Pan Kozłubecki z uwagą wysłuchał tego co mieli do powiedzenia:
- Zaiste, dziwna to rzecz. Możliwym jest, iż człek o którym mówimy nie był tym za którego się podawał. - rozległo się pukanie w drzwi, po chwili ich skrzypnięcie i niezrozumiała rozmowa, po czym trzaśnięcie drzwi, po którym wszedł znany wam, ale anonimowy, człek z pismem w ręku, które to wręczył panu Kozłubeckiemu. Ten tylko rzucił weń okiem - Niestety, waszmościowie, muszę was opuścić. Jego wysokość wzywa mnie w sprawach, które mnie sprowadziły do Warszawy. Aleć, jeśli będzie taka potrzeba, odszukam was. A jeśli wy co jeszcze ustalicie to ostawiajcie wieści temu oto mieszczaninowi, Piotrowi Kupcewiczowi. Bywajcie tymczasem. - wstał i z pismami w ręku pospiesznie opuścił pokój.
- Wasze miłoście zechcą spocząć. Zaraz wino podam. |