Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2008, 09:41   #108
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
James potarł ręką czoło.
Nie rycz, mały - chciał powiedzieć, gdy w oczach Petera pojawiło się zagubienie, a na policzki spłynęło parę łez.
Nie wyglądało to najlepiej... Peter nie tylko wyglądał na ośmiolatka, ale i myślał jak mały chłopiec. Jeśli innych innych spotkało to samo, to ich los mógł być przesądzony... Grupka dzieciaczków, płaczących za mamą...
- Majorze, ja...
Gdyby najpierw trochę pomyślał, to pewnie nie wypowiedziałby tych słów. Co prawda łzy Petera zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale równocześnie...
Oszołomiony James nie potrafił zebrać myśli. Peterowi najwyraźniej zdawało się, ze to jakaś zabawa... W dodatku wyglądało na to, że chłopiec był w stanie bardzo szybko zapomnieć o całym świecie... Zewnętrznym... Tym prawdziwym...

Przeraźliwy krzyk rozdarł powietrze i wyrwał Jamesa z rozmyślań.

Peter, wciąż w swoim urojonym świecie zabawy, ruszył w stroną krzyczącego z takim animuszem, jakby naprawdę uwierzył we własne słowa o terrorystach. I w to, ze ma z nimi walczyć. Popędził przed siebie nie myśląc o tym, że nie jest w przydomowym ogródku. A traktowanie świata jak placu zabaw było bardzo niebezpieczne dla każdego. A wyglądało na to, że Peter nie ma żadnych problemów z oderwaniem sie od rzeczywistości.

Nie chcąc tracić Petera z oczu James chwycił plecak i pobiegł za nim, postanawiając, że gdy tylko złapie dzieciara, to na tyłku wypisze mu kilka zasad zachowania.

Na widok stojącej dwójki dzieci myśli o wychowywaniu Petera wyleciały mu z głowy.
- Czyżby ten wydzierający się dzieciak miał być chlubą armii, dzielnym podporucznikiem Wolfem? - pomyślał. - A tak wyglądała sierżant Anderson jako dwunastolatka?
W niczym nie przypominała rezolutnej... i nieco inaczej zbudowanej kobiety, którą poznał kilkanaście godzin wcześniej.
Słowa padające z ust dziewczynki upewniły go, że, na szczęście, nie on jeden zachował nieco zdrowego rozsądku...

- Kate? - powiedział. - Dzięki Bogu...
Opanował chęć chwycenia jej w objęcia. Co pewnie skończyłoby się tym, że Kate podbiłaby mu oko...
Poza tym jego ciało dwunastolatka też miało pewne opory.
Na dodatek były jeszcze inne sprawy do załatwienia...

- Majorze - powiedział tonem, który, przynajmniej teoretycznie, miał być pełen autorytetu - nie czytał pan ostatniej depeszy ze sztabu generalnego? Kapitan Anderson - wskazał na Kate - jest naszym człowiekiem na tyłach wroga. Zdobyła dla nas tajne materiały z ich bazy. Musimy je dostarczyć do kwatery głównej.

Usta Petera wygięły się w żałosnym grymasie. Widocznie ośmiolatek zaczął żałować, że nie może zastrzelić dziewczynki na miejscu.
James nie miał zamiaru pozwalać na żadne łzy...

- Majorze O'hrurg! - powiedział. - Proszę się zająć porucznikiem Wolfem. Nie widzi pan, że jest ranny w rękę? Proszę go zaprowadzić do punktu opatrunkowego.
James wskazał kierunek, w jakim znajdował się brzeg.
- Tam jest doktor Mc’Roilly, zajmie się nim. A teraz proszę mu zrobić tymczasowy opatrunek...

Ręka Wolfa wyglądała na całkiem zdrową, więc James nie przejmował się tym, ze chłopak macha nią i chucha, jakby od tego miało zależeć jego życie.
James zerwał dwa neutralnie wyglądające, wolne od robactwa liście i kawałek pozbawionej kolców cienkiej liany i podał Peterowi.
- To powinno wystarczyć - powiedział.
- A na brzegu czekają na nas pontony... - dodał kuszącym tonem. - Przecież zawsze chciałeś popływać pontonem wojskowym, prawda?

Twarz Petera rozbłysła jak słońce. Niechęć do Kate wyleciała mu z głowy, a waga powierzonego mu zadania sprawiła, że wyprostował się dumnie i podszedł do Wolfa.
- Daj rękę - powiedział. - Założę ci opatrunek - wyciągnął dłoń, w której trzymał liście.

James westchnął z ulgą. Z uśmiechem podszedł do Kate, na twarzy której malowały się mieszane uczucia.
- Nie obiło mi. Jak widzę, ciebie też ominął ten los... To jest już nas dwoje...
Spojrzał na Petera i Martina, a uśmiech spełzł mu z twarzy.
- Marzyłaś kiedyś o tym, by być młodą mamą? - spytał nieco ironicznie.
Spojrzał na Kate.
- Proponowałbym zaprowadzić dzieci na plażę - powiedział cicho - a potem poszukać innych...
 
Kerm jest offline