Kiti wysłuchała Amadeusza i Lunara.
- Jeśli nic innego nie wymyśliwy... tfu, nie wymyślimy, faktycznie będziemy musieli poczekać aż zajdzie słońce. To chyba najbezpieczniejsze.
Lunar poruszył kwestię sama alfa. Kiti poczuła się głupio.
- Właściwie jestem tu jedyną panią, hihi – speszyła się. – Ale nie czuję się wcale na siłach na samicę alfa... Czy w ogóle nam to potrzebne?
Spojrzała za siebie, na widoczny w oddali las, który opuścili. Nadstawiła uszu, zaczęła węszyć.
- Myślę, że znam kogoś, kto byłby dobrym samcem alfa, o ile w ogóle jest nam taki niezbędny – powiedziała.
Poruszyła nerwowo ogonem.
- Jak zapewne zauważyliście, nie ma z nami naszego towarzysza, który zwykł ruszać z nami na polowania, kiedy jeszcze, no wiecie, byliśmy bardziej ludzcy. Nie chcę uszczuplać cudzych zasług i stawiać innych na piedestale, ale wydaje mi się, że kiedy polowaliśmy, znaczy... – speszyła się. – Prawda, Amadeuszu? – zerknęła na czarnego wilka. – Wiele razem z nim przeszliśmy. Bystry umysł, twardy charakter, wola walki, biegłość w szermierce... Mówię o naszym towarzyszu, przyjaciele nazywają go Blacker
.
Wpatrywała się wciąż w horyzont.
- Mam nadzieję, że nic mu nie jest i zobaczymy go jeszcze – dodała. – gdyby chciał nam przewodzić, poszłabym za nim – stwierdziła, mówiąc bardziej do siebie, niż do reszty.
Sam pomysł wybrania przywódcy nie był zły, ale Kiti podeszła do niego sceptycznie. Gdzie jest władza, tam jest walka o władzę.
- Napiję się trochę po tym bieganiu – Kiti podkradła się do brzegu rzeki, starając się pozostać w ukryciu, i chłeptała wodę.