Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2008, 20:23   #61
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Ujęcie pod rękę było tyleż niespodziewane, co ... elektryzujące. Odruchowo ułożył ramię, na którym spoczęła jej dłoń. Zdziwił się uświadamiając sobie, że cieszy go jej bliskość. Ostatni raz wędrował tak przez ogrody zamku królewskiego z Sashą. Nie, to jednak chyba była baronowa Elwira ... albo Katy, miłe dziecko, dwórka hrabiny Cassons. Przez myśl przewinęło mu się jeszcze kilka imion i twarzy, ale dalej nie był pewny. Może ta napalona pułkownikowa Ravlijac, albo burmistrzowa Matylda Crophrenn, która miała mocno owłosione nogi i codziennie depilowała je miedzianą pincetą. Nie pamiętał. Krótką chwilę miał zafrasowany, mocno zamyślony wyraz twarzy, ale zaraz rozpogodził się
- Kij to – powiedział sobie. – Co było to było – miał tylko nadzieję, że ową zwłokę w odpowiedzi na pytanie Karla nie poczyta za niegrzeczność, lecz raczej precyzyjną analizę sytuacji obozowej, która ją tak martwiła.

- Zależy jak, szanowna pani, zależy jak to pani chce zrobić? – Zażartował Edwin podejmując pytanie dziewczyny. – Wykorzystywanie mężczyzn bywa niebezpieczną grą.
- Którą kobiety prowadzą z przyjemnością od początku świata
– dokończyła Karla unosząc prawą dłoń i składając usta jak do pocałunku..
- Tak – kiwnął głową Swanman. – Zabawa w kotka i myszkę. Ale bez niej byłoby dosyć nudno, przyzna pani?
- Przypuszczam, że ma pan rację. Któż wie, kto jest jednak w niej kotkiem, a kto myszką
? – Dziewczyna kontynuowała grę półsłówek i niedomówień. Edwin nie miał nic przeciwko temu. Będąc na dworze poznał tą część fine amor i dobrze się czuł w atmosferze wzajemnych podchodów, które były tyleż nic nie znaczącym rytuałem lub zabawą, co drogą do ognistego romansu. Jednak ich wspólna gra świadczyła o tym, ze malarka jest również z nią obznajomiona? Kim wobec tego była? Imię i nazwisko nie zdradzało mu wiele. Lecz biorąc pod uwagę sposób zachowania i elegancję języka raczej uznałby ją za osobę dobrze urodzoną. Kiedy byli w namiocie u Rodericka rzuciła kilkoma szlacheckimi nazwiskami. Edwin nie był przekonany, ze dziewczyna zna te osoby, ale wiedział, że rycerz także nie ma pojęcia i zwyczajnie nie będzie chciał ryzykować. Jeśli jednak znała, to mało prawdopodobne, aby była kobietą z gminu. Nie! Wszystko raczej wskazywało, ze ma do czynienia z osobą dobrze urodzona, która z jakichś, jej tylko wiadomych przyczyn, znajdowała się właśnie na szlaku zamiast w rodowych posiadłościach niańcząc któreś tam z kolei dziecko.

- Chyba zależy od sytuacji – rzekł po chwili zastanowienia. - W tej, co widzieliśmy przed chwilą – skrzywił się, – to był jeden kocur, wprawdzie dość wyliniały, i dwie myszki. Ech nie lubię takich bohaterów.
- Był Pan bardzo dzielny
– przez chwilę malarka wypadła z roli uwodzonej młódki – niewielu mężczyzn widzi w chłopkach ludzi. A jak podobała się panu stolica? - Wróciła do gry
- Duża. Człowiek czuje tam, że jest w centrum wydarzeń nawet, jeżeli tak naprawdę jest nikim. Choć przyznam, ze ja patrzę na to ze swojej perspektywy, czyli oficera, który miał swoja kwaterę, jadło darmowe, miał swobodę poruszania się po dworze. Wprawdzie z jednej strony to zbiorowisko głupoty i zakłamania, jakie ciężko znaleźć gdzie indziej, ale z długiej, ma coś pociągającego w sobie, niczym owe magnetyczne sztuki, którem onegdaj widział w wędrownym cyrku.
- Czyli podobało się panu
– skonstatowała. – Musiał pan opuścić to miejsce przez ów nieszczęsny romans?
- Ech, to była pomyłka, madame
– skrzywił się lekko, nie chcąc wgłębiać się w swoje łóżkowe przeboje z hrabianką i jej piękną służącą. – Nie całkiem prawdziwe plotki obwiniały mnie o to i owo, a ponieważ ojciec owej panny był poważnym dostojnikiem doradzono mi szybką ewakuację z zamku i czasowy wyjazd gdzieś na prowincję..
- Nie całkiem prawdziwe
Karla wyglądała przez chwilę tak, jak gdyby chciała parsknąć śmiechem, ale oczywiście courtessy wygrało i twarz dziewczyny odzyskała właściwą pozę..- ciekawe, dość oględne stwierdzenie, panie.
- Pani pozwoli, że na tym, tym razem, poprzestaniemy. Rezultat przedsięwzięcia był dla mnie początkowo na tyle nieprzyjemny, ze nie jestem jeszcze gotowy do rozmów na ten temat.
- Początkowo
? – Karla widać chciała kontynuować rozmowę, ale zobaczywszy jego niezbyt chętną do dalszych zwierzeń minę dała spokój. – Proszę wybaczyć – lekko uścisnęła mu ramię.
- Och, to wyjaśnię z przyjemnością. Początkowo byłem po prostu mało zadowolony, ze tak eufemistycznie powiem, z całej sytuacji. A teraz ...
- A teraz
– podjęła.
- A teraz idę z piękną kobieta pod ramię i nie mam ochoty wracać do niezbyt przyjemnych wspomnień. Lecz, skoro już tyle wie pani o mnie, czy mogę prosić o rewanż?
-Och ja prowadzę nudne życie. Maluję obrazy. Czyli stoję, patrzę i pociągam pędzlem. Nic ekscytującego. Zazwyczaj. I zdecydowanie za mało takich rozmów prowadzę
– wiadomo, że kłamała.
Ale cały „spacer” był kłamstwem. Bo to przecież nie dwór, a Zadymka. Nie dworacy, lecz żołnierze, zbóje i gwałciciele. Prawdy brzmiałyby fałszywie.

- Miło się rozmawia.
- Tak, udany wieczór. Gdzie pani znalazła nocleg?
- Jeszcze nie wiem, a pan
? - Karla cała rozmowę zastanawiała się, czy warto? Dla kaprysu, odprężenia, zabawy. To wydawało się takie … łatwe. Ale Karla wolała mężczyzn w niej zakochanych. Nie dawała się porzucać. Choć w tym wypadku płochość sprawiała wrażenie obopólnej i może takiego niezwiązku właśnie potrzebowała.
- Także nie. Przybyłem do wioski bezpośrednio prze przyjściem do waszego ogniska. Wprawdzie kapłanka wspominała, ze mogę się przespać w tobołach świątyni, ale wolę znaleźć coś w wiosce.
- Jeżeli się uda
– wątpiąco orzekła dziewczyna, - strażnicy dali już znać chłopom, jacy są mili. Teraz wszyscy wieśniacy tylko marzą, żebyśmy się stąd wynieśli. Zresztą sam pan widział.

Skrzywił się, wspomniawszy Roderica i jego rozpuszczonych warchołów. Wprawdzie wydawało się, ze rycerz powściągnął co nieco największych rozrabiaków, ale nie było się co łudzić. Nocą, kiedy się schleje do reszty, żołnierze mogli pokazać, na co ich stać.

- Może poszukamy razem? Zawsze jest większa szansa na jakiś nocleg.
- Jeśli wezmą nas za przyzwoite małżeństwo na przykład, to owszem. Ale prędzej stwierdzą, patrząc na to, co tu wyprawiamy, że jakiś wojak znalazł sobie kochanicę, dlatego szuka spokojnego miejsca do chędożenia
...
Przerwała na chwilę:
- Skrzypce.
- Czy ktoś oprócz panny Carbonne
... – chciał dodać „ma tu skrzypce”, ale ugryzł się w język. Skąd Karla mogłaby wiedzieć, czy ktoś we wsi posiada skrzypce. – Chodźmy w tamtą stronę. Jeżeli to panny Carbonne, to może znalazła nocleg i uda się do niej przyłączyć. W razie potrzeby – skrzywił się, - mogę jakiegoś grosza dorzucić. Ale może się uda przekonać gospodarza, ze biorąc pod uwagę to, co się może dziać w nocy, gdy żołnierze sobie popiją, to lepiej mieć kogo pod ręką, kto pomoże uspokoić sytuację.

Drzwi okrytej strzechą chałupy były lekko uchylone. Edwin zdziwił się. Porównując do innych domów zaklajstrowanych na cztery spusty to wyglądało mocno podejrzanie. Tak, jakby ktoś wszedł do wnętrza i tak zdziwił się tym, co tam zastał, ze aż zapomniał założyć skobla. Dziwiło się także kilku żołnierzy, którzy rozmawiali po cichu widocznie mając zamiar odwiedzić chałupę. Spojrzeli na siebie. Kiwnąwszy głowami bez słowa weszli do przydymionego, przesiąkniętego zapachami potu, czosnku i pieczonej słoniny, wnętrza. Trzask zamykanego skobla spowodował, że Feide przestała grać, a wszyscy odwrócili się w ich kierunku.
- Wybaczcie, pani gospodyni ... – chciał jeszcze coś dodać Edwin, ale chłopka mu nie pozwoliła.
- Ano, znowu mi się nalazło. Najpierw te grajki od siedmiu boleści, a potem jeszcze wy. Pewnie tak samo nieroby? Tancerze, żonglerzy? Idźcie mi stąd. Jeszcze tej oraz niziołkowi mogłam dać kawałek siennika, ale cztery, to trochę za dużo. Pewnie syna do wojska wyciągnąć mi chcecie, a córkę zbałamucić ... – tym razem przerwał jej Edwin.
- Ależ gospodyni, my uczciwi ludzie, jak i ci nasi znajomkowie. A z wojakami niczego wspólnego nie mamy, ale popatrzcie tam za okno. Widzicie no, te grupy wojaków, co to piją pod drzewem okowitę. My byśmy chcieli tylko kawałek podłogi gdzieś, żeby się zawinąć pod ścianą, a obiecuję, że drewna rano narąbię, czy wody naciągnę ze studni. No, ponadto, jakby żołnierze chcieli się zabawić w chałupie, obiecuję starania wszcząć, żeby się uspokoili. Zawszeć wtedy lepiej mieć kogoś przyzwoitego pod ręką.

Gospodyni popatrzyła wzrokiem, który omiótł Karlę i Edwina jednoznacznym spojrzeniem, które dobitnie wskazywało, co myśli o ich przyzwoitości. Ale spojrzała za okno. Przyglądała się dość długo, jakby oceniając, co bardziej niebezpieczne, czwórka obcych w domu, czy pijani wojacy.
 
Kelly jest offline