierpniu. W sumie to zbliżają się moje urodziny. - rozmyślania Maxa przerwał hałas dobiegający z korytarza. Gdy wyszedł zorientował się, że ten szloch dochodzi zza zatrzaśniętych drzwi. Podszedł do nich i szarpnął za klamkę, ale nie puściła. No pewnie, co ja sobie myślałem

- Back away from the doors - nie czekając zbytnio na odpowiedź rzucił jeszcze:

- Odsuń się od drzwi - oraz po niemiecku:

- Verlagern sich von die Doors! - wrzucając angielskie Doors do zdania, po czym potraktował drzwi z kopniaka.
 

Ostatnio edytowane przez Vincent : 30-06-2008 o 13:40.
Vincent jest offline  
Stary 30-06-2008, 14:51   #19
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Ile człowieka zostało w człowieku?

Narracja
Max Reeve
Usłyszałeś pisk, gdy drzwi uległy pod naporem kopnięcia. W futrynie pozostały jedynie pozostałości po zamku. Znalazłeś się w pomieszczeniu, które pełniło rolę składziku. Musiała minąć dłuższa chwila, żebyś przyzwyczaił oczy do panującej ciemności. W środku kilka wiader, mioteł, narzędzia bezładnie rozrzucone po półce i rządek wieszaków z płaszczami. Między tymi śmierdzącymi stęchlizną ciuchami dostrzegłeś twarz dziewczyny i jej rozszerzone niczym spodeczki oczy.


Miała na sobie bezładnie naciągniętą, podartą sukienkę. Na twarzy widniały świeże siniaki i inne ślady bicia. Na oko nie przeżyła więcej niż piętnaście lat. Wpatrywała się w Ciebie pustym spojrzeniem i z całych sił tuliła do siebie jakieś okrwawione zawiniątko. Co gorsza, te zawiniątko się ruszało. To one musiało być źródłem słyszanego wcześniej „skrzeku”. Z gałganu wystawała rączka noworodka…

Na dworze zaszumiało. Zanosiło się na większy deszcz. Pierwsze krople zaczęły uderzać o parapety, dachówki i tam gdzie ich zabrakło, podłogi.
 
Keth jest offline  
Stary 30-06-2008, 16:01   #20
 
Vincent's Avatar
 
Reputacja: 1 Vincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodze
O w mordę!... - tylko ta myśl, która pokazała się w umyśle Maximiliana nadawała się do zacytowania. Tysiące paskudnych przekleństw mknęło w jego głowie jak po autostradzie Berlin - Paris, na której nigdy nie było ograniczenia prędkości. Nie był przyzwyczajony do takiego widoku. Po plecach chłopaka przeszedł dreszcz. Dopiero po chwili doszedł do wniosku, że musi coś powiedzieć, coś zrobić, ale nie zaczął mówić od razu. Skupił się na tonie swojego głosu, musiał brzmieć spokojnie i rzeczowo, dlatego zwlekał z pierwszymi słowami próbując go opanować. Niezależnie od tego, co powiem, ton głosu musi brzmieć przyjaźnie. To ważniejsze od słów. Zaczął po angielsku, mając nadzieję, że zrozumie.

Nawet jak nie zna angielskiego, to uzna to za normalne. Po angielsku można mówić do każdego, jak nie znasz języka, którym możesz się porozumieć z innym człowiekiem, najlepiej mów po angielsku wspierając się mową ciała.

- Ty... twoje dziecko, wszystko z nim w porządku ? - chłopak wskazał palcem dziecko, starając się odwrócić uwagę od siebie i zrobił niewielki krok w jej stronę

- Spokojnie. Wszystko będzie OK, obiecuję. Zawiązałaś pępowinę?

Max średnio się na tym znał, ale wiedział, że pępowinę należy przeciąć a potem zawiązać. Sam nie wiedział do końca jak, ale miał wątpliwości, czy ta małolata zrobi to lepiej, niż on... a nawet jak wie, to czy zrobiła to, co należy?

- Nie ściskaj go tak mocno, możesz mu zrobić krzywdę, nie chcesz tego, prawda? - powiedział patrząc jej w oczy. Skinął delikatnie głową i zrobił krok do przodu.

- Pomogę ci
- powiedział szczerze Max. Wiedział, że ten dzieciak... tych dwoje dzieciaków będzie stanowiło problem, ale nie przywykł do takiego widoku, nie mógł przejść obojętnie. Pomoże im, przynajmniej się postara. To, że jacyś kolesie zaczepiają go, atakują nożami - standard. Kradzieże, bójki - standard. Ale to... to jest... - niewiele brakowało, a Max ponownie byłby na trasie Berlin-Paris, ale inna myśl zepchnęła go na boczną drogę szybkiego ruchu.

Siniaki. Gówniara. Zamknięte drzwi. Pety. Łóżko wyrzucone przez okno... On tu może wrócić. Będzie miał broń? Co zrobi, jak zobaczy intruzów? - pomyślał, jednak powstrzymał się przed zadaniem pytania nastolatce.

Później, jak trochę ochłonie. Jak zyska zaufanie. Mam tylko nadzieję, że nie przyjdzie tu ten "showman" i nie zacznie się wydzierać. Widok hipisów też nie będzie jej w smak, ale może chociaż będą się zachowywali normalnie... jak dorośli... - rozmyślał lekko przybity, ale po chwili humor mu się trochę poprawił. Ksiądz! Ksiądz! Mamy księdza i to całkiem kumatego. Nieźle poradził sobie z tym marnym artystą, który chciał spalić ten pensjonacik. Ksiądz na pewno pomoże...
 

Ostatnio edytowane przez Vincent : 30-06-2008 o 16:06.
Vincent jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172