Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-07-2008, 20:23   #61
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Ujęcie pod rękę było tyleż niespodziewane, co ... elektryzujące. Odruchowo ułożył ramię, na którym spoczęła jej dłoń. Zdziwił się uświadamiając sobie, że cieszy go jej bliskość. Ostatni raz wędrował tak przez ogrody zamku królewskiego z Sashą. Nie, to jednak chyba była baronowa Elwira ... albo Katy, miłe dziecko, dwórka hrabiny Cassons. Przez myśl przewinęło mu się jeszcze kilka imion i twarzy, ale dalej nie był pewny. Może ta napalona pułkownikowa Ravlijac, albo burmistrzowa Matylda Crophrenn, która miała mocno owłosione nogi i codziennie depilowała je miedzianą pincetą. Nie pamiętał. Krótką chwilę miał zafrasowany, mocno zamyślony wyraz twarzy, ale zaraz rozpogodził się
- Kij to – powiedział sobie. – Co było to było – miał tylko nadzieję, że ową zwłokę w odpowiedzi na pytanie Karla nie poczyta za niegrzeczność, lecz raczej precyzyjną analizę sytuacji obozowej, która ją tak martwiła.

- Zależy jak, szanowna pani, zależy jak to pani chce zrobić? – Zażartował Edwin podejmując pytanie dziewczyny. – Wykorzystywanie mężczyzn bywa niebezpieczną grą.
- Którą kobiety prowadzą z przyjemnością od początku świata
– dokończyła Karla unosząc prawą dłoń i składając usta jak do pocałunku..
- Tak – kiwnął głową Swanman. – Zabawa w kotka i myszkę. Ale bez niej byłoby dosyć nudno, przyzna pani?
- Przypuszczam, że ma pan rację. Któż wie, kto jest jednak w niej kotkiem, a kto myszką
? – Dziewczyna kontynuowała grę półsłówek i niedomówień. Edwin nie miał nic przeciwko temu. Będąc na dworze poznał tą część fine amor i dobrze się czuł w atmosferze wzajemnych podchodów, które były tyleż nic nie znaczącym rytuałem lub zabawą, co drogą do ognistego romansu. Jednak ich wspólna gra świadczyła o tym, ze malarka jest również z nią obznajomiona? Kim wobec tego była? Imię i nazwisko nie zdradzało mu wiele. Lecz biorąc pod uwagę sposób zachowania i elegancję języka raczej uznałby ją za osobę dobrze urodzoną. Kiedy byli w namiocie u Rodericka rzuciła kilkoma szlacheckimi nazwiskami. Edwin nie był przekonany, ze dziewczyna zna te osoby, ale wiedział, że rycerz także nie ma pojęcia i zwyczajnie nie będzie chciał ryzykować. Jeśli jednak znała, to mało prawdopodobne, aby była kobietą z gminu. Nie! Wszystko raczej wskazywało, ze ma do czynienia z osobą dobrze urodzona, która z jakichś, jej tylko wiadomych przyczyn, znajdowała się właśnie na szlaku zamiast w rodowych posiadłościach niańcząc któreś tam z kolei dziecko.

- Chyba zależy od sytuacji – rzekł po chwili zastanowienia. - W tej, co widzieliśmy przed chwilą – skrzywił się, – to był jeden kocur, wprawdzie dość wyliniały, i dwie myszki. Ech nie lubię takich bohaterów.
- Był Pan bardzo dzielny
– przez chwilę malarka wypadła z roli uwodzonej młódki – niewielu mężczyzn widzi w chłopkach ludzi. A jak podobała się panu stolica? - Wróciła do gry
- Duża. Człowiek czuje tam, że jest w centrum wydarzeń nawet, jeżeli tak naprawdę jest nikim. Choć przyznam, ze ja patrzę na to ze swojej perspektywy, czyli oficera, który miał swoja kwaterę, jadło darmowe, miał swobodę poruszania się po dworze. Wprawdzie z jednej strony to zbiorowisko głupoty i zakłamania, jakie ciężko znaleźć gdzie indziej, ale z długiej, ma coś pociągającego w sobie, niczym owe magnetyczne sztuki, którem onegdaj widział w wędrownym cyrku.
- Czyli podobało się panu
– skonstatowała. – Musiał pan opuścić to miejsce przez ów nieszczęsny romans?
- Ech, to była pomyłka, madame
– skrzywił się lekko, nie chcąc wgłębiać się w swoje łóżkowe przeboje z hrabianką i jej piękną służącą. – Nie całkiem prawdziwe plotki obwiniały mnie o to i owo, a ponieważ ojciec owej panny był poważnym dostojnikiem doradzono mi szybką ewakuację z zamku i czasowy wyjazd gdzieś na prowincję..
- Nie całkiem prawdziwe
Karla wyglądała przez chwilę tak, jak gdyby chciała parsknąć śmiechem, ale oczywiście courtessy wygrało i twarz dziewczyny odzyskała właściwą pozę..- ciekawe, dość oględne stwierdzenie, panie.
- Pani pozwoli, że na tym, tym razem, poprzestaniemy. Rezultat przedsięwzięcia był dla mnie początkowo na tyle nieprzyjemny, ze nie jestem jeszcze gotowy do rozmów na ten temat.
- Początkowo
? – Karla widać chciała kontynuować rozmowę, ale zobaczywszy jego niezbyt chętną do dalszych zwierzeń minę dała spokój. – Proszę wybaczyć – lekko uścisnęła mu ramię.
- Och, to wyjaśnię z przyjemnością. Początkowo byłem po prostu mało zadowolony, ze tak eufemistycznie powiem, z całej sytuacji. A teraz ...
- A teraz
– podjęła.
- A teraz idę z piękną kobieta pod ramię i nie mam ochoty wracać do niezbyt przyjemnych wspomnień. Lecz, skoro już tyle wie pani o mnie, czy mogę prosić o rewanż?
-Och ja prowadzę nudne życie. Maluję obrazy. Czyli stoję, patrzę i pociągam pędzlem. Nic ekscytującego. Zazwyczaj. I zdecydowanie za mało takich rozmów prowadzę
– wiadomo, że kłamała.
Ale cały „spacer” był kłamstwem. Bo to przecież nie dwór, a Zadymka. Nie dworacy, lecz żołnierze, zbóje i gwałciciele. Prawdy brzmiałyby fałszywie.

- Miło się rozmawia.
- Tak, udany wieczór. Gdzie pani znalazła nocleg?
- Jeszcze nie wiem, a pan
? - Karla cała rozmowę zastanawiała się, czy warto? Dla kaprysu, odprężenia, zabawy. To wydawało się takie … łatwe. Ale Karla wolała mężczyzn w niej zakochanych. Nie dawała się porzucać. Choć w tym wypadku płochość sprawiała wrażenie obopólnej i może takiego niezwiązku właśnie potrzebowała.
- Także nie. Przybyłem do wioski bezpośrednio prze przyjściem do waszego ogniska. Wprawdzie kapłanka wspominała, ze mogę się przespać w tobołach świątyni, ale wolę znaleźć coś w wiosce.
- Jeżeli się uda
– wątpiąco orzekła dziewczyna, - strażnicy dali już znać chłopom, jacy są mili. Teraz wszyscy wieśniacy tylko marzą, żebyśmy się stąd wynieśli. Zresztą sam pan widział.

Skrzywił się, wspomniawszy Roderica i jego rozpuszczonych warchołów. Wprawdzie wydawało się, ze rycerz powściągnął co nieco największych rozrabiaków, ale nie było się co łudzić. Nocą, kiedy się schleje do reszty, żołnierze mogli pokazać, na co ich stać.

- Może poszukamy razem? Zawsze jest większa szansa na jakiś nocleg.
- Jeśli wezmą nas za przyzwoite małżeństwo na przykład, to owszem. Ale prędzej stwierdzą, patrząc na to, co tu wyprawiamy, że jakiś wojak znalazł sobie kochanicę, dlatego szuka spokojnego miejsca do chędożenia
...
Przerwała na chwilę:
- Skrzypce.
- Czy ktoś oprócz panny Carbonne
... – chciał dodać „ma tu skrzypce”, ale ugryzł się w język. Skąd Karla mogłaby wiedzieć, czy ktoś we wsi posiada skrzypce. – Chodźmy w tamtą stronę. Jeżeli to panny Carbonne, to może znalazła nocleg i uda się do niej przyłączyć. W razie potrzeby – skrzywił się, - mogę jakiegoś grosza dorzucić. Ale może się uda przekonać gospodarza, ze biorąc pod uwagę to, co się może dziać w nocy, gdy żołnierze sobie popiją, to lepiej mieć kogo pod ręką, kto pomoże uspokoić sytuację.

Drzwi okrytej strzechą chałupy były lekko uchylone. Edwin zdziwił się. Porównując do innych domów zaklajstrowanych na cztery spusty to wyglądało mocno podejrzanie. Tak, jakby ktoś wszedł do wnętrza i tak zdziwił się tym, co tam zastał, ze aż zapomniał założyć skobla. Dziwiło się także kilku żołnierzy, którzy rozmawiali po cichu widocznie mając zamiar odwiedzić chałupę. Spojrzeli na siebie. Kiwnąwszy głowami bez słowa weszli do przydymionego, przesiąkniętego zapachami potu, czosnku i pieczonej słoniny, wnętrza. Trzask zamykanego skobla spowodował, że Feide przestała grać, a wszyscy odwrócili się w ich kierunku.
- Wybaczcie, pani gospodyni ... – chciał jeszcze coś dodać Edwin, ale chłopka mu nie pozwoliła.
- Ano, znowu mi się nalazło. Najpierw te grajki od siedmiu boleści, a potem jeszcze wy. Pewnie tak samo nieroby? Tancerze, żonglerzy? Idźcie mi stąd. Jeszcze tej oraz niziołkowi mogłam dać kawałek siennika, ale cztery, to trochę za dużo. Pewnie syna do wojska wyciągnąć mi chcecie, a córkę zbałamucić ... – tym razem przerwał jej Edwin.
- Ależ gospodyni, my uczciwi ludzie, jak i ci nasi znajomkowie. A z wojakami niczego wspólnego nie mamy, ale popatrzcie tam za okno. Widzicie no, te grupy wojaków, co to piją pod drzewem okowitę. My byśmy chcieli tylko kawałek podłogi gdzieś, żeby się zawinąć pod ścianą, a obiecuję, że drewna rano narąbię, czy wody naciągnę ze studni. No, ponadto, jakby żołnierze chcieli się zabawić w chałupie, obiecuję starania wszcząć, żeby się uspokoili. Zawszeć wtedy lepiej mieć kogoś przyzwoitego pod ręką.

Gospodyni popatrzyła wzrokiem, który omiótł Karlę i Edwina jednoznacznym spojrzeniem, które dobitnie wskazywało, co myśli o ich przyzwoitości. Ale spojrzała za okno. Przyglądała się dość długo, jakby oceniając, co bardziej niebezpieczne, czwórka obcych w domu, czy pijani wojacy.
 
Kelly jest offline  
Stary 10-07-2008, 02:17   #62
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Dersitto Bumblebee

A czegóż ona się tak boczy??? W sumie wcale się długo nad tym nie zastanawiał. Dwie nadobne dziewczyny i jeden taki rycerz jak Edwin… No nie trudno się domyślić, że jedna będzie kąsać jak osa… Spojrzał jeszcze tylko nieufnie na psa, który niemiłosiernie przypominał szczurołapa Karli. Ten zaś przebiegł, czymś co można było nazwać kłusikiem, trzymając coś w pysku i radośnie wymachując czubkiem ogona. Gdy zniknął w ciemnościach, Dersitto podbiegł do oddalającej się Feide, która zdecydowanym krokiem podążała do najbliższego domostwa, w którym jeszcze nie próbowali szczęścia. Chłopak, który otworzył drzwi nie należał do wybitnie rozgarniętych i mimo swoich parunastu na oko lat wlepił na wpół przestraszony, a na wpół wyraźnie tępy wzrok w biust skrzypaczki i zdołał wydukać z siebie zaledwie parę słów. Dla doświadczonej artystki przegadanie go, by ich wpuścił nie stanowiło najmniejszego problemu. Niemniej niziołek nabrał mnóstwo powietrza w usta by nie oburzyć się na głos za przyznany mu tytuł służącego. Co ja jakaś zerrikańska małpa jestem, czy co? Prawdziwy smok Zadymki czekał na nich w środku. Wyglądająca na pozornie nieszkodliwą staruszka z włosami, które zapewne od zarania dziejów nie opuszczały razem z pchłami gęsto owiniętej lnianej chusty na głowie, siedziała na wiklinowym, bujanym fotelu i grzała się przy ogniu kominkowego pieca. Stanowiła ona oprócz wielkiego dębowego stołu wyposażonego w ławy, łóżka, wspomnianego pieca i kredensu, jedyny element meblowy tej ciepłej choć trochę śmierdzącej capem izby. Dersitto już w pierwszej chwili zauważył dużego czarnego kocura siedzącego za łóżkiem na zapiecku, który obserwował ich wyjątkowo paskudnym wzrokiem kogoś, komu wlazło się do wyra nieproszonym. Niziołek wyłączył się na chwilę z rozmowy jaką toczył młodzik ze swą babką i pilnował, czy kot cały czas jest na swoim miejscu. Ta wredna bestia na pewno będzie robić problemy…

- Niech Pani zagra coś! Jeśli łaska...- ton kobiety, która weszła przed chwilą i prawdopodobnie była gospodynią tego przybytku, dobitnie wyrażał, że od Feide zależały losy ich dzisiejszego wypoczynku. Przyłożyła swój śliczny podbródek (Bogowie, dlaczego ona taka wielka? – westchnął) do skrzypiec i uderzyła w spokojny melodyjny ton, który mile łechtał co wrażliwsze uszy i wprowadzał senno-romantyczną atmosferę. Nawet babka się uspokoiła i już w milczeniu z przymkniętymi oczami coś żuła, albo po prostu dla czystej przyjemności majtała żuchwą w kółko.

- A ten mały coś umie? Niech śpiewa! – Dersitto z przerażeniem zauważył, że nie do końca przekonana kobieta wskazuje na niego palcem.

- Ja? Ale ja… - bronił się jak mógł, ale bezskutecznie.

- No niechże śpiewa mały truteń jeden! Darmozjad!

Niziołek spojrzał na Feide, która mimo kamiennej twarzy podczas gry, w oczach wyraźnie pokazywała przerażenie… a może groźbę? Panicznie w myślach próbował przypomnieć sobie jakąś piosenkę, ale nic mu nie przypominało w wydźwięku czegoś co mogło być choć trochę miłosne. Że też zachciało jej się uspokajać takim smętem. W końcu odchrząknął i zaczął improwizować:

Wśród szczęścia chwil czas szybko mknie eee; chciałbym być z tobą w pięknym zamku


Skrzypaczka zamknęła oczy. Gdyby mogła, zamknęłaby też pewnie uszy.

I tulić się do piersi twej, choć północ już na karku

W mgnieniu tych chwil, wyobraź sobie, nas na maskowym balu

Więc oczka zmruż i usta złóż na moich ust koralu.


Aaalle kicha. To się w ogóle nie klei. Dobrze, że tego gówna w domu nie słyszą… Właśnie…

I tak mi żal, że spłyniesz w dal, jak gówno pośród fal!
Płyyynieee gówno potokiem, czasem mgła otuli je,
Płyyynieee raz środkiem, raz bokiem, czasem zniknie gdzieś we mgle,
Płyyynieee gówno potokiem, tańcząc zwiewnie pośród fal!
Czasem mrugnie rdzawym oczkiem i popłynie w siną dal.
Ta tammm, Tata tammm, Tata tammm, Tata tammm,
Tata tammm, Tata tammm, Tata tammm, Tammm, Tammm.

Ukłonił się i spojrzał na publiczność. Feide wyglądała jak… lepiej było nie być w skórze tego, przez którego tak wyglądała. Niemniej grała dalej jakby niedowierzając jak upodlono jej dzieło. Natomiast babka na fotelu bujanym śmiała się do łez powtarzając tylko w tak muzyki skrzypaczki:

Ta tammm, Tata tammm, Tata tammm, Tata tammm,
Tata tammm, Tata tammm, Tata tammm, Tammm, Tammm.


Scenę tą przerwał dopiero dźwięk zasuwanego skobla i w wejściu ukazali się Karla i Edwin. Niziołek uśmiechnął się na ich widok. Był cokolwiek zadowolony, że udało mu się wybrnąć z tego śpiewania obronną ręką. A przynajmniej on tak uważał.

Kobieta z początku była niechętna kolejnej dwójce, jednak po chwili odrzekła:
- Dobrze, możecie zostać. Mojego łajdusa i tak doma nie będzie więc się przydacie, a ta stara kwoka przez cały swój żywot tyle się nie śmiała co tera – pokazała starowinkę, która kołysała się na swoim fotelu w rytm już tylko sobie słyszanej muzyki Feide podśpiewując już ciszej: ta tammm, ta tammmAle od izby i zapiecka wam wara. Tu będzieta spać wszystkie cztery przed drzwiami. I żadnego, grania, śpiewania i już na pewno świntuszenia bezbożniki! No! – Tym podkreśleniem powagi swoich słów zaczęła z kolei krzyczeć na syna, że w piecu ledwo się tli i czy krowy wszystkie w oborze, zostawiając czwórkę gości samą sobie.

- Nie było tak, źle co? – Zapytał uradowany niziołek towarzyszy. Widząc jednak zdziwione miny Karli i Edwina, oraz niezbyt dobrze wróżące spojrzenie Feide, dorzucił – Doobra, dobra. Już nic nie mówię. Ani słowa. – Zaczął oglądać siennik z trudem mogąc w wyobraźni umieścić tu cztery osoby, poczym zerknął ponownie na pozostałych:
- To co? Idziemy spać?
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 10-07-2008, 18:03   #63
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Zasadniczo nie. Znaczy mogło być gorzej. Tak – gorąco potwierdził Edwin. – Pewnie widziałem, znaczy słyszałem, gorszych śpiewaków. Oczywiście, nie przysięgnę, ale na pewno tacy byli, chyba. Przynajmniej tak mi się wydaje – stanowczo próba dodania ducha niziołkowi jakoś mu nie wychodziła.
- Natomiast, co do spania, to raczej niespecjalnie. Gdzie bowiem moglibyśmy się uwalić, żeby nie przeszkadzać gospodarzom, którzy pewnie jakiś czas będą chodzić po chałupie oraz po dworze? Skoro gospodyni wspominała, ze mają jeszcze jakie obrządki przy zwierzętach, to pewnie jakiś czas zejdzie. Aleć to i dobrze. Bo czasu mamy chwilę. Wody naniosę ze studni, to będzie się można choć trochę obmyć. Jeśli, oczywiście, kto chce, ale przyznam, że jam zdrożony i zakurzony. Co prawda wątpię, by było tu jakie wolne pomieszczenie, aby zapewnić paniom nieco swobody, ale przynajmniej trochę przepłukać się da. Balia pewnie tu jaka będzie. My, mości Dersitto obmyjemy się pod studnią, a panie tutaj. Co wy na to?
- A potem
– dodał po chwili, - potem, gdyby mogła pani, panno Carbonne, jeszcze chwilę zagrać? To było piękne to co słyszałem przed chwilą wchodząc tu i ani chybi, przypominało mi lepsze i milsze czasy. Naprawdę chciałbym posłuchać jeszcze chwilę później, jeżeli nie byłaby pani zbytnio zmęczona.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 10-07-2008 o 19:02.
Kelly jest offline  
Stary 11-07-2008, 18:06   #64
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Dersitto Bumblebee

Słysząc jak Edwin próbuje rozpogodzić nieodzywającą się skrzypaczkę, niziołek poczuł wyrzuty sumienia. Nie tak to sobie wyobrażał, no ale z drugiej strony czego się spodziewał. Jakoś ostatnio tak to bywało, że chciał dobrze, a wychodziło jak zawsze. Będzie musiał się zrehabilitować, no bo dziewczyna faktycznie mogła poczuć się dotknięta. No i jeszcze o tym gównie w potoku... Eh , przesadziłem... No ale to już lepiej jutro...

Nagle zrobiło mu się trochę ciasno w tym małym zatęchłym pomieszczeniu, rzekł więc tylko krótko:

- Zdaje się, że widziałem taką balię pod ścianą na zewnątrz koło drwa - i wyszedł chcąc zniknąć czym prędzej z oczu Feide.

Na zewnątrz panował już panowała obecnie prawie kompletna cisza. Szczęśliwie gwiazdy tej nocy nie były zasłonięte nawet najmniejszą chmurą, co z kolei zapowiadało na jutro dobrą pogodę. Dersitto obszedł chatę od strony, od której przyszli i faktycznie znalazł to czego szukał. Wzdłuż ściany, ktoś, zapewne gospodarz z synem, poukładał idealnie równo szczapy opału na zimę. O tą robiącą wrażenie dla oka przywykłego do wsi, konstrukcję oparta była dębowa balia mogąca wygodnie pomieścić na oko nie więcej niż jednego dużego człowieka. W sumie dopiero teraz mu przyszło do głowy, że najsampierw powinien zapytać o użyczenie, a potem szukać. Nie minęła jednak chwila gdy słychać było jak drzwi frontowe się otwierają. Dersitto podbiegłszy zobaczył, że to syn gospodyni i nie wiele myśląc zawołał do niego:
- Będzie można balię pożyczyć?
Ten mrugnął nie rozumiejąc i odpowiedział po chwili:
- A co? Prać tera będzieta?
- Niee. Kobiety pewnie by się obmyć chciały.

- Ee.. co? - najwyraźniej nie był pewien czy zrozumiał. Nie było co mu się dziwić. W końcu dopiero środek tygodnia.
- No obmyć... znaczy umyć... to jak? Będzie można?
- Tak? - odparł. Niziołek mimo że nie potrafił jednak stwierdzić, czy to było pytania, czy potwierdzenie, wziął to za dobrą monetę.
- No to podziękować... - uśmiechnął się i zaczął zmierzać do wejścia gdy chłopak szybko odpowiedział:
- Dziękuję?
Dersitto westchnął, lecz nie zdążył dojść do drzwi gdy te znów się otworzyły i na zewnątrz wyszedł Edwin.
- Jest balia Panie Edwin... jeśli nadal jest potrzebna? - spojrzał niepewnie na zamykane za rycerzem drzwi - studni co prawda nie znalazłem, ale tu nieopodal strumień płynie więc wodę stamtąd można wziąć i tam też się umyć...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 14-07-2008, 22:18   #65
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Grało jej się dobrze, choć nie była zbyt zadowolona z gumowouchych słuchaczy. W pewnej chwili, gospodyni kazała śpiewać Dersitto. Feide miała złe przeczucia, które się sprawdziły. Chciał zatkać mu usta, ale najgorsze było później. Gdy zaczą śpiewać o pływających wydalinach.
Dziękowała Bogu i wszystkim komu dziękować mogła, iż ktoś w końcu przerwał zawodzenia niziołka. Miała ochotę wziąć skrzypce i rozbić je na głowę najpierw gospodyni, a następnie śpiewaka. Takie poświęcenie dla noclegu?! Ileż może człowiek się nacierpieć, żeby przespać się w kącie domostwa...Do tego ta upiorna babka, śmiejąca się niczym czarownica, która właśnie znalazła sobie kolacje...Feide uśmiechnęła się szczerze do Edwina i Karli, dziękując im bez słów za przybycie.
Cóż to była za tortura... Jeszcze nikt nie skalał aż tak jej muzyki... Feide wzięła głęboki oddech powstrzymując się przed rękoczynami.
- Nie było tak źle co? – spytał niziołek, po chwili dodając –Doobra, dobra. Już nic nie mówię. Ani słowa- Nie chciała urazić Dersitto, w końcu to dzięki niemu może tu zostać, postanowiła więc nie odzywać się..

-[ i]Natomiast, co do spania, to raczej niespecjalnie. Gdzie bowiem moglibyśmy się uwalić, żeby nie przeszkadzać(...)[/i]- powiedział Edwin

- O tak marzę o kąpieli -powiedziała Feide, przypominając sobie jakaż to jest brudna. – Oczywiście, ze zagram miło słyszeć, ze Ci się podobało ...- uśmiechnęła się, widać wyraźnie było, ze po komplementach zrobiła się weselsza. – tylko Ty tym razem śpiewać nie będziesz... - spojrzała ostro na niziołka, może lekko za ostro.

***

Bimber i żołnierze od wieków stanowili wybuchową mieszankę, tak również stało się tego wieczoru. Obserwowana już wcześniej chata stała się łakomym kąskiem dla trzech pijanych żołnierzy. Zadowoleni, iż jedyny prawdziwy przeciwnik właśnie go opuścił, natychmiast ruszyli ku drzwiom. Kocur prychną dziko babka bujała się uśmiechnięta na krześle. Wtedy drzwi otworzyły się , mężczyźni uzbrojeni byli w pałki.
- Dffie pieczenie na jehhnym ogniu... – powiedział zadowolony jeden z nich – to może skończnyy naszą rosssmowę...
Feide natychmiast złapała za sztylety, spojrzała na pijanych wrogo.
- Nie radzę... – ostrzegła – W tym domu mieszka czarownica, jeśli zrobicie mam krzywdę to rzuci na was klątwę! – krzyknęła to co przyszło jej pierwsze na myśl, spojrzała na Karlę pytająco. Mogła ich zabić od razu, ale gdzie by spały gdyby leżały tu trupy? Co by się stało, gdyby ktoś dowiedział się, ze zabiła żołnierza? Musiała ich stąd wyprowadzić.
- Wyjdźmy na zewnątrz... – powiedziała widząc ich lekkie zmieszanie.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 19-07-2008, 12:29   #66
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Karla Bijoux

Karla całą przyśpiewkę zachowywała powagę. Postawiła na ziemi Akwamarynę, bo ta rwała się do kocura. Suczkę koty fascynowały i z każdym próbowała się zaprzyjaźnić. Ale kot miał za nic umizgi Akwamaryny, która piszcząc i skomląc próbowała zwrócić na siebie jego uwagę. Jedyny efektem było to, że przesunął się leniwie, demonstrując swoje zdanie na temat kocio-psiej przyjaźni wypięciem na adoratorkę tyłka.
Piosenka o gównie, choć nie przystawała do niewątpliwego talentu skrzypaczki, nie dziwiła w tym miejscu. Śmierdziało paskudnie.

Gdy Edwin oprotestował pomysł spania w zapchlonej izbie Karla przytakiwała. Ucieszyła się na słowa o bali i zapewnienie mężczyzn, ze przyniosą wodę. Mężczyzn, hmm… dziwnie tak pomyśleć o niziołku.

Czekały obie na te obiecane wiadra wody i Karla myślała sobie, że właściwie to mogłaby też je nosić, chyba nawet wolałaby to niż takie stanie w tej izbie, w której brzydziła się czegokolwiek dotknąć, bo pcheł na sobie chyba by nie zniosła. Zwierzęta tylko od wielkości myszy, innych unikała.
Niestety niefartowny dzień, chociaż był już nocą, trwał nadal i do izby wtargnęło trzech kompletnie odurzonych alkoholem żołnierzy. Za bardzo Karli nie wystraszyli, umiała i wrzeszczeć i się bronic. Odrobinę jednak opóźnił jej reakcję za duży wybór przedmiotów, co sprawdziłyby się rozbijane na pijanych łbach. W końcu wybrała monstrualną chochlę, zastanawiając się jednocześnie, do czego służy gospodarzom, życie jest pełne zagadek.
Jedną z nich była niewątpliwie mina panny Carbonne i dwa sztylety w jej delikatnych dłoniach. Karla otworzyła szeroko oczy ze zdumienia i zamiast walnąć któregoś napastnika, bo nie miała wątpliwości, że jutro nie pamiętałby źródła guza, odezwała się do skrzypaczki
- Może chochlą?
I bardzo zachciało jej się śmiać.
Na szczęście zdziałały groźby użycia czarów. Jeden z żołnierzy zdecydowanie nie lubił czarownic i co wyraził po chwili konsternacji.
- Tfu.. nie lubię – bulgotał odwracając się na pięcie i niknąc w mroku. Bo noc zrobiła się bardzo ciemna. Bezgwiezdna.
Zostało dwóch na dwie, w tym jedną z ostrą bronią w rękach. Odwaga opuściła Roderickowych wojaków. Jaki pan taki kram chciałoby się rzec. Jeszcze któryś coś zabluzgał, ale to był już odwrót pełną gębą i Karla długo nie musiała powstrzymywać śmiechu. Kiedy żołnierze zniknęli w nocnych czeluściach, jej rechot potwierdził koncept Feide o czarownicy.
- A niech to Feide, miałaś zamiar tego użyć? Jesteś niewiarygodna, najpierw skrzypce, potem sztylety. Chyba jakiś facet bardzo zalazł Ci za skórę.
 
Hellian jest offline  
Stary 21-07-2008, 13:18   #67
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Widać dziewczyny umiały się bronić. Wprawdzie Edwin absolutnie nie wierzył, że to pomysł z czarownicą był przyczyną ich wycofania, ale że odeszli, to grunt. Czarownica? Czy kiedykolwiek takie groźby kiedykolwiek zmusiły żołnierza, by zaniechał gwałtu? Chociaż, kto to wie? Może ten jeden, co to dał do zrozumienia, iż miał do czynienia z wiedźmami, miał jakiś uraz, a pozostała dwójkę przekonały sztylety w ręku skrzypaczki i chochla trzymana przez malarkę. A może byli na tyle pijani, że wleźli do chałupy niespecjalnie myśląc, ale przy drzwiach doszło do nich, że skoro mają problemy z utrzymaniem się w pozycji pionowej, to może niektóre części ciała stanowczo preferowałyby pozycję na spocznij, a nie baczność? No tak, do chędożenia trzeba nie tylko chęci, ale jeszcze paru innych czynników. Obydwie zaś dziewczyny także nie wyglądały na takie, co tylko marzą, żeby rzucić się w objęcia dzielnych wojaków i dać się obcałowywać ich poślinionym, śmierdzących najtańszym rodzajem okowity, gębom.

Edwin akurat przytargiwał następne wiadro wody, kiedy zapijaczone chłopaki zaczęły się ładować do chałupy. Już był gotów do interwencji, kiedy zobaczył gremialny odwrót dzielnych wojaków, którzy mieli problemy nawet z chodzeniem, bo jeden po drodze zahaczył o drzewo, a drugi przytulił miotłę krzycząc: „Moja ty najmilsza, wolnaś ty, czy zajęłaś?” Jednak inny zabrał mu owego drapaka, łapiąc pod ramię, a po chwili dołączył ten, który wcześniej zmagał się z drzewem. Idąc w trójkę, chwiejąc się, poczłapali gdzieś za zabudowania.

Edwin wszedł właśnie w momencie, gdy Karla pytała Feide o noże, którymi zagroziła dzielnym wojownikom sir Roderica. Edwin także był ciekaw, toteż nadstawił uszu. Zanim jednak dziewczyna zdążyła odpowiedzieć, nagle poczuł, ze coś mu łazi po plecach. No, szczęśliwie tylko w plecy, choć powoli czuł, ze jeszcze trochę i zbliży się do bardziej strategicznych miejsc:
- Kurde! - Zaklął drapiąc się i gwałtownie ściągając koszulę.
Pytające spojrzenia dziewczyn i niziołka, zdziwione nagłym obnażaniem, na które zaraz przyszła odpowiedź:
- Szlag! Tu są pchły!
Wprawdzie na każdej wsi pchły były praktycznie wszędzie, ale dlaczego akurat władowały się na niego? Zasadniczo, nawet nie wiedział, czy tylko na niego, bo Feide nerwowym ruchem zaczęła się nagle drapać nisko po nodze. Przypadek? Albo także stała się obiektem ataku jakiego spragnionego pana – pchły. Ale Edwin już się nie oglądał:
- Nie patrzcie - krzyknął chwytając wiadro wody i skacząc z pochodnią w drugiej ręce za mały płotek, który nic od niczego nie oddzielał i chwiejąc się stał tam pewnie już od kilkudziesięciu lat. Lepsza tak niska osłona z połamanych, spróchniałych i dziurawych szczap, niż żadna. Tfu! Chciał jak najszybciej rozdziać się, wylać na siebie wodę i odymić trochę ubrania. Niech to, akurat musieli wybrać zapchloną chałupę. Biegł za płotek ścigany śmiechem identycznym, jak ten, który towarzyszył pieśni Dersitto.
 
Kelly jest offline  
Stary 22-07-2008, 20:54   #68
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Karla Bijoux

Pchły, naprawdę niewielkie stworzenia o niewyobrażalnym potencjale obrzydliwości. Karla wydawała gigantyczne sumy na eliksir Hertona z Korn, który zakroplony psu raz na kilka miesięcy całkowicie uwalniał go od tej plagi. Niestety eliksir absolutnie nie nadawał się dla ludzi, bo ciekawska Karla oczywiście wypróbowała go na sobie. I owszem, pchły człowieka omijały łukiem, co z tego, kiedy z wysypki leczyła się miesiąc, a wszystkie potrawy przez dwa tygodnie miały jednorodny gorzki i paskudny smak.
Teraz patrzyła na Edwina z prawdziwym współczuciem, a na fałdy swej sukni z olbrzymim niepokojem. Nie przyłączyła się do chóralnego śmiechu. Zastanawiała się intensywnie nad ilością płynu w pewnym flakoniku w jej przepastnym kufrze i nad prawdziwością tez opartych na pojedynczym doświadczeniu. Dochodziła do przekonania, że niektóre wnioski wyciągnęła zbyt pochopnie.
Pchły, naprawdę niewielkie stworzenia, które potrafią rozebrać dorosłego mężczyznę. Edwin ciemną nocą, schowany za wspomnieniem płotu, dobrze oświetlony pochodnią, sprawnie i zwinnie wyskakiwał z kolejnych części garderoby. No i kiedy na płot (niech mu będzie, ale dodajmy zaraz, że przeszczerbiony) wylądowały spodnie, Karla porzuciła zainteresowanie swoją suknią. Światło z kawałka kija nie było może zbyt dokładne, kładło cienie zależne od podmuchów wiatru, ale malarka miała za sobą trudny dzień, w którym za często śmierć przechodziła obok i tęskniąc do atrybutów życia nie grzeszyła tak bardzo ani płochością ani frywolnością. Bieg jej myśli zmienił się diametralnie i nawet, jeśli gdzieś w tle przewijały się pchły tym razem został doceniony ich użyteczny charakter.
Pchły, naprawdę niewielkie stworzenia, które potrafią poprawić humor kobiecie.
 
Hellian jest offline  
Stary 31-07-2008, 21:46   #69
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Dersitto Bumblebee

Niziołek powoli zaczynał żałować swojego pomysłu, a wyrzuty sumienia opuszczały go wraz z każdym krokiem pokonywanym z pełnym wody wiadrem. Gdy zachodziła potrzeba, umiał pracować, ale tak po całym zwłaszcza tak stresującym dniu ganiać po nocy, kiedy inni pijani zataczają się od stodoły do obory, a reszta śpi, to już przesada. Edwin jednak zdawał się nie odczuwać tego samego znużenia i Dersitto przestał już nawet starać się nadążać za rycerzem. Gdy ociągając się powracał z trzecim wiadrem do chaty, drogę zastąpiło mu trzech rosłych zdaje się Bratkowych zuchów, z których środkowy namiętnie tulił do swych lędźwi jakąś lagę przypominającą w mroku ubijaczkę do masła, lub miotłę, a dwóch pozostałych podtrzymywało tę niecodzienną parę pod ramię śpiewając dość już często dzisiejszego wieczora męczony kawałek zaczynający się od słów „Wódko ma, wódko ma…”.

- Oooo! Toćżżee… to nasz karzełek! Choćć zz nami! – po czym nie czekając na odpowiedź niziołka minęli go i ruszyli w tylko sobie, a może i nawet to nie, znanym kierunku.
Dersitto szeroko otwartymi oczami odprowadził ich wzrokiem za najbliższy winkiel skąd już tylko dochodziły go mieszane wersy tej zacnej piosenki śpiewanej już teraz na trzy głosy.
- Takich moczymordów to jeszcze w żadnym wojsku nie widziałem – mruknął i zabrał swoje wiadro do majaczącej już w ciemnościach chaty.

Edwin, który wszedł do środka pogwizdując wesoło jakąś melodyjkę, którą Dersitto kiedyś już zasłyszał, ale nie był pewien gdzie, prawie równie prędko z niej wypadł, jednak już bez swojej koszuli, a nadal z wiadrem i pochodnią. Takoż miast gwizdać pokrzykiwał krótkie słowa klucze z trudem wychwytywane przez Dersitta: „szlag”, „kurde”, „pchły” i „nie patrzcie”. To ostatnie oczywiście wywołało najbardziej przewidywalny efekt. Obie panny, a także gospodyni mimo iż stanęły tyłem do błyskawicznie rozdziewającego się junaka, głowy niemal sobie powykręcały by dostrzec to co normalnie ukrywały jego portki. Niezrażony niczym, a może raczej zdesperowany Edwin zapomniał najwidoczniej o pochodni, która oświetlała teraz jego nagą sylwetkę, ku uciesze niewiast. Dersitto mimo iż nigdy w życiu nie cierpiał z powodu wszy, czy pcheł jako, że robactwo to dziwnym trafem tylko ludzi się trzymało, postanowił pomóc nowo poznanemu towarzyszowi i ruszył czym prędzej z drugim wiadrem. Edwin wylawszy na siebie całą wodę krzyknął jeszcze głośniej, czemu już nie było co się dziwić zważywszy na lodowatą wodę strumienia, która o tej porze roku zasilana była głównie topniejącymi śniegami w górach Mahakamu. Zobaczywszy nadbiegającego z drugim wiadrem Niziołka zdążył tylko krzyknąć coś co brzmiało jak „Jeszcze lej!”, choć równie dobrze mogło to być „Nie! Już nie!”. Dersitto nie tracąc czasu na rozszyfrowanie znaczenia tych słów chlusnął na rycerza całą zawartość swojego wiadra, przy czym tym razem dostało się również zatkniętej w sztachety pochodni, która z sykiem zgasła. Cichy jęk zawodu dał się słyszeć od strony wejścia do chaty gdzie stały Feide z Karlą, poczym zaległa cisza przerywana tylko kapaniem wody ze stojącego blisko Edwina. Nikt z obecnych nie zdążył jednak przerwać tej ciszy gdyż całą wieś przeszedł głośny wrzask należący do jakiegoś mężczyzny:

- Smoooooook!!!
Nie minęła chwila gdy największa z obór znajdująca się po drugiej stronie wsi, buchnęła żółto-czerwonym płomieniem wyrzucając w powietrze płonące źdźbła słomy, z której zbudowany był dach.

***

Tymczasem chłop o imieniu Giez siedział na czarcim kamieniu przy wjeździe do wioski i biadolił cichutko pociągając nosem. Mimo swej prostoty domyślał się jaki los spotkał jego brata, tego krasnoluda i wiedźmina, którzy poszli wytropić i usiec bestię za co chłopi mieli im wszystko wypłacić, a dzięki czemu używający sobie wojacy mieli rychlej opuścić Zadymkę...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 03-09-2008, 11:47   #70
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
- A niech to Feide, miałaś zamiar tego użyć? Jesteś niewiarygodna, najpierw skrzypce, potem sztylety. Chyba jakiś facet bardzo zalazł Ci za skórę.- słowa malarki wywołały u Feide dumę i uśmiech
- Eee tam to nic takiego – machnęła ręką pozornie udając skromność – jak chcesz to mogę nauczyć Cię parę chwytów, przydają się w takich sytuacjach
Feide była w siódmym niebie najpierw pochwalona została za swój muzyczny talent, a teraz to. O przegięciu niziołka już zdążyła zapomnieć i upajała się uznaniem wśród współtowarzyszy.
Gdy nagle wojak zaczął się rozbierać, oznajmiając, ze są tu pchły.
Kobieta przez chwile sama pouczyła ugryzienia na nogach, lecz na szczęście to nie ją zaatakowały zbiorowo.
Była pod wrażeniem postury Edwina, zaczarowane słowo „nie patrzcie” podziałało w odwrotnym celu, a może w zamierzonym? Feide chwile wpatrywała się w jego oświetlone umięśnione ciało idealny obraz na zakończenie dnia.
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy....

I rozległo się słowo mrożące krew w żyłach :
-Smoooooook!!! – Feide wybiegła natychmiast na zewnątrz i ujrzała go, smoczy strach oblał ja paraliżem. Stała tak z otwartymi ustami a czas zatrzymał się.





Nagle z mroków dało się słyszeć....

- Mamy tego czorta chędożonego!!! Tym razem nam nie spierdoli! – z mroków wyłonił się uzbrojony w topór krasnolud, a zaraz po nim następni, a było ich w sumie pięciu.



Każdy miał swój osobisty bluźnierczy okrzyk, co sprawiło, ze ich nadejście wydawało się jeszcze gorsze od przybycia smoczyska. Lecz nie przybyli tu na rozbój, przyszli tu po bestię. W końcu ktoś ich poznał
- Smoczy rzeźnicy!! Jesteśmy uratowani – krzykną, lecz owym ratunkiem nie nacieszył się zbyt długo, gdyż zaraz strawił go ognisty pocisk.


- No dobra chłopaki! Do roboty! Zaraz ten smok będzie srał własnym mózgiem!! – powiedział jeden wyglądający na przywódcę i zamachną groźnie bronią inni postąpili tak samo.

Smok najwyraźniej nic sobie nie robił z obecności rzeźników, a może ich po prostu nie zauważył? W najlepsze podpalał coraz to nowe domostwa. Wioska niegdyś pełna żołnierzy świeciła teraz dziwną pustką. Wyglądało na to, ze z wojaków został tylko Edwin.
Nogi za pas wziął śmiały sir Roderick, tak samo Trumniarz i wiele innych unoszących wysoko czoło. Któż by pomyślał, ze odwaga tak szybko może uciec z człowieka.

Jeden z krasnoludów spojrzał na rozebranego Edwina, potem wzrok przeniósł raz to na Karlę, a raz na stojącą w tym samym miejscu Feide i wyszczerzył się ukazując swoje nieliczne uzębienie.

- No. No Panie... proszę sobie nie przeszkadzać...zaraz ubijemy smoka... – i pobiegł za kolegami chichocząc radośnie.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172