| Baybars, mając stać się rychło pierwszą ofiarą przemysłu futrzarskiego, szybko układa plan ucieczki. Kiti i Kall'eh zaczynają zgodnie wyć i szaleć w klatkach, a Baybars i Amadeusz zgodnie warczą groźnie, wprawiając zdumionych łowców stan głębokiej frustracji i niepewności. Zwęszyliście strach. Na domiar złego, po kolejnej komendzie „siad!”, dzika, nieokiełznana bestia z lasu, potulnie siada i wymachuje przyjaźnie ogonem, strojąc miny dobrego psa.
- Widziałeś to?! – jęknął Ed.
Arkas z krzywą miną cofnął się od czarnego wilka na łańcuchu i podrapał się po głowie.
- Dużo żem widział dziwnych rzeczy w lasach, i wiem, że zdolnym treserem jestem, ale to u diabła?!
- Może... już był tresowany? – wtrącił zgłupiały Kliff. – Przez elfy, druidów, albo coś takiego...?
- To nie są zwykłe wilki! – rzucił zastrachany Ed. – Zobacz, jak ten biały się na nas gapi! A ta, zobacz, zżera klatkę!
Kall'eh i Kiti demolowali zaciekle swoje klatki.
- Spokojnie panowie – rzekł Kliff. – Wóz zaraz będzie, zapakujemy to i koniec draki.
- Żywe? Co nam to żywych wilkach? Kto to kupi?
- Zapakujemy?! Ja się do nich nie zbliżam!
- Przestań jęczeć Ed, do cholery! To tylko banda głupich, przestraszonych, zawszonych wilków, nażartych, i wielkich, ale nic poza tym!
- To dziwne... – Arkas nadal gapił się z niedowierzaniem na Amadeusza.
- Z-zobacz!!! – Ed drżącą ręką wskazał Barbarsa.
Tatuaże wilka lśniły iskierkami ognia.
- O ń-hie...! – jęknął z durnowatym uśmieszkiem obłąkańca Ed, cofając się ku drzwiom. – Ja się do nich nie zbliżam!...
Pręty w klatce Baybarsa zajarzyły się nagle czerwienią.
- C...oooOOOOoooooooo?! – Arkas pośliznął się na podłodze, która nagle zamieniła się w równiutką taflę lodu.
Kiedy Arkas rąbnął jak długi, Ed jęknął w panice i próbował skoczyć ku drzwiom, ale szybko odkrył, że skoki na lodzie to nie jego specjalność i wykonawszy całkiem efektywny szpagat, z głuchym stęknięciem również legł na podłodze.
- Wynoszę się stąd – stwierdził delikatnie Kiliff, przytrzymując się ściany ruchem poślizgowo-upadkowym posuwając się ku drzwiom.
Erni w milczeniu, krok za krokiem, ostrożnie cofał się ku wrotom, wyciągając ku towarzyszom rękę, jakby mówił „dajcie mi broń”. Ci jednak broni mu nie dali, a szybko ewakuowali się z chaty.
- Widziałeś to?! Widziałeś?! Nie wracam tam! – słyszeliście głos spanikowanego Eda.
Arkas zaglądał przez okno z bezpiecznej odległości. Łowcy dłuższą chwilę przekrzykują się nawzajem w zażartej kłótni o coś.
- Są warte fortunę!
- Są niebezpieczne!
- Nie słuchasz. Są warte fortunę!!! Są w klatkach!!! Są nasze!!! Stary, są nasze! Całe szczęście, żeśmy ich nie przerobili na futra! Muszą być żywe, muszą robić te swoje sztuczki...! Każdy mag da za nie for-tu-nę! – Kliff zacierał ręce.
- I jak je niby stąd zabierzemy?!
- Ogłuszacz! Ogłuszacz, lećmy po ogłuszacz! – powtarzał jak w transie Kliff. – Raz zadziałało na nie, to i drugi zadziała!
- Dobra. Dobra, spokojnie...
- One nas pozabijają!...
- Zamknij gębę, Ed. Jedziemy po ogłuszacz. Psia mać!
- Co?
- Trofea i torby zostały w środku! Tam są nasze pieniądze!
- Ja tam nie wracam!
Znów słyszycie kłótnię. Po chwili przez okno do pokoju wsuwa się gruba, długa gałąź. Drży i kołysze się, próbując nawinąć na swój koniec pasek od skórzanej torby leżącej na szycie sterty w kącie.
- Kliff, jedź już, zatrzymaj wóz!
Rżenie, tętent końskich kopyt.
- Już prawie mam...
- Cholera! – pasek torby uznał się z czubka gałęzi. – Jeszcze raz... Lunar szarpie się z drzwiczkami klatki, próbując sięgnąć łapą zawiasu i wybić z niego klin. Niestety, zamknięcie klatki znajduje się na zewnątrz, na lewej ścianie klatki, przez co wilk nie może go sięgnąć łapą, która niestety nie jest tak wprawna w manipulacjach jak elfia ręka. I tak, szarpiąc drzwiczki, Lunar słyszy, jak ciężka kłódka obija się o drewnianą ściankę.
Z okrytej płótnem klatki dobiega nagle warczenie. Nie jest to warczenie wilka aczkolwiek, a grube, tęgie warczenie czegoś większego! Gwałtowne uderzenie w klatkę. Jeszcze jedno. Brzdęk metalu; oceniacie, że ta duża klatka jest inna niż wasza, nie z drewna, a ze stali. Baybars tymczasem obserwuje, jak dwa pręty jego klatki żarzą się do czerwoności, przyjmując powoli żółtawo-biały odcień. Nieznacznie się wyginają, ale nie przeciśniesz się, a poza tym są gorące. Gdyby ktoś je teraz urobił...? Kiti; nie udało się stworzyć napisu z sopelków, za mało wilgoci było w okolicy i napis po prostu się rozsypał. Kall'eh toczy dysputy z kotem. Nie trudno dziwić się kotu – ma otworzyć klatkę, z której wyjdzie wielki, ogromny, silny, zabójczy, szczekasty, zębiasty, krwiożerczy wilk?! Musiałby mieć naprawdę dobrą motywację...
__________________ - Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith. |