Phaere
Drowka w ciszy zjadła śniadanie zauważając, że nie ma go z kim dzielić. Jej czarnego towarzysza nie było widać, ani słychać z żadnej strony. Brak Tiloupa zaczynał jej doskwierać coraz bardziej, bowiem jeszcze nigdy nie zdarzyło się aby tak długo nie wracał. Jedynym pocieszeniem była nieobecność kruka Fosht'ki, dająca nadzieję, że chowańce trzymają się razem. Nawet wrogowie stają się przyjaciółmi kiedy jedynym wyjściem z niebezpieczeństwa jest wzajemne wsparcie.
Phaere spojrzała z pogardą na niedoszłą topielicę. Kto wie jakie miała zamiary i co nią kierowało kiedy im pomagała. Być może nieumarli zaatakowali drużynę z czystego przypadku, a stworzenie, któremu pomagają jej towarzysze jest ich prawdziwym wrogiem. Może Pan tej istoty kazał jej przyprowadzić ich żywych. -Powinniśmy związać jej ręce.- odezwała się wreszcie - Dla naszego własnego bezpieczeństwa. Nie wiemy jakie ma wobec nas zamiary, a kawałek sznurka nie powinien jej zabić.
Elfka nie rozumiała całej tej fascynacji i przekonania swoich towarzyszy co do tego, że to dziwne stworzenie przybyło w pokoju. Naiwność kiedyś ich zgubi.
Kobieta budziła w Phaere dodatkową niechęć i nienawiść z powodu swojej mocy. Bo to byle dziwoląg potrafił rzucić czar, który powstrzymał armię nieumarłych, a nie ona, wielce wykształcona i mądra czarodziejka. I jeszcze ta biel jej skóry, zupełne przeciwieństwo piękna i klasy mrocznych elfów.
Najchętniej wrzuciłaby ją z powrotem w otchłań jeziora. - Również mam zamiar zbadać poziom umiejętności naszego gościa. - wstała otrzepując się z ziemi - Pójdę z wami, jeśli nie macie nic przeciwko. - dodała, chociaż ich sprzeciw i tak nie zaważyłby na jej decyzji.
__________________ Żeby ujrzeć coś wyraźnie, wystarczy często zmiana punktu widzenia. |