Spojrzałem na przyrządy nawigacyjne nie bacząc na piekło które rozgrywało się koło mnie. Taka była przypadłość okrętów - często zdarzały się na nich wszelakie wypadki. Sam nie raz miałem połamane żebra. Mostki okrętów wojennych również nie należą do najbezpieczniejszych, a pasy, którymi załoga powinna się przypinać, miały jakąś niezwykłą właściwość urywania się w najmniej odpowiednim momencie. Kamiensky i tak miał więc według mnie szczęście, że wypadek zdarzył mu się na tak zaawansowanym technologicznie okręcie.
Można to nazwać znieczulicą, ale w tej chwili niewiele mnie to obchodziło. Zresztą, oficer nie powinien się zajmować takimi duperelami; miałem ważniejsze sprawy na glowie - wprowadzałem okręt na wcześniejszy kurs. Poza tym, to nie pierwszy raz, kiedy pracowałem podczas wypadku. Na 'Artemis' mikrometeoryt przyrżnął w rufową baterię akumulatorów. Efekt? Cała rufowa sekcja zatruta, a ludzie w środku poparzeni. A tymczasem trzeba było wyprowadzić statek z Roju, który pojawił się niczym diabeł z pudełka.
Marynarze zresztą w większości liczyli się z takim ryzykiem. Pamiętam jak jeszcze na pokładzie "Hadesa" uczestniczyłem w akcji ratunkowej okrętu wojennego. "Gryphon", bo tak się nazywał poszkodowany, w wyniku wybuchu szyny energetycznej miał wyrwaną całą sterburtę, odrzucony stos, a podtrzymywanie życia działało na bateriach, których zapas nieuchronnie się kończył. O stratach w ludziach nie wspomnę - były ogromne. Zostałem wysłany w pierwszym rzucie z promami ewakuacyjnymi i... Zastałem załogę "Gryphona" stojącą w zbiórce w hangarze, śpiewającą "Always look on the bright side of life".
Dlatego nie przejąłem się w ogóle wypadkiem - raczej martwiło mnie, że prawie na pewno straciliśmy mechanika w chwili kiedy go potrzebowaliśmy. Jedyny plus był taki, że okręt gładko wszedł na poprawkę kursową.
-Łączność na cały okręt - odezwałem się - Uwaga załoga; "Krucjator" szczęśliwie dokonał poprawki kursowej. Niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Detale dotyczące kursu i hamowania podam na konferencji.
__________________ There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old. |