Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2008, 09:20   #33
Eperogenay
 
Eperogenay's Avatar
 
Reputacja: 1 Eperogenay nie jest za bardzo znanyEperogenay nie jest za bardzo znany
Clarence Aspen, już w swoim młodym wieku utalentowany przecież muzyk rozgrzewał palce. To było takie proste, wyciągnąć kilkoma ruchami palców emocje na wierzch i wtłoczyć je w zmysły słuchu słuchaczy. Nie przeszkadzało mu, że instrument, na jakim przyszło mu grać był strojony chyba przez przypadek. Wyciągał z niego dokładnie tyle, ile było potrzeba by zwrócić na siebie uwagę przyjemną, nie zaś odstraszającą grą.

Pomiędzy muzyką, jaką zabawiał słuchaczy, wychwytywał słowa. Najpierw jedno, potem dwa. „Lukrecjo”... Słuchał, nie, tego głosu z niczym nie mógł pomylić. To ten głos słyszał w najgorszych koszmarach...

Ból, niesamowity, rozsadzający ciało i umysł ból. Żadne lekarstwa, jakimi dysponował prowizoryczny szpital polowy nie mogły pomóc, w dodatku jak na złość wszelkie przedmioty mogące pomóc mu zwalczyć ból poprzez popadnięcie w agonię, trzymano od niego z daleka. Krzyk, jego? Któregoś z towarzyszy broni? Płacz, zgrzytanie zębów, modlitwy. Znów krzyk.

Czy to były minuty? Godziny? Tygodnie? Miesiące? A może lata? Nie miał pojęcia, czasoprzestrzeń wywinęła orła i upadła w progu postrzegania, zostawiając miejsce galopującemu bólowi, który rozsadził się w nim niczym na kanapie, wypełniając każdy cal jego ciała. Nadzieja. Powtarzane wszystkim i wszędzie dookoła proste słowa, dające nadzieję: „Wszystko będzie dobrze, będziesz zdrów. Wrócisz jeszcze do tego, co kochasz.”

Koniec. Jak każde dziecko wchodzi w wiek, w którym rozpoczyna się nauka tego, że w życiu coś może ci dokopać tak, że się nie pozbierasz, tak teraz do niego wszedł ktoś by go skopać i zniszczyć nadzieję na wszystko... Doktor Brendan Mc Alpin.

Niech go szlag, jak można postawić człowieka przed takim dylematem? Pierwsza część pytania była taka prosta. „Czy chcesz żyć, czy nie?” Tak, wybór był oczywisty. Jednak późniejsze słowa powiedziane z wahaniem niszczyły wszystko. „Wdało się zakażenie, zbyt późno usunięto odłamki. Twoje nogi są nie do uratowania, ale jeśli szybko podejmiesz decyzję o amputacji, da się ocalić twoje życie...” Czy lekarzy nie uczono przekazywania złych wieści?

Jak zaprzyjaźnić się z kimś, kto odbiera ci nadzieję? To proste, musi dać ci coś w zamian. To było takie proste. Siedzenie razem i rozmawianie. O przyszłości. Perspektywach, marzeniach. No, to ostatnie ze względu na niemożliwość brania udziału w ulubionym sporcie miało niestety posmak goryczy, lecz odnajdywanie nowego celu w życiu było trudne.

Niesamowite. Doktor pierwszy zwrócił mu uwagę na to, że przecież wśród ulubionych czynności z dzieciństwa były rozmowy przy pianinie, na którym jako chluba rodziców musiał nauczyć się grać. To on też zwrócił mu uwagę, że przy fortepianie nie potrzeba przecież biegać. Nie było wyjścia, spróbował... ucieczka od jednej wojny spowodowała wpadnięcie w sam środek drugiej. To doprawdy niesamowite, że tamta wojna, która zabrała mu marzenia związane ze sportem, wepchnęła go w drugą, która okazała się dawać nadzieję, że w świecie jeszcze jest sens dla wojen.

- Lukrecja, cóż za wspaniałe imię. Doktor zapewne pamięta o tym, jak kiedyś poprowadził młodego żołnierza na ścieżkę salonów i muzyki... – No tak, wyślizgiwanie się z pamięci innych stało się jego nawykiem, od kiedy musiał sam o siebie dbać, z daleka od opiekuńczych skrzydeł, jakimi został otoczony podczas studiów muzycznych...To on miał przecież zapamiętywać innych, nie oni jego. Jak to było? Zrzucanie swego drobnego kamuflażu? Ach tak. Ostatnie ich przypadkowe spotkanie, kiedy doktor co prawda nie miał czasu na dłuższą dyskusję, ale dowiedział się o „przyszłości” swojego dawnego pacjenta, to już ile? Rok? Dwa lata? Wystarczyło spojrzeć doktorowi w oczy by niewielka mgiełka otaczająca osobę młodego muzyka zaczęła się powoli rozwiewać, w miarę jak Clarence przedstawiał Lukrecji, na którą nie mógł przecież nie zwracać uwagi, kolejne fakty z ich znajomości. Kolejne dosłyszane wspomnienia o sławnym muzyku, jakieś nagłówki gazet, kilka wzmianek tu i tam na salonach. Wszystko miało do niego wrócić, kiedy muzyk ów postanowi nie mieć przed dawnym przyjacielem tajemnic.

Jakże cudowna młoda dama z tej Lukrecji. Roztaczała wokół siebie urok, jaki dla tak młodej osoby wydawał się nienaturalny. Dlatego zaczął zwracać na jej zachowanie baczniejszą uwagę. No i – dodał w myślach z rozbawieniem - nie patrzyła na niego z góry jak wszyscy.
– Nie wszystkie podróże muszą nieść ze sobą szczęśliwe wspomnienia. Lecz jeżeli oczywiście doktor nie ma nic przeciwko temu z radością do was dołączę. Przebyłem długą drogę, choć złośliwcy powiadają, że przecież mam kółka... - Spojrzenie jakby od niechcenia odszukało szepczącego właśnie do innego jegomościa „amatora”, który swoimi palcami zbezcześcił tak wspaniały instrument, na którym przyszło mu zagrać. Cóż, dżentelmeni lubią szeptać po kątach, zapominają jednak czasem, że ściany mają uszy...
 
__________________
* All those who would hold Magic's Power must then pay Magic's Price.
* (...)Had Vanyel with his dying breath commanded trees to slay?
* Earth and water, air and fire, mold thy power to my desire!
* Zhai'helleva!
Eperogenay jest offline