Jakkolwiek hobbit z początku ruszył w kierunku bramy dosyć zamaszystym krokiem, po chwili zatrzymał się ze zdziwieniem obserwując człowieka ze szramą na twarzy idącego w grubym futrzanym płaszczu i uzbrojonego po zęby. Młody niziołek, który, jak się rzekło, nie miał ani odrobiny obycia z bronią, ze zgrozą patrzył jak mężczyzna przyniósł jeszcze wielki topór a nucona jeszcze przed chwilą piosenka zamarła mu na ustach. Mówiąc szczerze, Telio zaczynał się bać. "Jakże to... tyle tego niesie, jakbyśmy nie w podróż się wybierali ale na wojnę jakąś... W co też ja się wpakowałem..." - takie myśli kłębiły mu się w głowie, ale zaraz zaczął się uspokajać - "Co mi też przychodzi do głowy... Jakbyśmy na wojnę szli toby imć Orendil i imć Galdor nie zwyprawiali w drogę hobbitów... A może to i lepiej, a jak w drodze jakiegoś wilka spotkamy? To co ja sam poradzę?" Tu hobbit zerknął na swój mieczyk, który jeszcze przed chwilą wydawał mu się niezwykle groźnym a teraz wyglądał raczej jak zabawka. Te przemyślenia jednak nie zdołały ochłodzić jego zapału do podróży, więc z uśmiechem rzekł do reszty towarzyszy: -Mają rację mości Valin i mości Galdor, wyruszajmy lepiej w drogę. Zawsze, jak to mówią, im wcześniej wyjdziesz, tym wcześniej zjesz kolację. |