Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-06-2008, 17:21   #11
 
Maciekafc's Avatar
 
Reputacja: 1 Maciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znany
Sytuacja nie była zbyt dobra. Zamiast odpoczynku, Najemnika strasznie zaczęła boleć głowa. Idiotyczny dźwięk silnika, ciągłe 'podskoki' Buggiego było nie do zniesienia. Niestety, droga jeszcze długa. Jak już jest źle, to do końca. Jeszcze ci motocykliści... cholerne pustkowia.
-Myślisz, że to Raidersi? Cholera.- zapytał kierowcę- Jedź uważnie..jeśli coś zobaczysz to natychmiast informuj.. Paul wyciągnął się jak najbardziej mogł w tych koszmarnych warunkach i spróbował dosięgnąć swojego 'Springa', który leżał za jego fotelem. Kilka chwil później patrzył na 'towarzystwo' przez celownik optyczny... niestety, nic nie było widać.
-Masz może lornetkę?-zapytał z nadzieją.
 
Maciekafc jest offline  
Stary 29-06-2008, 23:15   #12
 
Idrith's Avatar
 
Reputacja: 1 Idrith jest jak klejnot wśród skałIdrith jest jak klejnot wśród skałIdrith jest jak klejnot wśród skałIdrith jest jak klejnot wśród skałIdrith jest jak klejnot wśród skałIdrith jest jak klejnot wśród skałIdrith jest jak klejnot wśród skałIdrith jest jak klejnot wśród skałIdrith jest jak klejnot wśród skałIdrith jest jak klejnot wśród skałIdrith jest jak klejnot wśród skał
„Co ty szczylu wiesz o mojej pracy.” – pomyślała Axel, taksując wzrokiem młokosa. „Takich to się u nas zjada na śniadanie...”
Gdy Willis zniknął we wnętrzu knajpy rzuciła na budę jedno pogardliwe spojrzenie i wsiadła na siodełko motoru, zapuszczając silnik. Wdychając słodki zapach palonej, marnej benzyny ,Axel poczuła w brzuchu znajomy ucisk podniecenia na myśl o wytropieniu kolejnej bestii i zmiecenia jej z powierzchni ziemi. Tak, kolejna kreatura która nie zasługiwała na dalsze pędzenie swojej marnej egzystencji.
-No to w drogę, kurs –Atlanta. –mruknęła ni to do siebie, nie to do maszyny i odjechała, zostawiając za sobą szaro-bury tuman kurzu.
 
Idrith jest offline  
Stary 05-07-2008, 14:31   #13
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Tim

W większości wypadków wartownik przyłapany na braku czujności, taki zaskoczony czyimś przybyciem akurat na jego warcie – na ogół staję się ciutkę drażliwy. Fistaszki w tym względzie nie odstawały od schematu. Trzy czarne lufy, zwiastujące rychłą zagładę kalibru 5,56mm. Tylko ostatni z „wesołego” kwartetu spokojnie podszedł bliżej najbardziej wysuniętego w stronę Tropiciela strażnika i zatoczywszy w powietrzu kółko palcem rozkazał dwóm pozostałym rozglądać się w około. Ręka starszego mężczyzny powędrowała w stronę kabury z przedwojennym Browningiem HP. Surowa mina nadawała mu jaki taki wygląd przywódcy tego stada. Po chwili lustrowanania Tima wychrypiał:
- nie wiem, jaki Jack Cię przysłał, nie kojarzę też żadnego Bennego. Więc lepiej módl się by Modo coś na ten temat wiedział inaczej Jony przerobi Cię na karmę dla Croca- – klepnął w ramię kapana i ruszył w stronę najbliższego namiotu.
Lufa M4 błyszczała złowrogo w blasku jedynego ogniska. Podobny błysk można było dojrzeć w oczach Jonesiego…
Po długiej chwili ciszy z namiotu, do którego wpełzł dowódca warty, wygramolił się żylasty facet o chłopięcej, choć lekko pomarszczonej twarzy. Zaraz za nim, prawie na czworakach wyszedł sporych gabarytów łysielec o szarej skórze. Gdy stanął górował nad chudym towarzyszem, ale też nad większością chłopaków chłopaków obozie.

Mniejszy, o lekko rozbieganym spojrzeniu przerzucił wzrok z Tima na dowódcę warty i z wymuszonym uśmiechem parsknął:
- Spoko James m się już tym zajmiemy, to ziomek ziomek bagien od naszego kumpla… - kiwnął głowa w stronę tropiciela.
Starszy mężczyzna jakby nie zwracając uwagi na jego mękolenie zadarł głowę do góry i spojrzał w oczy wielkoluda.
- Taa, Vinnie ma racje – swój ziom.- – odparł zdawkowo Modo.
Po czym dwaj kamraci przypominający Flipa i Flapa (tylko bez bandziocha wielkości cyrkowego bębna) ruszyli w stronę Tima.
Szaroskóry wielkolud wskazał w stronę stojącej z boku ciężarówki i wszyscy trzej podeszli do niej spokojnie.
Vince w miedzy czasie tłumaczył szeptem:
- Miło widzieć, że stary piernik Jack kogoś nam przysłał. Sorki za powitanie, ale nie wtajemniczaliśmy naszych compadres w nasze biznesy.- wyciągnął drgającymi palcami zmięta paczkę papierosów z kieszeni i odpalił jedną tanią lufę. Zaciągnąwszy się westchnął i kontynuował:
- Benny dojechał z nami praktycznie tutaj i dalej przesiadł się do naszej ekipy jadącej do Mobile. My musieliśmy tutaj zostawić parę rzeczy i jutro też tam jedziemy, wiec możesz się z nami zabrać. O samym grubasie nie warto dużo gadać. Wyczułem, że to cwaniak, ale traktował mnie jak swojaka wiec się dałem nabrać na rozrzedzoną morfinę i takie tam- wypuścił dym ustami, nerwowo przestępując z nogi na nogę.
- wolelibyśmy by bossi się o tym za bardzo nie dowiedzieli, jestem tutejszym specem od geografii a Modo to zajebisty kierowca – nie mają nikogo lepszego na trasy w okolicy Florydy, ale powiedzmy, że ich tolerancja też czasem się kończy, comprende ?-
Modo, oparty o ciężarówkę, lustrując Tima swymi zimnymi oczami powiedział cicho jakby na zakończenie:
- jeśli chcesz możemy ruszać teraz, ale możemy się trochę przespać i coś zjeść przed wyjazdem…-
- a tak, tak zapraszamy do namiotu, e fajeczkę może? - z głupim uśmiechem Vince wysunął rękę miętosząca paczkę sieczki w stronę tropiciela…


Axel

Tuman kurzu… właściwie tyle zostało po Red Whip w Jackson. Zresztą, co tu się dziwić, dostała, czego chciała i nawet nie chodzi tu o gamble a raczej o następny cel.
Wiecie to jest właśnie najważniejsze – cel, coś, co popycha nas do przodu mimo ruiny i gruzów w około. Coś, co sprawia, ze każdego ranka wstajemy i ruszamy na przód. Miłość, nienawiść, kasa… cokolwiek ważne jest by iść na przód – robić coś, a nie stać w miejscu i użalać się nad sobą.
Co prawda czasem się odechciewa – wiece muldy skażonego piachu, pożółkłe trawsko i gdzieś na horyzoncie czasem wychudłe zmutowane psisko.
Szczęściem piesio szybko zwiał unikając spotkania z większym kalibrem Axel, a Meridian wyrastało z zagruzowanej autostrady zaraz na rozdrożu między Birmingham a Mountgomery, dając, jaką taką nadzieje na normalny posiłek i może jakieś informacje.
Niestety po krótkich oględzinach Red zrozumiała, że banda smutasów w ruinach niewielkiego miasteczka, żyje głównie tylko i wyłącznie z gambli podróżnych zatrzymujących się w knajpie na rozdrożu.
Z tego miejsca – w miarę spokojnie, bo resztkami autostrad, dało się dostać nawet do Nowego Orleanu, lecz samo to miejsce, prócz jakiej takiej cysterny oleju napędowego, siatki z drutem kolczastym i zdezelowanego moteliku przerobionego na mordownie nie miało nic do zaoferowania. No może prócz smażonej na grillu iguany …
Wczesnym popołudniem Red miała już rozdroże za plecami prując z zawrotną prędkością – jakieś 40 km/h max – w stronę Atlanty. Nie było sensu bawić się na autostradzie, szczególnie ze podobno w okolicy Birmingham grasował jakiś gang, więc kobieta wybrała droge, na przełaj, przez bajeczne rozdroża Alabamy. Tak znaczy się więcej rachitycznych krzaczków, i kępki pożółkłej trawy.
Może Wam oszczędzę opisywania cztero godzinnej podróży w skwarze, w jednolitym krajobrazie, urozmaiconym co jakiś czas przejechaną jaszczurką co ?
Wystarczy powiedzieć, że dziewczyna miała już kapkę dość, gdy o zmierzchu dotarła do niewielkiej fabryczki przy starej spękanej asfaltowej drodze, jakieś 150 - 200 kilosów od Atlanty.
Niewielki komin strzelał do góry w niebo niczym, palec trupa, który przed śmiercią chciał zwrócić na siebie uwagę Najwyższego. Niewielki budynek przytulony do komina raził zdartym tynkiem i krwistą czerwienią nagich cegieł. Okna bez szyb spoglądały smutno na stojący obok budynku samochód – rozklekotany, ale dziwnie nie pasujący do tego obrazka, jakby znalazł się tutaj całkiem nie dawno…

Paul

- e lornetkę, no nie, nie bardzo- młody spojrzał przez ramię w stronę świateł.
Chwila nie uwagi wystarczyła… wozem szarpnęło, rura wydechowa pierdnęła niczym jakiś mastodont i coś niemiłosiernie szczyknęło w metalowych kościach zawieszenia. W najlepszym wypadku poszła opona. Nie zmieniało to jednak faktu, że pojazd znieruchomiał i zamilkł.
Po chwili niezręcznej ciszy, i kilku bez efektownych próbach odpalenia silnika Mike zwiesił głowę i szepnął.
- przepraszam, wygląda na to, że się zesrało- podniósł wzrok na najemnika kończąc – ale zaraz to naprawie – serio, spoko jest…- jednak mina mu trochę zrzedła, gdy zauważył, że Paul nawet nie patrzy w jego stronę. Chwilę wcześniej obserwowana grupa zatrzymała się, jakby po środku niczego. Teraz dwa jaśniejące punkty reflektorów, oderwały się od grupy i ruszyły w ich stronę…
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 05-07-2008, 17:16   #14
 
Idrith's Avatar
 
Reputacja: 1 Idrith jest jak klejnot wśród skałIdrith jest jak klejnot wśród skałIdrith jest jak klejnot wśród skałIdrith jest jak klejnot wśród skałIdrith jest jak klejnot wśród skałIdrith jest jak klejnot wśród skałIdrith jest jak klejnot wśród skałIdrith jest jak klejnot wśród skałIdrith jest jak klejnot wśród skałIdrith jest jak klejnot wśród skałIdrith jest jak klejnot wśród skał
„Tu cię mam zasrańcu”- pomyślała Axel przyglądając się wrakowi, który odpowiadał opisowi maszyny Benny`ego. Wyłączywszy silnik cicho, popychana samą siłą rozpędu dojechała do najbliższej piaskowej hałdy. Bezgłośnie ustawiła motor w gorącym, szarawym piasku i odłączyła kabel od akumulatora, chowając go do kieszeni, na wszelki wypadek, gdyby komuś wpadło do głowy pożyczyć sobie jej maleństwo. Załadowała pogromcę i ruszyła w stronę fabryczki, rozglądając się za jakimikolwiek oznakami życia. Gdy dotarła do odrapanej ściany przyczaiła się niedaleko okna niczym mocno wyrośnięta, zakurzona kotka i zaczęła nasłuchiwać w skupieniu....
 
Idrith jest offline  
Stary 07-07-2008, 20:52   #15
 
Maciekafc's Avatar
 
Reputacja: 1 Maciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znany
-Jadą do nas....SIEDŹ NA DUPIE, nie ruszaj się!- krzyknął Paul. Sytuacja nie wyglądała najlepiej, ale najgorzej też nie. Miał karabin w ręku, a oni byli daleko, za daleko, żeby coś ujrzeć.
"Co robić, co robić...-gorączkowo myślał najemnik, czasu niewiele, pola do działania również.."Chyba najlepsze wyjście...
-Ej Mike..widziałem, że masz pistolet, czy umiesz się tym gównem posługiwać..- spokojnie, lecz pospiesznie mówił--..tego nie wiem, i tak już jest za późno na wskazówki. Słuchaj uważnie, nie będę powtarzał-kierowca na krotko spojrzał w lewą stronę, po czym odwrócił głowę i rozszerzył oczy, słuchając najemnika, był śmiesznie przerażony.- Wyjmij pukawkę z kabury, odbezpiecz i trzymaj blisko drzwi, tak, aby nie zauwazyli jej...Dobrze. Pod żadnym pozorem nie strzelaj, powtarzam, NIE STRZELAJ, czekaj na mój znak...Na Boga..nie bój się..uspokój się.-Najemnik widział po chłopcu jak cały się trzęsie, względni napastnicy zbliżali się, innego wyjścia nie ma, Paul czuł, że ten pomysł nie wypali, nieważne.-Bądź spokojny. Rozmawiaj z nimi spokojnie, nie strzelaj, nie denerwuj się....tak, bedę w pobliżu i dam znak...pamiętaj.. spokojnie-bez strzałów,...a i nie wspominaj, że jadę z Tobą.. jechałeś sam.. do Atalanty..powód wymyśl sam- Paul uśmiechnął się, liczył, że ten gest uspokoi chłopca. Sam, wyjął pistolet z kabury, jeszcze raz spojrzał w lewo, tak - byli wystarczająco daleko, poczym powoli otworzył drzwi, wygramolił się z samochodu (z jego wzrostem, miał lekkie problemy) i ostrożnie i cicho domknął drzwi. Berette połozył na ziemi, obok koła 'Buggiego', natomiast lufę karabinu oparł na otwartym oknie..tak aby mógł widzieć nadjeżdzających napastników. przyłożył oko do celownika... patrzył i czekał
-Jeszcze jakieś 300 metrów..-cichutko szepnął, bardziej do siebie niż kierowcy..
 
Maciekafc jest offline  
Stary 18-07-2008, 20:32   #16
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Ręka starszego mężczyzny powędrowała w stronę kabury z przedwojennym Browningiem HP. Surowa mina nadawała mu jaki taki wygląd przywódcy tego stada. Po chwili lustrowania Tima wychrypiał:


- Nie wiem, jaki Jack Cię przysłał, nie kojarzę też żadnego Bennego. Więc lepiej módl się by Modo coś na ten temat wiedział inaczej Jony przerobi Cię na karmę dla Croca.

- Karmę dla Croca? Ty się ciesz, że was jeszcze żadna Halama nie wpierdoliła, bo słychać was było chyba w Miami, a w Orlando to już bankowo. Daliście się podejść jak dzieci, pomyśl logicznie, czy gdybym chciał was zaatakować, wchodziłbym tutaj otwarcie? Zamiast zarzynać was w ciemności po kolei jak świnie?

Po długiej chwili ciszy z namiotu, do którego wpełzł dowódca warty, wygramolił się żylasty facet o chłopięcej, choć lekko pomarszczonej twarzy. Zaraz za nim, prawie na czworakach wyszedł sporych gabarytów łysielec o szarej skórze. Gdy stanął górował nad chudym towarzyszem, ale też nad większością chłopaków chłopaków obozie.
Mniejszy, o lekko rozbieganym spojrzeniu przerzucił wzrok z Tima na dowódcę warty i z wymuszonym uśmiechem parsknął:
- Spoko James m się już tym zajmiemy, to ziomek ziomek bagien od naszego kumpla… - kiwnął głowa w stronę tropiciela.
Starszy mężczyzna jakby nie zwracając uwagi na jego mękolenie zadarł głowę do góry i spojrzał w oczy wielkoluda.
- Taa, Vinnie ma racje – swój ziom.- – odparł zdawkowo Modo.

Tim lustrował zachowanie strażników, widać nie ufali temu małemu szczurkowi, którego nazywali Vincem, raczej Modo dzierżył w tej ekipie ster interesu. Trzeba przyznać, że łapsko miał jak bochen chleba, to i pewnie te bandę trzymał w żelaznym uścisku dyscypliny. Podszedł do Modo, uważnie przypatrując się jego twarzy, spokój na jego gębie, zupełnie odbiegał od wiercących oczek Vinciego – typowego cwaniaczka – „jak ja nie lubię takich frajerów” – pomyślał Tim, ręka trzymająca kukri zadrżała lekko.

Vince w miedzy czasie tłumaczył szeptem:


- Miło widzieć, że stary piernik Jack kogoś nam przysłał. Sorki za powitanie, ale nie wtajemniczaliśmy naszych compadres w nasze biznesy.- wyciągnął drgającymi palcami zmięta paczkę papierosów z kieszeni i odpalił jedną tanią lufę. Zaciągnąwszy się westchnął i kontynuował:


- Benny dojechał z nami praktycznie tutaj i dalej przesiadł się do naszej ekipy jadącej do Mobile. My musieliśmy tutaj zostawić parę rzeczy i jutro też tam jedziemy, wiec możesz się z nami zabrać. O samym grubasie nie warto dużo gadać. Wyczułem, że to cwaniak, ale traktował mnie jak swojaka wiec się dałem nabrać na rozrzedzoną morfinę i takie tam- wypuścił dym ustami, nerwowo przestępując z nogi na nogę.


- Wolelibyśmy by bossi się o tym za bardzo nie dowiedzieli, jestem tutejszym specem od geografii a Modo to zajebisty kierowca – nie mają nikogo lepszego na trasy w okolicy Florydy, ale powiedzmy, że ich tolerancja też czasem się kończy, comprende ?-
Modo, oparty o ciężarówkę, lustrując Tima swymi zimnymi oczami. Tropiciel wtrącił kilka słów:
- No jasne, że nie chcecie, żeby się dowiedzieli, w końcu najlepsi pracownicy wydymani przez jakiegoś cwaniaczka, to już nie najlepsi pracownicy… prawda? - powiedział cicho patrząc Modo w oczy. Mięśniak nie zareagował na te słowa, ale po jego twarzy przebiegł grymas:


- Jeśli chcesz możemy ruszać teraz, ale możemy się trochę przespać i coś zjeść przed wyjazdem…


- A tak, tak zapraszamy do namiotu, e fajeczkę może? - z głupim uśmiechem Vince wysunął rękę miętosząca paczkę sieczki w stronę tropiciela…

- Nie palę – krótko odpowiedział Tim – ale możemy w namiocie podyskutować o wynagrodzeniu za moje usługi… potem możemy ruszać od razu.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 27-07-2008, 22:41   #17
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Tim

Modo oderwał się od paki wozu i ruszył w stronę namiotu bąknowszy zdawkowo
- przygotuje wyjazd-
Vince popatrzył na tropiciela i uśmiechnąwszy się słabo powiedział:
- mimo że nie wygląda na takiego jest cholernie odpowiedzialny- wyrzucił papierosa i zgasił go butem, zastanawiając się przez chwilę. Zamyślony wyraz twarzy i zmarszczone czoło zdawały się dziwnie nie pasowa do chudego szczurka.
- na teraz możemy Ci zaoferować żarcie, w samym Mobile wybrane leki za jakieś 50 gambli. Wiem, że Jack coś Ci już odpalił, nie pytam, co jak i za ile. Po wykonaniu roboty dostaniesz od nas 300 gambli. Jak się dobrze sprawisz możemy negocjować… – urwał spoglądając ponad ramieniem Tima.
Tropiciel odruchowo odwrócił się na pięcie, by zobaczyć zdenerwowanego dowódcę strażników pokazującego swoim podkomendnym, by weszli w las okrążając pozycję przed nim. Obiektem niepokoju Jamesa okazały się dwie para błyszczących na żółto ślepi, które mignęły w krzakach – coś – a nawet dwa cosie szybko oddalały się od obozu. Wyczulone zmysły Tima podpowiedziały mu ze to prawdopodobnie dość ciężkie stworzenie poruszające się niezbyt zgrabnie – ale raczej w sposób typowy dla humanoidów. Bynajmniej jednak nie „normalnych ludzi” w postapokaliptycznym znaczeniu.

Wszyscy dobrze wiedzą, co atomówki i chemikalia zrobił z mamusią naturą. Większość ludzi w Miami aligatora widziała w klatce, lub na nogach jakiegoś bossa czy stalkera w formie gustownych kozaczków. Wielu słyszało o wielkich Megatorach – takich na oko piętnastometrowych, z którego butków starczyłoby spokojnie dla średniej wiochy na bagnach. Niewielu jednak chciało wierzyć w opowieści o, na przykład o Psychocrockach – inteligentnych ludojadach czających się na pakach ciężarówek na kierowcę; czy też „bzdur” o Łuskaczach – pół ludziach – pół krokodylach. Kto by tam wierzył w krokodylołaki biegające na dwóch nogach…



Axel

Ze środka zakurzonego budynku po chwili ciszy dobiegł jęk zawodu i stłumiony śmiech. Po chwili coś z metalicznym brzękiem uderzyło o jedną ze ścian, po czym uderzyło o beton podłogi. Dziewczyna bezszelestnie podeszła do rozwartych stalowych drzwi budynku. Nie zaglądając do środka nasłuchiwała przez chwilę. To co usłyszała raczej nie kojarzyło się ze zmutowanym grubasem o ponad przeciętnych zdolnościach manipulacji mózgiem – co najwyżej efektem jakiegoś odmużdżenia:
- no już Misiek, się nie dąsaj jak panienka – ruskie te puszki robili z czołgów…he he no kumasz z czołgów ?-
- Przestań pieprzyć Burak, w dupie mam, z czego se robili, jak dla mnie to mogli nawet grodzia ze schronów przetapiać – mać ich zasrana mam nadzieje, że Moloch ich wszystkich wytruł tam w europie. To na pewno wszystko przez tych żabojadów. A jak tak dalej pójdzie to przyjdzie nam tu przez nich zdechnąć z głodu-
- Misiek ocipiałeś ? … Ruskie przecież nie żreją żab… tylko miśki polarne –

Symultaniczny rechot złamał błogą ciszę nadchodzącej nocy odstraszając wszelką gadzinę od niefortunnego obozowiska dwóch dowcipnisiów. Gdy tylko ucichły śmiechy ten zwany Burakiem rzucił krótkie:
- Oświeć mnie, co bym ten złom znalazł – kończąc zdanie kwiecistym beknięciem.
Po chwili w słabym rozbłysku światła bijącego przez drzwi pojawiła się zgarbiona sylwetka ludzka.
Red Whip przylgnęła do ściany i przez niewielką dziurę w murze zaglądnęła do środka.
Zrujnowana hala fabryczki stała się schronieniem dla dwóch brudnych i obdartych brodaczy, z których jeden aktualnie dziarsko dzierżył przygasająca latarkę, drugi zaś na czworaka pełzł w stronę przeciwległej ściany.

Obok „latarnika” drzemał zwinięty w kłębek siwy wyleniały kundel z obszarpanym uchem…


Paul

Najemnik przysiągłby, że słyszy jak młodemu szczękały zęby, drżały kolana i rozluźniały się zwieracze… no dobra, dobra nie róbcie takich min – chłopaczek był spietrany jak jasna cholera – chciałem to tak jakoś obrazowo przedstawić. No nieważne. Więc tak wizualizujemy dalej. Dwa motorki – bo to już nasze chłopaki zczaiły popierdalały w ich stronę z prędkością raczej spacerową.
Patrząc przez okular Paul liczył w myślach metry – 200…. 150… 100 … 75 – widział ich sylwetki, reflektory jednak oślepiały go skutecznie – 30 metrów. Wydawało mu się ze każda sekunda, każde uderzenie serca to wieczność – wiece jak na filmach Hojna Woo… co, nie znacie starego chinola ?? . Dobra, nie ważne w każdym razie Najemnikowi zdawało się jakby jechali długo, palec na spuście świerzbił, a pot ściekał z czoła, mimo ze nocka już chłodniejsza była.
I wtedy usłyszał głos – nie no nic nie ćpał to - jeden z kolesi podjechawszy na jakieś 10 metrów się wydarł
- co tam gościu – zepsiuło siem autko ?
- o biedusia-
dorzucił się drugi podjeżdżając bliżej i pochylając się na kierownicy
- możemy pomóc - odciążyć wozik z paru gambli, paliwo przetoczyć do godniejszych rumaków hehe-
Metaliczny wirującego łańcucha i dźwięk odbezpieczanego pistoletu zakończył dobry humor najemna, rozwiewając wszelkie nadzieje na pokojowe rozwiązanie problemu.
- odejdź no od wozu gnojku to może dożyjesz świtu…-
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 04-08-2008, 19:59   #18
 
Maciekafc's Avatar
 
Reputacja: 1 Maciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znany
Paul cicho zaklął. Szybko przekalkulował sytuację, wszystkie możliwe opcje. Najgorsze było to, że Michael nie grał na zyskanie czasu, kiedy to pochopny krok mógł pozbawić go, lub Paula życia.
- Co tam gościu – Zepsiuło siem autko ?
- Taaaa....k, tak. To chyba silkik, a może pasek klinowy?
- o biedusia- dorzucił się drugi podjeżdżając bliżej i pochylając się na kierownicy - możemy pomóc - odciążyć wozik z paru gambli, paliwo przetoczyć do godniejszych rumaków hehe
Michael opuścił głowę, nic nie powiedział, wyglądało jakby dalszą część 'rozmowy' nie stanowiły słowa, a przemoc i broń.
Metaliczny wirującego łańcucha i dźwięk odbezpieczanego pistoletu zakończył dobry humor najemna, rozwiewając wszelkie nadzieje na pokojowe rozwiązanie problemu.
- odejdź no od wozu gnojku to może dożyjesz świtu…- rzucił na koniec Raiders.
Paul wiedział, że trzeba działaś, zaraz poleje się krew, a najpewniej będzie to krew tego niewinnego szczyla, który wyżej sra niż dupe ma.
- Ej, Michael....strzelaj gdy ja strzelę.. - bardzo cichutko szepnął najemnik. Nie wiedział czy kierowca usłyszał, zrozumiał i co najważniejsze zastosuje się. Po tych słowach Moronow pokucał w stronę bagażnika, cicho i szybko. Gdy doszedł do tyłu samochodu, wstał i podniósł karabin, namierzył.
- No dobra panowie..- po tych słowach napastnicy obrócili się w stronę usłyszanego głosu - .. chyba jest takie przysłowie.. 'mierzyć siły na zamiary'. Wam to się chyba nie udało.Z resztą, czasami jest dobrze posłuchać takich gównianych powiedzonek. Wasza rola się tutaj kończy, z resztą nie tylko rola-Mówiąc to Paul zastanawiał się czy zrobił dobrze, pouczając i mówiąc taką wybujałą, długą kwestię, trudno. Wystrzelił mierząc w głowę pierwszego napastnika. Przy dobrym przejściu kuli wewnątrz pierwszego Raidersa, okaleczony zostałby drugi...
 
Maciekafc jest offline  
Stary 10-08-2008, 14:52   #19
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
-Idioci, stójce jeśli wam życie niemiłe. - syknął widząc, jak jeden z przewoźników wysyła w las dwóch strażników. "Co za kretyn, w tych ciemnościach, nie mają szans przeciwko tym stworzeniom".

Zdjął karabin z ramienia i powiedział do Vinca: - Niech nie wchodzą do lasu... zbierz wszystkich jak najbliżej ogniska i wystawcie podwójne warty... albo najlepiej spieprzajmy stąd. Nie wiem ile jest tych stworzeń... ale wierzcie mi nie ma z nimi lekko. Wszystko byłoby dobrze gdybyście nie zachowywali się w dżungli jak stado bizonów. Ja wyczułem dym z odległości pół mili, a wież mi te stworzenia mają o niebo lepszy węch.

Tim nie czekał na odpowiedź Vinca, ruszył przez obóz sprawdzić teren. Nie miał zamiaru wchodzić do dżungli za tym co teraz szybko się oddalało i miał nadzieję, że Fistaszki go posłuchają, bo jeśli nie, to za kilka chwil usłyszą ryk rozdzieranych na strzępy ludzi...
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 22-08-2008, 18:31   #20
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Że co, że niby więcej o facetach mam mówić? a co wy jakiś kompleks macie, cioty jakie….
E nie, nie wstawaj, rozumiem twój punkt widzenie i siłę argumentów – Będzie o facetach, twardzielach prawdziwych w samym sercu dupy – znaczy tej no Neodżungli Miamskiej
I piachów z Apallachów hehe.

Tim
Słowa tropiciela wywołały porażający wręcz skutek w obozie– mieszankę, wściekłości, ale i też strachu. Dwaj strażnicy oddelegowani do sprawdzenie lasu, zatrzymali się w pół drogi i niepewnie rzucali wzrokiem na swego dowódcę. Pomarszczona twarz Jamesa stężała w grymasie gniewu, płonące ogniem [a przynajmniej odblaskiem ogniska] oczy świdrowały Tima. Pojedynek wygrał tropiciel. James opuścił wzroki i wskazał ręką na wozy
- Pakujcie się nie zamierzam zdychać i dać zabić moich chłopaków, bo Eusebio wykminił sobie przedwojenna żyłę gamblonośną… Ruszcie dupska- popędził niezdecydowanych żołdaków, po czym sam puścił się całkiem żwawym biegiem w stronę jednego z namiotów.

Tim okrążył spokojnie obóz wytężając wszystkie zmysły, by odnaleźć wszelkie ślady. Nie znalazł jednak nic. Najwyraźniej bestia czająca się w zaroślach nie zapuściła się na tyle blisko obozu. Nie słyszał również teraz, żadnych innych odgłosów, prócz szurania żołnierskich butów i stukania butelek w drewnianych skrzynkach. Zresztą przy tym hałasie robionym przez Fistaszki i tak gówno by usłyszał – chyba, że martwą cisze…

Niedługo potem byli w drodze, dogasające ogniska obozu odcinały się siną smugą na tle rozgwieżdżonego nieba. Niedługo potem przywitała ich ściana niewzruszonej zieleni, w której droga wydawała się tylko smutną bruzdą wyciętą ręką szaleńca…

Szybko się rozdzielili – ciężarówka Modo, wraz z Timem pomknęła w stronę leżącego na wybrzeżu Mobile, reszta udała się w stronę Orlando zdać, zapewne wiece niezadowalający raport z misji swemu przywódcy.

Już późnym popołudniem wesoła kompania- wielkolud, szczurowaty cwaniak i tropiciel, opuścili tereny opanowane Neodżunglą i wjechali w tereny pełne żółknących traw i wyschniętej ziemi. Nie była to nagła transformacja – Tim mógłby przysiąc, ze widzi jak powoli zielone jeszcze trawy, żółkną i marnieją w oczach. Wiedział jednakże Las zieleni sobie z tym poradzi. Gdzieniegdzie wykwitały już wysepki, a raczej szpony zieleni wrzynając się bez litości w „martwą naturę”.

Nad ranem 25 lipca, po kilkugodzinnym popasie wśród żółtej prerii, szesnastokołowa ciężarówka wjechała na popękany asfalt podmiejskiej drogi. Dziwnie milczący przez poprzedni dzień Vince, nagle nabrał moresu i krzyknął ponad rykiem ciężkiego Dieslowego silnika
- Tam, widzisz te zębiska ledwo wystające nad ziemią to resztki Mobile. Niewiele ciekawego się tam zostało, ale to tez nie był jakiś strategiczny punkt w ostatniej wojnie, więc większość budynków tam po prostu niszczeje i leży odłogiem. Z tego, co wiem nad zatoką Mobile sporą część populacji wytłukła chemia- aczkolwiek teraz już raczej nie ma się, co bać- rozdziawił gębę w radosnym uśmiechu i po chwili wepchał między żeby skręta. Odpalając rzucił jeszcze - moja robota skończoną na dziś Panowie – ominąć zatoczkę sami możecie, zresztą Modas zna trasę- przymknął oczy i puszczając nieregularne dymki nosem wydawał się drzemać.
Faktycznie olbrzym dał sobie świetnie radę z ominięciem zatoki i zawalonego, przedwojennego mostu rozciągniętego nad ujściami paru rzek wpadającymi do zatoki.
Już w południe jechali wysprzątaną trasą do centrum miasta.
Okolica była faktycznie opuszczoną ruiną, jednak jak powiedział Vince, nie ze względu na uszkodzenia wojenne, a raczej naderwane zębem czasu. Wszystkie parterowe domki na przedmieściach były brudne i odrapane, Żadne nie miało okien a ziejące dziury ukazywały ogołocone ściany i roztrzaskane meble. Gdzieniegdzie pomiędzy tym syfem krążyły szare przygarbione postacie, grzebiące w gruzach.

Centrum wyglądało przyjaźniej. Bielone wapnem ściany, świeże deski, w co bogatszych budynkach. Nawet ludzie byli w miarę czyści, choć ich stroje dawno wyglądały jakby mocno zaprzyjaźniły się z igłą, nićmi i sporą ilością łat.
Kolorowo i świeżo wyglądał tylko targ na wysprzątanej płycie rynku, którego centrum stanowił spora, wyschnięta fontanna. Po prawej stał podniszczony kościół i budynek ratusza, po lewej wzrok przykuwała pobielona kamienica z wielkim szyldem Gran Turizmo Saloon.
Modo wstrzymał wóz przed wjazdem na plac i wysiadł, by rozciągnąć kości. Vince, który ocknął się przy okazji suchych trzasków dobiegających z kręgosłupa kolegi mruknął do Tima
- dobra wodzu jesteśmy na miejscu – wysiadka. My musimy zgłosić się do punktu zbornego i oddać towary, zaraz potem pełźniem do Gran Turcz. Jak chcesz poczekaj na nas na rynku, jak nie ładuj się do knajpy i szukaj tam Alefa – to nasz znajomy co zabrał tłuściocha na przejażdżkę, jak się na nas powołasz od razu Ci powie co nieco o Kuleczce.-

Paul

Zaskoczeni gangerzy spojrzeli na najemnika, od razu też lufa pistoletu tego po lewej powędrowała w stronę twarzy Paula. Motocyklista jednak nie zdążył wystrzelić – kula z broni Najemnika przeszyła jego skroń. Mężczyzna bezwładnie obrócił się na siodełku i ze stęknięciem zwalił się na ziemie, wraz z przygważdżającym mu nogę do ziemi motorem. Pocisk pomknął dalej nie czyniąc jednak szkód drugiemu napastnikowi.
Jednakże, o dziwo przytomny Michale również zdążał wystrzelić nim jedyny przytomny ganger zareagował. Strzał chłopaka jednak, oddany na prędce, ledwo tylko drasnął ramię motocyklisty. Rozwścieczony operator łańcucha odpalił maszynę i w tumanie kurzu ruszył w stronę Najemnika, wywijając łańcuchem. Niestety musiał przy tym ominąć leżącego towarzysza, dając Paulowi chwilę na reakcje.

W tym momencie od strony oddalonych pojazdów również padł strzał. Pogłos sprawił, że Mike zamarł, Najemnik jednak wiedział, że to raczej nie możliwe by ktoś strzelał właśnie do nich z tamtego miejsca… no chyba, że mieli snajpera o kocich oczach…
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172