Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2008, 15:41   #13
Rewan
 
Reputacja: 1 Rewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodze
Choć czasami Marcjan zapominał, iż Teofan nie jest jego prawdziwym synem, to właśnie w tych chwilach, gdy młody chłopak z zafascynowaniem opowiadał o celu podróży, przypominał jego prawdziwego ojca. Ten wyraz twarzy, te podniecenie, pasja(!), ale przede wszystkim jego spojrzenie... Tego spojrzenia nie mógłby zapomnieć, a już na pewno nie gdy jego przybranym synem jest Teofan. Ileż lat minęło od czasu gdy widział jego ojca... A jednak jego syn, który praktycznie nie znał ojca, był do niego podobny. W takich chwilach do Marcjana przychodziło poczucie winy. W końcu nie postąpił zbyt chwalebnie i gdyby jego syn się o tym dowiedział...

Gdy Teofan mówił właśnie coś o korzyściach tego rejsu związanych z kolejnymi wyprawami, jakiś żeglarz wykrzykiwał rozkaz do drugiego, wiatr zaszumiał w uszach i kolejna większa fala uderzyła o burte, Kappalini dostrzegł coś na morzu. Pierwsza myśl, jakiś ląd, mała wysepka, czy coś w tym rodzaju, szybko jednak skarcił się za nią, bo to po prostu nie mógł być ląd. A więc inny statek. Tam była czerwień. Coś tutaj nie grało. Stare przeczucie się odzywało. Coś tu do cholery nie grało...

-Piraci!!!

Nim zdążył dojść do jakiegoś wniosku rozległ się wrzask marynarza na bocianim gnieździe. Wszystko zyskało sens, a Marcjan był wściekły na siebie, iż stracił cenny czas na wpatrywanie się w piracki statek.

-Ster na bakburtę!

Kapitan Argo nie miał zamiaru próżnować. Od razu wykrzyczał rozkazy i pobiegł do sternika. Stanął tuż koło niego, na kilka metrów przed Marcjanem i Teofanem. Rozglądał się przytomnie po statku wydając odpowiednie rozkazy.

-Kto to? Skąd się u diabła tu wzięli?! - zawołał do marynarza na bocianim gnieździe.

-Bułgarzy!

Statek powoli zawrócił i skierował się w przeciwną stronę. W stronę Konstantynopola. Zaczęli płynąć z powrotem ku Konstantynopolowi z przerażeniem na twarzy. I choć Marcjan starał się być odważnym przy synu, to jednak nie wychodziło mu to w pełnej okazałości. Stoicki spokój zachował za to Marek Tuliusz. Marcjan poczuł zazdrość, gdy ujrzał spojrzenie syna utkwione w kapitanie... Choć Argo nie należał do wolnych statków, odległość między dwoma statkami zmniejszała się w szybkim tempie. Zbyt szybkim...

-Nie dopłyniemy na czas! - ktoś zauważył trzeźwo.

Marek obrócił się do nich z mniejszym spokojem niż dotychczas.

-On ma rację...


***

Skrytobójca znalazł się sam na skalnym brzegu przy murach miasta. Z miasta dochodziły odgłosy życia codziennego, ale do jego głowy wkradał się jedynie szum fal. Wpełzał do najskrytszych zakamarków jego umysłu. Nowe słowa jego przełożonego były jak fale uderzające o skały. Z pozoru jedynie uderzały ale bez większego efektu, jednak skała z czasem ustępuje wodzie. Myśl o tym co musi zrobić uderzała jak fala... Czasem sam karcił się za to, iż za dużo myśli o tym co musi robić, a za mało w jaki sposób. Jest skrytobójcą, pionkiem, który nie dopytuje się po co kogoś zabija, a po prostu to wykonuje. Taki jego zawód, a on zaczynał wykraczać po za swoją część roboty. I do tego ta pewność siebie... Był zbyt pewny siebie, swych umiejętności i wartości. W końcu ta tajemnicza organizacja miała więcej skrytobójców, a on był tylko jednym z mało wartych pionków. Pewność siebie kiedyś go zgubi, ale o tym nie teraz...

Wstał i otrzepał się, po czym ruszył z powrotem ku miastu, by tam wrócić do domu. Nie mógł isć do alchemika, bo było późno, a późna pora sprowadza podejrzenia. Gdy ulice są zatłoczone nikt nie zwraca uwagi na pojedynczą jednostkę. Następnego dnia poszedł do alchemika. Wbrew wszelkim pozorom alchemik nie znajdował się w złej dzielnicy, gdzie chaty ledwo trzymały się kupy. Nie było tam nawet przekrzywionego szyldu a na nim nazwy jakiejś karczmy dla ciemnych typków. Alchemik ów znajdował się w jednej z lepszych części ulicy Mese. Nim do niej doszedł, to by nie wzbudzać podejrzeń (nie tylko wokół siebie, ale wokół alchemika), przebrał się w bardziej pokaźne odzienie. Sam sklep alchemika sprzedającego jedne z najlepszych i najskuteczniejszych trucizn był równocześnie sklepem z lekami (najczęściej z ziołami, bądź innymi tego typu rzeczami). Wszedł do niego i ujrzał w nim targującego się właściciela z klientami. Będzie musiał poczekać... Po kilku minutach wszyscy klienci znikli, a sprzedawca, który rozpoznał Rashida pokazał zapraszającym gestem w stronę bocznych drzwi. Przed tem zawołał swego syna by zajął się sklepem. Boczne drzwi prowadziły do podłużnego pokoju, wzdłuż którego stały półki. Co jakiś odcinek na jakimś odcinku regałów widniał napis mówiący o tym co się w danym odcinku znajduje. Były tam zatrute sztylety, dmuchawki, zatrute strzały i bełty, trucizny w fiolkach, słowem wszystko czego mógł tylko potrzebować.

-Czego tym razem potrzebujesz?

Rashid nie mógł zatruć posiłku, bo o staraniach mordu na cesarzu było ostatnio głośno w ciągu ostatnich miesięcy. On musiał się dostać do niego bezpośrednio. Musiał wybrać coś innego. Tylko co?

***
Cesarz Rangabe spojrzał spode łba na swojego zaufanego żołnierza z zaciekawieniem. Po chwili wstał i z kielichem w ręku odszedł od niego kilka kroków dalej przyglądając się jakiemuś obrazowi na ścianie. Długie chwile nikt nic nie mówił, nastała cisza, przerywana jedynie siorbaniem cesarza.

-Dziwne... Naprawdę dziwne... Z tamtego dnia otrzymałem doniesienia o różnych dziwnych atakach. Wielu naocznych świadków widziało armię Arabów pod murami miasta. Niektórzy potem jednak stracili przytomność, a inni mówili, że armia arabów rozpłynęła się w powietrzu. Naprawdę dziwne...

Kolejna cisza, tym razem dłuższa. Odinn myślał nad słowami Michała, a i sam cesarz rozmyślał.

-Jak tylko uda ci się pojmać zamachowca przeprowadzisz śledztwo. Chcę wiedzieć wszystko, co do najmniejszego szczegółu. Tymczasem możesz odejść...
 
Rewan jest offline