I co? Warto było? - tych parę słów nie dawało mu spokoju gdy ciągnął za sobą dziewczynę, która ni z tego ni z owego stanęła wpatrując się w płonącą ścianę jeszcze niedawno prawdopodobnie świetnie prosperującego magazynu. Szczęście, że pozostałym dwóm gwardzistom ukrop jeszcze bardziej dawał się we znaki przez kute zbroje i już nie spieszyli się by pędzić za dwójką w gruncie rzeczy nic nie znaczących ludzi. Danstan nie mniej postanowił nie oglądać się na nich siłując się jeszcze przez chwilę z dziewoją, która powróciwszy do rzeczywistości, szamocząc się miotała krwistymi wyzwiskami na żołdaków i cały znany mu panteon Imperium i chyba nie tylko. - Chodźże już dziewczyno! - w sumie gdyby nie okoliczności, miałby problem jak się do niej zwrócić. W końcu nigdy jeszcze nie przyszło mu stawać u boku kobiety w walce. Ponieważ jednak w głowie mu zdrowo szumiało od hormonów i alkoholu kwestia ta nie przyszła mu do głowy.
Zgarnął jeszcze z ziemi swój pistolet i ruszyli biegiem po pierwszej przecznicy, opuszczając duszące gorącym powietrzem uliczki wokół Małej Rosette. Nareszcie...
Gorący dym powoli opuszczał jego płuca przy każdym coraz bardziej odczuwalnie bolesnym wydechu. Zatrzymał się i zaniósł kaszlem krzywiąc przy każdym nabraniu powietrza. Teraz z kolei skąpo odziana piękność zaczęła go ciągnąć do przodu z zatrważającą siłą. Nawet gdyby chciał, nie wiedział, czy by udało mu się tu ustać pod jej naporem. W tej jednak sytuacji nie pozostawało nic innego jak dać się bezwiednie zaciągnąć jak najdalej stąd.
Co za gówniany dzień - pomyślał biernie rejestrując prawie nie osłonioną parę zbyt dobrze umięśnionych kobiecych pośladków prężących się nie dalej niż metr przed jego nosem.
Minęli pustoszejący w mgnieniu oka na wieść o zamieszkach bazar i przeskakując nad rynsztokiem skręcili w prawo prawie przewracając kobietę, której już sam intensywnie ziołowy zapach przyprawiał o omdlenie. Gorzej pod tym względem cuchnął tylko zakład produkcyjny wuja. Danstan nie zastanawiał się długo gdy złożyła im propozycję ukrycia ich. Musiał odpocząć...
Gdy w zatęchłym wnętrzu pełnym unoszącej się w powietrzu woni pleśni i czegoś podobnego do czosnku niedźwiedziego ujrzeli dwójkę mężczyzn z "Małej Rossette", młody kawalerzysta stwierdził, że już go dzisiaj nic nie zdziwi. Dryblas pierwszy wypalił, przerywając krępujące milczenie. Danstan przyjrzał mu się mrużąc opuchnięte lewe oko. Gość z pewnością pracował dla Gildii Złodziei, a zważywszy na postawę, mógł spokojnie robić za ich przeciętnego kiziora. Była wręcz szansa, że to właśnie on wykończył Machata. Sprawa by się zdecydowanie uprościła.
Nie zdążył jednak odpowiedzieć gdy w uzyskaniu przewagi pomogła mu barbarzynka niespodziewanie podchodząc do drągala i z rozbrajająco zalotnym uśmiechem dostarczyła mu prawdopodobnie niewyobrażalnej porcji bólu. Danstan z niepokojem zauważył, że jej szerokie ogorzałe dłonie w najmniejszym stopniu nie przypominały delikatnych rączek Lisy. Przez chwilę miał zawahanie w oczach gdy odwróciwszy się od dryblasa podeszła do niego z tak samo złowróżbnie wyciągniętymi dłońmi. Jak się okazało cel jej był zgoła inny i naprawdę żałował, że jeszcze nie może mu ulec. Były sprawy ważniejsze. Zwrócił się do dryblasa raz jeszcze wyciągając swój pistolet. - Słuchaj obszczymurze. Mówi się, że wczoraj kogoś skatowałeś na śmierć i bardzo chciałbym wiedzieć, czy to prawda.
Wiedział, że pary na długo mu już nie starczy. Wiedział, też że w lufie jest niewymieniony niewypał. Ważne było jednak, że dryblas tego nie wiedział.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Ostatnio edytowane przez Marrrt : 07-07-2008 o 15:37.
Powód: uzgodnione z MG
|