Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2008, 22:51   #8
marcinchicago39
 
marcinchicago39's Avatar
 
Reputacja: 1 marcinchicago39 nie jest za bardzo znanymarcinchicago39 nie jest za bardzo znanymarcinchicago39 nie jest za bardzo znanymarcinchicago39 nie jest za bardzo znanymarcinchicago39 nie jest za bardzo znanymarcinchicago39 nie jest za bardzo znanymarcinchicago39 nie jest za bardzo znany
Co to było? No nieźle jakieś potwory czy co. Coś mi się zaczyna wydawać, że może ja po prostu umarłem i teraz jestem już w piekle. A ten gościu wyszedł mnie ugotować. Ja im dam rożen, znalazłem w kieszeni zapalniczkę, zbliżyłem się do altankowego - stosu i zacząłem podpalać najmniejsze gałązki i kępki wysuszonej trawy. Ognisko było dobrze przygotowane, dosłownie w chwile później ogień buchał już na wysokość kilku metrów.
Dobra, spadam stąd – pomyślałem, może później tu wrócę zobaczyć czy ktoś się nie pojawił. Odwróciłem się i wbiegłem znowu w mleczno białą mgłę. Odrzuciłem strach i paranoję, że zginę na dobre w tym wilgotnym labiryncie, postanowiłem tym razem biec tak długo aż na coś wpadnę.
Kręciłem się tak chyba z piętnaście minut powoli zaczynałem wątpić, że coś tu w ogóle jest i gdy miałem już zrezygnować wpadłem na jakieś krzaki, gałązki były twarde i ostre, obtarłem sobie skórę na całej lewej ręce. Co u licha? To przecież cholerny, równiutko przycięty żywopłot. Czy w piekle mają ogrodników? Co za idiotyczna myśl - uśmiechnąłem się sam do siebie. No wreszcie coś znalazłem, może, gdy pójdę wzdłuż tego cholerstwa wreszcie coś znajdę. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego w tym cholernym miejscu każda decyzja przychodziła mi z takim trudem. Cokolwiek robiłem wydawało mi się, że może jednak powinienem zrobić inaczej, gdy tylko podjąłem decyzję, że wykonam jakiś konkretny ruch po paru minutach zaczynałem żałować, że to zrobiłem. Zastanawiałem się, że może nie było warto, że lepiej było pójść w drugą stronę, że pewnie tam gdzie nie poszedłem było wyjście. Nie poznawałem siebie, w Chicago nie miałem oporów, kiedy wsadzałem komuś kosę, zawsze czułem, że to jest to, co powinienem zrobić i nie miałem nigdy jakiś pieprzonych wątpliwości. A teraz martwię się czy przypadkiem nie zjedzą mnie jakieś diabełki, bo podpaliłem jakąś drewnianą ruderę. A chuj z tym wszystkim. Idę zobaczyć gdzie mnie zaprowadzą te krzaczory. Trzymałem się blisko żywopłotu, szedłem powoli, nie chciałem nic przeoczyć, mgła była tak gęsta, że gdyby stał tu chicagowski „Sears Tower” to też bym go nie zauważył. Dlatego co chwila przystawałem i oddalałem się na kilka kroków w każdą stronę. Stanowczo powtarzałem próby aż wreszcie natknąłem się na jakiś mur, przyjrzałem się bliżej, pomacałem ściany, to chyba jakiś korytarz – może to wejście to biura Lucyfera. Skąd do cholery przychodzą mi do głowy takie głupie pomysły, co to za popieprzone miejsce. Mam tego wszystkiego dosyć, jeżeli te zafajdany tunel doprowadzi mnie do kogoś, kto wie, co tu jest grane to nie będzie zadowolony jak się z nim spotkam. Już mnie wystarczająco wkurwili, złapie pierwszego lepszego szmaciarza i będę się kazał odprowadzić do mojego samochodu a jak będą mieli jakieś, ale to ich wszystkich powystrzelam i zrobię to czego nigdy nie robiłem. Znajdę jakiś telefon i zadzwonię na 911, tylko czy w Hadesie były telefony i policja, coś mi się zdaje, że nie mieli tam takich wynalazków. No, ale muszę sobie jeszcze walnąć krechę, bo nie wiem ile się mi zejdzie w tym czymś a później może nie być czasu na przyjemności. Wyciągnąłem torebkę ze staffem, znalazłem zrolowaną dziesiątkę, poprawiłem ją i wciągnąłem w nos porządną krechę. No to teraz mogę iść, przygotowałem gnata i wszedłem w ciemność korytarza…
 
marcinchicago39 jest offline