Kiedy za sprawą jabłkowego hobbita udało się już przezwyciężyć opór wierzchowca - a właściwie cynicznie odwrócić jego uwagę - okazało się, że Szrama radzi sobie z końmi - a w każdym razie z jazdą na nich - nie aż tak źle, jak możnaby się spodziewać. Nie był jeźdźcem doskonałym, ale też z pewnością nie początkującym. Zresztą okazji do zademonstrowania pełni swych umiejętności nie miał, bo perfidnie oszukane zwierzę straciło zupełnie bojowego ducha i bynajmniej niepoganiane ciągnęło się na szarym końcu, nisko opuszczając głowę i kładąc smętnie uszy. Gdyby kto miał taki kaprys, mógłby spokojnie zaryzykować stwierdzenie, że śpi a przynajmniej drzemie i nie naraziłby się nim na śmieszność. I czego się było boczyć, cholero... Lekki jestem, skóra i kości... Mięśni trochę... Ale tłuszczu nic... Nie gonię, nie kręcę się, nie podryguję jak trzpiotka szkolona - nie w tym, co by jej było trzeba... A zresztą... Albo taki olbrzym chory... Masz szczęście, cholero... Nie ma co... Skóra i kości... Heh.
Patrz, się przydała hobbicia spiżarka... Jeszcze do nich na żebry pójdzemy... Oni choćby głód największy coś mają.
Długouchy... Żebyś na czubek drzewa wlazł, na palcach stanął, rękę wyciągnął i pierdnął na rozpęd, jego nosa nie chwycisz... Długouchy... Elf, taka jego mać... Ząb mi skrzywiła... Dobrze, że bucik fikuśny z miękkiej skórki... Skórkę to bym z chleba okrawał...
Ostatnio edytowane przez Betterman : 09-07-2008 o 21:53.
|