Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-07-2008, 12:50   #201
 
Umbriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie coś
Ambers pokornie wysłuchał co ma do powiedzenia kobieta. W duchu podziękował jej za wyrazy współczucia, choć tego teraz najmniej potrzebował. Wydawało mu się, że na tym wydziale jest pod jakimś dziwnym wpływem, albo, że zmiana miejsca pracy obeszła go bardziej, niż dotąd myślał. Tęsknił za adrenaliną, pościgami i strzelaninami, w jakich zdarzało mu się czasem brać udział, podczas „śledztw”. Nie można powiedzieć, by tu praca wyglądała zupełnie inaczej, ale tu musiał zaczynać od początku – bez szacunku, jaki uzyskał w poprzednim miejscu i który pozwalał mu na pewne uchybienia, z ogromną liczbą niewiadomych na koncie i paroma naprawdę błędnymi decyzjami.

Rozmyślał tak, aż dotarł do drzwi świetlicy. Wyprostował się dumnie i poprawił mundur. Był ciekawy, kto teraz, przypadnie mu w „udziale”. Mimo iż nie przepadał za McMurrym, na współpracy z nim najbardziej mu zależało. Jak widać, szło mu dużo lepiej niż Ambersowi ( „Może się starzeję?” ). Po za tym, dobro zawodowe zawsze było dla niego ważniejsze niż prywatne. Wolał pomęczyć się trochę i wyjść z twarzą z tego śledztwa – niż dać sobie spokój i brnąć w ten pechowy krąg złych decyzji. Detektyw uśmiechnął się i wszedł na świetlicę. Przystanął, zmierzył wzrokiem dwójkę żółtodziobów w pomieszczeniu, przy czym na kobiecie zatrzymał się chwilkę, chcąc wybuchnąć śmiechem, lecz jedynie uśmiechnął się szerzej. Jego opanowanie czasem sprawiało mu satysfakcję. Tymczasem młody mężczyzna, odezwał się:

- CześćJestem detektyw Grey, a to detektyw Walter. Mam nadzieję, że jesteś tym, który nam powie o co w tym wszystkim chodzi, bo te kartki nie wyglądają jak standardowy tutorial wydziału XIII dla nowoprzybyłych. – wskazał lewą dłonią teczki porozkładane na stole i lekko uniósł brwi.

- Witam was serdecznie – powiedział detektyw, błyskając lekko błękitnymi oczami zza ciemnych okularów. Miał ciemną karnację skóry, krótko przystrzyżone ciemne włosy, gładko ogoloną twarz. Wyćwiczone mięśnie rysowały się mocniej na uniformie w okolicach klatki piersiowej i rąk. Widać było, iż nigdy nie należał do „tłustych gliniarzy, pochłaniających pączki w ogromnych ilościach”. – Nazywam się Christopher Ambers i na dzień dzisiejszy jestem detektywem w XIII wydziale. Witajcie w piekle – tu błysnął białymi zębami w uśmiechu, po czym wrócić do rzeczowego tonu, zwracając się do mężczyzny – Te kartki to nie tutorial panie Grey, jak zresztą zdążył pan zauważyć. Jeśli macie jakieś pytania, mówcie śmiało, postaram się odpowiedzieć – musicie jednak wiedzieć, że ja sam mam w głowie mnóstwo niewiadomych… Traktujcie to jako wyzwanie – dodał trochę pocieszającym tonem. Pytanie – kogo chciał pocieszyć – siebie czy ich?

„ Z kim ja znów będę pracował… Ze zbuntowaną nastolatką, która jakimś cudem znalazła się w policji? Współczuje im, ale takie jest życie. Ten drugi także nie wygląda na doświadczonego policjanta. A gdzie McMurry, zmora tego wydziału?” – myślał sobie detektyw, wprawiony czymś w nieco lepszy humor, bądź ciągnięty w stronę myślowego masochizmu… Nigdy nie wiedział jak to odróżnić.

Chwilę krępującej ciszy przerwała dziewczyna:

- Diagnoza doktor Pavlicek przeżyła raptem kilka minut detektywie Grey.
- Mieliśmy mieć świetlicę tylko dla siebie, a tu ciach kwadransik i już się zaczyna tłoczno robić. -
Zaszczebiotała żartobliwie.

- Dlatego nigdy nie ufam lekarzom.

Ambers uśmiechnął się lekko. Lubił osoby z poczuciem humoru, choć z drugiej strony mogła być to reakcja podobna do nerwowego śmiechu. Czasem pewnie przydałoby się pochodzić w cywilnych rzeczach. W narkotykowym zastraszanie przydawało mu się, szczególnie podczas akcji, lub przesłuchania. Miał nadzieje że nowych nie przytłacza jego perfekcyjny mundur.

- Widzę że masz poczucie humoru, detektyw Walter. To dobrze – być może któreś z was zostanie mi dziś przydzielone jako nowy partner. Musimy zaczekać jeszcze na McMurry’ego

Jakiś czas potem drzwi do świetlicy otworzyły się ponownie i do środka wkroczyli Daria Logan wraz z McMurrym.

- Vincent Grey i Amanda Walter, a to Michael McMurry.- rzekła na wstępie Daria, po czym dodała.- Witamy w 13-sce...Panowie McMurry i Ambers wyjaśnią co i jak w sprawie broni i pojazdów. W kwestii przydzielenia...Hmmm...szef nie przekazał żadnych nowych rozkazów, więc... Wasza sprawa, jak się podzielicie. Będę u siebie, więc za około 15 minut niech jedno z was przekaże decyzje ogółu. I nie spóźnijcie się z tym. Jak pewnie zauważyliście, śmierć Juna wywołała całkiem spory chaos na wydziale. No to do roboty, panowie ...i panno.

Chwilę później Ambers znalazł sobie miejsce do siedzenia, dostatecznie blisko nowych, by móc prowadzić z nimi normalną rozmowę, a jednocześnie nieco na uboczu. McMurry’ego przywitał miłym – Witam, dziękuje za wiadomość. Musimy o tym porozmawiać. – po czym poszukał w głowie dokładnych informacji, które mógłby przekazać nowicjuszom.
 
__________________
13 wydział NYPD
Pijaczek Barry
"Omnia mea mecum porto"
Umbriel jest offline  
Stary 03-07-2008, 23:36   #202
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Mike trafił wreszcie na wydział. Męczył go fakt, że musi oddać auto do serwisu. W tych dzisiejszych samochodach najgorsze było to, że zamiast koła zapasowego była szmelcowata atrapa. Mike pożałował, że samochody nie są elektroniczne. Byłoby z nimi o wiele mniej problemów. Na komisariacie dość srogo starała się go przywitać porucznik Logan.

Idąc za panią porucznik odruchowo zawiesił na moment wzrok na jej falujących biodrach. Jednak w brew temu co mogliby sugerować postronni obserwatorzy myśli McMurrego były gdzie indziej. Ciekawe czy będę pracował z Ambersem. To chyba nieco nierozsądne, bo każdy z nas wczoraj coś jednak osiągnął. Głupio byłoby przydzielić nas do siebie i zsumować naszą wiedzę. Tym bardziej, że nowi, choćby nie wiadomo jakimi profesjonalistami byli będą zaczynać od zera.

Nawet się nie zorientował gdy dotarli już do świetlicy.
- Vincent Grey i Amanda Walter, a to Michael McMurry.- rzekła na wstępie Daria, po czym dodała.- Witamy w 13-sce...Panowie McMurry i Ambers wyjaśnią co i jak w sprawie broni i pojazdów. W kwestii przydzielenia...Hmmm...szef nie przekazał żadnych nowych rozkazów, więc... Wasza sprawa, jak się podzielicie. Będę u siebie, więc za około 15 minut niech jedno z was przekaże decyzje ogółu. I nie spóźnijcie się z tym. Jak pewnie zauważyliście, śmierć Juna wywołała całkiem spory chaos na wydziale. No to do roboty, panowie ...i panno.-
Po tych słowach, Daria Logan wyszła z świetlicy.

Mike podszedł do stolika i przytrzymując lewą ręką pasek swojej torby prawą wyciągnął w geście powitania. Jak go nauczono w pierwszej kolejności do kobiety. Miał świadomość, że jest to złe, gdyż kobieta powinna pierwsza wyciągnąć dłoń, jednak gdy się o tym dowiedział był już na studiach i nie potrafił pozbyć się starego nawyku. Zresztą dziewczyna nie wydawała się znawcą dobrych manier.
- Witamy na pokładzie, - po chwili podał dłoń młodzieńcowi którego tak jak dziewczynę widział po raz pierwszy w życiu - mam nadzieję, że nie wylądujecie w wariatkowie w ciągu pierwszego tygodnia. - Szeroki uśmiech jakim Mike obdarzył nowych funkcjonariuszy nie pozwalał na ocenienie w jakim stopniu jest to żart, a w jakim szczera prawda.
Na końcu Mike podszedł do Ambersa wyciągnął dłoń i powiedział krótkie:
- Cześć Jak ty masz na imię, rany, zapomniałem. Przecież nie powiem przy nowych, cześć Ambers. Kurde muszę to sprawdzić, bo straszna wtopa będzie.
Mike odsunął jedno z wolnych krzeseł.
- Może zanim zaczniemy gadać o Emowampirach, węgierskich hitlerowcach, poetach samobójcach i taśmie VHS, która zabija w ciągu siedmiu dni podzielimy się na grupy? Sugeruję, żeby jedno z was dołączyło do mnie, a drugie do detektywa Ambersa dobrze, że wypada mi o nim w trzeciej osobie, bo chyba bym zwariował. Koty muszą wiedzieć, kto jest ważny, w końcu pracujemy tutaj już cały jeden dzień Zapewniam, że wasz wybór nie wpłynie znacząco na pracę Akurat, co ja niby zdziałam z tą małą z kolczykami? Może jest kuloodporna, to chociaż posłuży jako tarcza na akcji W końcu jesteśmy drużyną. A teraz konkrety: moje auto muszę zawieźć do serwisu, dlatego mój nowy partner musi wypełnić podanie o samochód służbowy. Chyba, że chcecie wykorzystać własne auto, ale wtedy musicie pozwolić, aby wydziałowy szaman Voodoo je okadził dymem z płonącej kory drzewa życia hehe ciekawe jak zareagują. Następnie musicie pobrać broń i amunicje z magazynu. Nasz kwatermistrz jest bardzo miły i nie sprawia dużych problemów. Wystarczy tylko w rubryce nazwisko wpisać coś innego niż trzy krzyżyki. I pamiętajcie żółty magazynek na demony, a czerwony na duchy. Od tego zależy wasze życie, bo jak się pomylicie możecie otworzyć bramę prosto do piekła. - Po tych słowach McMurry zrobił teatralną przerwę, żeby ocenić miny zebranych. Po chwili dodał:
- Żartowałem - emocje opadły, Mike zaczął się znowu uśmiechać i powiedział
- Oczywiście czerwona na demony. - Detektyw tylko czekał aż Ambers parsknie śmiechem słysząc durne teksty posyłane przez McMurrego.

- Zastanówcie się, kogo chcecie jako partnera, a teraz pomówimy chwilę o śledztwie. - Mike sięgnął po swoją dość obszerną torbę na laptopa i zaczepiony do niej termos. Z torby wyjął kopię akt, którą dostał poprzedniego dnia od porucznik Logan, wyglądały identycznie jak te, które leżały na stole. Mike po kolei rzucał akta:
- To nasz poeciak, amator twardych narkotyków, wczoraj próbował popełnić samobójstwo. Do akt macie dołączoną kserokopie mojego raportu z miejsca zdarzenia. Na miejscu znalazłem kasetę - Z torby wyjął kasetę VHS zawiniętą w szczelny plastikowy worek. - Jak ją wczoraj skończyłem oglądać to zadzwonił do mnie telefon i głos w słuchawce powiedział do mnie: "Masz siedem dni". Jeżeli chcecie też obejrzeć to mam tutaj kopię na DVD. Po czterech godzinach analizowania złowrogiego spojrzenia rzucanego przez grubą babę na kolesia w zielonych włosach który wcina hot doga ze smakiem nawet mnie się znudziło. Ale dla zatwardziałych masochistów polecam. Z Piersonem pogadam dziś w okolicy południa. Leży w szpitalu.

Detektyw po chwili przerwał i wyjął z torby kolejne akta.
- Pan MacGregor wyleciał z uniwerku za zakazane eksperymenty. Cóż, w dziwny sposób to co stało się z osobami biorącymi udział w owych eksperymentach jest podobne do ofiar Emowampirów. Dodatkowo na niekorzyść pana MacGregora przemawia fakt, że pozostaje w ukryciu już dość długo. W aktach dołączyłem wydrukowaną mapę wschodniego wybrzeża wraz z zaznaczonymi krzyżykami miejscami w których nasz niedoszły naukowiec logował się na swoje konto pocztowe. Przy krzyżykach są odpowiednie daty. niestety ostatni znany ślad jest zbyt odległy aby posłać do niego na herbatkę oddział SWAT.

Mike chwilę pogrzebał w torbie i wyjął akta Węgra.
- Za to ten miły człowiek wydaje się nie wiedzieć o niczym. Poczęstował mnie Letszo, czy czymś takim i opowiedział historię jak to wampiry-hitlerowcy mieli przebijane czaszki kilkunastocalowymi gwoździami. Osobiście wyłączyłbym go z grona podejrzanych, ale ci z Filadelfii mieli jakiś powód, żeby wrzucić go na listę podejrzanych.

Mike spojrzał na swój zegarek:
- To może ja pójdę powiedzieć naszej porucznik jak wyglądają nasze teamy, a detektyw Ambers zaprowadzi was do kwatermistrza. Po formalnościach możemy się tutaj spotkać w celu dalszej dyskusji. No więc kto chce pomóc mi w szukaniu wampirów?

Mike wstał i oczekiwał na odpowiedź. Zaprezentował się z takiej strony, żeby "nowi" mieli jego pełen obraz. Owszem jest rozrywkowy, nawet jeżeli jego dowcipy są denne, ale przede wszystkim pracuje wykorzystując maksimum swoich możliwości.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 03-07-2008 o 23:42.
Mi Raaz jest offline  
Stary 04-07-2008, 22:13   #203
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Pan Ambers raczej nie chciał przypaść Amy do gustu. Nawet nie chodziło o to, że wyglądał na służbistę i nie pasował do etosu pączkożercy. Po prostu pasował do tego munduru zbyt dobrze, a panna Walter wiele by dała by był on zupełnie inny. Taki jak w poprzednim przydziale... Przygryzła wargę.

– Te kartki to nie tutorial panie Grey, jak zresztą zdążył pan zauważyć. Jeśli macie jakieś pytania, mówcie śmiało, postaram się odpowiedzieć – musicie jednak wiedzieć, że ja sam mam w głowie mnóstwo niewiadomych… Traktujcie to jako wyzwanie –

W tonie Christophera czaiła się odrobina pocieszenia.

- A czy istnieją takowe? Tutoriale. Przeniesienie tutaj było dość... nieoczekiwane. I nagłe. A z szefem wydziału nie było jeszcze okazji porozmawiać więc oficjalne powody pozostają na razie w kręgach niepodpartych domysłów. -

Przekrzywiła głowę w bok przyglądając się dalej Ambersowi. Do pewnego stopnia intrygującym było zamiłowanie detektywa do niszczenia sobie wzroku ciemnymi okularami wewnątrz budynku. Rozwiązania tej zagadki rysowały się dwa: szpan, lub skłonność do popodbijanych oczu. Niestety, żadna z tych możliwości nie wydawała się na dłuższą metę korzystna.

- Vincent Grey i Amanda Walter, a to Michael McMurry.- rzekła na wstępie Daria, po czym dodała.- Witamy w 13-sce...Panowie McMurry i Ambers wyjaśnią co i jak w sprawie broni i pojazdów. W kwestii przydzielenia...Hmmm...szef nie przekazał żadnych nowych rozkazów, więc... Wasza sprawa, jak się podzielicie. Będę u siebie, więc za około 15 minut niech jedno z was przekaże decyzje ogółu. I nie spóźnijcie się z tym. Jak pewnie zauważyliście, śmierć Juna wywołała całkiem spory chaos na wydziale. No to do roboty, panowie ...i panno.-
Po tych słowach, Daria Logan wyszła z świetlicy.

Mike podszedł do stolika i przytrzymując lewą ręką pasek swojej torby prawą wyciągnął w geście powitania. Amanda bez wahania wyciągnęła dłoń w odpowiedzi do taktu szelestu, brzęczeń i stuknięć bransoletek, jednak nie dała detektywowi szansy do zgniecenia jej łapki w zapewne nadmiernym uścisku i zaledwie musnęła jego prawicę. Następnie nie dając witającemu za wiele czasu na reakcję stuknęła wierzchem swej dłoni w wierzch dłoni McMurry'ego i zakończyła puknięciem zaciśniętej pięści od góry.

- Witamy na pokładzie, mam nadzieję, że nie wylądujecie w wariatkowie w ciągu pierwszego tygodnia. -

- Na to chyba jest już o jeden dzień za późno. -

Odparła z półuśmiechem mając zapewne na myśli sam Wydział podczas gdy Mike witał Grey'a.

- Może zanim zaczniemy gadać o Emowampirach, węgierskich hitlerowcach, poetach samobójcach i taśmie VHS, która zabija w ciągu siedmiu dni podzielimy się na grupy? Sugeruję, żeby jedno z was dołączyło do mnie, a drugie do detektywa Ambersa. W końcu jesteśmy drużyną. A teraz konkrety: moje auto muszę zawieźć do serwisu, dlatego mój nowy partner musi wypełnić podanie o samochód służbowy. Chyba, że chcecie wykorzystać własne auto, ale wtedy musicie pozwolić, aby wydziałowy szaman Voodoo je okadził dymem z płonącej kory drzewa życia. Następnie musicie pobrać broń i amunicje z magazynu. Nasz kwatermistrz jest bardzo miły i nie sprawia dużych problemów. Wystarczy tylko w rubryce nazwisko wpisać coś innego niż trzy krzyżyki. I pamiętajcie żółty magazynek na demony, a czerwony na duchy. Od tego zależy wasze życie, bo jak się pomylicie możecie otworzyć bramę prosto do piekła. Żartowałem Oczywiście czerwona na demony. Zastanówcie się, kogo chcecie jako partnera.-

Od początku wiedziała, ze cokolwiek usłyszy w tym Wydziale będzie musiała przefiltrować to raz, drugi, odrzucić co drugie słowo z reszty, a następnie spróbować wyłowić sens z reszty. Dlatego też "demony", "duchy" i inne "kfiatki" bardzo szybko zajęły poczesne miejsce na pryzmie wyrazów zapomnianych.

- W takim razie wyzyskując przywilej płci, goniące nas piętnaście minut i to, że nikomu nie udało się zadecydować wcześniej wybieram pana, detektywie McMurry. Sądząc po pańskiej elokwencji średnia z nas dwojga powinna, z trudem, ale jednak, zmieścić się w stanowych limitach emisji hałasu. - zakpiła lekko w ramach małej zemsty -Co do własnego transportu nie ma problemu, o ile wciśniemy się na to małe siodełko i tylne sprężyny nie strzelą. A i osobne okadzanie nie będzie konieczne. Nieszczelność układu wydechowego zapewni panu wystarczającą ilość dymu. Naprawdę kora nie umywa sie do tego smogu. - mrugnęła -Co do broni, jak rozumiem, mamy do wyboru tylko krótką? - Westchnęła z udawanym zawodem.

Słuchając dalszych wypowiedzi Mike'a coraz bardziej przekonywała się, że jej wybór powinien okazać się słuszny. Przynajmniej zamiast "wielu niewiadomych" detektyw odnosił jakieś efekty, miał określona zdanie. Wniosek był prosty: było sie pod co podpiąć, a tylko szaleniec nie wykorzystał by tak rzadkiej okazji ustawienia się już pierwszego dnia.
 

Ostatnio edytowane przez carn : 04-07-2008 o 23:05.
carn jest offline  
Stary 04-07-2008, 23:40   #204
 
Umbriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie coś
- A czy istnieją takowe? Tutoriale. Przeniesienie tutaj było dość... nieoczekiwane. I nagłe. A z szefem wydziału nie było jeszcze okazji porozmawiać więc oficjalne powody pozostają na razie w kręgach niepodpartych domysłów - powiedziała dziewczyna.

"Biedne niebożątko" - sarknął w myślach Ambers - "Tu nic nie wiadomo. Sami błądzimy w ciemnościach, zamiast zająć się pożądną policyjną robotą"

Tymczasem spojrzał zza okularów na dziewczynę i drgnął nieznacznie ręką, odzianą w czarną skórzaną rękawiczkę.
- Z czasem z pewnością dowiecie się więcej.

Jego ton głosu sugerował jedno - "Nie drąż tego tematu, albo Cię zastrzelę, bo mnie też niesamowicie to denerwuje"

Detektyw odchrząknął, czekając na dalsze pytania w ciszy.
-------------------------------------------------------------------
Ambers z cichym uśmiechem przysłuchiwał się wypowiedziom McMurry'ego. Nie dało się poznać, czy był to uśmiech przyjazny, czy pełen pobłażania. Właściwie była to ciężka próba dla jego opanowania. Walczył z sobą, by nie wybuchnąć śmiechem, nie wyjść z sali, i wrócić do roboty. Zachował jednak spokojną pozę i lekki uśmiech.

- Sugeruję, żeby jedno z was dołączyło do mnie, a drugie do detektywa Ambersa. W końcu jesteśmy drużyną.

"Szlag! To nie tak miało być. Tym razem będę musiał zapewne nie tylko wszystko robić sam, ale i pilnować tyłka tamtego. Oby był kompetentny"

Gdy McMurry, skończył, Ambers powiedział z zimnym spokojem.

- Doskonale się spisałeś. Mam nadzieje, że nawiążemy bliższą współpracę niż dotychczas.

Tymczasem wypowiedź detektyw Walter wywołała w Ambersie dwa sprzeczne uczucia. Żal, że znów nic nie idzie tak jakby chciał, nawet jeśli chce czegoś nieprzyjemnego, i radość, że nie będzie musiał z nią współpracować.

- Dobrze zatem, witam na pokładzie panie Grey - powiedział serdecznie, klepiąc mężczyznę po ramieniu, gdy zbierali się już do wyjścia. - Nie daj się zabić - powiedział i błysnął holywoodzko białymi zębami, tak, jakby miał być to żart. W rzeczywistości zabrzmiało to naraz strasznie, dziwnie i ponuro. Bardziej jak ostrzeżenie, niż dobra rada, mimo widocznych dobrych chęci. - Wiesz, co masz załatwić. Będę czekał na zewnątrz przy samochodzie, poznamy się trochę i powiem, co dotychczas robiłem w toku śledztwa - uśmiechnął się przyjaźnie raz jeszcze, po czym ruszył na zewnątrz budynku pewnym, sprężystym krokiem.
 
__________________
13 wydział NYPD
Pijaczek Barry
"Omnia mea mecum porto"

Ostatnio edytowane przez Umbriel : 04-07-2008 o 23:44.
Umbriel jest offline  
Stary 05-07-2008, 02:15   #205
 
Vincent's Avatar
 
Reputacja: 1 Vincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodze
Grey był pewny, że ten „policjant jak ta lala”, który pojawił się w drzwiach, nie przyszedł tu dla rozrywki… ale gdyby jakiś żółtodziób mi wyjechał z takim tekstem, to bym chyba powiedział, że przyszedłem po puszkę coli, kupił ją i wyszedł ze świetlicy. Przemowa, którą potraktował wchodzącego gliniarza… tak, to było chamskie – przyznał w myślach. W sumie nie miało to tak zabrzmieć, ale po szybkiej analizie wypowiedzianego zdania Vin stwierdził, że może to być tak zinterpretowane... Jednak nie zamierzał tego odkręcać. Nigdy nie lubił się tłumaczyć, a do tego sprowadzałaby się próba wyjaśnienia sytuacji. Skupił się na czarnych, skórzanych rękawiczkach gliniarza. Ładny początek służby… Nie wszyscy muszą mnie lubić, ale tak na początek mogłem zadbać o zyskanie sympatii. Może nie dostanę tego gościa za partnera…. I może dzięki temu, co powiedziałem, szybciej przejdzie do rzeczy. Trzeba szukać pozytywnych aspektów sytuacji.

O dziwo, detektyw Christopher Ambers wcale nie odebrał tego jako naruszenie etykiety i przeszedł szybko do konkretów, nawet rzucił zabawnie: „Witajcie w piekle”. W prawdzie stwierdzenie, że „te kartki to nie tutorial” wypowiedziane było niezbyt uprzejmym tonem, jednak Vincent spodziewał się znacznie żywszej reakcji.

- A czy istnieją takowe? Tutoriale. Przeniesienie tutaj było dość... nieoczekiwane. I nagłe. A z szefem wydziału nie było jeszcze okazji porozmawiać więc oficjalne powody pozostają na razie w kręgach niepodpartych domysłów. – odpowiedziała dziewczyna. ŁAŁ, to musiało zrobić pozytywne wrażenie – pomyślał Vin. W stosunku do tego, jak powitała mnie – pytania rzucane w powietrze, wcinanie batoników i narzekanie na powiązania nazwy EMO-wampir z pewnymi subkulturami, tą wypowiedź można potraktować jako duży postęp. Odpowiedź Ambersa dość jasno sugerowała, że on jednak nie docenił tego „postępu”.

- Chyba muszę powiedzieć ci na czym stoimy. – podjął Vincent - Żadne z nas nie wie kim są „obdarzeni” wspomniani w tych notkach, nie mówiąc już o tym, jak niby mamy sprawdzić tych kolesiów z fotografii. Jak panna Walter powiedziała, znaleźliśmy się tutaj trochę… nagle... – Vin podrapał się po pieprzyku na policzku - Ja myślałem, że przychodzę na rozmowę kwalifikacyjną, a dostałem „na twarz” małą stertę notatek… w których ciężko się połapać komuś, kto nadal ma w głowie poprawne odpowiedzi na standardowe pytania w stylu: „dlaczego chcesz się do nas przenieść?”, „dlaczego uważa pan siebie za dobrego kandydata na członka naszego wydziału?” i tego typu pierdoły. – rozłożył bezradnie ręce i uśmiechnął się lekko.

Po kilku minutach do świetlicy zawitała Daria Logan i – jak Vincent się domyślił, McMurry.

- Jak pewnie zauważyliście, śmierć Juna wywołała całkiem spory chaos na wydziale. No to do roboty, panowie ...i panno. – powiedziała Daria po krótkim przedstawieniu. Tak, zdążyliśmy to zauważyć.

Po uwadze odnośnie wariatkowa detektyw Grey pomyślał, że on już dawno powinien tam trafić. Razem z Johnem. Przy okazji zauważył, że gdy McMurry witał się z Ambersem, ten pierwszy tak jakby się zaciął. Innym mogło to umknąć, lecz nie Vincentowi. Detektyw powiedział „cześć”, potem jakby chciał dorzucić coś jeszcze ale w końcu udał, że to wszystko.

-Moje auto muszę zawieźć do serwisu, dlatego mój nowy partner musi wypełnić podanie o samochód służbowy. Chyba, że chcecie wykorzystać własne auto, ale wtedy musicie pozwolić, aby wydziałowy szaman Voodoo je okadził dymem z płonącej kory drzewa życia – mówił McMurry, a Vin, widząc delikatne wygięcie jego kącików ust pomyślał: Całkiem zabawny kit wymyślił na poczekaniu.

[…] I pamiętajcie żółty magazynek na demony, a czerwony na duchy. Od tego zależy wasze życie, bo jak się pomylicie możecie otworzyć bramę prosto do piekła.Hmmm… trochę sprzecznie z pierwszym skojarzeniem. Demony tak jakby same kojarzą się z czerwonym… bramę do piekła? Jaką bramę do piekła??? Co on pieprzy…

- Żartowałem. Oczywiście czerwona na demony. – powiedział po chwili.


Gdy doszło do podziału na grupy Vin chciał dołączyć do McMurry’ego. Trochę na siłę stara się być zabawny, jak niektórzy sprzedawcy w McDonaldzie. „A może frytki do tego?”. Ale chyba z dwojga złego lepiej z nim, niż ze służbistą… Jednak dziewczyna była szybsza:

- W takim razie wyzyskując przywilej płci, goniące nas piętnaście minut i to, że nikomu nie udało się zadecydować wcześniej wybieram pana, detektywie McMurry. Sądząc po pańskiej elokwencji średnia z nas dwojga powinna, z trudem, ale jednak, zmieścić się w stanowych limitach emisji hałasu.

Sądząc po twoich wypowiedziach, z trudem, ale jednak, dorównasz IQ ameby – szepnął John do Vincenta. Zastrzel ją, teraz, proszę. Oszczędź nerwów temu śmieszkowi, jest wkurzający ale nawet on nie zasłużył na to. Założę się, że jak strzelisz jej w głowę z tej odległości, to krew pięknie rozbryzga się po papierkach i zdjęciach na stole… – chciał kontynuować, ale Vincent skutecznie tłumił jego głos w swojej głowie.

-Co do własnego transportu nie ma problemu, o ile wciśniemy się na to małe siodełko i tylne sprężyny nie strzelą. A i osobne okadzanie nie będzie konieczne. – mówiła Walter, gdy John znowu przebił się przez zaporę, którą układał Vin:

O nie… gdybyśmy my mieli usiąść z nią na jednym siedzeniu… i jeszcze objąć ją w pasie… zagryzłbym ją. A po chwili dodał: Jeśli wcześniej bym nie zwymiotował. Vincent jednak nie dał po sobie poznać, że toczy wewnętrzną walkę. Wysłuchał uważnie i w milczeniu detektywa, który streszczał im pobieżnie dotychczasowe osiągnięcia.

- Dobrze zatem, witam na pokładzie panie Grey – służbista powitał Vincenta serdecznie, po czym polecił, aby Vin poszedł odebrać broń. Najlepiej będzie, jak uda mi się załatwić jakąś Berettę, albo standardowego glocka. W sumie to dużej różnicy mi nie robi.

- Gdzie znajdę kwatermistrza? - rzucił w stronę swojego nowego partnera.

Gdy nowa Beretta wisiała załadowana i zabezpieczona na szelkach pod czarną, skórzaną kurtką, Vin poszedł do świetlicy odebrać swoją chińszczyznę. Była jeszcze ciepła, z czego wnioskował, że dostawca się trochę spóźnił.

- Pozwolisz, że posilę się w wozie. - powiedział do Christophera, podchodząc do samochodu - Myśleliśmy, że dłużej karzecie na siebie czekać i razem z detektyw Walter zamówiliśmy chińszczyznę. Jeśli chodzi o mnie, skończyłem studia psychologiczne, przez półtora roku pracowałem jako detektyw... Chyba mogłeś trafić gorzej - Vin uśmiechnął się kącikiem ust, ale po chwili zmarszczył brwi kontynuował z lekko skwaszoną miną- Wiem, że to, co zaraz powiem zabrzmi tragicznie, ale może się przydać… dasz mi swój numer? - powiedział, jednak patrząc na swoją chińszczyznę zmienił zdanie - albo lepiej zadzwoń do mnie. 555-625-335.

- To na czym stoimy?
– dodał po chwili zabierając się za jedzenie.
 

Ostatnio edytowane przez Vincent : 05-07-2008 o 18:58.
Vincent jest offline  
Stary 05-07-2008, 12:25   #206
 
Umbriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie coś
- Chyba muszę powiedzieć ci na czym stoimy. – podjął Vincent - Żadne z nas nie wie kim są „obdarzeni” wspomniani w tych notkach, nie mówiąc już o tym, jak niby mamy sprawdzić tych kolesiów z fotografii. Jak panna Walter powiedziała, znaleźliśmy się tutaj trochę… nagle... – Vin podrapał się po pieprzyku na policzku - Ja myślałem, że przychodzę na rozmowę kwalifikacyjną, a dostałem „na twarz” małą stertę notatek… w których ciężko się połapać komuś, kto nadal ma w głowie poprawne odpowiedzi na standardowe pytania w stylu: „dlaczego chcesz się do nas przenieść?”, „dlaczego uważa pan siebie za dobrego kandydata na członka naszego wydziału?” i tego typu pierdoły.

Im bardziej Ambers słuchał, tym bardziej czuł, jak traci nadzieję na kompetencję swojego przyszłego partnera.

- Nie wiecie kim są obdarzeni? - w głosie detektywa zabrzmiało szczere zdziwienie - No cóż... Są to osoby posiadające zdolności paranormalne. Jasnowidze, Telepaci. Ci prawdziwi, w odróżnieniu od masy szarlatanów, kręcących się zwykle wokół zjawisk paranormalnych. Oficjalnie jesteśmy oczywiście normalnym wydziałem zajmującym się przestępcami pozorującymi swoje zbrodnie na coś, czego wynikiem mogłaby być tzw. druga strona. Ale nie będę was oszukiwał - druga strona istnieje i my się nią zajmujemy. To może być dla was oczywiście zabawne, z czasem jednak przekonacie się że mówię tu cholernie poważnie. Tzw. Ciemna strona, to różnego rodzaju istoty i zjawiska, nie do końca ludzkie. Nie do końca wyjaśnialne. Nie do końca naturalne - Podkreślił mocno trzy ostatnie zdania.

- Idź tam, a następnie skręć. - Tu Ambers gestykulacją wskazał, w jakim kierunku powinien iść jego nowy partner.

"To groteskowe. Chwilę temu zmarł Jun, a teraz, jakby nigdy nic przydzielają mi nowego partnera" - myślał Ambers idąc w stronę wozu.

Widząc idącego w jego stronę Vincenta, zaśmiał się lekko:

- Wybacz. Myślałem że to jakiś motocyklista. - powiedział, spoglądając na strój partnera.

- Pozwolisz, że posilę się w wozie. - powiedział Grey do Christophera, podchodząc do samochodu - Myśleliśmy, że dłużej karzecie na siebie czekać i razem z detektyw Walter zamówiliśmy chińszczyznę. Jeśli chodzi o mnie, skończyłem studia psychologiczne, przez półtora roku pracowałem jako detektyw... Chyba mogłeś trafić gorzej - Vin uśmiechnął się kącikiem ust, ale po chwili zmarszczył brwi kontynuował z lekko skwaszoną miną- Wiem, że to, co zaraz powiem zabrzmi tragicznie, ale może się przydać… dasz mi swój numer? - powiedział, jednak patrząc na swoją chińszczyznę zmienił zdanie - albo lepiej zadzwoń do mnie. 555-625-335.

- Wybacz, mam żonę... - rzekł z uśmiechem, mrugając do Vincenta - 609-666-421

"13,6,7. Trzy magiczne liczby. Dobrze że sam wybierałem swój numer."

- Możesz zjeść w samochodzie, ale nie naśmieć - powiedział ostrzegawczo. Przez okno możnabyło dojrzeć, że samochód był wręcz pedantycznie wysprzątany. Był to srebrny Peugeot 207. W specjalnym obramowaniu z metalu, do pulpitu była przytwierdzona, brązowa książka, o starej wytartej skórze. Nie było na niej tytułu, ani żadnych innych znaków. Zaraz za kierownicą, na panelu stał posążek Buddy, najwyraźniej do niego przytwierdzony. Wydawało się, iż każda rzecz ma w aucie swoje miejsce, tylko dla niej przeznaczone.

- Ja jestem detektywem, już od jakiegoś czasu. Wcześniej pracowałem w narkotykowym, gdzie zresztą odnosiłem dużo sukcesów... Ale z pewnych powodów mnie przeniesiono - rzekł z lekką goryczą w głosie.

- Nie będę owijał w bawełnę. Mój partner, Jun, zginął w pożarze zabity przez jakąś nadnaturalną siłę. Przecenił swoje możliwości - zacytował tu kobietę "od kart" - Byliśmy w hotelu, w którym ma odbyć się konwent, na którym ma nastąpić przewidywany atak EMOwampira. Chcieliśmy zbadać to miejsce dokładniej. W tym czasie Jun zmarł, a ja niepotrzebnie zająłem się organizowaniem dodatkowej ochrony i tym podobnych, zamiast zająć się podejrzanymi. - powiedział, jakby złościł się nieco sam na siebie - Tutaj nic nie wiesz i niewiele się dowiadujesz. Dziś ruszamy do Carversów. Jeśli masz jakieś pomysły, pytania lub cokolwiek, śmiało mów. Jeśli chcemy współpracować, to obaj musimy z siebie coś dawać. Nie chcę kolejnego ścierwa dla kruków. Od początku tu prześladował mnie pech. Potrzebuje więc porządnego wsparcia, nie obciążenia, szczególnie gdy stoimy na niczym. - zakończył, mówiąc spokojnie i powoli.

- Jaką broń sobie wybrałeś? - zapytał jeszcze z ciekawością, pokazując swoje dwie spluwy. - Mam trochę tego sprzętu w samochodzie, starczy nawet na oblężenie zombie.

Chwilę później siadł za kierownicą, opierając na niej czarne rękawiczki.

- Jakiej muzyki lubisz słuchać, Vinc?

Zabrzmiało to pusto. Cholernie pusto. Całe życie, jak popieprzone deja vu.

Nim wystartowali zapytał jeszcze.

- Co myślisz o tej sprawie? Lepiej będzie wezwać podejrzanych na przesłuchanie, czy odwiedzić ich osobiście? - wyglądało to, jakby go sprawdzał. - Masz pomysł, za kogo zabrać się później?
 
__________________
13 wydział NYPD
Pijaczek Barry
"Omnia mea mecum porto"

Ostatnio edytowane przez Umbriel : 05-07-2008 o 14:35.
Umbriel jest offline  
Stary 05-07-2008, 12:41   #207
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację
Nicole usłyszała, że ktoś wszedł do pokoju. Odwróciła się i zobaczyła Chrisa. Wstała.

- Hej. Przepraszam, że się spóźniłam. Zaspałam. Ale za to wczoraj znalazłam kilka informacji o ofiarach. Niestety nic o tym gościu... Chociaż i tak większość danych jest raczej nieprzydatna.

Podała mu wydrukowane dokumenty.

Odruchowo założyła włosy za ucho. Miała na sobie bluzkę bez rękawa i dżinsy. W pasie przewiązała ciepłą kurtkę. Na prawym ramieniu rzucała się w oczy bardzo długa, od barku prawie po łokieć, pooperacyjna blizna. Teraz już tylko trochę innego koloru niż reszta skóry. Ale nadal była widoczna, do czego Nicki chcąc czy nie chcąc, musiała się przyzwyczaić.

- A tak w ogóle, dostaliśmy tę sprawę?

Gdy dostała odpowiedź, wypytała o szczegóły z sekcji itp. Gdy dowiedziała się, o planach Chrisa, zapytała, czy może z nim jechać.
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.
Odyseja jest offline  
Stary 05-07-2008, 14:32   #208
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
czw. 11.X.2007 Pickersgill Avenue #13, mieszkanie Hitohiro Yagami 11:10 a.m.

Numer 13 na Pickersgill Avenue był przedostatnim domkiem na tej uliczce. . Rzucał się w oczy dzięki ładnej, ciepłej kolorystyce: miał jasnożółty dach z płytek, podczas gdy sąsiednie domki miały dachy w ciemniejszych kolorach. Był parterowy, choć jego poddasze niektórzy mogliby uznać za pięterko. Okienka na poddaszu zdradzały, że są tam przynajmniej trzy pokoje, a wnosząc rzeczy i rozpakowując się, Yagami stwierdził, że pierwszy raz będzie mieszkał w tak przestronnym miejscu zupełnie sam. Domek mu się podobał. W całości, począwszy od klonów odgradzających posesję od chodnika drugim płotem, przez równo przystrzyżony trawnik, betonowany wjazd do garażu, metalową, kutą bramę z domofonem, jak i niewielkie podwórko z tyłu domu, również pokryte trawą i odgrodzone od reszty świata wysokim płotem.

"Ten dom daje prywatność i ciszę."

Słowa Mikannosuke przyjął w milczeniu, myśląc. Dopiero po chwili odrzekł:

- Rozumiem... W takim razie będę potrzebował prezentu, ale to, czy go wręczę, ocenię dopiero w trakcie spotkania, po zachowaniu Satomi-san. Wracamy zatem do mojego poprzedniego pytania, będę potrzebował kobiecej pomocy, znasz może odpowiednią osobę, Hasamichi-san?

Tego jednak nie mógł widzieć motocyklista, który udał się w kierunku Chinatown, zaraz po tym jak Yamagi i Mikannosuke zajechali na miejsce.

Wniósłszy ostatnie swoje rzeczy do sypialni, Yagami przeprosił na moment kuzyna, wziął szybki prysznic i przebrał się. Gdy oboje skończyli rozpakowywanie rzeczy Mikannosuke rzekł.- Zapewne teraz chcesz zobaczyć Juna, Yagami-san?

Zapytany zdecydowanie skinął głową. Przed wyjściem upewnił się, że wszystkie drzwi i okna są zamknięte, włączył system alarmowy, oraz porozwieszał przy wszystkich drzwiach i oknach niewielkie karteczki, na specjalnie przygotowanych ku temu sznurkach, zaczynając od parteru, kończąc na poddaszu.

Gdy odjeżdżali w stronę posterunku XIII, nad Toyotą ponownie szybował kruk.

czw. 11.X.2007 , wydział XIII, kostnica 12:11 p.m.


Prosektorium policyjne trzynastego wydziału wiele powiedziało odwiedzającemu go Japończykowi, potwierdzając w pełni słowa Juna na temat jego miejsca pracy. Ciężkie metalowe sztaby na niektórych chłodniach zdecydowanie dawały do myślenia, Yagami mimowolnie upewnił się, że jego rzecz ostatniej szansy jest na miejscu.

Blondynka, która przedstawiła się jako Laura Pavlicek zrobiła na nim mieszane wrażenie. O ile jej szybkie 'nic więcej nie trzeba mówić' zdradzało pewne współczucie, o tyle mówienie o niedawno zmarłym współpracowniku jako 'umarlak spod czwórki' niemile wstrząsnęło Yagamim. Zwłaszcza, że mowa była o jego bracie.

Posławszy doktor Pavlicek nieodgadnione spojrzenie, skinął głową w odpowiedzi na jej zalecenia i podszedł do ciała, nie zdając sobie sprawy, że drży i bojąc się tego, co zobaczy.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 05-07-2008, 18:51   #209
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
czw. 11.X.2007; Wydział 13; 10:00 a.m.


- Sytuacja na wydziale wydaje się dość zagmatwana... Czy mi się tylko wydaje i tutaj to jest norma?- spytał Dawkins.
- Cóż...Nie zawsze. Widzisz, to miejsce to nie tylko posterunek. Nie tylko zajmują sie tu sprawami kryminalnymi, ale także robią za hycli, jak stwory ciemności wypełzną w zbyt dużej liczbie...Pamiętam jak do Metropolitan Museum przywieźli mumię Tut-at..eee..Tut-at...Jakiegoś Tuta.- zaczął wykład O’Doom.
-Tut-athep-sepa. Kapłana boga Anubisa z czasów III-ej dynastii.- poprawiła Corneliusa Daria.
- Właśnie...Przywieźli ową mumię zamkniętą. A jego sarkofag zabezpieczało trzynaście pieczęci, ostrzegające potencjalnych rabusiów grobów przed ich zerwaniem. „Zerwij pieczęć, a zeżre cię piekielny szakal”, lub coś w tym stylu. Problem był jednak w tym, że akurat te pieczęcie działały. I gdy się dwóch złodziejaszków włamało do muzeum, by ukraść złoto z sarkofagu, uwolnili owe trzynaście demonów. Największy fragment jak z nich pozostał, trzeba było podnosić pęsetą...W każdym razie wtedy był niezły bu...bajzel na posterunku i jeszcze większy Sajgon w samym muzeum. Zupełnie w Wietnamie, tylko zamiast sił Vietcongu, olbrzymie szakale z piekła rodem.-ojciec Cornelius zatopił się we wspomnieniach.
- Ale takie sytuacje, nie są normą, choć się zdarzają...-rzekła Daria.- Prowadzimy tu normalną policyjną robotę, pomijając sytuacje awaryjne. I niech się pan nie martwi. Czarny punkt nie jest zaliczany do sytuacji awaryjnych. Chyba, że jest duży.
Dawkins zaś dodał.- Kim jest Robolawyer? Jeszce jeden duchowny?
- Robolawyer, to nieoficjalna ksywka Filipa Gardnera, prawnika obsługującego nasz wydział, i robiącego za rzecznika prasowego XIII-ki. Lepiej tak przy nim nie mówić, bywa na tym punkcie drażliwy.- rzekła Daria Logan.
- Ale za to ma przemiłą żonkę...A jak ona gotuje. Jej ciasta to prawdziwe majstersztyki wśród deserów, palce lizać.- dodał swą opinię O’Doom.- Zresztą Robolawyer w weekendy bywa gościnny. Od czasu do czasu można załapać się na grilla.
Po tych słowach klepnął się po swoim całkiem sporym brzuchu, mówiąc.-Teraz kostnica, mam tam znajomą, ogień nie dziewczyna. Świetnie gra w pokera...
Tymczasem drzwi do pokoju Rooka, otworzyły się i wyszła z nich blondyna w okularach, które bynajmniej nie psuły jej urody. A za nią murzyn w póżnym średnim wieku.
- Żadnego pokera w prosektorium...Tu się pracuje. Więc nawet nie planuj.- rzekł murzyn, po czym zwrócił się do Dawkinsa. - Ksiądz Dawkins? Miło poznać, jestem Charles Rook, pański szef od jutra. Choć właściwie od dziś.
- A czy ja coś mówiłem?- spytał O’Doom.
- A musiał ksiądz?- spytał, jakby retorycznie, Rook i dodał.- Wejdźcie.

czw. 11.X.2007; Wydział 13- pokój Rooka; 10:10 a.m.


- Sytuacja jest taka...Mamy czarny punkt. Trzeba go zamknąć. Według jajogłowych, których przysłało wojsko... Jest niewielki, ale mamy już jednego denata dzięki niemu.- rzekł Rook siadając za biurkiem. Rzucił w kierunku obu niewielką teczkę.- Tu jest adres i wszelkie znane szczegóły...No, to powodzenia. Reszta jest już w drodze.

czw. 11.X.2007 , wydział XIII, kostnica 12:11 p.m.


Mikannosuke w sprawie prezentu wypowiedział się dość ogólnikowo mówiąc, że się tym zajmie. Choć widać było, że w tej sprawie ma mieszane uczucia. Yagami miał wrażenie że jego krewniak przesiąkł Ameryką. Nie panował nad mimiką twarzy zbyt dobrze...W przeciwieństwie do jego samego, bądź Satomi-san.
Yagami miał też wrażenie, że Mikannosuke coś przed nim ukrywa, a dokładniej coś próbuje oddzielić od ich wspólnych relacji. Nie było to w jego przypadku nic nowego. W końcu dobrowolnie wyjechał do USA...W dodatku by objąć stanowisko, które trudno nazwać awansem. Takie to myśli drążyły serce Yagamiego, gdy szedł do kostnicy.
Ale gdy zobaczył ciało brata, zaczął rozmyślać o czymś innym.
Pavlicek miłosiernie zminimalizowała możliwość szoku, okrywając przed Yamagim jedynie głowę denata. Ale tak był to upiorny widok...Zwęglone szczątki, o czarnoczerwonej barwie, sugerowały śmierć w męczarniach. Owa zniszczona tkanka kontrastowała z bladą i prawie nieuszkodzoną twarzą. Zupełnie jakby ktoś zdarł skórę z twarzy Yuna, i założył ją na czaszkę trupa, niby jakiś rodzaj upiornej maski.
Gdy spoglądał coraz dłużej na to co zostało z jego brata, zauważył jak coś się rusza w nosie jego brata. Było rodzaj czerwonego wija...lub czegoś podobnego, pokryte włoskami*.

Stworek zaczął wydawać z siebie przenikliwy pisk, a na jego „końcówce” pojawił się migotliwy niebieski płomyk...Na ten widok Mikannosuke zbladł i jedynie patrzył się przerażony w potworka. Zaś Laura Pavlicek zachowując zimną krew, podbiegła do biurka wyciągnęła z niego nieduży rewolwer...Zaś Pablo, który zdążył już nałożyć słuchawki na głowę, siedział przy próbkach nieświadom zamieszania tuż za jego plecami.

czw. 11.X.2007; Ulice Nowego Yorku; 9:58 a.m.


- Jaką broń sobie wybrałeś? - zapytał jeszcze z ciekawością, pokazując swoje dwie spluwy. - Mam trochę tego sprzętu w samochodzie, starczy nawet na oblężenie zombie.
Vincent spojrzał na uzyskany od Saint Nick’a pistolet.

Była to beretta 92 F...Wydając ją Nick rzekł. - Możesz dostać, każdy rodzaj spluwy o ile jest to beretta 92 F. Mamy wszakże amunicję do wszelkiego rodzaju broni krótkiej, ale...w inny rodzaj broni trzeba się już samemu zaopatrzyć.
Więc Vincent odparł.- Berettę.
Co prawda chciał wybrać coś w tym rodzaju, ale wolałby mieć wybór.

czw. 11.X.2007; Ulice Nowego Yorku; 10:14 a.m.


Przejrzawszy teczkę, Ambers porzucił ambitny plan pojechania do Carverów. Pittsburgh, miasto w stanie Pensylwania, znajdowało się zbyt daleko. Nie było też pewności, że zastaną w domu oboje podejrzanych (jeśli w ogóle kogoś zastaną). Na szczęście w aktach był numer do firmy którą prowadzili, numer firmowy bezpośrednio do sekretariatu firmy...A nawet numery komórek zarówno Jamesa Carvera, jak i jego żony. Nic tylko dzwonić...Pytanie tylko, na który?

czw. 11 X 2007; wydział 13, świetlica, 09:44 p.m


Po podzieleniu się na grupy Grey wraz Ambersem szybko i energicznie zabrali się do roboty...Opuścili miejsce zebrania, zostawiając McMurrego i jego nową partnerkę samym sobie.
- Cóż...Można wziąć, albo berettę 92, albo berettę 92...Różnica niewielka.- odparł Mike, dodając w myślach.- "Szczęściarzu, znowu jest w parze z kobietą."- Choć w tym przypadku „kobieta” było określeniem na wyrost. Bardziej pasowała dziewczyna lub nastolatka.
McMurry nie zdążył rzec nic więcej, gdyż po chwili do świetlicy wpadła jakiś posterunkowy i spytał.- Detektyw McMurry?
- To ja.- potwierdził Michael.
- Dzwonili z North Central Bronx Hospital. Jeśli chce pan przesłuchać owego wisielca, to niech się pan pospieszy. Bo właśnie sie ocknął, a jego sztabu adwokatów można się spodziewać w każdej chwili.- rzekł posterunkowy.

czw. 11.X.2007; Wydział 13; 10:00 a.m.


Nicole usłyszała, że ktoś wszedł do pokoju. Odwróciła się i zobaczyła Chrisa. Wstała.
- Hej. Przepraszam, że się spóźniłam. Zaspałam. Ale za to wczoraj znalazłam kilka informacji o ofiarach. Niestety nic o tym gościu... Chociaż i tak większość danych jest raczej nieprzydatna.
Podała mu wydrukowane dokumenty.
- Nie ma sprawy..- rzekł De Luca, poczym przeglądając zebrane dane dodał.- Wooow, odwaliłaś spory kawałek policyjnej roboty, gratuluję.
- A tak w ogóle, dostaliśmy tę sprawę?
- Tak, choć por. Logan, przy okazji urządziła mi małą pogadankę, ale ogólnie jest OK.-
dodał Chris.
- A co do sekcji zwłok?- spytała. Chris podał jej teczkę, mówiąc.- Tutaj są szczegóły, ale nie wczytuj się w to zbytnio, jeśli jesteś świeżo po śniadaniu. Laura dołączyła do opisów, zdjęcia...A nie jest to przyjemny widok, jeśli ma się żołądek nieprzystosowany do takich widoków.
- Mam kilka planów. Chcę dowiedzieć się od taksówkarzy czy przewozili mężczyznę, którego opis znamy. Jak znajdziemy owego taksówkarza to dowiedzieć, skąd go wiózł i inne podobne i przydatne sprawy, mogące pomóc w identyfikacji go. Do tego załatwić wóz i amunicję od St. Nicka. Spróbować załatwić wszystkie papiery potrzebne do zatrzymania Jacka-Cyrano Napiera.- kontynuował wypowiedź De Luca.- Pobranie wozu to czysta formalność, ale reszta...Nie cierpię wypełniania papierów, ale potrzebujemy nakazu zatrzymania. Wiesz co? Ja ci będę dyktował, a ty pisz, na komputerze podanie. Sprawnie ci idzie obsługa klawiatury, więc szybciej się z tym uwiniemy.
- Dobry pomysł.- potwierdziła Niki, ciesząc się z tego, że jest...przydatna.

czw. 11.X.2007; Wydział 13; 10:13 a.m.

Daria Logan odebrała od obojga wypełnione podanie dotyczące nakazu zatrzymania Napiera.
Spojrzała na nie i dodała.- Przyjdźcie je odebrać po południu...Szef jest zajęty, ma konsultacje duchowe z O’Doomem.
Zarówno Chris jak i Nicole zauważyli, że wypowiadając te słowa Daria, uśmiechnęła się ironicznie. Jakby powiedziała wewnątrzwydziałowy żart, którego obcy z poza tego posterunku nie potrafiłby zrozumieć.
- Nie można szybciej?- poprosił De Luca.
- Nie da rady...-wzruszyła ramionami Daria.-Chyba, że wiecie gdzie jest i chcecie go zgarnąć.
- Przyjdziemy więc później.- rzekł Chris.

czw. 11.X.2007; ulice NY; 10:25 a.m.


Nicole i Chris przemierzali ulice, kierując się do centrum. Tam bowiem znajdował się pracownik NYS Federation, Timothy Dalton. Czekał on na strzeżonym parkingu, na dwoje stróży prawa. Choć pozornie była to dość podejrzana sytuacja, jej wytłumaczenie było prozaiczne. Timothy Dalton czekał tu na zgłoszenie do kolejnych kursów.

Było dośc młody jak na taksówkarza, ale obyty z glinami. Gdyż spokojnie czekał, aż oboje podejdą do jego taksówki...A wtedy rzekł.- Załatwmy to szybko. Jak licznik nie bije, ja nie zarabiam. Jakie macie pytania?

czw. 11.X.2007; gdzieś nad NY; czas nieznany


Kruk lecący za Yamachą doleciał w okolice chińskiej knajpki. Przez chwilę kołował, aby zapamiętać lokalizację miejsca i by upewnić się iż motocyklista nie przybył tu po danie na wynos. Stworzenie nie wiedziało, że zostało zauważone. Smuga dymu wydostała się przez szczelinę w framudze okna. Poruszała się bardzo szybko i wbrew przeciwnie wiejącemu wiatrowi. Zupełnie jakby tym dymem sterowała obca inteligencja, zdeterminowana by dopaść celu. Dym owionął kruka oplatając go półprzeźroczystymi mackami niczym ośmiornica zaciskająca macki na ofierze. Zwierzę się szarpało, potem przez chwilę szamotało. Lecz uścisk dymnej ośmiornicy był silny. Po chwili kruk spadł na ziemię, martwy...Ciało ptaka zapłonęło gwałtownie silnym, acz krótkim ogniem...I postała po nim jedynie kupka popiołu.

* Jakby ktoś się zastanawiał, czy takie zdjęcia można wstawiać do postów bez posądzenia o przekroczenie dobrego smaku, śpieszę wyjaśnić, iż przedstawia ono morskiego wieloszczeta wypełzającego z norki w rafie koralowej...Niemniej zdjęcie to, z odpowiednim komentarzem, jest bardzo sugestywne, prawda?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 05-07-2008 o 18:59.
abishai jest offline  
Stary 05-07-2008, 20:24   #210
 
Vincent's Avatar
 
Reputacja: 1 Vincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodze
Okazało się, że wybór broni nie jest zbyt duży. Chciał Berettę, ale miło byłoby samemu wybrać sobie model. Albo chociaż kolor… Może i kolor nie ma znaczenia, ale mogliście dać jakikolwiek wybór… w czymkolwiek…

- Berettę – powiedział Vincent - Chyba skuszę się na Berettę. - pokiwał głową z powagą.

Gdy wrócił do swojego partnera dowiedział się, że partner Ambersa zginął w jakimś nadnaturalnym pożarze i trochę przydatnych informacji o sprawie.

- Tutaj nic nie wiesz i niewiele się dowiadujesz. Dziś ruszamy do Carversów. Jeśli masz jakieś pomysły, pytania lub cokolwiek, śmiało mów. Jeśli chcemy współpracować, to obaj musimy z siebie coś dawać. Nie chcę kolejnego ścierwa dla kruków. Od początku tu prześladował mnie pech. Potrzebuje więc porządnego wsparcia, nie obciążenia, szczególnie gdy stoimy na niczym. – zakończył Ambers, mówiąc spokojnie i powoli, podczas gdy Vincent wcinał chińszczyznę uważając by nie naśmiecić.

Tym ścierwem dla kruków mogę być ja – pomyślał Vin, a John dopowiedział: Albo on sam.

- Taa… mam pytania. -powiedział Grey, po czym zaczął się dopytywać o wszystko, co wydało mu się istotne: - Co to za hotel, w którym ma nastąpić atak EMO-wampira? Co to za konwent? Skąd wiadomo, że tam ma nastąpić atak?


--------------------------------------------------------------------------------------------


- Jaką broń sobie wybrałeś? – zapytał Ambers.

- Bardzo zabawne… co ty byś wybrał, gdyby Nick położył przed tobą dwie identyczne Beretty 92 F? - odpowiedział Vincent, po czym rzucił okiem na arsenał swojego partnera. Całkiem całkiem, ale wolę pokojowe rozwiązania...

Chwilę krępującej ciszy przerwał Christopher, rzucając na rozluźnienie:

- Jakiej muzyki lubisz słuchać, Vinc?

- Rocka…Red Hotów, The Killers, takie rzeczy. Ale jestem dość tolerancyjny… A ty? – zapytał spodziewając się najgorszego…


--------------------------------------------------------------------------------------------


- Co myślisz o tej sprawie? Lepiej będzie wezwać podejrzanych na przesłuchanie, czy odwiedzić ich osobiście?

Na przesłuchanie? No co ty… kpisz sobie ze mnie?

- Myślę, że lepiej się do nich pofatygować… na jakiej podstawie mielibyśmy ich wzywać na przesłuchanie? I po co… po pięciu minutach zadawania pytań, na które nie otrzymamy odpowiedzi, przyjadą adwokaci i będziemy rozmawiali już tylko z nimi… A jeśli w charakterze świadków… świadków… czego? To chyba bez sensu, lepiej pojechać do nich i po prostu pogadać, przyjrzeć się im, może zauważymy coś podejrzanego.

Po sprawdzeniu adresu, którego żadne z nas jakoś dokładniej nie przeczytało (jest adres, ekstra. Ulica jakaś-tam, ileś-tam.) okazało się, że jednak nie pojedziemy do nich, przynajmniej na razie.

- Dlaczego my dostaliśmy te akta? Nie mamy żadnego „bliźniaczego” wydziału w Pensylwanii?
– zapytał lekko zdziwiony detektyw Grey, po czym kontynuował - Myślę, że najlepiej będzie zacząć od sekretariatu, a potem zadzwonić do Hildy… tylko, że nie do końca wiem, o czym będziemy rozmawiać. I ciężko będzie zgadnąć, czy są EMOwampirami, czy nie na podstawie rozmowy telefonicznej. – powiedział, pozostawiając resztę myśli dla siebie. Christopher chyba nie chce, żebym go poinformował, iż uważałem sytuację za beznadziejną jeszcze zanim okazało się, że Carverowie są w Pittsburghu.
 

Ostatnio edytowane przez Vincent : 05-07-2008 o 20:31.
Vincent jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172