Kall'eh
Smród... tylko tyle zdążyło mi przejść przez głowę zanim zacząłem odzyskiwać jakąkolwiek świadomość.
-
Co za smród - wykrztusiłem, bo na pewno nie brzmiało to jak mowa. Czekaj czekaj to brzmiało jak szczeknięcie.
Że co?
-
Cholera, co jest? - znowu to samo. Niby rozumiem ale nie mowie. Tylko szczekam, warczę czy coś w ten deseń.
Spanikowany wstałem na równe łapy, tak łapy, bo na cóż by innego? Nagle, zanim się porządnie rozejrzałem, zrozumiałem. Jestem w skórze jakiegoś wilka. Nie, ja jestem wilkiem. Jak to? To nie ma sensu. A mimo to węch mnie nie zawiódł. Czułem smród. Smród ludzi. I coś jeszcze... Chyba jeszcze gorsze. Smród kota. Rany boskie jaki jest nie znośny!
Instynktownie zacząłem warczeć. Cofnąłem się i z łupnąłem zadkiem w tył klatki. Dopiero teraz zauważyłem, że jestem zamknięty. Widzę nogi.
-
Chłopaki to wy? Co się dzieje? - i znowu te warknięcia ze szczeknięciami.
Słyszę ludzki głos. Podchodzę do krat żeby sie rozejrzeć. Nagle stanąłem jak wryty na widok swojego niewyraźnego odbicia w grubej kracie. Czarny wilk. Tylko oczy wyróżniają sie z czarnej plątaniny sierści. Spojrzałem po sobie. Faktycznie cały czarny jak smoła.
Rozejrzałem sie i zobaczyłem inne klatki. Usłyszałem ludzki głos. To Ed?
Po lewej widzę kota. To mnie nie zdziwiło w końcu go czułem. Ale dlaczego rozumiem tego futrzaka?
-
Sam chciałbym wiedzieć co sie stało. A tak w ogóle coś za jeden? - sypnąłem zanim zdążyłem sie zastanowić.
Szybki rzut oka na sytuacje. Facet z pałką, drugi z czymś co można nazwać włócznia. Będzie gorąco. Już nie próbowałem sie zachowywać jak człowiek. Zacząłem ujadać bez opamiętania.
-
szybko sie denerwuje - zastanowiłem się -
to dobrze.
Uśmiechnął bym sie gdyby sytuacja wyglądała inaczej. Ale czy wilki sie uśmiechają?
-
niedługo sie dowiem -przeszło mi przez głowę.
Po prawej stronie usłyszałem głos, nie, nie głos ale szczek Baybars'a.
-
symfonię? Ależ proszę bardzo. - rzuciłem i chyba nie było nikogo kto by mnie powstrzymał od wycia. Przynajmniej chwilowo tak myślałem. Gdyż po dłuższej chwili, po prawej dojrzałem swojego kompana, a przynajmniej też wilka. Usiadł na "prośbę" ogolonej małpy. Rozumiecie? USIADŁ!
-
Nie no tego za wiele! - Warknąłem.
Nie wiedząc czemu tak mnie to zirytowało, ba, to mnie wkurzyło, żeby nie powiedzieć jeszcze gorzej. Ruszyłem wściekły i uderzyłem w kraty. Nie wiedziałem czy to coś da. Chciałem tylko żeby ten "pałkarz" ze mną spróbował zadrzeć. Szamotałem sie, wierzgałem, waliłem grzbietem o ściany, dach. Do tego warczałem jak opętany. I tylko zdążyło mi przez myśl przejść jedno zdanie:
-
Co jest w tej wielkiej klatce przykrytej jakimś materiałem?