Narracja
Max Reeve
Usłyszałeś pisk, gdy drzwi uległy pod naporem kopnięcia. W futrynie pozostały jedynie pozostałości po zamku. Znalazłeś się w pomieszczeniu, które pełniło rolę składziku. Musiała minąć dłuższa chwila, żebyś przyzwyczaił oczy do panującej ciemności. W środku kilka wiader, mioteł, narzędzia bezładnie rozrzucone po półce i rządek wieszaków z płaszczami. Między tymi śmierdzącymi stęchlizną ciuchami dostrzegłeś twarz dziewczyny i jej rozszerzone niczym spodeczki oczy.
Miała na sobie bezładnie naciągniętą, podartą sukienkę. Na twarzy widniały świeże siniaki i inne ślady bicia. Na oko nie przeżyła więcej niż piętnaście lat. Wpatrywała się w Ciebie pustym spojrzeniem i z całych sił tuliła do siebie jakieś okrwawione zawiniątko. Co gorsza, te zawiniątko się ruszało. To one musiało być źródłem słyszanego wcześniej „skrzeku”. Z gałganu wystawała rączka noworodka…
Na dworze zaszumiało. Zanosiło się na większy deszcz. Pierwsze krople zaczęły uderzać o parapety, dachówki i tam gdzie ich zabrakło, podłogi.