Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-07-2008, 01:43   #81
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
I co? Warto było? - tych parę słów nie dawało mu spokoju gdy ciągnął za sobą dziewczynę, która ni z tego ni z owego stanęła wpatrując się w płonącą ścianę jeszcze niedawno prawdopodobnie świetnie prosperującego magazynu. Szczęście, że pozostałym dwóm gwardzistom ukrop jeszcze bardziej dawał się we znaki przez kute zbroje i już nie spieszyli się by pędzić za dwójką w gruncie rzeczy nic nie znaczących ludzi. Danstan nie mniej postanowił nie oglądać się na nich siłując się jeszcze przez chwilę z dziewoją, która powróciwszy do rzeczywistości, szamocząc się miotała krwistymi wyzwiskami na żołdaków i cały znany mu panteon Imperium i chyba nie tylko.

- Chodźże już dziewczyno! - w sumie gdyby nie okoliczności, miałby problem jak się do niej zwrócić. W końcu nigdy jeszcze nie przyszło mu stawać u boku kobiety w walce. Ponieważ jednak w głowie mu zdrowo szumiało od hormonów i alkoholu kwestia ta nie przyszła mu do głowy.

Zgarnął jeszcze z ziemi swój pistolet i ruszyli biegiem po pierwszej przecznicy, opuszczając duszące gorącym powietrzem uliczki wokół Małej Rosette.

Nareszcie...

Gorący dym powoli opuszczał jego płuca przy każdym coraz bardziej odczuwalnie bolesnym wydechu. Zatrzymał się i zaniósł kaszlem krzywiąc przy każdym nabraniu powietrza. Teraz z kolei skąpo odziana piękność zaczęła go ciągnąć do przodu z zatrważającą siłą. Nawet gdyby chciał, nie wiedział, czy by udało mu się tu ustać pod jej naporem. W tej jednak sytuacji nie pozostawało nic innego jak dać się bezwiednie zaciągnąć jak najdalej stąd.

Co za gówniany dzień
- pomyślał biernie rejestrując prawie nie osłonioną parę zbyt dobrze umięśnionych kobiecych pośladków prężących się nie dalej niż metr przed jego nosem.

Minęli pustoszejący w mgnieniu oka na wieść o zamieszkach bazar i przeskakując nad rynsztokiem skręcili w prawo prawie przewracając kobietę, której już sam intensywnie ziołowy zapach przyprawiał o omdlenie. Gorzej pod tym względem cuchnął tylko zakład produkcyjny wuja. Danstan nie zastanawiał się długo gdy złożyła im propozycję ukrycia ich. Musiał odpocząć...

Gdy w zatęchłym wnętrzu pełnym unoszącej się w powietrzu woni pleśni i czegoś podobnego do czosnku niedźwiedziego ujrzeli dwójkę mężczyzn z "Małej Rossette", młody kawalerzysta stwierdził, że już go dzisiaj nic nie zdziwi. Dryblas pierwszy wypalił, przerywając krępujące milczenie. Danstan przyjrzał mu się mrużąc opuchnięte lewe oko. Gość z pewnością pracował dla Gildii Złodziei, a zważywszy na postawę, mógł spokojnie robić za ich przeciętnego kiziora. Była wręcz szansa, że to właśnie on wykończył Machata. Sprawa by się zdecydowanie uprościła.

Nie zdążył jednak odpowiedzieć gdy w uzyskaniu przewagi pomogła mu barbarzynka niespodziewanie podchodząc do drągala i z rozbrajająco zalotnym uśmiechem dostarczyła mu prawdopodobnie niewyobrażalnej porcji bólu. Danstan z niepokojem zauważył, że jej szerokie ogorzałe dłonie w najmniejszym stopniu nie przypominały delikatnych rączek Lisy. Przez chwilę miał zawahanie w oczach gdy odwróciwszy się od dryblasa podeszła do niego z tak samo złowróżbnie wyciągniętymi dłońmi. Jak się okazało cel jej był zgoła inny i naprawdę żałował, że jeszcze nie może mu ulec. Były sprawy ważniejsze. Zwrócił się do dryblasa raz jeszcze wyciągając swój pistolet.

- Słuchaj obszczymurze. Mówi się, że wczoraj kogoś skatowałeś na śmierć i bardzo chciałbym wiedzieć, czy to prawda.

Wiedział, że pary na długo mu już nie starczy. Wiedział, też że w lufie jest niewymieniony niewypał. Ważne było jednak, że dryblas tego nie wiedział.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 07-07-2008 o 15:37. Powód: uzgodnione z MG
Marrrt jest offline  
Stary 08-07-2008, 08:42   #82
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Peter

Reakcja nowoprzybyłych była nieco odmienna od tej, na którą tak na prawdę liczył. Chwyt Marianny sprawił, że aż usiadł, łapczywie chwytając powietrze i krzywiąc się z bólu. To była dopiero kobieta! A Peter wiedział, że nie ma się czego wstydzić. Najmilsze zaś było to, że zaczynała się jeszcze bardziej rozbierać, a raczej zdzierać z siebie ubranie! Ah, to było dopiero baba! Nie to co te tutejsze. Niestety wszystko popsuł ten koleś co znią przylazł. Zwłaszcza w momencie, jak zaczął do niego celować z tej jego śmiesznej broni.

-Opuść tą rurę lalusiu.

Ból w kroczu już ustępował, dlatego rozsiadł się wygodniej, opierając o ścianę. W jego oczach nie było strachu, prędzej rozbawienie.

-Żeś się dobrze napierdalał w Małej a teraz co? Nawet jak wypalisz z tego badziewia, to jak wyjdziesz z dzielnicy? Wiesz, gdzie kurwa się znalazłeś? Zresztą jakbyś się nie ładował do Rosette, razem z tą resztą, to by nie było tego wszystkiego. Ja kurwa nie wiem o czym pierdolisz. Ale ty mi lepiej powiedz, na chuja próbowaliście popełnić takie samobójstwo?

Rozejrzał się i wygrzebał nieco tytoniu z szafki. Był ochydny, ale za to miał coś w gębie i mógł przeżuwać. Alkohol już wyparował, trzeba było chyba poszukać nowego.
 
Sekal jest offline  
Stary 09-07-2008, 00:47   #83
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Marianne, Peter, Danst i Diego

Serdeczne powitanie w korytarzu, zmieniło swój charakter, gdy Peter się rozsiadł. Tak sprytnie by mieć widok na pośladki Marianne nachylającej się nad rozwalonym bokiem Dansta. Helga zerkała również na odsłonięty brzuch mężczyzny i nikt nie miał wątpliwości, że przełyka ślinę.
- Przeklęty … - mruczała coś niewyraźnie, po czym podała Marianne słoiczek – wysmaruj go najpierw dziewucho.
Peter zagapiony w pośladki, właściwie z rękoma pod tyłkiem, bo same rwały się do przodu, nie zauważył głodnego spojrzenia Helgi.
Przeklęty los starych kobiet, niech narrator dokończy za nią to stwierdzenie, zawsze prawdziwe.
Helga wycofała się do pokoju.
Diego spał mocno, regenerując siły. Śniąc o…, nie to nawet dla mnie jest zagadką.
Helga niczym matka czuwająca nad synem, przyłożyła mu rękę do czoła. Uśmiechnęła się, zadowolona z miarowego oddechu, odgarnęła kosmyk włosów, ale, pohamujmy wzruszenie, odchyliła również prześcieradło… i spodnie. Kontemplując widok rozpogodziła się już całkiem. Przypomniała sobie noc sprzed tygodnia, rudego bednarza, jak mu tam Pierra, nie jest jeszcze tak tragicznie.
Diego wymamrotał coś przez sen. Helga wiedziała, że to estalijski, ale nie rozumiała ni w ząb. Udał jej się ranny chłopaczek, kusiło Helgę wykorzystanie estalijskich snów.
Ale chyba tego nie zrobiła.

Tymczasem impreza w korytarzu, oscylowała między zapatrzeniem, Danst miał wspaniały widok na cudowny biust, Peter na tyłek, a chęcią skoczenia sobie do gardła.
Marianne doskonale wiedząca, co jest grane, bawiła się świetnie, trochę wbrew sobie, bo jakże może bawić sprowadzanie kobiety do roli zabawki, cóż, kiedy bawi, co na to poradzić, jesteśmy ułomne. Obydwaj mieli swe zalety. Danst ranny i rycerski rzucił się na pomoc w trudnej sytuacji. Ten poszarpany bok, kurde podniecający. Och, Marianne, czułaś, że na to zasługujesz, ale mimo wszystko…
Zaś znowu Peter taki wredny, że aż fajny, wszystkie to lubimy, nie za duży rozumek wcale nam nie przeszkadza.
Bo rozmiar liczy się gdzie indziej.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 10-07-2008 o 19:00.
Hellian jest offline  
Stary 09-07-2008, 12:04   #84
 
Jodel's Avatar
 
Reputacja: 1 Jodel nie jest za bardzo znany
„czemu akurat on a nie ktoś inny” - pomyślała zaraz odganiając resztki snu. Rozejrzała się dookoła. Poza ciemnością nie widziała nic. Spokojnie i powoli zaczęła wyciszać natłok myśli. Przesuwała oczy to w jedną to w drugą stronę, delikatnie modląc się w ciszy, prosiła o kawałek światła, z sąsiedniej kamienicy. Jednocześnie powoli sięgnęła po sztylet pod poduszką. Nie musiała długo czekać. W budynku obok, w mieszkaniu vis-a-vis jej zaczęto zapalać lampy. Może i nie dawały one za wiele światła w pokoju Catherine, ale dało ujrzeć nieco sylwetkę i cień osoby, która była w pokoju.

- Ewelino – odezwała się srogo rozpoznając sylwetkę dziewczyny, zarazem służka wystraszyła się o mal nie krzycząc.
- Na litość bogów, nie rób tak więcej.
- Przepraszam najmocniej – odezwała się po dłuższej chwili – Ale zbudziłam się, poszłam do kuchni napić się wody i zauważyłam jak ktoś kręci się przy drzwiach kuchennych. Więc przyszłam szybo panią zawiadomić.
- Też masz problemy..
- A jak to ten zabójca?
- Bzdury plecie..
- nim dokończyła słowo to gdzieś na dole rozległ się trzask rozbijającej się wazy. Catherine szybko zeskoczyła z łóżka i szybko zapaliła świecę. Wyjęła klucz z szuflady i zamknęła drzwi. Ewelina milczała. Wyglądała na śmiertelnie przerażoną.
- Otwórz skrzynię – powiedziała rudowłosa. Sama otworzyła szafę i zaczęła się ubierać.
- Ale przecież pani zabroniła
- Otwieraj i bez gadania.


Ewelina otworzyła skrzynię, która stała przy nogach łóżka. Trochę ją zszokował widok rapiera, dwóch sztyletów, kompletu wytrychów, zestawu do charakteryzacji, dwie teczki dokumentów, dziwne przebrania. Służka zaczęła przebierać w ubraniach. Chciała też zajrzeć do dokumentów, ale Catherine uprzedziła ją delikatnie uderzając rapierem w wierzchnią część dłoni ciekawskiej.
Nagle znów coś zostało potłuczone, tym razem coś z piętra nie daleko jej sypialni. Pani Chauprade szybko zgasiła świecę. Wyraźnie koś podszedł do drzwi z świecą czy inną lampą. Próbowali otworzyć drzwi. Widząc, że są zamknięte udali się do pokoju obok. Catherine uzbrojona w swój rapier, powoli przekręciła klucz w drzwiach. Uważnie nasłuchiwała słów mężczyzn. Słyszała kroki, jak udawali się chyba do ostatniego pokoju. Tuż naprzeciwko jej. Dała kilka wskazówek służce, że jak otworzy drzwi, to ma szybko uciekać i nie oglądać się za nią. Zaraz jak to powiedziała mocno otworzyła drzwi i wypchnęła dziewczynę z pokoju w stronę drzwi. Biedaczka nie mal się na nich wywaliła. Zielonooka wiedziała, że zwróci tym uwagę dwóch mężczyzn, jak wywnioskowała z rozmów. Ewelina szybko wstała i zrobiła to co jej kazano. Catherine stała w miejscu spoglądając na lekko zszokowanych mężczyzn. W końcu dziewczyna ruszyła z miejsca i zaczęła uciekać. Pierwszy z nich szybko oprzytomniał i rzucił się biegiem za nią. Na schodach złapał ją za płaszcz i pociągną, czego skutkiem był upadek. Młoda kobieta szybko pozbyła się płaszcza. Ruszyła dalej byle wydostać się z domu.
 
Jodel jest offline  
Stary 11-07-2008, 02:13   #85
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Brionne - noc rozruchów

Catherine
Otworzyłaś skrzynię i w sekundę odziałaś płaszcz i przypasałaś broń. Potrafiłaś być bardzo szybka. Służąca, słabo kojarząca, do czego zmierzasz, zaczęła podawać Ci resztę rzeczy, ale przywołałaś ją do porządku.
Gdyby nie to, że pokojówka upadając na złoczyńców podarowała Ci cenne sekundy, nie wiesz czy byś sobie poradziła. A to świadczyło o dobrym wyszkoleniu napastników.
Korytarz był ciemny i nie widziałaś, kto Cię atakuje. Dwa cienie, prawdziwie złowrogie, zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę ostatnie wydarzenia. Jakoś nie potrafiłaś uwierzyć, że to pospolici złodzieje.
Uciekając straciłaś płaszcz. Znowu, byli zbyt szybcy, zwłaszcza jeden, jakby ciemność nie stanowiła dla niego przeszkody.
Instynkt uratował Cię, gdy bardziej domyśliłaś się niż dostrzegłaś, trzeciej sylwetki na schodach. Przeskoczyłaś nad poręczą, wypadłaś na podwórze.
Usłyszałaś świst, delikatny, nic nie poczułaś, ale oblał cię zimny pot. Tylko z jedną bronią to Ci się kojarzyło. Chciałaś krzyknąć, głos uwiązł Ci w gardle. Myślec mogłaś tylko o uciekaniu.

Ewelina
- Nawet nie jest zbyt młoda. Po prostu ją zabijmy – sarkał mężczyzna niosący na ramieniu nieprzytomną kobietę. Uginał się lekko pod jej ciężarem. W ciemnościach słabo byli widoczni; on, jego towarzysz i kobieta, choć ona najlepiej, bo ubrana na biało. Chwilami, gdy gwiazdy wychodziły zza chmur, widać było, że jest w nocnej sukni, a ręce i nogi ma skrępowane.
- Zamilcz – syknął drugi – ktoś chyba idzie.
Obydwaj przypadli do bramy, w ciszy nasłuchując uważnie. Ale ledwie słyszalny hałas, kroki jakieś, oddalały się. Mężczyźni ruszyli dalej. Aż do brzegu rzeki. Tam z zarośli wyciągnęli łódź. W dużej odległości od mostu, niewidoczni właściwie na czarnej wodzie, dopłynęli na drugą stronę.
Choć dzielnica była zamożna, krokiem osób, które wiedzą, co robią, zbliżali się do szlacheckich rezydencji.
- Ani mru mru, że to nie ta właściwa, bo zarżnę jak psa. Zgubiła nas twoja gadatliwość


Spotkanie
Dwaj mężczyźni rzucili nadal nieprzytomną kobietę u stóp wysokiego szlachcica. Ten przyklęknął, delikatnym ruchem odchylił włosy, by zobaczyć twarz. Na chwilę zamarł.
Potem wszystko rozegrało się błyskawicznie, zwłaszcza dla niższego z przybyłych. Trzymał się za gardło, z którego trysnęła krew. Umierał słysząc głos nadludzko szybkiego mężczyzny.
- Jeszcze raz mnie okłamiesz a skończysz jak ten śmieć. I wymień trzeciego. Tym razem uwierzę, ze to ich wina.
- Dawaj plany domu staruchy? Rozejrzałeś się tam? Wiesz, gdzie śpi rycerzyk?
- Masz dobę. Chcę tę szlachciankę. Idź.

Dzielnica Nędzy – świt

Peter, Marianne, Danst
Nie da się nazwać rozmową wzajemnych przytyków obu mężczyzn. Ale obyło się bez dodatkowej bójki.
W końcu do Petera dotarło, ze ten laluś to jeden z Bossów, całkiem ważnej rodziny w mieście i że wydaje mu się, że Peter obił mu jakiegoś kuzyna. Głupoty gadał kompletne, aż się nie chciało tłumaczyć, ale chyba z nudów wyjaśniłeś, że mu odbiło i bzdury gada. Masz w dupie jego i całą rodzinę, po co miałbyś bić jakiegoś Machata, no chyba, czekaj, że w Rosette, bo faktycznie nie pytałeś wtedy o imiona.
Danstan niejakim trudem dogadywał się z brodaczem, który myślał teraz chyba tylko fiutem i raczej był z gatunku niezdolnych do ogarniania dwóch spraw naraz.
Marianne, zadowolona ze zrobionego Danstowi opatrunku, bardzo zgrabny, zdolne łapki, w końcu zdała sobie sprawę, że faktycznie jest nieco goła, może tu i ówdzie mogłaby jeszcze coś oberwać, ale niewiele tego było i na początku, a jeszcze mniej zostało.

Może trochę uspokoiły wasze gorące głowy wieści dobiegające z dzielnicy, bo w końcu mieszkańcy tego dziwnego budynku zaczęli przynosi informacje. Usłyszeliście o zabitych dziewczynach. Że pod Rosette doszło do rzezi. Że spaliło się pół ulicy. Że zaraz wkroczy tu wojsko.
A potem faktycznie wkroczyło wojsko. Dzielnica udawała martwą.
Spaliście niespokojnie w pokoju Helgi do świtu.

Diego
Obudziłeś się w wygodnym łóżku, w pokoju pachnącym ziołami. Miałeś opatrzony lewy bark i zdjęte buty. Na oparciu ktoś powiesił Twoją broń. W kącie pokoju na wielkim fotelu pochrapywała zniszczona rudowłosa kobieta. I jeszcze trzy osoby podnosiły się z posłań. Za oknem mgielny poranek, nie obudził jeszcze dzielnicy. Ewidentny skutek ciężkiej nocy jej mieszkańców.
Czułeś się dobrze.

Marianne, Danst, Diego i Peter
Wyszliście w mokre objęcia mgieł. Każde zapewne w swoją stronę, choć jeszcze kawałek razem. Peter prowadził Was ciasnymi uliczkami, których Marianne nie zdążyła jeszcze poznać a Danst nigdy nie znał aż tak dobrze, bo Bossowie od zawsze żyli w Portowej. Instynkt mieszkańca ulicy kazał Peterowi przyśpieszać, bo tak pustych zaułków jeszcze w swoim życiu nie widział. Zniknęli wszechobecni żebracy, pochowały się psy, jedynie koty, z charakterystyczną dla siebie nonszalancją buszowały po dachach i parapetach. Dwukrotnie chowaliście się na dźwięk kroków patrolu. Żołnierze chodzili małymi oddziałami. Strasząc samą ciężkozbrojną obecnością.
W końcu zaczęło być czyściej na szerszych uliczkach. Weszliście w spokojne rejony.

Dzielnica Plebejska
Normalny ruch poranny, wszyscy poczuliście się lepiej. Trudno jednak było nie zauważyć, że miejsce teatralnych afiszy zajęły listy gończe.
Obejrzeliście. Pośpiesznie narysowane twarze, niekoniecznie musiały kogoś przypominać. Nie każdemu. Ale Wy rozpoznaliście Skurczybyka Louisa, właściwie czy on żyje? Faceta, co przespał pierwszą bójkę, czemu on, chyba zawiniła czerwona kurtka. I dwie następne twarze, zarysowane kilkoma kreskami, spojrzeliście po sobie. Diego i Peter? Nie to nie my, niemożliwe.
Poszukiwani za podpalenie i morderstwo. Żadnych imion.

Świątynia Mannana
W niewielkiej sali kapłan przekazywał niewysokiemu mężczyźnie wprawnie wykonane szkice.
-Mają po prostu doprowadzić was do dziewczyny. Im mniej będziecie musieli robić tym lepiej, ale dziewczyna jest nam niezbędna. Bez względu na koszty. – kapłan mówił cicho, lecz głosem mimo tego dźwięcznym i charyzmatycznym
- Powinienem się do ciebie zwrócić wcześniej. Mam nadzieje, ze moja opieszałość nie będzie nas drogo kosztować.
Obaj spojrzeli na ciężkie zielone zasłony. Kapłan uśmiechnął się.
- Maskarada.

Gdy mężczyzna wyszedł z salki kapłan znużonym gestem odgarnął włosy. Był bardzo przystojnym mężczyzną, elfem.
- Wyjdź.
Zza zasłony wyłonił się akolita z obandażowaną dłonią.

Peter, Marianne
Nie rozstaliście się, chociaż szliście w ponurym milczeniu. Peter zostawił w domu bez ściany Laeh i wózek, albo odwrotnie, ciężko wyczuć właściwą kolejność tych punktów w życiu pasera. Marianne zaś chyba potrzebowała zobaczyć życzliwe twarze po tej ciężkiej nocy. No i u licha zasługiwała na jakieś wyjaśnienia.
Mgły powoli ustępowały. Dzień zapowiadał się nieprzyjemnie parny.
I wtedy weszliście na Flotta Muchołapkę, pasera, ważnego członka wielkiej gildii, który wczoraj tak żwawo i fortunnie uciekał z Rosette. Było to o tyle nieprzyjemne wydarzenie, że nikt nie lubi by zaskakiwany, a Flott pojawił się przed Wami nagle, niewielki niziołek-duch.
- Hej. – uśmiechał się jakby nie było wczorajszego wieczora – Musimy pogadać.
A gdy Peter chciał go chwyci za fraki i porządnie potrząsnąć, pal licho konsekwencje, mały skubaniec zrobił zręczny unik.
- Przestań, daj raz sobie coś wytłumaczyć. – trzymał się teraz poza zasięgiem rąk Petera
- Musze pogadać o tej twojej małej i jej nożu. I o drugim takim samym, który sprzedała mi dziewczyna, co jej zwłoki znaleźli wczoraj. I co z tym wspólnego ma niejaki Maurissaut. Cała śmierdząca sprawa.
A Peter zdał se sprawę, że i owszem odebrał Laeh ten dziwny nóż, i miał go jakiś czas. Miał, bo już nie ma.

Danst
Rozrywało Cię tego ranka w dwie strony. Chęci ciągnęły do domu wujostwa, zobaczyć Lizę, której obiecałeś wczoraj spotkanie, reszta rodziny bez nadzoru Henry’ego też była zupełnie inna. No i dowiedziałbyś się, co z Machatem.
Ale doskwierało Ci, że nadal nic nie wiesz o napastnikach ich motywach. A skoro wszystko wskazywało na to, że to nie Gildia Złodziei, potrzebowałeś nowych informacji może o machlojkach Machata, może dokładniejszego opisu napastnika, może należało odwiedzić ten burdel, gdzie bywał.

Diego
I wreszcie „U Ralpha”. Nawet nie byłeś specjalnie zdziwiony, gdy przywitał Cię, tytułując jaśnie panem, uratowany wczoraj wieśniak.
Ale estalijskiego ochroniarza Leticii się nie spodziewałeś. Przysypiał w rogu sali, głowa opadała mu na pierś, obudził go raban czyniony przez starca.
W pierwszej chwili pomyślałeś, że ma dla Ciebie wiadomość. Ucieszyłeś się nawet na jego widok. Ale niespokojna twarz mężczyzny zaprzeczyła Twym domysłom. Otrząsał z siebie resztki snu.
- Gdzie ona jest? – zaczął od ryku i wyglądał jakby miał Ci skoczyć do gardła.
- Oszalała. Musi wrócić do męża. Powinna była mi powiedzieć – niczym następny zatroskany ojciec.
 
Hellian jest offline  
Stary 15-07-2008, 12:04   #86
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Czas obszedł się z Helgą okrutnie i choć zabrał bezpowrotnie jej urodę, to w swej łaskawości obdarzył ją doświadczeniem, które przynajmniej dla Diego było zbawienne.
Nie miał pojęcia jakimi ziołami go napojono, ale po przebudzeniu czuł się nad zwyczaj pokrzepiony. Nawet rana zaledwie swędziała i Estalijczyk ostrożnie sprawdził czy może swobodnie poruszać rękoma.
Delikatne ukłucie uświadomiło mu, że nie może się przez jakiś czas forsować.
Szermierz ukłonił się przed zielarką w podziękowaniu i już miał jej zapłacić, gdy z przykrością stwierdził, że jego wybawiciele już się obsłużyli.
Zmełł w ustach przekleństwo i wzruszył ramionami. „C’est la vie” jak mawiają w Brionne.
Zarośnięty gbur, który jak się okazało miał na imię Peter, okazał się być po bliższym poznaniu personą dość ciekawą, a w każdym razie obeznaną z miejscowym półświadkiem.
Jak się okazało z rozmów z przypadkowymi kompanami, ktoś w mieście porywał i mordował młode dziewczyny. Wszyscy zaś mniej lub bardziej mieli z tego powodu kłopoty.
Kłopoty stały się aż nadto wyraźne gdy Diego ujrzał swoją podobiznę na liście gończym.
Powoli robiło się nieciekawie i Estalijczyk pomyślał, że czas najwyższy zmienić okolicę. Problem w tym, że nie miał zamiaru opuszczać Brionne bez Leticii. Musiał się z nią koniecznie spotkać. Wpierw jednak poszedł do Ralpha, by się przebrać ...

- Madre de Dios ! – Diego zatoczył się do tyłu zupełnie jakby ktoś go uderzy. Oparł się ciężko o ścianę, a jego twarz na przemian to nabiegała krwią, to bladła jak kreda.
- Porwali ją. Porwali mają Leticię. – wykrzywił twarz w rozpaczy chwytając oburącz za włosy.
Rozglądał się nieprzytomnie desperacko wyglądając pomocy. Jego wzrok coraz bardziej błędny skupił się w końcu na twarzy ochroniarza. W jego oczach nagle wybuchła furia :
- De Veille ! – zaryczał ochryple – To ten Malparido ją porwał !
I już go nie było. Natychmiast wybiegł z tawerny i pędem rzucił się w stronę domu szampierza. Droga, którą normalnie można było pokonać w pół godziny zajęła mu dziesięć minut.
Dopadł drzwi waląc w nie pięściami i szarpiąc za kołatkę. Po chwili otworzyło się okienko i znudzony głos lokaja spytał :
- Pan sobie życzy ?
- Chcę się widzieć z tym ... – na szczęście w ostatniej chwili powstrzymał cisnące się na usta nieparlamentarne słowa - ... z Janem de Veille, to sprawa nie cierpiąca zwłoki. Sprawa życia i śmierci. Tak mu powiedz. – zawarczał złowrogo chwytając za rękojeść rapiera.
- Życia i śmierci.
Okienko zamknęło się, a Diego zaczął nerwowo przechadzać się tam i z powrotem, co wcale go nie uspokajało.
Po czasie, który wydał się Estalijczykowi wiecznością okienko znów się otworzyło, a dystyngowany głos oznajmił :
- Jaśnie Pana nie ma w domu.
Tego już było za wiele. Diego błyskawicznie wsadził w okienko dłoń wbijając dwa palce w dziurki lokajskiego zarozumiałego nosa i wywlókł nochal wraz z całą facjatą na zewnątrz. Dobył lewak i przystawił go do gardła sługi.
- Otwieraj fagasie, albo zarżnę jak prosiaka.
Nieszczęśnik tylko przełknął ślinę i po omacku przekręcił dłonią klucz w zamku. Drzwi ustąpiły i Diego wparował do środka. Zamknął za sobą i z rozmachem walnął sługę rękojeścią w czubek głowy. Ten usunął się nieprzytomny na ziemię.
Diego rozejrzał się dookoła.
De Veille gdzieś tu był. Czuł to.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 17-07-2008, 10:30   #87
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Marianne i Peter

Flott niemający wątpliwości, co do charakteru Petera, trzymał się od brodacza i jego nadobnej partnerki na dystans. Prowadził rozmowę tonem pozornie niedbałym, ale nie zwiódł instynktu Petera i mądrości Marianne. Zresztą nawet Peter miał swoją idee fixe, choć zapewne zaparłby się, że nie zna choróbska i na pytania o swoją hmm… podopieczną robił się czujny i nerwowy. A właśnie temat Leah miał ochotę drążyć Muchołapka. Bo Leah ma nóż, bo taki sam nóż ma Flott, odkupiony od zamordowanej niziołki, bo Oktawian Maurissaut, arystokrata potężny i bogaty, przyjaciel Jana de Veille rozpytywał się o ten nóż, i właściwie to Flott już nie wie, która mu go ukradła, ale Leah jest w niebezpieczeństwie, powinna nóż odsprzedać, to niebezpieczny przedmiot, skaleczyć się nim to rana nie przestaje krwawic.
Mieliście wrażenie, choć nie użyto na poparcie tej karkołomnej tezy przekonujących argumentów, że Flott uważa Maurissauta za niebezpiecznego mordercę. Tego od niewinnych dziewic.

Marianne widziała, że Flott naprawdę jest przejęty. Gdy mówił o zamordowanej dziewczynie przełykając ślinę i przyśpieszając by nie dać wydostać się na wierzch wzruszeniu, sama poczuła jak wilgotnieją jej oczy.
I czuła też, że myślą z Flottem o tym samym, arystokraty mordującego dziewczyny z plebsu nigdy może nie dosięgnąć ręka sprawiedliwości
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 17-07-2008 o 10:33.
Hellian jest offline  
Stary 17-07-2008, 11:36   #88
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Peter

Nie był to dobry dzień pod względem zaspokojenia swoich żądzy. Marianne cały czas była obok, jej krótka kiecka wręcz mówiła "wydymaj mnie", a tu taki kloc. Nawet nie można było myśleć by zrobić to siłą, nie przy tej wielkoludzicy! To była straszna udręka, marnie uszyte spodnie drapały go w stojącą męskość i nie było to przyjemne uczucie. Ona była ideałem! Musiał ją zdobyć, ale jak? Z tego wszystkiego nawet nie bardzo zwrócił uwagę na swoją gębę na liście gończym. W zasadzie wystarczyłoby się ogolić, ale nie chciało mu się tego robić. Dobrze mu było z jego brodą i całym syfem, który się kłębił gdzieś pomiędzy włosami.

Dopiero ten cały, upierdliwy Muchołapka, wyrwał go od przyjemnych myśli o tyłku i cyckach Marianne. Zaczął coś pieprzyć o nożu, Leah i nie leczących się ranach. Bez sensu, i niby miał uwierzyć w te bzdury? Przecież nie miały sensu. Ale nóż mógłby mu opchnąć, to nie była zła myśl. Tylko najpierw sprawdzi, czy faktycznie się rany nie leczą. Wtedy opchnie go kilkukrotnie drożej. Mucha i tak swoje brał. Ciekawe było tylko to, że wyglądał jakby faktycznie się tym wszystkim przejmował. Ale Peter nie wierzył w to wszystko, na pewno tylko udaje by utargować lepszą cenę. O, nie było tak łatwo z Peterem!
-Dobra, wieczorem spotkamy się tam gdzie zwykle, przyniosę nóż. Nie leź za mną, jasne?
Mógł sobie być grubszą szychą, ale każdy zasady znał. A jak nie to po mordzie.

Ruszyli znów ku rozwalającej się chałupie tego dziwacznego małżeństwa. A myśli Petera wróćiły już do normalnego trybu, związanego głównie z dymaniem i chlaniem. W zasadzie nie głównie - tylko. Nie skalał się innymi, niepotrzebnymi myślami. Na szczęście dla bezczelnie obserwowanej Marianne dalsza droga nie była już długa i mogła spokojnie nieco oddalić się od niemal śliniącego się pasera.
-Leah! Leah! Gdzie jesteś diable?
Dziewczyna znalazła się szybko.
-Słuchaj no. Muchołapka daje za ten nóż sporo moneciaków. Daj mi go a wieczorem opchnę. Teraz muszę się przeleźć do tego o którym kapłan coś biadolił. Lojsel czy jakoś tak. Będę musiał z nim poważnie pogadać. Idziesz ze mną dziewko?
Ostatnie pytanie skierował w stronę Marianne, uśmiechając się prawie-że-pogodnie. Nie czekając zbyt długo na odpowiedź ruszył ku lepszej dzielnicy. Chciał przecież tylko pogadać. Tam było za dużo straży.
 
Sekal jest offline  
Stary 18-07-2008, 11:44   #89
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Spełniając prośbę przyjaciół Marianne nigdy by nie przypuszczała, ze wpakuje się w taką kabałę. Podpalenie, bójka z gwardią miejską, zamieszki w dzielnicy biedoty a teraz to...

Kobieta słuchała pokrętnej opowieści Flotta i próbowała wyciągnąć z tego wszystkiego jakieś logiczne wnioski.

Po pierwsze wydedukowała, że obecny tu obwieś jest opiekunem tej bezczelnej smarkuli, która spotkała u Oskara i Beatrycze. Peter zdecydowanie nie wyglądał na niańkę lub przyzwoitkę młodej panienki. No cóż, jaki pan taki kram, teraz już wiedziała, czemu gówniara była tak źle wychowana i denerwująca.

Po drugie przez cała opowieść przewijał się motyw noża i znowu padło imię Mannana. Ciarki przeszły Marianne po plecach. Nie wiedziała jeszcze gdzie umieścić te informacje i co dokładnie wnoszą do całej historii, w która została wplątana, ale nie wróżyły nic dobrego. Ostre przedmioty i ponurzy, mściwi bogowie to zdecydowanie złe połączenie.

Po trzecie bestialskie zabójstwa kobiet w jakiś sposób związanych z tą sprawą. ... hmmm... Mrianne była kobietą, a dzięki uprzejmości Oskara i Beatrycze oraz swojej własnej głupocie została w to wszystko wplatana. Czy powinna zacząć się bać?

Całej sprawy nie poprawiał fakt uporczywego gapienia się Petera na co bardziej odsłonięte części jej ciała. Barbarzynka zaklęła pod nosem. Faktycznie po ostatnich ekscesach jej garderoba znacznie się uszczupliła. Będzie musiała pożyczyć od Oskara jakiś kaftan i gacie. Bo łażąc w takim stroju po ulicy sama prosi się o kłopoty. Kiedy wreszcie dotarli do domu przyjaciół Petr zajął się swoją podopieczną a ona szybko wyprosiła u gospodarza jakiś przyodziewek. Oskar zmierzył ja od stóp do głów zdziwionym spojrzeniem, ale nie wiele mówiąc przyniósł swój stary kaftan i parę spodni. Ponieważ gacie okazały się przykrótkie Barbarzynka wywinęła je tuż nad cholewą buta. Niestety kaftan mimo najszczerszych chęci i usilnych prób nie dał się zapiąć więc zamiast niego Oskar zaproponował przyjaciółce luźną płócienną koszulę. Tak ubrana wróciła do głównej izby gdzie Peter rozmawiał ze swoja podopieczną. Twarz obwiesia rozpromieniła się na jej widok.

Ciekawe po co mam mu towarzyszyć?- Marianne wzdrygnęła się widząc obleśny uśmieszek na twarzy łotrzyka - Ciekawe co on kombinuje?!

Jedyną możliwością, żeby się tego dowiedzieć, a także żeby w końcu o co w tym całym galimatiasie chodzi, było pójście z nim do tego Lojsela... Cóż było robić, Barbarzynka ruszyła w ślad za mężczyzną.
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 18-07-2008 o 11:50.
MigdaelETher jest offline  
Stary 21-07-2008, 11:51   #90
 
Jodel's Avatar
 
Reputacja: 1 Jodel nie jest za bardzo znany
Catherine szybko podążała przed siebie. Nie myślała za bardzo o kierunku czy dokładnym miejscu gdzie idzie. Nieświadomie czy w połowie może szła ku biedniejszym obszarom miasta. Nie rozglądała się za siebie czy ktoś ją śledzi. Dość często zmieniała kierunek i nie raz ze dwa razy szła tą samą uliczką, ale w różnych kierunkach.
Gdy znalazła się w jakimś ciemniejszym zaułku, przykucnęła pod ścianą i rozejrzała się gdzie jest.
"Szlag by to trafił, że Otto nigdy nie jest w tym samym miejscu" - pomyślała przez chwilę szukając jakiegoś rozwiązania.
Sięgnęła po sakiewkę z kilkoma monetami na czarną godzinę, którą zawsze chowała między piersiami by jej nie zgubiła bądź jakiś nachalny nie zwinął. Policzyła monety. Nie było ich wiele. Nawet za bardzo nie wiedziała, czy starczy jej na jakiś nocleg oraz śniadanie. Bądź co bądź rzadko się martwiła o noclegi. Zawsze miała je zapewnione. Nigdy nie spała pod gołym niebem czy też w namiocie. Najwyraźniej czekała ją teraz taka noc.
Zawsze znalazło by się rozwiązanie. Lecz jak zwykle ryzykowne. Mogła próbować wynająć pokój w jakimś tanim burdelu, a jeśli by ją nie było by stać, zawsze mogła stać się towarem na jedną noc. Może i rzadko się udziela w życiu towarzyskim miasta, ale zawsze kogoś można tam spotkać. Pójść do knajpy i prosić o kawałek miejsca w stodole czy w stajni? Zawsze jakaś myśl. Ostatecznie mogła jeszcze udać się na posterunek gwardii, do Iwana i powiedzieć o wszystkim co się stało. Ale jak zobaczy jak jest ubrana to nabierze jakiś podejrzeń. Fakt, ciemne spodnie, skórzana bluzka bez ramion, rękawice bez palców długie do łokci, rapier raczej nie pasują do damy.
Przez chwilę jeszcze siedziała w cieniu, po czym ruszyła dalej szukać noclegu, bądź Otta.
 
Jodel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172