Od wyjazdu z Bree Telio był w doskonałym humorze. Przez drogę mógł rozmawiać z dobrym kompanem, wokół roztaczały się takie swojskie krajobrazy, a piękna pogoda dopełniała ideału. Powoli jednak hobbita, nie nawykłego do długiego podróżowania, zaczynały męczyć i przygrzewające słońce i monotonny rytm kroków kuca. Kiedy jego dotychczasowy rozmówca zajął się tematem swojego brata, Brandybuck popadł w nieco gorszy nastrój. "Kto by pomyślał, cały dzień, od rana samiuśkiego jechać i jechać. Żeby nawet jednego postoju nie zrobić. Ech, kiedy my do tego elfiego dworu zajedziemy? Ciekawe co to też znajdziemy w tym Rivendel... Jeden imć Galdor zdaje się rozświetlać otoczenie, a iluż tam elfów mieszka? Ech, żeby tylko tam dotrzeć jak najprędzej..." - zastanawiał się, pykając z małej fajki.
.....
Wokół mokradła i zarośla na dobre zastąpiły las a wszędobylskie komary nie dawały spokoju. Zimny wiatr i padający deszcz do końca popsuły hobbitowi, podobnie, zdaje się, jak reszczie kompanii, nastrój. "Co za parszywa pogoda. A te komarzyska, skąd ich tu tyle? Przez to wszyscy jak mruki jedziemy... Rzeczywiście, przydałby się wreszcie odpoczynek jakiś. Może i opuszczona ta gospoda być, aby kominek był i jakieś meble do spania. Oby się imć Haerthe nie mylił bo jeszcze trochę i do reszty mi się tego podróżowania odechce..."
W tych rozmyślaniach Teliamokowi zupełnie umknęła całkowicie ciekawość świata i chęć przeżycia przygody, które kazały mu wyruszyć z domu i rzeczywiście był gotowy zawrócić jeżeli nie będzie mógł przynajmniej ogrzać się przy ognisku. |