Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2008, 10:02   #95
Ticket
 
Ticket's Avatar
 
Reputacja: 1 Ticket nie jest za bardzo znany
Oczy rozbłysnęły mu nieukrywaną radością gdy puścił na moment wodze Admusa, by oburącz uścisnąć serdecznie dłoń nowo odkrytego ziomka.

-Ha! Doprawdy to zaszczyt prawdziwy móc się do was zwracać skrótowo, wierzcie mi bowiem że rodzina Powe od niepamiętnych lat hołduje sobie tej zasadzie. Skrótowości jako przeciwieństwu próżności i nadymania się niczym ropucha, znaczy się. Bo i po cóż miałbym się tytułować Leonardem Heliogobalem Morfeuszem Powe, nawet jeżeli tak brzmi me pełne imię, jeżeli przyjaciele i rodzina (a to nie zawsze jednoznaczne, mój panie, nie, nie) mogą mnie nazywać po prostu Leonem. "Leo" jednak - tu mrugnął- to już przesadna poufałość.

Jak miał się przekonać pan Brandybuck, starszemu z Powe'ów dość często zdarzało się wrażać w sposób który zarówno gramatyką jak i treścią kazał sugerować wypicie co najmniej kilku mocnych piw. Leon był jednak duszą serdeczną, nawet jeżeli czasem nazbyt dumną, zapatrzoną w siebie i zadufaną.

-Tak! Tak, zgadzam się! - szepnął z ożywieniem gdy rozmowa zeszła na ich towarzyszy podróży- Mistrz Orendil i Galdor zdają się być zacni i zaufania ze wszech miar godni, choć przyznam że nie rozumiem ścieżek którymi podążają ich myśli, ale reszta...Toć to jakieś szemrane typy, pewnikiem czarodziej wziął ich ze sobą tylko po to by wszelka zbójecka mać zmykała w las już od pierwszego spojrzenia! Te ich miecze, sokoły - spojrzał na "Szramę"- ...blizny. To z pewnością taki efikalent* stracha na wróble, z dyniowatą głową. Potrzebuje ich do przebycia niebezpiecznych terenów. -osądził.

-A do prawdziwego celu swej szlachetnej i ważnej misji, zwerbował z pewnością mężów godnych zaufania. Choćby Galdora..No i nas, bo czy świat słyszał o zacniejszych hobbitach niż wschodnioćwiartkowcy?

**************

-Eee...khm! -kaszlnął stojąc pod jadącym na koniu elfem, nie za bardzo wiedząc jak zacząć rozmowę.

-Panie Galadorze- zajęty intensywnym wpatrywaniem się w cholewy jego butów, nawet nie zauważył że przekręcił imię towarzysza.- Tak żem sobie myślał, że skoro udajemy się w tereny, no...niebezpieczne. Może nie jakieś...no ale dłoń...Khmm! Czy nie znalazłbyś może na podorędziu zbędnego noża, bom nie spodziewając się udania na tę wyprawę żadnej broni ze sobą nie zabrał?




*tu Leon chciał pewnie użyć trudnego słowa "ekwiwalent"
 
Ticket jest offline