Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2008, 18:51   #209
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
czw. 11.X.2007; Wydział 13; 10:00 a.m.


- Sytuacja na wydziale wydaje się dość zagmatwana... Czy mi się tylko wydaje i tutaj to jest norma?- spytał Dawkins.
- Cóż...Nie zawsze. Widzisz, to miejsce to nie tylko posterunek. Nie tylko zajmują sie tu sprawami kryminalnymi, ale także robią za hycli, jak stwory ciemności wypełzną w zbyt dużej liczbie...Pamiętam jak do Metropolitan Museum przywieźli mumię Tut-at..eee..Tut-at...Jakiegoś Tuta.- zaczął wykład O’Doom.
-Tut-athep-sepa. Kapłana boga Anubisa z czasów III-ej dynastii.- poprawiła Corneliusa Daria.
- Właśnie...Przywieźli ową mumię zamkniętą. A jego sarkofag zabezpieczało trzynaście pieczęci, ostrzegające potencjalnych rabusiów grobów przed ich zerwaniem. „Zerwij pieczęć, a zeżre cię piekielny szakal”, lub coś w tym stylu. Problem był jednak w tym, że akurat te pieczęcie działały. I gdy się dwóch złodziejaszków włamało do muzeum, by ukraść złoto z sarkofagu, uwolnili owe trzynaście demonów. Największy fragment jak z nich pozostał, trzeba było podnosić pęsetą...W każdym razie wtedy był niezły bu...bajzel na posterunku i jeszcze większy Sajgon w samym muzeum. Zupełnie w Wietnamie, tylko zamiast sił Vietcongu, olbrzymie szakale z piekła rodem.-ojciec Cornelius zatopił się we wspomnieniach.
- Ale takie sytuacje, nie są normą, choć się zdarzają...-rzekła Daria.- Prowadzimy tu normalną policyjną robotę, pomijając sytuacje awaryjne. I niech się pan nie martwi. Czarny punkt nie jest zaliczany do sytuacji awaryjnych. Chyba, że jest duży.
Dawkins zaś dodał.- Kim jest Robolawyer? Jeszce jeden duchowny?
- Robolawyer, to nieoficjalna ksywka Filipa Gardnera, prawnika obsługującego nasz wydział, i robiącego za rzecznika prasowego XIII-ki. Lepiej tak przy nim nie mówić, bywa na tym punkcie drażliwy.- rzekła Daria Logan.
- Ale za to ma przemiłą żonkę...A jak ona gotuje. Jej ciasta to prawdziwe majstersztyki wśród deserów, palce lizać.- dodał swą opinię O’Doom.- Zresztą Robolawyer w weekendy bywa gościnny. Od czasu do czasu można załapać się na grilla.
Po tych słowach klepnął się po swoim całkiem sporym brzuchu, mówiąc.-Teraz kostnica, mam tam znajomą, ogień nie dziewczyna. Świetnie gra w pokera...
Tymczasem drzwi do pokoju Rooka, otworzyły się i wyszła z nich blondyna w okularach, które bynajmniej nie psuły jej urody. A za nią murzyn w póżnym średnim wieku.
- Żadnego pokera w prosektorium...Tu się pracuje. Więc nawet nie planuj.- rzekł murzyn, po czym zwrócił się do Dawkinsa. - Ksiądz Dawkins? Miło poznać, jestem Charles Rook, pański szef od jutra. Choć właściwie od dziś.
- A czy ja coś mówiłem?- spytał O’Doom.
- A musiał ksiądz?- spytał, jakby retorycznie, Rook i dodał.- Wejdźcie.

czw. 11.X.2007; Wydział 13- pokój Rooka; 10:10 a.m.


- Sytuacja jest taka...Mamy czarny punkt. Trzeba go zamknąć. Według jajogłowych, których przysłało wojsko... Jest niewielki, ale mamy już jednego denata dzięki niemu.- rzekł Rook siadając za biurkiem. Rzucił w kierunku obu niewielką teczkę.- Tu jest adres i wszelkie znane szczegóły...No, to powodzenia. Reszta jest już w drodze.

czw. 11.X.2007 , wydział XIII, kostnica 12:11 p.m.


Mikannosuke w sprawie prezentu wypowiedział się dość ogólnikowo mówiąc, że się tym zajmie. Choć widać było, że w tej sprawie ma mieszane uczucia. Yagami miał wrażenie że jego krewniak przesiąkł Ameryką. Nie panował nad mimiką twarzy zbyt dobrze...W przeciwieństwie do jego samego, bądź Satomi-san.
Yagami miał też wrażenie, że Mikannosuke coś przed nim ukrywa, a dokładniej coś próbuje oddzielić od ich wspólnych relacji. Nie było to w jego przypadku nic nowego. W końcu dobrowolnie wyjechał do USA...W dodatku by objąć stanowisko, które trudno nazwać awansem. Takie to myśli drążyły serce Yagamiego, gdy szedł do kostnicy.
Ale gdy zobaczył ciało brata, zaczął rozmyślać o czymś innym.
Pavlicek miłosiernie zminimalizowała możliwość szoku, okrywając przed Yamagim jedynie głowę denata. Ale tak był to upiorny widok...Zwęglone szczątki, o czarnoczerwonej barwie, sugerowały śmierć w męczarniach. Owa zniszczona tkanka kontrastowała z bladą i prawie nieuszkodzoną twarzą. Zupełnie jakby ktoś zdarł skórę z twarzy Yuna, i założył ją na czaszkę trupa, niby jakiś rodzaj upiornej maski.
Gdy spoglądał coraz dłużej na to co zostało z jego brata, zauważył jak coś się rusza w nosie jego brata. Było rodzaj czerwonego wija...lub czegoś podobnego, pokryte włoskami*.

Stworek zaczął wydawać z siebie przenikliwy pisk, a na jego „końcówce” pojawił się migotliwy niebieski płomyk...Na ten widok Mikannosuke zbladł i jedynie patrzył się przerażony w potworka. Zaś Laura Pavlicek zachowując zimną krew, podbiegła do biurka wyciągnęła z niego nieduży rewolwer...Zaś Pablo, który zdążył już nałożyć słuchawki na głowę, siedział przy próbkach nieświadom zamieszania tuż za jego plecami.

czw. 11.X.2007; Ulice Nowego Yorku; 9:58 a.m.


- Jaką broń sobie wybrałeś? - zapytał jeszcze z ciekawością, pokazując swoje dwie spluwy. - Mam trochę tego sprzętu w samochodzie, starczy nawet na oblężenie zombie.
Vincent spojrzał na uzyskany od Saint Nick’a pistolet.

Była to beretta 92 F...Wydając ją Nick rzekł. - Możesz dostać, każdy rodzaj spluwy o ile jest to beretta 92 F. Mamy wszakże amunicję do wszelkiego rodzaju broni krótkiej, ale...w inny rodzaj broni trzeba się już samemu zaopatrzyć.
Więc Vincent odparł.- Berettę.
Co prawda chciał wybrać coś w tym rodzaju, ale wolałby mieć wybór.

czw. 11.X.2007; Ulice Nowego Yorku; 10:14 a.m.


Przejrzawszy teczkę, Ambers porzucił ambitny plan pojechania do Carverów. Pittsburgh, miasto w stanie Pensylwania, znajdowało się zbyt daleko. Nie było też pewności, że zastaną w domu oboje podejrzanych (jeśli w ogóle kogoś zastaną). Na szczęście w aktach był numer do firmy którą prowadzili, numer firmowy bezpośrednio do sekretariatu firmy...A nawet numery komórek zarówno Jamesa Carvera, jak i jego żony. Nic tylko dzwonić...Pytanie tylko, na który?

czw. 11 X 2007; wydział 13, świetlica, 09:44 p.m


Po podzieleniu się na grupy Grey wraz Ambersem szybko i energicznie zabrali się do roboty...Opuścili miejsce zebrania, zostawiając McMurrego i jego nową partnerkę samym sobie.
- Cóż...Można wziąć, albo berettę 92, albo berettę 92...Różnica niewielka.- odparł Mike, dodając w myślach.- "Szczęściarzu, znowu jest w parze z kobietą."- Choć w tym przypadku „kobieta” było określeniem na wyrost. Bardziej pasowała dziewczyna lub nastolatka.
McMurry nie zdążył rzec nic więcej, gdyż po chwili do świetlicy wpadła jakiś posterunkowy i spytał.- Detektyw McMurry?
- To ja.- potwierdził Michael.
- Dzwonili z North Central Bronx Hospital. Jeśli chce pan przesłuchać owego wisielca, to niech się pan pospieszy. Bo właśnie sie ocknął, a jego sztabu adwokatów można się spodziewać w każdej chwili.- rzekł posterunkowy.

czw. 11.X.2007; Wydział 13; 10:00 a.m.


Nicole usłyszała, że ktoś wszedł do pokoju. Odwróciła się i zobaczyła Chrisa. Wstała.
- Hej. Przepraszam, że się spóźniłam. Zaspałam. Ale za to wczoraj znalazłam kilka informacji o ofiarach. Niestety nic o tym gościu... Chociaż i tak większość danych jest raczej nieprzydatna.
Podała mu wydrukowane dokumenty.
- Nie ma sprawy..- rzekł De Luca, poczym przeglądając zebrane dane dodał.- Wooow, odwaliłaś spory kawałek policyjnej roboty, gratuluję.
- A tak w ogóle, dostaliśmy tę sprawę?
- Tak, choć por. Logan, przy okazji urządziła mi małą pogadankę, ale ogólnie jest OK.-
dodał Chris.
- A co do sekcji zwłok?- spytała. Chris podał jej teczkę, mówiąc.- Tutaj są szczegóły, ale nie wczytuj się w to zbytnio, jeśli jesteś świeżo po śniadaniu. Laura dołączyła do opisów, zdjęcia...A nie jest to przyjemny widok, jeśli ma się żołądek nieprzystosowany do takich widoków.
- Mam kilka planów. Chcę dowiedzieć się od taksówkarzy czy przewozili mężczyznę, którego opis znamy. Jak znajdziemy owego taksówkarza to dowiedzieć, skąd go wiózł i inne podobne i przydatne sprawy, mogące pomóc w identyfikacji go. Do tego załatwić wóz i amunicję od St. Nicka. Spróbować załatwić wszystkie papiery potrzebne do zatrzymania Jacka-Cyrano Napiera.- kontynuował wypowiedź De Luca.- Pobranie wozu to czysta formalność, ale reszta...Nie cierpię wypełniania papierów, ale potrzebujemy nakazu zatrzymania. Wiesz co? Ja ci będę dyktował, a ty pisz, na komputerze podanie. Sprawnie ci idzie obsługa klawiatury, więc szybciej się z tym uwiniemy.
- Dobry pomysł.- potwierdziła Niki, ciesząc się z tego, że jest...przydatna.

czw. 11.X.2007; Wydział 13; 10:13 a.m.

Daria Logan odebrała od obojga wypełnione podanie dotyczące nakazu zatrzymania Napiera.
Spojrzała na nie i dodała.- Przyjdźcie je odebrać po południu...Szef jest zajęty, ma konsultacje duchowe z O’Doomem.
Zarówno Chris jak i Nicole zauważyli, że wypowiadając te słowa Daria, uśmiechnęła się ironicznie. Jakby powiedziała wewnątrzwydziałowy żart, którego obcy z poza tego posterunku nie potrafiłby zrozumieć.
- Nie można szybciej?- poprosił De Luca.
- Nie da rady...-wzruszyła ramionami Daria.-Chyba, że wiecie gdzie jest i chcecie go zgarnąć.
- Przyjdziemy więc później.- rzekł Chris.

czw. 11.X.2007; ulice NY; 10:25 a.m.


Nicole i Chris przemierzali ulice, kierując się do centrum. Tam bowiem znajdował się pracownik NYS Federation, Timothy Dalton. Czekał on na strzeżonym parkingu, na dwoje stróży prawa. Choć pozornie była to dość podejrzana sytuacja, jej wytłumaczenie było prozaiczne. Timothy Dalton czekał tu na zgłoszenie do kolejnych kursów.

Było dośc młody jak na taksówkarza, ale obyty z glinami. Gdyż spokojnie czekał, aż oboje podejdą do jego taksówki...A wtedy rzekł.- Załatwmy to szybko. Jak licznik nie bije, ja nie zarabiam. Jakie macie pytania?

czw. 11.X.2007; gdzieś nad NY; czas nieznany


Kruk lecący za Yamachą doleciał w okolice chińskiej knajpki. Przez chwilę kołował, aby zapamiętać lokalizację miejsca i by upewnić się iż motocyklista nie przybył tu po danie na wynos. Stworzenie nie wiedziało, że zostało zauważone. Smuga dymu wydostała się przez szczelinę w framudze okna. Poruszała się bardzo szybko i wbrew przeciwnie wiejącemu wiatrowi. Zupełnie jakby tym dymem sterowała obca inteligencja, zdeterminowana by dopaść celu. Dym owionął kruka oplatając go półprzeźroczystymi mackami niczym ośmiornica zaciskająca macki na ofierze. Zwierzę się szarpało, potem przez chwilę szamotało. Lecz uścisk dymnej ośmiornicy był silny. Po chwili kruk spadł na ziemię, martwy...Ciało ptaka zapłonęło gwałtownie silnym, acz krótkim ogniem...I postała po nim jedynie kupka popiołu.

* Jakby ktoś się zastanawiał, czy takie zdjęcia można wstawiać do postów bez posądzenia o przekroczenie dobrego smaku, śpieszę wyjaśnić, iż przedstawia ono morskiego wieloszczeta wypełzającego z norki w rafie koralowej...Niemniej zdjęcie to, z odpowiednim komentarzem, jest bardzo sugestywne, prawda?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 05-07-2008 o 18:59.
abishai jest offline