Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2008, 21:42   #12
g_o_l_d
 
g_o_l_d's Avatar
 
Reputacja: 1 g_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znany
Acheont połknął porządny haust powietrza, by na jednym tchu odpowiedzieć małej, lecz jego melodyjny głos został gwałtownie stłumiony przez huk otwieranych drzwi.

- Jadźka, to ten świecący oszust, ta mała jest z nim. Bierzemy ich!

Pomimo donośnego krzyku gospodarza, Świetlisty „stał” nieruchomo.
Ze zdziwieniem wpatrywał się w małą, ubraną na czerwono dziewczynkę, która usilnie próbowała zrobić coś z parasolką.

- Wiesz co czerwony kapturku? Robisz mi tu wywody o byciu legendarnym bohaterem, a sama nawet nie potrafisz otworzyć parasolki... Phi!

Mała szeroko otwarła oczy ze zdumienia i w mgnieniu oka minęła w biegu Świetlistego wołając:

-Mam cały koszyczek konfitureeeek babciowych, dziadziusiowych i wujkowych a teraz zmykajmy!

Zupełnie nie speszony Acheont ciągnął dalej:

- Ty mi tu oczu nie zamydlisz jakimś nielegalnym rodzinnym interesem! Jestem epickim bohaterem, a co! Jestem stworzony do wypełniania najniebezpieczniejszych misji! A co! No jasne że jestem, bo niby jak to nie? Widzisz, nie umiesz nawet poprzeć swoich słów jakimiś argumentami. Nie stawiasz czoła wyzwaniu, tak to dobre słowo... WYZWANIU! Jakim jest niewątpliwie dyskusja z moją skromną jaśnie oświeconą osobą.


Kontynuując dalej Acheont zaczął się z wolna obracać, nie dlatego, że para ryboludzi ciężko nad nim dysząc zatruwała mu powietrze portowo-rybną wonią, lecz zwyczajnie, chciał widzieć gdzie biegnie mała, by móc ją dalej edukować / prześladować (nie potrzebne skreślić).

- Wiesz dlaczego jestem super bohaterem? Choćby dlatego, że wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. –
W chwili wypowiadania tych słów Acheont kantem oka dostrzegł gospodarza wraz z szanowaną małżonką, zajadle szczerzących szereg drobnych, szpiczastych zębów.- Dziś rano o ratowaniu ludzkości.

Jego głos stracił na brzmieniu, być może dlatego, że jego mały rozumek był zajęty nową myślą, która właśnie do niego kołatała. ”Ta para wydaje mi się być znajoma, do cholerki dlaczego oni się tak do mnie serdecznie uśmiechają? Ja nie rozdaje autografów z powodu kontuzji nadgarstka.” Po upływie kilku chwili nagle Acheont drgnął, zająknąwszy się przy tym. Para ryboludzi zrobiła krok ku małej świetlistej kulce, która ponownie wydała z siebie cichy pisk w tonacji falsetu. Po chwili nieśmiałym głosikiem spointowała swoją wypowiedź:

- Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można.*


Wtem gospodarz z miną wyrafinowanego mordercy małych świetlistych naciągaczy, zastąpił mu drogę. Z jego płaskiego pyska, ani na moment nie schodził szeroki, szyderczy uśmiech tarantuli witającej małą muszkę na obiedzie.

- No i co teraz powiesz słodziutki?-
odezwał się szyderczo – Masz jakieś plany na śniadanie?
- Wie Pan bardzo bym chciał zostać, ale mam tyle planów, wybrałem już kierunek gdzie mam zamiar się udać, w ogóle strasznie gonią mnie terminy –
Acheont już miał brać leki łuk omijając stojącego na drodze gospodarza, gdy ten oparł się o ścianę patyczkowatą rękę, która niczym szlaban zatarasował Świetlistemu drogę ucieczki.
- Tak, tak w zupełności rozumiem. Mówi pan, że wybrał pan już nawet kierunek... Jest tu u nas takie ludowe przysłowie: „Kiedy człowiek zstępuje w przepaść, jego życie zawsze zyskuje jasno określony kierunek.”
- Hehe
- zaśmiała się nieśmiało lewitująca kulka, bladnąca przy tym znacznie.

- Ja natomiast ulubowałem sobie słowa pewnego złodzieja, który w oczach kolegów po fachu zyskał przydomek „Poeta”. Zwykł on znikać z cel więziennych, w nocy tuż przed zawiśnięciem na bezlistnym drzewie. Ostatnią oznaką jego bytności był wyryty na ścianie napis: „Uciekam, więc jestem. A raczej uciekam, więc przy odrobinie szczęścia nadal będę.”


Wnet Acheont gwałtownie wzleciał ponad parę, zawisnął na sekundkę tuż nad ich głowami, poczym w mgnieniu oka przeleciał pomiędzy wyciągniętymi rękoma ryboludzi. Pędził tak szybko jak tylko umiał. Po chwili wpadając na Karolinkę.

- Co tak stoisz jak kołek? Uciekaniu polega na ciągłym przemieszczaniu się, wiesz? Oj widzę, że musimy nadrobić braki w twojej edukacji. Tutaj Mała, w prawo!

Już po chwili dwójka uciekinierów siedziała cichutko w bocznej uliczce skrywając się za kontenerem ze śmieciami. Mała nie zdawała sobie sprawy, że to nieliczny z momentów, w którym Acheont milczy, zamiast się nim rozkoszować podjęła szepcząc wcześniej urwany temat.

- Panie Świetliku chyba ich zgubiliśmy. To jak będzie z NIEZWYKLE WAŻNĄ misją, którą mam dla pana? Musi Pan iść ze mną, jest pan zaproszony na herbatkę przez pana Kapelusznika…konfiturki też będą.
– Dodała zważając ostrożnie na słowa. – Teraz otworze przejście, tylko proszę się nie bać.


Gdy tylko do „uszu” Acheonta dotarł, zamiast łoskotu otwieranego portalu, znów nieprzyjemnie skrzeczący głosik szanownej gospodyni, świetlisty skulił się w najgłębszym koncie cichutko pochlipując. Nagły huk sprawił, że spanikowana kulka światła nakryła się koszem wraz z jego zawartościom. Z wyczekującym milczeniem, Świetlisty nasłuchiwał, głosu ryboludzi. Zaintrygowany dziwacznymi odgłosami postradał resztki instynktu samozachowawczego i podniósł lekko leżący nad nim śmietnik. Na jego „oczach” dwie półprzezroczyste kontury postaci nasunęły się na siebie. Ujęta tym zjawiskiem lewitująca kulka wyleciała z ukrycia. Ze zdziwieniem „wymalowanym na twarzy” spoglądała na dziewczynkę ubraną w czerwona ubrudzoną sukienkę z zapłakaną buzią.

- Ej mała zrób to jeszcze raz bo czuję, że coś przegapiłem...
- jednak dalszy, planowany monolog został przerwany przez Małą
- Panie Świetliku to pan Pay…Paye…pan Żołnierzyk, poznajcie się, od teraz jak to się mówi płyniecie na jednej łodzi.
- Co tu się dzieje? Do ciężkiej cholery? Nikt się nie rusza!
–wykrzyknął wyraźnie zdezorientowany mężczyzna, którego Świetlisty zupełnie zignorował
- Ej mała nie było mowy o płynięciu żądną łodzią! Przecież ja nie umiem pływać! Panicznie boję się wody! Mieśmy ratować świat, ale ja na żądną łódź nie wsiądę!
- Nikt się nie rusza dopóki nie usłyszę jakiegoś sensownego wyjaśnienia!!! Kim jesteś Mała?
- słysząc kolejny rozkaz oburzony Acheont pomału obrócił się, wzlatując przy tym na wysokość oczu przybysza.
- Słuchaj człeczyno! Co ty sobie w ogóle myślisz co? Wpadasz jakby nigdy nic, wielce oburzony, nic tylko krzyczysz i machasz tą swoja pukaweczką. Dobrze znam taki jak ty ołowiany żołnierzyku! Wielkie z was matcho! Stary popatrz na tą swoja pukawkę. Ta lufa! Od razu widać, ze masz jakiś kompleks! Moczymordy z karkami szerokim jak tylnia opona w BMW. Znam takich jak ty! W każdym barze na wieloświecie, robicie dokładnie to samo! Wchodzicie sprężystym krokiem, podciągając spodnie, z wypiętą do przodu klatą, na które sterczą kępy włosów niewidomego pochodzenia. Okiem starego sępa wyszukujecie swoją ofiarą. Podchodzicie do niej pomału, by na końcu ocierając o nią ramieniem przysiąść się do niej. Często nawet nie czekacie co powie, a na pewno nigdy tego nie słuchacie. Patrzycie tylko im tak prosto w oczy i tym swoim cichym, niskim głosikiem...
- i tu świetlista kulka zmieniła głos do bardzo męskiego, niskiego tonu- ”Wiem co czujesz mała... Ja czuje to samo... W życiu ważne są tylko chwilę, a ta chwila należy do nas... Chodź to tak ci żubra wyłotoszę, że ujrzysz poprzednie wcielenie.” – wtem głos Achonta znów przybrał normalny oburzony ton- Taa a jak przychodzi co do czego to Twój smutny korniszonek odmawia współpracy! Wtedy tacy jak ty wymykają się po cichu nocą z podkulonym ogonem! I żeby zaspokoić swoje męskie ego kupujecie sobie takie pokaźne lufy, żeby biegać z nimi po mieście i straszyć małe lewitujące kulki światła! Jestem pewien, że jesteś kolejnym fajfusem, który nie umie odbezpieczyć broni!

Wtem w nagłym rozbłysku światła, Acheont zniknął by po chwili bezszelestnie pojawić się za ramieniem mężczyzny. Zmierzył pomału wzrokiem broń żołnierza. Nagle jego wzrok zatrzymał się na rozciętym barku mężczyzny. Wydusiwszy z siebie cichym tchnieniem...


- Krew...


... Achoent zatoczył się w powietrzu, niczym pijany świetlik i opadł na ziemię.

***

*Cała procedura ucieczki, zaczynając od rozpoznania zagrożenia do podjęcia próby ucieczki, wyglądała w przypadku Acheonta nieco inaczej niż w wypadku innych stworzeń.
Cały zakres wszechświata wyraża się dla większości istota jako rzeczy, które:

a) nadają się do kopulacji;
b) nadają się do jedzenia;
c) należy przed nimi uciekać;
d) kamienie.


To uwalnia umysł od zbędnych myśli i daje konieczną bystrość wtedy, kiedy jest niezbędna. Jednak w wypadku Achonta pomimo, że punkt „b” często zacierał się z punktem „d” i w rachubę wchodził jeszcze co najwyżej „c”, nie wiadomo czemu całość algorytmu funkcjonowała nieco wolniej, niż powinna. Być może dlatego, że jego mały rozumek zbyt dużo czasu poświęca na podsuwaniu jaźni Świetlistego płonnych nadziei, iż cała procedura skończy się na punkcie „b”.
 

Ostatnio edytowane przez g_o_l_d : 30-06-2008 o 11:06.
g_o_l_d jest offline