Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2008, 13:38   #145
Mijikai
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Dom stolarza nie był jednym z najschludniejszych, ale Ray’giemu musiało to wystarczyć. Posłania szorstkie, na dodatek potraktowano go równo z innymi członkami drużyny, ale miał za dużo rzeczy, które wymagały stosownego przemyślenia, by mógł zająć się wybrzydzaniem. Spojrzał na towarzyszy. Mieszkańców powierzchni. Ibilithów, czyli tych z natury gorszych. Ray’gi skrzyżował nogi i usiadł pod ścianą w milczeniu. Dziwne. Im dłużej przebywam z tą grupą, tym bardziej… utwierdzam się w przekonaniu, że jednak mam racje co do stopnia ich ograniczenia, ale w przeciwieństwie do moich założeń, stale rośnie liczba pytań, a nie znajduje na nie odpowiedzi. Najsłuszniej jest ich definiować jako pewien kaprys quasiintelektualny w umyśle jakiegoś ekscentrycznego boga powierzchni.

Ray’gi zmrużył oczy i spojrzał w psioniczną głębię kryształu. Psioniczną głębię, w której widoczni byli i Morcruchus i sławny niegdyś inkwizytor Von Armeshplaust. On ich widział. Oni jego nie. Posiadał nad nimi pełną kontrolę. Chociaż im wydawało się, że pozostają niezależni. Jak marionetkarz i jego lalki. Wielki Nekromanta był już męczący, więc Ray’gi pozwolił przeniknąć do umysłu inkwizytora. Jakie zaskoczenie…! Teraz, kiedy skazany na wieczną samotność w głębiach artefaktu, on, ten lichy zakonnik powinien stracić wiarę ! Ale nie…! On się modli… Drow przebiegł wstecz. W tym krysztale był niemal bogiem. Panował nad przyszłością i przeszłością, więc cofnięcie się wstecz nie sprawiło mu trudności. Von Armeshplaust przez te wszystkie dni, skazany na wygnanie ze świata żywych, on… się modlił. Jakże specyficznie…
…Ja jestem Abazigal. Zanim świat był, jam jest. Stworzyłem słońca. Stworzyłem światy. Stworzyłem istoty żywe i miejsca przez nie zamieszkiwane; umieszczam je to tu, to tam. Idą, gdzie im każę, robią, co im polecę. Jestem słowem i nigdy nie bywa wypowiedziane moje imię – imię, którego nikt nie zna. Nazywają mnie Abazigal, ale nie to jest moje imię. Ja jestem. Ja będę zawsze…
Czy czegoś Ci to nie przypomina Ray’gi…? – spytał sam siebie drow. Tak. Tak samo mówiła Mistress, jeszcze przecież niedawno. – stłumił chichot. „Jestem wieczna, jestem wieczna Ray’gi…!” Już wiedział co spowodowało jej gniew, to przerażenie, bezsilność. O Abazigalu, którego imię nieznane, patrz jak wyglądają teraz twoi wierni. I ty Mistress patrz jak twoje sługusy giną, już powoli, bardzo powolutku, zaczynasz sobie uświadamiać, że Fiolet skazany jest na samoistne wyniszczenie. Niczego nie zmienisz. – pomyślał.
Jestem wieczna, jestem wieczna Ray’gi ! Ray’gi uśmiechnął się powoli. To zdanie jest zarówno pomnikiem twojej pychy Mistress, ale wkrótce, już wkrótce stanie się twoim nagrobkiem i przypieczętuje twój los. – szalony błysk w oku zalśnił niczym gwiazda na nocnym niebie, wzrok powoli przesunął się po śpiących aż natknął się na Kejsi i mroczny elf zatrzymał spojrzenie – Popełniłaś tragiczny błąd Mistress. To ja będę wieczny.

Następnego dnia, co nie ubiegło uwadze mrocznego, nie obudziły go wszędobylskie promienie słońca, tylko uliczny gwar. Wstał, popatrzył na towarzyszy podróży tak jak zawsze patrzył na takich jak oni, westchnął fatalistycznie popychając drzwi domu stolarza i wyszedł na ulicę wciskając swój olbrzymi kapelusz na głowę. Założył go na ulicy z oczywistego powodu, że w poziomie nie zmieścił by się w drzwiach. Czemu oni tu mieszkają jak w jakiś norach ? Z pewną dozą niesmaku zauważył też obecność chodzącego zlewu na krasnoludzie ale i jego nienaturalnie wielkiego kompana-paladyna z chorobliwą skłonnością do chędożenia wszystkiego na około ( przynajmniej dumnie się do tego przyznawał, a jak było w rzeczywistości to może lepiej nie wiedzieć ). Zapowiadał się okropny dzień – nawet niebo nie było czyste. Tu jakieś słońce, tu trzy księżyce, tam z kolei jakiś smok. Smok ?! Ray’gi zmrużył oczy by się mu dokładnie przyjrzeć, ale coś go oślepiło. Jak się mógł spodziewać to orcza kreatura zaczęła błyskać swą biżuterią, jakby to była najlepsza chwila na… Chwileczkę… to już nie pierwszy raz… – drow natychmiast zmienił nastawienie ze zirytowanego na zaciekawionego. Trzeba będzie odłożyć na razie plany i uważniej się przyjrzeć temu fenomenowi, może być to klucz do zagadki, chociaż… – przyjrzał się Barbakowi – Co do niego nie można być pewnym.
 

Ostatnio edytowane przez Mijikai : 28-06-2008 o 13:40.
Mijikai jest offline