X wtrąc
Siedział przy stole, zgarbiony, kryjąc twarz pod kapturem. Ze znudzeniem poruszał silną ręką, czubek noża głośno stukał o blat stołu, sekundę po sekundzie, uderzając bezbłędnie miedzy palcami siedzącego obok mężczyzny. Tłumek podchmielonych gapiów zebrany prze stole wiwatował i podziwiał zręczność mężczyzny w białych szatach. Miał zamknięte oczy.
Tętent końskich kopyt. Nowi goście przybyli w harmider karczmy niezauważeni. Niemal niezauważeni. Nóż z hukiem wbił się w stół i tak pozostał, mężczyzna w białych szatach cofnął rękę.
- To było niezłe!
- Noooo! Mistrz!
- Masz u mnie piwsko! – komentowali zebrani wokół.
- Ostro! – mężczyzna obejrzał z niedowierzaniem swą nietkniętą rękę i szybko umknął.
- Trzymaj! Na koszt firmy! – ktoś postawił Białemu kufel piwa pod nos, tak zamaszyście, że sporo, wraz z pianą, wylał na stół.
Dwaj zasapani goście przedarli się przez radosny tłum, udało im się wreszcie dotrzeć obok krzesła Białego.
- Tamirze! – wysapał jeden z nich, podekscytowany bardzo.
Rozejrzał się podejrzliwie, podpicie mężczyźni rozchodzili się powoli, pozbawieni widowiska.
- Wilki – przybysz nachylił się i szepnął. – Ma-gi-czne.
Tamir w milczeniu chwycił kufel i uniósł go do ust.
- Przysięgam! – dodał rozpaczliwie Arkas. – Widziałem na własne oczy! Cała sfora! Dwa czarne, dwa białe, jeden cały w tatuażach...! Mieliśmy je już, w klatkach, ale tego... uciekły! Kiedyśmy tylko podeszli, ta biała wilczyca, zrobiła coś, coś takiego, nooo, magicznego, i nagle podłoga zamieniła się w lód, najprawdziwszy lód!!! A potem ten z tatuażami zaczął płonąć, i spalił kraty od klatki! Przysięgam!
Tamir odstawił kufel, Arkas rozglądał się nerwowo.
- To szczera prawda! – dorzucił Kliff.
- A nie było przypadkiem tak, że nawdychaliście się znów tych ziółek, co to, przyjaciel w lesie zbieracie i suszycie, a wilkom pomógł uciec ten wasz kot, co to rygle potrafi otwierać? – mruknął rozbawiony Biały.
- Kot?! Tamir, przysięgam, to wielka sprawa, musisz nam uwierzyć! Magiczne wilki! Nie jeden, nie dwa, cała wataha! – Arkas gestykulował ostro w podnieceniu. – Trzeba działać szybko! Ed to pepluga, zestrachał się, omal w gacie nie narobił, zaraz wszystko się wyda!
- Pomóż nam je złapać, a... a podzielimy się zyskami! – nalegał Kliff.
- Co powiesz? Pół na pół. To uczciwa propozycja.
Tamir wyrwał nóż ze stołu i schował go do pochwy za pasem.
- Nie jestem łowcą – mruknął ponuro.
- Dlatego przychodzimy do ciebie! To są diabły wcielone!
Arkas zagrodził mu drogę, chwytając go za barki.
- Błagam cię, przyjacielu... Tyle razem przeszliśmy!
- Więc powinieneś cieszyć się, że jeszcze żyjesz, a nie drażnić mnie opowiastkami o wilkach zamrażających podłogi!
Biały ruszył ku drzwiom, Arkas i Kliff biegali wokół niego uparcie, przeciskając się między podchmielonymi jegomościami z tawerny.
- Pomyśl, gdybyś takiego złapał żywcem...?!
- Gdybyś go wytresował!
- Właśnie, własny wytresowany mag! Pomyśl, jak ułatwiłoby ci to pacę!
- Jedziesz do Singwy? To po drodze...!!! – błagał Kliff.
* * *
W oczekiwaniu na zmierz i cudowną przemianę, mającą przywrócić wam ludzki wygląd [nadal wierzycie, że ona nadejdzie?], odpoczywacie po biegu, nadal jednak czujni.
Słonce przesuwa się leniwie po nieboskłonie, chmury płyną w siną dal, robotnicy pełzają w tę i z powrotem po moście, taszcząc wiadra, łopaty, kilofy. Wojownicy nadzorują prace, snują się wokół, coraz bardziej rozleniwieni. Wodny jaszczur nie pojawia się, i wszyscy łącznie z wami czekają z utęsknieniem na wieczór.
- Moje nogi... – stękają robotnicy. – Moje ramiona!
- Moje plecyyyy!!!
- Przynajmniej bestia nie wylazła...
- No...
- Też coś – ofuknął ich wojownik. – To znaczy po prostu, ż wylezie kiedy indziej, i znowu będziemy musieli reperować ten cholerny most!!! – splunięcie.
- Daj Bóg, oby nie!
Na horyzoncie, wzdłuż opuszczonej przez was kniei, przesuwa się jasny punkt... Jeździec! Gna traktem. Będzie tu za jakieś pół godziny!
The Bronze Horseman by ~Junbuggy on deviantART
O wiele bliżej, również drogą, tam, skąd przybyliście, nadchodzi powoli jakaś zgarbiona postać. Dziadek, niesie wiklinowy kosz, wlecze się noga za nogą.