Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2008, 20:01   #13
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Naaspian, zapomniany świat wymazany z Księgi Pamięci.

-Myślałemmm, żee cii naa nichhh zależyyy. – Stwierdził badawczo mały skerlig, próbując prześwietlić wzrokiem swojego rozmówcę.



-Nie inaczej, nie inaczej. Zależy mi na nich, ale liczy się przede wszystkim jakość a nie ilość. – Odparła zakapturzona postać spoglądając na ponure, pokryte zabójczymi wyziewami wulkanów pustkowia. - Masz sprawdzić ich umiejętności przetrwania.
- Aa jeślii niee będąą ww stanieee podołaććć próbieee jakąą dlaa nichhh przygotowałemmm? Ii coo jeślii twojaa podopiecznaaa ucierpiii? – W malutkich oczkach pojawił się złowrogi błysk.

Zamaskowana osoba uśmiechnęła się głośno i krótko stwierdziła. – Nikt nie jest niezastąpiony…

-Dobrzeee powiedzianeee, wyśleee, więccc mojegoo najlepszegoo krewniakaa. – Brzydal miał już miał coś dodać ale przygryzł w ostatniej chwili zęby i czekał posłusznie na słowa kontrahenta. Ten nie śpiesząc się pociągnął ostatni łyk z filiżanki i zmarszczywszy brwi najwyraźniej próbował ocenić walory smakowe podanego napoju.

- Jak zwykle próbujesz mnie otruć tym paskudztwem, które na dodatek ośmielasz się nazywać herbatą! – Wybuch zamaskowanej postaci wcale nie zdziwił skerlinga, zawszę wszak gdy trzeba było porozmawiać o zapłacie ten scenariusz się powtarzał. – Chyba rozumiesz, że odkąd mój świat przestał istnieć to cena twoich usług stała się dla mnie niezwykle wysoka…za wysoka.

-Too jużż twójjj problemmm. Pięćsettt duszz niee mniejjj, takaa jesttt mojaa cenaa. Dobijamyyy targuuu czyy niee? – Mały stwór wiedział, że miał go w garści, jego rozmówca nie mógł zwrócić się do nikogo innego.
- Spełnię twoje wymagania pijawko, ale po raz ostatni mnie widzisz. – Postać odwróciła się na stopie i pośpiesznym krokiem udała się wzdłuż korytarza, prosto do portalu.

-Jużż mii too razz powiedziałeśśś. Trzebaaa byłoo się trzymaććć swojegooo postanowieniaaa ii tejj pięknejjj damyy, któraa miałaa naa ciebieee takii dobryy wpływw. – Krzyknął za klientem skerling po czym zostawszy sam na balkonie śmiejąc się do rozpuku dodał.- Terazz jużż niee będziee końcaa zabijaniaaa…





Lorelei Lodowa Róża

Goldrosen, Wielka Rada Lykeonu - środek nocy

Towarzystwo Lodowej Róży odpowiadało najwyraźniej małej dziewczynce, która z wielkim zainteresowaniem wsłuchiwała się w każde słowo Obdarzonej próbując zaspokoić swoją nieskończoną ciekawość. Karolinka musiała dotknąć każdego przedmiotu, jaki pakowała czarodziejka, jakby były jakimś niezwykłym skarbem. Gorzej szło jej odpowiadanie na pytania. Widać było po jej mince, że chęć współpracy ewidentnie napotkała na jakiś poważny zakaz.
- Pan kapelusznik zabronił mi wyjaśniać wielu rzeczy to on wszystko ma wam wytłumaczyć…prawdę powiedziawszy sama niewiele z tego wszystkiego rozumiem. Ale wiem! – Uśmiechnęła się do rozmówczyni. – Mogę Ci powiedzieć co nieco o sobie. No, więc mam na imię Karolinka i jestem istotą wyższą a przynajmniej tak mi powiedziano, bo na razie nie spotkałam nikogo mniejszego ode mnie hmmm. – Dziewczynka zamyśliła się i przewróciwszy parę razy oczkami kontynuowała –Nie, spotkałam raz takiego malutkiego ludzika co dużo mówił i miał owłosione stópki! A swojego świata nie mam…

Po tych słowach Mała posmutniała i wbiła wzrok w ścianę pokoju Lodowej Róży.

-Możemy ruszać, Karolinko. Jestem gotowa.

Dziewczynka pociągnęła noskiem i machnęła parasolką w powietrzu robiąc małą rysę w rzeczywistości. Czarna „kreska” powoli się powiększała i już po chwili była wielkości drzwi do komnaty Lorelei.
-Złap mnie za rączkę i chodź za mną, nie ma się czego baćKarolinka powiedziała i nie czekając na dalsze potwierdzenia o gotowości kobiety złapała ją za rękę i pociągnęła wprost do lepkiej ciemności wyścielającej przejście między światami.





Niaa

Wielka Arena Ancjusza


Znalazłszy przybrany dom po raz kolejny postanowiła opuścić „swoich”, którzy z jej imieniem na ustach ginęli w krwawej łaźni. Cóż za marną istotą musiała być w rzeczywistości.

Kocica po raz ostatni spojrzała na swoich braci oddających życie dla niej, lecz wybrała już własną ścieżkę, jaką musiała podążyć i nie stawiając już oporu pozwoliła poprowadzić się za rączkę wprost do ciemnego portalu. Do niego.

Wewnątrz panował dziwny chłód, a czarna materia niczym woda opływała ciało Niaa. Żaden dźwięk nie dochodził do uszu kocicy jakby ten zmysł w ogóle w tej przestrzeni nie istniał. Nie lepiej było ze wzrokiem. Widoczność ograniczała się do czerwonego płaszczyka małej dziewczynki, która wytrwale prowadziła ją do nieokreślonego celu ściskając ze wszystkich sił jej łapkę. Ciepły dotyk Małej ku zdziwieniu Kocicy wzbudzał w niej nieznany dotąd instynkt macierzyński. Wtem Niaa ujrzała gwałtownie zbliżające się światło. Wyjście.


Kobieta łapczywie nabrała powietrza do płuc dopiero teraz uświadamiając sobie, że w tym strasznym przejściu również oddychanie było czymś niepotrzebnym. Mimo, że były po drugiej stronie tu również panowały szare, smutne kolory a gęsta mgła utrudniała widoczność.

Kocica już miała coś powiedzieć, lecz niespodziewanie jej ciało zapłonęło całą gamą przeróżnych odczuć. Tak jakby każdy jej zmysł oszalał i przysłał sygnały ze zwielokrotnioną siłą. Równie nieoczekiwanie jak się pojawiło, tak dziwne uczucie szybko zniknęło i wszystko wróciło do normy. Po chwili zorientowała się, że leży na ziemi a Karolinka krzyczy jej prawie do ucha tarmosząc ją jednocześnie za główkę.

-Koteczku, koteczku co ci jest?! – Dziewczynka, gdy tylko zorientowała się, że jej nowa przyjaciółka oprzytomniała użyła swojej parasolki i delikatnie za pomocą swej mocy ułożyła ciało Niaa na pobliskiej kamiennej ławce.

- I co my teraz zrobimy? Nie wiem nawet gdzie jesteśmy…




Thimoty Payton, Acheont


-Panie Świetliku co się…- Dziewczynka już miała podbiec do omdlałem kulki, lecz lufa broni teraz wymierzona w nią zdecydowanie odwiodła ją od tego pomysłu. – Panie Żołnierzyku, tylko spokojnie…nie da się tego sensownie wytłumaczyć. Jest Pan bohaterem, który musi uratować cały wszechświat przed wielkim buuuuum.

Ten argument w ustach małej dziewczynki nie wydawał się zbytnio przekonywujący i chyba nawet Karolinka zdała sobie z tego sprawę, gdyż przygryzła zęby i spróbowała ponownie. - Przybyłam po pana, żeby oferować pomoc a to pan mnie ocalił przed tym strasznym potworem i…i potem przedostaliśmy się przez wyrwę do tego dziwnego świata.

Dziewczynka tym razem dała więcej czasu Rangersowi na przetrawienie dziwnych wiadomości, nie robiąc gwałtownych ruchów wyminęła mężczyznę, po czym podniosła z ziemi nieprzytomną Świetlistą kulkę i utuliła w swoich ramionkach jak malutkie dziecko.
-Pan Świetlik też jest bohaterem…no może nieco innego formatu, ale nie można mu tego odmówić. Zostaliście wybrani i zaproszeni na herbatkę gdzie zostaniecie poinformowani o wszystkim. Proszę, sama nie wiem dokładnie o co w tym wszystkim chodzi aż mnie główka od tego wszystkiego boli…

Rzeczywiście dziewczynka nie wyglądała najlepiej, bardzo szybko pobladła i przez moment wydawało się, iż dołączy do dziwnej świecącej istoty, lecz nienaturalna bladość równie szybko ustąpiła.
- Rozszczepienie daje o sobie znać, musimy się śpieszyć…

Trzymając Acheonta w lewej dłoni, machnęła prawą, w której spoczywała jej parasolka i w powietrzu pojawiła się dziwna czarna rysa, która po sekundzie…ZNIKNĘŁA.

- Co jest grane, to nie fair?!

Karolinka ze wszystkich sił próbowała stworzyć portal machając ręką jak opętana, bezskutecznie. Do uszu Thimotiego doleciał stłumiony krzyk z ulicy, potem jeszcze jeden i następny. Każdy był coraz cichszy. Gdziekolwiek się znalazł, to miejsce przyprawiało go o gęsią skórkę. Gdy próbował zerknąć co znajduję się za wąską uliczką ujrzał wyłącznie białą gęstą mgłę, zbliżającą się w ich kierunku. Coś było z nią nie w porządku, coś co sprawiało, iż człowiek bał się odwrócić do niej plecami. Timy miał wrażenie jakby coś spoglądało na niego z wnętrza mlecznej kurtyny i tylko czekało żeby go…

- Nie jest dobrze, panie Żołnierzyku jest bardzo, bardzo źle! Wszystko nagle oszalało i nie wiem co się dzieje. – Nie była to pocieszająca wiadomość, bądź co bądź Rangers mógł się pochwalić dokładnie tym samym.

Ta mgła jest… –tu dziewczynka zrobiła małą przerwę próbując znaleźć odpowiednie słowo-ZŁA, jednak nie mamy wyjścia i musimy przez nią przejechać. Tak sądzę. Jest pan z nami?

To wszystko wyglądało jak jeden wielki zwariowany sen, z którego nie dało już się obudzić. Koszmar byłby odpowiedniejszym określeniem...





Lorelei Lodowa Róża, Niaa

Gdzieś we wszechświecie.


Obdarzona była niezwykle zdziwiona tym jak szybko i łatwo udało im się przenieś do innego świata. Nie niej podróż była niczym przejście przez próg drzwi, wystarczyło zrobić jeden mały kroczek i już było się w zupełnie innym pomieszczeniu.

Tu wszystko wydawało się takie szare i nieciekawe. Otaczało je pełno kamiennych rzeźb i drzew, lecz ich sylwetki zamazane były przez wszędobylską mgłę otulającą wszystko dookoła.

- Karolinko gdzie my jesteśmy?

Dziewczynka zachowywała się dziwnie, chodziła z wyciągniętą przed siebie parasolką w kółko i szeptała jakieś słowa pod noskiem. Dopiero po minucie odwróciła się do Lodowej Róży i z przerażeniem w oczach odpowiedziała.
-Nie wiem.

Obie jednocześnie obróciły głowy w prawo, Lorelei mogłaby przysiąc, że usłyszała chichot z tamtego kierunku. Poczuła czyjąś obecność, ktoś lub coś otaczało je i było dosłownie wszędzie.

Karolinka złapała Lorelei za rączkę, czym o mało nie przyprawiła tej drugiej o zawał. Tajemnicza atmosfera tego miejsca udzielała się Lodowej Róży, która bardzo szybko miała się przekonać, że podróżowanie między światami nie należy do niczego przyjemnego…

-Heee, niemożliwe! – Krzyknęła dziewczynka i wskazała parasolką przed siebie. – Tam biegusem!

Mała ciągnęła kobietę nie zwalniając ani przez chwilę tempa, w przeciwieństwie do Lorelei musiała się, choć trochę orientować w terenie, gdyż Obdarzona ledwo dostrzegała swoją przewodniczkę nie mówiąc już o jakichkolwiek przeszkodach. Po paru minutach truchtu mgła zaczęła się przerzedzać, lecz nierozpoznawalna obecność wciąż ich otaczała.

Niaa po krótkiej chwili doszła do siebie po niespodziewanym ataku, jaki zafundowało jej ciało. Mimo tego, że zostawiły arenę Ancjusza za sobą wciąż uczucie zagrożenia nie dawało jej spokoju i futerko na całym ciele jeżyło się nieprzyjemnie. Coś ich obserwowało. Nagle Kocica usłyszała coraz głośniejsze kroki, ktoś zbliżał się w ich kierunku. Kątem oka dostrzegła jak Karolinka otwarła buzie ze zdziwienia.

Z mgły wyłoniły się dwie sylwetki, piękna kobieta prowadzona za rękę przez…drugą Karolinkę.





Dagata

Dwójka osób ze zdziwieniem przyglądała się mistycznemu rytuałowi, lecz ich myśli były zupełnie inne. Dla Karolinki był on pięknym tańcem przeplatanym cudownymi świetlnymi efektami i gejzerami wody. Mała zdecydowanie kipiała dobrym humorem i co chwilę klaskała w dłonie chcąc wyrazić swoją aprobatę dla niezwykłego przedstawienia.

Nigel stał nieruchomo odczuwając jeszcze skutki ran, jakie zadała mu tamta istota. Jednak to nie ból martwił go, dzięki niemu wiedział, że to wszystko działo się naprawdę. Przerażał go niezrozumiały dla niego obrzęd, tak bardzo przypominał mu o tym straszliwym potworze, który skusił go iluzją pięknej tańczącej kobiety.

Teraz miał przed oczami niezwykłej urody istotę z krwi i kości, jednak wiadomość, jaką mu przekazała za pomocą myśli była dla mężczyzny nie do zaakceptowania. Ocaliła go, czuł jak przekazała mu swoje ciepło…jak teraz mógł ją zgładzić?

A jednak zaakceptował prośbę nieznajomej, choć nie rozumiał jej do końca. Jeżeli miała stać się takim samym potworem jak to co spotkał wcześniej to był gotów spełnić jej wolę - tak przynajmniej sądził.

Gdy ceremonia dobiegła końca, kobieta wyraźnie wyczerpana zbliżała się wolno w ich kierunku z trudem wychodząc na piaszczysty brzeg, po czym delikatnie opadła na ziemie. Nigel mocniej złapał za rękojeść sztyletu i ostrożnie zbliżył się do Wiedźmy na odległość ręki.

-Spójrz na mnie. – Powiedział w niezrozumiałym dla Dagaty języku próbując bezskutecznie dostrzec jej oczy. – Skoro to nic nie dało to może tak się uda…

„Proszę, spójrz na mnie, musisz mnie usłyszeć. Jeszcze nawet ci nie podziękowałem, nie próbuj mi tu umierać…”- mężczyzna sam nie wiedział co powinien zrobić, więc pozwolił sobie na swobodny potok myśli skierowanych w kierunku swojej wybawicielki. Wiedźma poruszyła się a Nigel instynktownie w drżącej dłoni uniósł sztylet gotowy do zadania ciosu.

-Spokojnie siostrzyczka jest nadal z nami.
– Dziewczynka znienacka szepnęła tuż zza pleców mężczyzny na wszelki wypadek blokując parasolką jego rękę. - Sam zobacz.

Dziwny przybysz z niewiarygodną siłą przywoływał ją w myślach, sprawiając, iż Dagata powoli odzyskiwała świadomość po wygranej batalii. Wreszcie zmęczonymi oczami spojrzała na jasnowłosego mężczyznę i małą dziewczynkę, czym wywołała uśmiech na ich twarzach. Sama nie wiedzieć, czemu odwzajemniła uśmiech. Udało się, teraz tylko…

Nagle wyczuła czyjeś ohydne myśli krążące wokół całej trójki. Coś ich obserwowało i kryło się między drzewami. Bardzo szybko biała nienaturalna mgła zaczęła spowijać wszystko dookoła

„Dajcieee mii posmakowaćć swojegooo strachuu, takk zacznęę odd niegoo…”

Blondyn upuścił sztylet i krzycząc złapał się za głowę. – Zostaw mnie, ja nie chciałem, przepraszam, PRZEPRASZAM!

Dagata z łatwością wyczuła jak mężczyzna kipiał od negatywnych emocji, które były wchłaniane przez otaczającą ich mgłę. Ktokolwiek był ich przeciwnikiem najwyraźniej żywił się strachem.

Karolinka ujęła parasolkę w obie dłonie i szepnęła przez zaciśnięte zęby. – Siostrzyczko, nadchodzi.


Coś z wielką siłą próbowało się wedrzeć do umysłu Wiedźmy próbując wydobyć wszystkie złe emocje. A ona była taka zmęczona…
 
mataichi jest offline