-Jadą do nas....SIEDŹ NA DUPIE, nie ruszaj się!- krzyknął Paul. Sytuacja nie wyglądała najlepiej, ale najgorzej też nie. Miał karabin w ręku, a oni byli daleko, za daleko, żeby coś ujrzeć. "Co robić, co robić...-gorączkowo myślał najemnik, czasu niewiele, pola do działania również.."Chyba najlepsze wyjście... -Ej Mike..widziałem, że masz pistolet, czy umiesz się tym gównem posługiwać..- spokojnie, lecz pospiesznie mówił--..tego nie wiem, i tak już jest za późno na wskazówki. Słuchaj uważnie, nie będę powtarzał-kierowca na krotko spojrzał w lewą stronę, po czym odwrócił głowę i rozszerzył oczy, słuchając najemnika, był śmiesznie przerażony.- Wyjmij pukawkę z kabury, odbezpiecz i trzymaj blisko drzwi, tak, aby nie zauwazyli jej...Dobrze. Pod żadnym pozorem nie strzelaj, powtarzam, NIE STRZELAJ, czekaj na mój znak...Na Boga..nie bój się..uspokój się.-Najemnik widział po chłopcu jak cały się trzęsie, względni napastnicy zbliżali się, innego wyjścia nie ma, Paul czuł, że ten pomysł nie wypali, nieważne.-Bądź spokojny. Rozmawiaj z nimi spokojnie, nie strzelaj, nie denerwuj się....tak, bedę w pobliżu i dam znak...pamiętaj.. spokojnie-bez strzałów,...a i nie wspominaj, że jadę z Tobą.. jechałeś sam.. do Atalanty..powód wymyśl sam- Paul uśmiechnął się, liczył, że ten gest uspokoi chłopca. Sam, wyjął pistolet z kabury, jeszcze raz spojrzał w lewo, tak - byli wystarczająco daleko, poczym powoli otworzył drzwi, wygramolił się z samochodu (z jego wzrostem, miał lekkie problemy) i ostrożnie i cicho domknął drzwi. Berette połozył na ziemi, obok koła 'Buggiego', natomiast lufę karabinu oparł na otwartym oknie..tak aby mógł widzieć nadjeżdzających napastników. przyłożył oko do celownika... patrzył i czekał -Jeszcze jakieś 300 metrów..-cichutko szepnął, bardziej do siebie niż kierowcy.. |