Wątek: Wataha
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2008, 14:56   #4
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Ciemność, sen, odpoczynek. Tak to zawsze było mu miłe. Zawsze sprzyjało jego doskonałym zdolnościom. Zawsze pomagało w odnalezieniu natchnienia, weny, która jak wybredna i rozpieszczona kochanka, to przychodziła to odchodziła. Amadeusz Estevez oddawał się słodkiemu odpoczynkowi. Jego umysł nie specjalnie zdawał sobie sprawę dlaczego ma możliwość odpoczynku. Nie było to jednak aktualnie ważne. Liczył się sam fakt. Mógł odpoczywać więc odpoczywał. Cieszył się tym.

Bo i czym się martwić?
Co ma być I tak będzie,
więc mając to na względzie,
należy wszędzie gdzie tylko możliwe,
zażywać sensu istnienia!
Odpoczywając leniwie.


Jego ton, mimo że w myślach zaczął odrazy, automatycznie przyjmować barwę i sposób wymowy charakterystyczny balladom. Amadeusz delektował się tym, uwielbiał to. Muzyka, recytacja, ballady, sonety, romanse były całym jego życiem. Wszystkim co ukochał, no może poza nim samym. Miłość, właśnie. Czym jest istota ludzka, bez miłości? Bard zamyślił się przez chwile, po czym wyimaginowanymi dłońmi, uchwycił wyimaginowaną lutnię. Uderzył pewnie w struny. Dźwięk, jak zawsze doskonale czysty popłynął z jego ukochanego instrumentu, a z najdoskonalszego instrumentu, jego własnego gardła wydobył się aksamitny głos.

When you love someone
You’ll do anything.
You do all the crazy things
That you can’t explain.

You shoot the moon,
Put out the sun.
When you love someone.

You denied the truth
Believe a lie.
Every time that you believed
You could really fly.

Your lonely night’s have just began
When you love someone.


Amadeusz, zapewne kontynuował by swe senne arie, jednak upomniała się o niego rzeczywistość. Ta, niczym pomieszanie rozpędzonego nosorożca i taranu w jednym, nakazała mu powrócić ze świata snów to jego realnego, brudnego cuchnącego krwią, mięsem, potem, stalą odpowiednika. KRWIĄ? POTEM? MIĘSEM? Amadeusz otrzeźwiał nagle i targnął się odruchowo na nogi. Był ranek. Znajdował się w domu myśliwych. Nie tych, z którymi podróżował ostatnio, ale czy to było ważne? Przecież i tak nie byli mu do niczego potrzebni. Nie interesowały go ich przyziemne łowy na dzikiego zwierza. Dla niego ważne było piękno przyrody, piękno lasu. On polował na natchnienie! No i oczywiście na swą muzę!

Chciał wstać, jednak coś mu nie pozwalało. Obroża? Ktoś robi sobie głupie żarty, zdjąć? Jak? Pazury? Skąd? Na wszystkie dziewice uparcie strzegące swych cnót! Skąd te łapy? Pazury? Pysk?
- Co się dzieje? Skąd te pazury? Palce! Gdzie są moje palce???? . Amadeusz ze zgrozą zrozumiał iż jego piękny głos zamienił się w powarkiwanie i szczekanie. Że jego piękna osoba przyjęła teraz nędzny kształt jakiegoś dzikiego kundla. Co do Ciężkiej cholery się stało?.

Nie miał czasu na zastanawianie się naprzeciw niego stanął człek, Akras, chyba tak miał na imię. Trzymał w dłoniach pałkę i wykrzykiwał coś niezrozumiale.
- Oszalałeś ty stary brutalu w gorącym łajnie jelenim kąpany?!?! Przecież to ja, Amadeusz Estevez!!! Bard aż podskoczył. Znaczy się podskoczył by gdyby nie duszący łańcuch. WWWRRRAAAU?!?! HAWRRR HAW RAWR HAW!!! Były to jedyne co mógł przekazać swemu rozmówcy.
– Jak bydle raz się nauczy kto tu rządzi, nigdy mi nie podskoczy! Siad mówię! Amadeusz otrzymał potężny cios w sam nos. Zadzwoniło my w głowie.
- Jak możesz mnie okładać? Jestem Amadeusz Estevez! Słynny Poeta, światły rycerz w służbie poezji! Jak śmiesz! Kolejne razy spoczęły na jego nowym, włochatym ciele, zaraz po tym jak zamiast oskarżycielskiej mowy pojawiły się kolejne szczenięca. Mamusiu! Zakatują mnie tutaj. A ja jeszcze nie skończyłem swych sonetów! Nie chce umierać! Pomocy!!!.

Bystry umysł barda był jednak nieocenionym narzędziem, z którego poeta nie raz już korzystał. Jestem Wilkiem tak? A on najwyraźniej chce sobie zrobić ze mnie psa. Tak? No dobra to go będzie miał, tylko niech już nie bije.

Usiadł na tylnych łapach, boleśnie przekonując się, że na zadzie jest część ciała, o której do tej pory nie miał pojęcia. Ogon. Uniósł delikatnie głowę i wystawił język na bok. Wolał nie wiedzieć jak teraz wygląda. Zrobił minę, jakby patrzyła na zupełnie nagą kobietę. Takie obrazy zawsze cisnęły mu się na myśl w najmniej odpowiednich momentach. Zresztą czy było to ważne. Musi przecież jakoś przeżyć. Musi uratować swój niepowtarzalny talent, swój głos! Spróbował zamerdać tym, na czym przed chwilą usiadł.
- Łóf, chał? Jak to się do cholery mówi? No chyba się udało.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline