Avagornis szedł blisko towarzyszy, przysłuchując się rozmowie Metallusa o wykorzystaniu zarazy w walce. Sam dobrze wiedział, co może zdziałać armia, gdy jej przeciwnik jest trawiony chorobą, jednak choróbska to zwykle broń obosieczna. Jedyny wyjątek stanowiły choroby wywoływane w oblężonych miastach oraz na Zatrutych Bagnach. Jego rodzime ziemie stanowiły doskonały przykład, co może zdziałać z atakującym choroba, połączona z odpornością obrońców. Tutaj Amillay miała rację. Do wykorzystania tej choroby jako broni, trzeba było najpierw opracować metody obrony przed nią. Tak więc nie była to dobra broń, a przynajmniej nie taka, którą możnaby było szybko wykorzystać.
W pewnym momencie na tyle pochodu powstał zgiełk. Okazało się, że to potwory atakują odchodzących mieszkańców. Jaszczur zliczył atakujących. Było ich około dwudziestu. Szanse na ucieczkę były małe, a na wygraną w walce jeszcze mniejsze. W pewnej chwili Garret zaczął wygadywać dziwne rzechy, a chwilę po nim i Metallus. Avagornis zrzucił z grzbietu płótno namiotu, którym się okrył i ruszył z pomocą. Dzierżył w dłoniach włócznię, trzymając mocno jej koniec. Z taką liczbą potworów mieli jakieś szanse, jeśli będą trzymać je na odległość. Dało się teraz zobaczyć krasnoludy, które przybyły z pomocą. Dało się widzieć ich doskonałe pancerze, a połyskujące głownie toporów i młotów bojowych trzymanych w dłoniach, podnosiły na duchu i dodawały zapału do walki. Z tak wyposażonymi sprzymierzeńcami zwycięstwo stawało się wyraźniejsze. Nie było jednak czasu, by zbytnio o tym myśleć. Już dotarli do stworów i Metallus uderzył nogą jednego ze stworów. Jaszczur nie pozostał bierny, pchając innego włócznią w klatkę piersiową.
Ostatnio edytowane przez grabi : 08-07-2008 o 22:24.
|