Światła wyraźnie się zbliżały, paraliżując zmysł wzroku Rikarda. Przyległ do ściany zamykając oczy. Niech ten pojazd już przejedzie, niech się nie zatrzymuje, niech zostawi ich w spokoju. Oddychał ciężko, gdyż strach, a może panująca tam atmosfera, bardzo go męczył.
Źródło hałasu się zbliżało. To był typowy warkot silnika, który pasował do podniszczonych ciężarówek. Nygaard pamiętał czasy, gdy każda, średnio-zamożna osoba mogła sobie pozwolić na samochód. W końcu dosłyszał mowę pasażerów - szybką i ostrą. Zdawali się być radośni, podnieceni czymś. Ten moment trwał już tak długo.
Niech sobie już pojadą...
Rikard postanowił wyglądnąć zza ściany na zewnątrz. Powoli przed pensjonatem przejeżdżała antyczna ciężarówka, zniszczona i zaniedbana. Pasażerowie byli ludźmi o śniadej cerze, uradowani... uzbrojeni. Dojrzał również dwójkę jeńców - zapewne łup. Po chwili przejechali dalej, co stanowiło w tym momencie prawdziwy cud. Kim byli? Łowcami niewolników, zwykłymi siepaczami, arabskimi terrorystami?
Poszedł w ślady artysty;
- Ja też idę spać... - powiedział i poszedł w głąb budynku.
Po drodze jednak zmienił zamiary, postanowił znaleźć się w kuchni. Przeglądnął tam ponownie zbiór zapasów w lodówce i sprawdził szafki.
- Cóż... zawsze czegoś można użyć... - rzucił do siebie w ojczystym języku. |