Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-06-2008, 14:19   #81
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Chwilę po tym, jak udało wam się zabić stwora, do drzwi chaty ktoś załomotał. Jak się okazało był to starszy wioski, który razem z dwoma innymi przyszedł sprawdzić, co oznaczają krzyki dochodzące z domu, w którym spoczywaliście. Przez moment przyglądał się ciałom waszych współtowarzyszy i ścierwu potwora, po czym pokręcił głowa z niedowierzaniem.

- Jak dotąd nie ośmielały się próbować włamać do zamkniętych domów. Cholera… skoro to tutaj zdobyło się, na to żeby zaatakować, to wkrótce może się to powtórzyć. Poza tym, nie widziałem jeszcze, żeby jakikolwiek zarażony miał takie kły i pazury. Mówiłem co innego, ale chyba nie ma rady, musimy się stąd wynieść im szybciej, tym lepiej. Chodźmy do karczmy, do rana jeszcze trochę czasu, a wejścia niczym solidnie nie zabarykadujecie. Zabierzcie wszystkie swoje rzeczy i chodźmy. -

Przez ten czas temperatura w pomieszczeniu znacznie się obniżyła. Lodowaty wiatr wdmuchiwał coraz więcej śniegu do mieszkania, co tylko wzmocniło argumenty Erma.
Lekko niepewni wyszliście na zewnątrz udając się za starszym wioski w stronę karczmy. Po chwili od śniegu odbiło się światło, kiedy zdziwieni odwróciliście się, by sprawdzić co jest jego źródłem, zobaczyliście, jak dwójka mężczyzn odchodzi właśnie od chaty, z okien której wychodziły ogromne jęzory płomieni. Erm uśmiechnął się lekko.

- Zarażeni są sprytni, w końcu kiedyś byli ludźmi. Czasami jedynie udają martwych, nie wiem jakim cudem, ale potrafią chwilowo wstrzymać krwotok. Był taki jeden, którego zabijaliśmy z pięć razy, od tamtej pory wszystkie palimy. Ale mniejsza już o to, nie ma co tak stać po próżnicy. Brag przejdźcie się z Lornem po wszystkich chatach i powiedźcie, żeby zaczęli się szykować do opuszczenia wioski i niech z każdej rodziny ktoś przyjdzie, żebym mógł wytłumaczyć czemu. – Mężczyzna skinął głową i bez ociągania ruszył, by wykonać polecenie.

Kiedy dotarliście do karczmy wreszcie mogliście odłożyć pospiesznie zabrany ekwipunek, jednak nie mieliście zbyt wiele czasu by ochłonąć po tym, co dopiero was spotkało. Po około pół godziny do karczmy zaczęli schodzić się ludzie. Niektórzy spokojnie przyjęli decyzje o przenosinach, ale byli i tacy, którzy pokrzykując wyrażali swoje lekko mówiąc nieprzychylne opinie zarówno o pomyśle jak i o samym Ermie. Harmider i chaos, który zapanował w budynku, skutecznie uniemożliwiły wam ponowny sen, więc chcąc nie chcąc zajęliście się własnymi sprawami.

Im bliżej świtu, tym bardziej ludzie stawali się spokojni, tak jakby razem z ciemnością odchodziło wszystko co złe i groźne. Erm jednak skutecznie walczył z rozprężeniem i przygotowania postępowały dość szybko. Pozostawała jedynie kwestia tego, co powinniście zrobić teraz? Oin nie żył a nikt z was nie znal się zbytnio na górach, a już zwłaszcza na górach zimą, co dalsza podróż stawiało pod znakiem zapytania.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 14-06-2008, 20:34   #82
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Siedziała spoglądając w ciszy na przechącących tu i tam ludzi, niektórzy uśmiechali się z ulgą, inni w ciszy odchodzili ze smutnymi minami. Amillay czuła tak jakby własne życie przechodziło przed jej oczami całe życie. Na początku wydawało się jej iż to ze zmęczenia, w końcu stoczyła walkę, nie spała ostatnio tyle ile powinna.

Ale czy życie nie przepływa niosąc czasem słoneczną radość, by zaraz potem wiatr przyniósł chmurę, która niesie ze sobą ciemność i smutek...Czasem taka chmura tkwi długo na niebie i człowiek czuje się bezradny, monotonna przestrzeń zakrywa mu wszystkie drogi i czekając na wiatr tkwi bez ruchu ... w rozpaczy. A gdy wiatr już zawieje to nie ważne już jest jak długo na niego czekał, tylko cieszy się tą chwilą i upaja jasnością....

- Nie wiem jak wy... ja ruszam z nimi w dalszą drogę...nie chce więcej wam przesadzać i stwarzać kłopotów... - powiedziała Amillay jej głos nawet nie drgną, w głębi ducha licząc na to iż nowi towarzysze powiedzą, żeby szła z nimi. W dalszym ciągu czuła się winna, iż to wszystko przez nią, nie znalazła by się tu z Akvilą gdyby nie przywołała groty, Oin by żył.....Westchnęła.

~ A może ta wielka chmura już odsłoniła moje słońce, może wiatr zaczął wiać...Ale dlaczego nie czuje jego orzeźwiającego podmuchu, dlaczego nie czuje ciepła jasności...~ myślała kobieta jeszcze chwilę, gdy jej oczy skleiły się, a jak głowa osunęła się lekko. W końcu przeszedł sen...piękny sen o przyszłości.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 15-06-2008, 17:38   #83
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
Akvila wsłuchał się w słowa starca. Gdy ruszyli do miejsca dlaczego noclegu, podszedł do mężczyzny i zagadnął.
- Były przypadki, gdzie te krwiożercze potwory różniły się znacząco od tego? Interesuje mnie np. to, czy zachowywały się mniej agresywnie, miały jakąś dawną świadomość i kontrolę nad tym co robiły? Wspomniałeś także, że dotychczasowe przypadki nie były tak odrażające jak ten spotkany przed momentem. Mógłbyś to dla mnie bardziej sprecyzować? Zachowywały pełny ludzki wygląd? Działają w grupach? Ich ataki mają konkretne cele? Domysły w jaki sposób choroba się przenosi? Kto za nią może stać?

Metellusa zaintrygowała ta nieznajoma choroba. Mogła się okazać nie tylko skuteczną bronią zabijającą od środka Imperium, ale także jako wspomagasz dla walczących wojsk w obronie swoich ziem. Zwiększona wytrzymałość, agresywność, siła i powstrzymywanie krwawienia ran, idealny środek dla żołnierzy.

Po wysłuchaniu odpowiedzi i dotarciu na miejsce, usiadł w kącie by tam rozmyślać nad tym, jak zdobyć w bezpieczny dla siebie sposób coś co by pomogło w sporządzeniu specyfiku o podobnych właściwościach jak ta choroba.

- Nie wiem jak wy... ja ruszam z nimi w dalszą drogę...nie chce więcej wam przesadzać i stwarzać kłopotów... – oznajmiła czarodziejka.

Akvilla spojrzał na nią i uzmysłowił sobie, że ta kobieta, jako adept magii może znać jakiś sposób, bądź osoby zdolne do tego, nad czym on tak ostatnimi czasy rozmyślał. Podszedł do kobiety i usiadł koło niej.

- Spokojnie, nie przyszedłem cię nagabywać. – uspokoił dziewczynę, która najwyraźniej nie miała ochoty na zaloty z strony Metellusa.
- Interesuje mnie ta tajemnicza choroba pustosząca te tereny. Znasz może ludzi, którzy by potrafili przystosować jej właściwości na nasze potrzeby? Może ty potrafisz? Wiesz, chodzi o to, że te stwory charakteryzują się ciekawymi zdolnościami bojowymi, a teraz, podczas wojny byłoby to niezwykle przydatne. Poza tym, można by samej choroby użyć do ataków Imperium od środka. Wyobraź sobie takie stwory szalejące po obozie żołnierskim. W mig by im się odechciało dalszych podbojów. – mężczyzna spojrzał na czarodziejkę – Amillay?

Dziewczyna już spała.

- Niech śpi. Z samego rana zapytam ją ponownie.

Spojrzał w stronę Garreta.
- Proponuje udać się razem z tymi ludźmi, przynajmniej na tą chwilę. Znają drogi, mają jedzenie no i interesuje mnie to, co zrobią te tajemnicze potwory.
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"

Ostatnio edytowane przez sante : 15-06-2008 o 17:42.
sante jest offline  
Stary 22-06-2008, 15:07   #84
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Kiedy już zmierzał w kierunku wyjścia rozległo się pukanie. Okazało się, że to Erm razem z dwoma innymi mieszkańcami przyszedł ich odwiedzić. Z jego przemowy wynikło, że potwór, którego właśnie zabił był nieco inny od pozostałych. Wyróżniał się między innymi kłami i pazurami, a także tym, że nie bał się wchodzić do ludzkich siedzib. Erm wyglądał na przerażonego, ale również stanowczego. Zdecydował, że wszyscy ocaleni mieszkańcy opuszczą tą zrujnowaną wioskę. Zasugerował też żeby opuścili dom, co i tak Garret zamierzał uczynić. Bardziej niż Erm zachęcił go do tego zimny wiatr wdzierający się do środka przez wyłamane drzwi. Zimno nie przeszkadzało mu, kiedy żegnał towarzyszy, ale teraz zaczęły wywoływać u niego drgawki.

Na zewnątrz idąc w kierunku karczmy spojrzał w kierunku źródła dziwnego światła odbijającego się w śniegu. To światło pochodziło od ognia trawiącego chatę, w której tymczasowo zamieszkali. Zapewne razem z domem spłonęły zwłoki ich towarzyszy. Starszy wioski wyjaśnił zaraz, że przyczyna spalenia tego domu wiązała się z niezwykłymi zdolnościami tych potworów. Były na tyle sprytne by udawać martwych i zatrzymywać krwotoki, co wywarło wrażenie nawet na Garrecie. Nie był pewien czy definitywnie zabił tego potwora. Jeśli nie to ogień dokończy za niego sprawę. Obiecał sobie, że jeśli napotka więcej tych potworów będzie koniecznie obcinał im głowy.

- „Zmierzamy ku światłu, trawieni przez ogień”- powiedział do siebie. Było to jego zdaniem doskonałe zobrazowanie sytuacji, którą właśnie widział. Być może te słowa przeczytał kiedyś w jakimś tomiku poetycznym, ale tego już nie pamiętał. Nie było sensu dłużej się wpatrywać w tamto miejsce. Powlókł się za resztą w kierunku karczmy. Zdał sobie sprawę, że cały czas trzyma miecz w dłoni. Włożył go z powrotem do pochwy na plecach.

Gdy zawitali do karczmy panowała tam jeszcze cisza i spokój. Dla Garreta warunki idealne na rozmyślenia. Usiadł przy stoliku z pozostałymi, wyrwał jedną drzazgę ze stołu i zaczął nią dłubać sobie w zębach. Cały czas wyglądał na przygnębionego śmiercią towarzyszy. Zmarłych towarzyszy znał raptem parę godzin, choć Oina zdążył polubić. Tak naprawdę niepokoiło go zupełnie, co innego. Rozmyślał nad dziwnym snem, który miał tej nocy. Nigdy nie czytał żadnych senników, ale ten sen musiał coś znaczyć. Wydawał się być aż nadto realistyczny. Ten sen mógł oznaczać wszystko. Także to, że jako jedyny przeżyje jakąś masakrę, bo nie pozostanie bierny. Póki, co musiał przejmować się bardziej problemami na jawie niż we śnie.

- Nie wiem jak wy... ja ruszam z nimi w dalszą drogę...nie chce więcej wam przesadzać i stwarzać kłopotów... – przerwał jego rozmyślania głos Amillay. Garret wyciągnął z ust drzazgę, obejrzał krytycznie to, co się na niej znalazło, oczyścił ją szybkim ruchem palców.
- Jak uważasz – odpowiedział jej po czym kontynuował dłubanie w zębach. Wtedy Akvila zaczął z nią rozmawiać, ale kobieta dość szybko zasnęła.
- Jak nie płacze to mdleje. Jak nie mdleje to zasypia. Jak nie zasypia to czaruje – skomentował to złośliwie, acz niezmienionym, spokojnym głosem.

Nagle poczuł na sobie wzrok Metellusa.
- Proponuje udać się razem z tymi ludźmi, przynajmniej na tą chwilę. Znają drogi, mają jedzenie no i interesuje mnie to, co zrobią te tajemnicze potwory – powiedział Akvila.
Garret ponownie wyjął drzazgę z ust i ponownie spojrzał na ślinę, która pozostała na niej. Cisnął drzazgę w kąt izby. Przeoczył to, że ludzie zaczęli się schodzić i począł się narastać coraz większy hałas. Przygotowania były w toku. Sam Garret rozmyślał jeszcze nad kilkoma rzeczami nim odpowiedział.
- Ja też jestem za tym by wyruszyć razem z nimi. Zapewne znają drogę przez góry, więc mogą być pomocni, ale – tu wychylił się bardziej do przodu żeby tylko towarzysze go słyszeli – niepokoi mnie parę spraw. Dziwne, że potwory nie atakowały domostw, a nagle, kiedy my się zjawiliśmy akurat nasz dom został zaatakowany i to na dodatek przez potwora bardziej drapieżnego i groźniejszego od pozostałych, którego istnienia wcześniej nie zauważono. Przypadek? Być może, ale nie zwykłem wierzyć w przypadki. Dlatego proponuję ruszyć z nimi, ale radzę zachować szczególną ostrożność i nie ufać im do końca. Mam też dziwne przeczucie, że Erm nie powiedział nam wszystkiego.
 

Ostatnio edytowane przez wojto16 : 22-06-2008 o 19:14.
wojto16 jest offline  
Stary 24-06-2008, 09:16   #85
 
grabi's Avatar
 
Reputacja: 1 grabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwu
Odchodząc od budynku, jaszczur spoglądał na płomienie trawiące jego konstrukcję. Smutne myśli zakłócała potrzeba znalezienia wymówki. Otóż tłumaczył sobie, że było to konieczne posunięcie, by zginął stwór i aby niedawni towarzysze nie byli niepokojeni przez chorobę, która mogłaby wyrwać ich z krainy wypoczynku. Po dotarciu do sali, gdzie odbywała się narada, usiadł spokojnie ze wszystkimi, dalej zastanawiając się nad tym, co się wydarzyło. Choroba była straszna i fakt, że się tutaj pojawiła mógł nie być przypadkowy. Przypomniał sobie teraz słowa maga, który ich tutaj wysłał. Być może zaraza ta była związana z celem ich misji? Może ktoś ją ustanowił, by chronić powierzchni przed ludem opisywanym przez maga? A może jest odwrotnie? Może jest to broń, która ma ułatwić im wyjście na powierzchnie? Jedno jednak było ważne. Trzeba było ciągle zachowywać uwagę i trzymać się razem. Najgorsze co mogło się wydarzyć, to gdyby się rozdzielili. Każdy stanowiłby łatwy kąsek dla nich.Jego rozmyślania przerwała rozmowa towarzyszy. Słuchał ich uważnie, cedząc każde słowo. Na koniec rozmowy odpowiedział:
-Zgadzam się z wami, że powinniśmy iść z nimi i że powinniśmy być uważni. Podczas noclegów proponowałbym zostawiać kogoś na zmianę straży. I tu się zaczyna nasz problem, bo jest nas tylko czterech, a na dodatek Amillay nie jest osobą, na której można polegać w takich sprawach, więc zostaje nas trójka. Przez kilka dni możemy bez trudu tak robić, lecz później zaczną się problemy i możemy zacząć przysypiać.
 
grabi jest offline  
Stary 24-06-2008, 11:46   #86
 
MrYasiuPL's Avatar
 
Reputacja: 1 MrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputację
Starszy wioski zaczął odpowiadać na pytania Metellusa.
-Stworzenia atakowały ale tylko wtedy gdy ktoś podszedł za blisko nich. Poza tym nie miały takich szponów. Nie wygląda na to żeby w ogóle myślały ale jak widać, ostatnio chodzą w grupie a nie pojedynczo. Ten który was zaatakował był wyjątkiem. Dziwne jest to że nie użyły jak dotąd żadnej normalnej broni. Walczą łapami, gryzą… wydaje mi się, że atakują nas bo nie mają pożywienia. Cholera wie skąd wzięło ich się aż tyle. Na początku zarażony był jeden człowiek. Kiedy zaczął się zachowywać dziwnie zamknęliśmy go w jednym z domów. Udało mu się jakoś wyrwać, wymordował całą swoją rodzinę! Ale jeszcze gorsze było to co widział grabarz. Zakopywał zwłoki tych nieszczęśników a oni po prostu podnieśli się i urwali mu rękę…

Ludzie z wioski byli już gotowi do podróży. Wszyscy wyszli przed budynek. Erm wykrzykiwał rozkazy. Po chwili pochód wyruszył w drogę. Kilku mężczyzn podpaliło domy poczym wróciło do reszty. Wasza grupa przyłączyła się do nich. Szliście przed siebie co było dosyć trudne. Teren był nierówny, usiany kamieniami a w dodatku zaczęła się śnieżyca. Ledwo widzieliście to co znajdowało się kilka metrów przed wami. Nagle dobiegły was przerażone krzyki. Obejrzeliście się i ujrzeliście… zarażonych którzy rozszarpywali kilku ludzi idących na tyle kolumny. Przeraziła was jednak inna rzecz. Nie było ich kilku. Potwory zbiły się w grupę która mogła liczyć dwudziestu a może nawet więcej.

Ludzie próbowali się bronić jednak niewielu z nich miało jakąkolwiek broń. Ziemia była usłana ciałami. Byliście już niemal pewni że wszyscy zginą kiedy usłyszeliście krzyki. Zobaczyliście zbliżających się ludzi… dziwnie niskich. Po chwili okazało się że są to krasnoludy, odziane w łuskowe pancerze i trzymające topory oraz młoty. Jeden z nich trzymał w dłoniach długą pikę na której końcu zawieszony był sztandar przedstawiający kowadło na czarnym tle.

Krasnoludy wbiły się w szeregi potworów i zaczęła się rzeź. Stworzenia będące kiedyś ludźmi były silne ale nie miały pancerzy. W dodatku wyglądało na to iż nie miały pazurów. Jeden z napastników, a przynajmniej jego kawałek przeleciał nad waszymi głowami. Tryskała z niego krew. Stwory jednak zaczęły spychać niespodziewanych dla was sojuszników.
Zobaczyliście coś co was zupełnie zaskoczyło. Starszy wioski skoczył na jednego z atakujących zarażonych i wbił mu sztylet w plecy. Stworzenie zachwiało się i uderzyło ręką Erma. Jego głowa odskoczyła a kark chrupnął. Starzec skonał na miejscu. Ludzie zaczęli się rozbiegać na wszystkie strony próbując uciec.
 
MrYasiuPL jest offline  
Stary 29-06-2008, 11:14   #87
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
„Cholera. Mam już tego dość. Gdziekolwiek nie pójdę i gdziekolwiek nie trafię to mnie znajdzie. Uśmiechnie się do mnie i powie „No bratku. Zobaczymy czy dziś ci się uda.”. Śmierć cały czas podąża za mną, ale nie zabiera mnie tylko ludzi wokół. Próbuje mi pokazać jakiż mój marny żywot, który może przełamać w każdej chwili. Nie raz stykałem się z nią i wychodziłem cało. Jednak nie robiłem tego z własnej woli. Zostałem do tego zmuszony. Zmuszony do walki o kolejny dzień bezsensownej egzystencji. I teraz, kiedy widzę jak te potwory zabijają ludzi stoję w miejscu i przyglądam się jak giną krasnoludy przybyłe z odsieczą. Nie wiem, dlaczego im nie pomagam.. Być może to przez to dziwne krępujące uczucie. Czyżby to był strach? Trudno powiedzieć, kiedy nie odczuwało się go od tak dawna. Gdy zostałem skazany na śmierć wszystko było dla mnie obojętne. Przed podcięciem sobie żył ratowała mnie tylko myśl, że to by było zwykłe tchórzostwo. Teraz mam szansę dzięki tchórzostwu i głębokiej pogardzie do innych mogę kupić kolejny dzień życia. Jednak czy będę mógł wciąż patrzeć w lustro bez odruchu wymiotnego? Oto jest pytanie.”

Garret wciąż wpatrywał się w dziejącą się na jego oczach masakrze. Nie zauważył nawet, kiedy w jego dłoni pojawił się miecz. Odwrócił się do towarzyszy.
- Uciekajcie stąd. Zabierzcie ocalałych wieśniaków. Być może gdzieś w okolicy znajdziecie jakieś krasnoludy, które przeprowadzą was przez góry. Jeżeli będę ciął dobrze kupię wam trochę czasu potrzebnego na ucieczkę. I proszę nie irytujcie mnie żadnym patriotycznym gównem typu „nie zostawimy cię” albo „nie porzucimy pola walki”. Nie martwcie się o mnie. Przetrwałem wielokrotne starcia ze śmiercią i wychodziłem z nich cało. Po prostu mam takie szczęście. Jeżeli przeżyję to jeszcze was dogonię. A jak nie to się mówi trudno.

Odwrócił się od nich i postąpił kilka kroków w stronę wrogów.
- A poza tym ja nie mam żadnych planów, marzeń ani życia po wojnie. Tak, więc nie martwcie się o mnie. Po prostu ucieknijcie jak najdalej stąd i wykonajcie misję. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Do zobaczenia.

Podniósł miecz i biegł prosto na potwory. Już nie odczuwał żadnego strachu gotowy na przyjęcie swojego losu.
„ Już zaczynam rozumieć ten sen ze smokiem. Uciekałem, ale smok i tak mnie dogonił. Nie ważne czy ucieknę czy zostanę smok i tak mnie dogoni. Tak, więc jedyne, co mogę zrobić to stawić mu czoła. Wygrać lub przegrać. Przeżyć lub zginąć.
 
wojto16 jest offline  
Stary 01-07-2008, 20:20   #88
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Amillay spała dość spokojnym snem, nie licząc przeszkadzających rozmów i krzątających się obok ludzi. Ledwo otworzyła oczy, podszedł do niej Matellus:
-Interesuje mnie ta tajemnicza choroba pustosząca te tereny. Znasz może ludzi, którzy by potrafili przystosować jej właściwości na nasze potrzeby? Może ty potrafisz? Wiesz, chodzi o to, że te stwory charakteryzują się ciekawymi zdolnościami bojowymi...

Kobieta zrobiła minę, która ewidentnie znaczyła, ze nie podziela zainteresowań mężczyzny. W duchu jednak wiedziała, ze gdy posiądzie większą moc magiczną będzie mogła kontrolować jeszcze gorsze stworzenia, bestie chaosu.
- Takie działania są ... paskudne i obrzydliwe! A co z uczciwą walka? Pyzatym choroba mogłaby się samo iście rozprzestrzenić i po naszych oddziałach, nie wspominając już o kobietach i dzieciach! Nie da się kontrolować choroby bez szczepionki lub dobrego zaklęcia a na to trzeba czasu, którego nie mamy... – powiedziała zdziwiona i zażenowana takim rozumowaniem jej towarzysza. Raptownie wstała i poszła na zewnątrz. Otarła twarz śniegiem, który orzeźwił ją nieco. Przyglądała się chwile zbierającym się ludziom. Postanowiła teraz nie myśleć o przeszłości. Choroba bardzo ją nurtowała, ciekawiło ja najbardziej jak dochodzi do zarażenia. Następnie wróciła do towarzyszy i przysłuchiwała się uważnie w przejmująca odpowiedzi Erma.

Podniosła swój niewielki dobytek, ruszyła z pozostałymi. Wtedy poczuła coś dziwnego, tak jakby ponownie śniła, poczuła te same uczucia co w ostatnim niepokojącym śnie...po którym zginęło dwóch jej towarzyszy...

I zobaczyła około dwudziestu zarażonych, zabijających bez skrupułów bezbronnych mieszkańców. Już szykowała się do czaru gdy nagle nieoczekiwanie zjawili się krasnoludowie. Ich sztandary powiewały na wietrze a okrzyki i bluźnierstwa rozległy się dookoła, odbijane echem od domów.
I tak oto wydawało by się kompletnie bezludzie, zmieniło się w teren wojenny. Amillay nie kryła zdumienia.
Ludzie biegali i krzyczeli, gdzieś indziej flaki jakiegoś zarażonego wyładowały na białym puchu, gdzieś ktoś właśnie umierał. Amillay chwyciła za swój mieczyk i już gdy miała ruszyć do walki, jedyny bliski jej z mieszkańców właśnie pożegnał się z życiem. Głowa Erma przekrzywiła się nienaturalnie, a martwe oczy skierowały się prosto na nią.
Garret pierwszy ruszył do ataku, kobieta posłuchała go od razu i zajęła się przerażonymi ludźmi, cały czas miała w zanadrzu czary. Nie było czasu na rozmyślania. Z tę częścią którą udało jej się zatrzymać przy sobie, szła dalej i zbierała następnych.

-Jestem magiem, nie uciekajcie! Ochronie was... razem mamy większą szansę... – krzyczała i im częściej to powtarzała coraz bardziej w to wierzyła. Chwyciła w ręce rozpłakane dziecko i oddała je jakiejś kobiecie. Okrążając pole bitwy zasłaniała mieszkańców własnym ciałem, aby móc w porę zainterweniować. Czar miała już przygotowany.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 07-07-2008, 17:05   #89
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
- - Takie działania są ... paskudne i obrzydliwe! A co z uczciwą walka? Pyzatym choroba mogłaby się samo iście rozprzestrzenić i po naszych oddziałach, nie wspominając już o kobietach i dzieciach! Nie da się kontrolować choroby bez szczepionki lub dobrego zaklęcia a na to trzeba czasu, którego nie mamy... – odpowiedziała mu z samego rana Amillay
- Myślę, że dowództwo jest wstanie podjąć takie ryzyko. Spójrz na to jak na bitwę, gdzie dwie strony się ścierają. Jedna jest o połowe mniej liczna. Dowódca tej słabszej strony wydaje rozkaz łucznikom do strzelania, mimo, że tam są jego ludzie. Powód jest prosty. Szanse na trafienie przeciwnika są jak 2:1. Poświęcenie jednostek dla dobra kraju jest ważniejsze niż twoje bezpodstawne obawy.

Akvilla ruszył za korowodem. Niespodziewanie tyły karawany zostały zaatakowane.
Garret pierwszy zareagował wypowiadając słowa, w które Metellus zabardzo nie chciał wierzyć. „Mam szczęście… może przeżyje…” Za dużo niewiadomych.
- A poza tym ja nie mam żadnych planów, marzeń ani życia po wojnie. Tak, więc nie martwcie się o mnie. Po prostu ucieknijcie jak najdalej stąd i wykonajcie misję. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Do zobaczenia.
- Nie ma mowy, ja stąd nie odejdę bez jakiegoś fragmentu ciała, jednego z tych potworów. To może zmienić bieg wojny. – szybko odparł Metellus chwytając jednocześnie za rękojeść miecza. – Do ataku! – ruszył biegiem z tarczą w lewej dłoni i nagim ostrzem w prawej.

Na okrzyk Metellusa odpowiedziały niespodziewanie inne głosy. Zaskoczony odwrócił się w stronę harmidru i ujrzał małe knypki w zbrojach, atakujące potwory.
- Kawaleria przybyła! – zawołał radośnie i rzucił się do ataku by pomóc wsparciu.
Z rozbiegu po pochyłej drodze wpadł z kopniakiem w jedno z stworzeń. Siła uderzenia odrzuciła wroga, a sam Akvila poślizgnął się na oblodzonej ścieżce i się przewrócił.
- Do stu zawszonych kroczy! – zawył z wściekłości i podniósł swój obolały tyłek znad ziemi.

Ledwo podniósł się z lodowatej powierzchni, gdy obok niego przeleciała głowa Erma.
- Ciekawe jak długo człowiek widzi po utracie głowy… - naszła go nagle ta jakże dziwna myśl. – Oby nie było mi dane tego prędko sprawdzać.

Zaatakował ponownie.
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"
sante jest offline  
Stary 07-07-2008, 18:59   #90
 
grabi's Avatar
 
Reputacja: 1 grabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwu
Avagornis szedł blisko towarzyszy, przysłuchując się rozmowie Metallusa o wykorzystaniu zarazy w walce. Sam dobrze wiedział, co może zdziałać armia, gdy jej przeciwnik jest trawiony chorobą, jednak choróbska to zwykle broń obosieczna. Jedyny wyjątek stanowiły choroby wywoływane w oblężonych miastach oraz na Zatrutych Bagnach. Jego rodzime ziemie stanowiły doskonały przykład, co może zdziałać z atakującym choroba, połączona z odpornością obrońców. Tutaj Amillay miała rację. Do wykorzystania tej choroby jako broni, trzeba było najpierw opracować metody obrony przed nią. Tak więc nie była to dobra broń, a przynajmniej nie taka, którą możnaby było szybko wykorzystać.

W pewnym momencie na tyle pochodu powstał zgiełk. Okazało się, że to potwory atakują odchodzących mieszkańców. Jaszczur zliczył atakujących. Było ich około dwudziestu. Szanse na ucieczkę były małe, a na wygraną w walce jeszcze mniejsze. W pewnej chwili Garret zaczął wygadywać dziwne rzechy, a chwilę po nim i Metallus. Avagornis zrzucił z grzbietu płótno namiotu, którym się okrył i ruszył z pomocą. Dzierżył w dłoniach włócznię, trzymając mocno jej koniec. Z taką liczbą potworów mieli jakieś szanse, jeśli będą trzymać je na odległość. Dało się teraz zobaczyć krasnoludy, które przybyły z pomocą. Dało się widzieć ich doskonałe pancerze, a połyskujące głownie toporów i młotów bojowych trzymanych w dłoniach, podnosiły na duchu i dodawały zapału do walki. Z tak wyposażonymi sprzymierzeńcami zwycięstwo stawało się wyraźniejsze. Nie było jednak czasu, by zbytnio o tym myśleć. Już dotarli do stworów i Metallus uderzył nogą jednego ze stworów. Jaszczur nie pozostał bierny, pchając innego włócznią w klatkę piersiową.
 

Ostatnio edytowane przez grabi : 08-07-2008 o 22:24.
grabi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172