Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2008, 12:44   #362
Tevery Best
 
Tevery Best's Avatar
 
Reputacja: 1 Tevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie coś
Krótki i wybiórczy up dla Kristoffa, Ragnaaka i Gedana

Gedan

Wyciągnąłeś radio. Rozciągnąłeś antenkę i zacząłeś rozpaczliwie szukać częstotliwości. Nagle zorientowałeś się, że nie włączyłeś odbiornika, zaś kiedy to zrobiłeś, przypomniałeś sobie, że masz rozregulowany głośnik. Zakłócenia, skrzypienie i trzaski wypełniły bar. Zauważyłeś, że gangersi spojrzeli się na ciebie spode łba. Na szczęście potrąciłeś antenę i nagle stał się cud. Z radia popłynęła najprawdziwsza muzyka! Siedzący dotąd pijany Meks roztrącił parę stojących jeszcze stolików i krzeseł i oczyścił trochę miejsca, prosząc swoją kobietę do tańca.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=SLLSCLHKWPE[/MEDIA]

Kristoff i Ragnaak
Widząc, że jedna z kobiet wstała, Ragnaak zapytał: - Już nas opuszczacie, drogie panie?
- Nie, tylko ona... I tylko na moment. Wybaczcie ten drobny dyskomfort - żachnęła się Azjatka.
- Na zakupy? - powiedział niezmieszany Kristoff. - To właściwie tak jak my...
- Skoro i was to tu sprowadza, to może wybierzemy się razem? -
uśmiechnęła się ich rozmówczyni. Ragnaak zerknął na Baxtera, chcąc wiedzieć, jaka będzie jego decyzja.
- Czemu nie, ciekawa propozycja- powiedział z uśmiechem lekarz. - Ale, Raagnak, gdzie nasze maniery? W końcu nawet się nie przedstawiliśmy... jestem Baxter, milo mi.
- Ja jestem Ragnaak -
dodał żołnierz.
- Christine - odpowiedziała dziewczyna. - A tamta to, jak już wspominałam, Alice. Co więc zamierzacie kupować?
- Rzeczy potrzebne w podróży -
odrzekł wymijająco Haze, Kristoff też mruknął coś od rzeczy. Christine niezmieszana mówiła dalej.
- Tutaj kupicie w zasadzie wszystko. Wpadliście w dobrym momencie, w Sacramento nikt nie mieszka na stałe.
- Tak? A co Was tutaj sprowadza? -
powiedział szybko medyk. - Piękne, samotne panie, w takiej spelunie... - nie dokończył klasycznego manewru randkowego, gdyż przerwał mu wojak.
- Nie ma na co czekać... pogadajmy podczas spaceru i drobnych zakupów - powiedział. Kristoff chrząknął, po czym zwrócił mu uwagę, że nie powinien "płoszyć pań". Wówczas Christine spojrzała na nich i nieco skonsternowana stwierdziła: - Cóż, poczekajmy na Alice, będzie łatwiej wam wszystko wytłumaczyć. Poza tym tak wam się spieszy?
- Powiem wprost -
stwierdził ponownie Ragnaak - Bardzo mi się podobacie i mojemu drogiemu przyjacielowi. Lubię grac w otwarte karty. Nie znam się na "podchodach". Mam nadzieję, że nie obraziłem swoją szczerością? Bo jeśli mam gadać głupoty, to wole się nie odzywać, a poza tym na froncie... hmm... za dużo się nie gadało.
Christine wydawała się być nieco zagubiona. Przeskakiwanie z wątku na wątek wyraźnie jej nie służyło. Ale starała się dotrzymać tempa.
- Szczerość to rzadkość w dzisiejszych czasach. Ja mam zasadę, że żadna prawda nie jest zła, nawet najmniej przyjemna... - odrzekła. Kristoff kaszlnął, jakby się czymś zakrztusił. - Echem... no tak, kolega zawsze tak prosto z mostu... - wymruczał niepewnie. - No tak, tak....- dodał, lekko zmieszany cala sytuacja, po czym szepnął po cichu Raagnaka: - No to może pozwolisz, żebym ja to rozegrał, jak należy?
Spojrzał na Christine, starając się zachować powagę. - No tak, front frontem, teraz jesteśmy właściwie daleko od frontu...
Dziewczyna popatrzyła na nich, jednak ciężko było określić jej nastawienie. Ostatecznie jednak uśmiechnęła się, nieco drwiąco. - Panowie, panowie. Nie jesteście pierwsi, możecie być co najwyżej ostatnimi, którzy tak się zamotają. Nie ma się czego wstydzić. O, idzie Alice - powiedziała, patrząc na drzwi. Faktycznie, biała dziewczyna przyszła i kokieteryjnie dygnęła, siadając przy stoliku. - Christine, przedstawisz mnie panom? - zapytała swoją koleżankę. - Bardzo chętnie - odpowiedziała ta druga - ale myślę, że lepiej będzie, jak sami się przedstawią. Panowie, to jest Alice.
- Jestem Ragnaak
- Baxter, milo mi. Więc... zakupy... ale chyba nie sukienki i buciki? -
zapytał z podejrzliwym uśmiechem lekarz, jednocześnie próbując ocenić ubiór i ekwipunek panienek.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedziała Alice, opierając się o stolik. Celowo czy nie, dała panom w ten sposób wspaniały widok na swój dekolt, niezbyt wprawdzie głęboki, ale kiedy rozum śpi... - Och, oczywiście że nie - skwitowała pytanie Kristoffa.
- Przynajmniej nie tylko - dodała Christine.
Teraz mogli dokładnie im się przyjrzeć. Obie panie były ubrane w koszule na guziki, niegdyś zapewne białe, obecnie ciężko jest podać konkretny kolor. O ile Christine była ubrana w koszulę z podwiniętymi rękawami i rozpiętą u dołu, o tyle u Alice były rozpięte dwa guziki u góry i zwyczajnie odprute rękawy. Azjatka miała przy pasie kaburę, w środku zaś rewolwer, jednak ciężko ocenić, jaki konkretnie, Alice nie posiadała żadnej widocznej broni. Jak już wspominałem, Christine jest starsza, ale nadal przystojna, jak na dzisiejsze czasy. Ma piękne, niebieskie oczy, które doskonale pasują do jej żółtej cery, czarne włosy upięte z tyłu w warkocz, opadający na plecy, mały nos i cienkie wargi. Jest szczupła, zaś z dżinsowych szortów wystają długie, piękne nogi, które jednak nie obyły się bez paru blizn. Ma dość przeciętne pod względem rozmiaru piersi, zaś biodra wąskie, a pośladki, hmm, małe. Alice natomiast jest młodszą z dwóch kobiet, podobną do starszej koleżanki. Różnic jest kilka: kolor skóry, zielone oczy, blond włosy, pełniejsze wargi. Zamiast szortów nosi pełne dżinsy, jest też nieco niższa, a nogi ma nieco krótsze w stosunku do reszty ciała, niż Azjatka. Dla równowagi ma większe piersi i szersze biodra, jest też wyraźnie bardziej umięśniona (choć do poziomu sióstr Williams jest jej na szczęście daleko).
- Czy będzie niegrzecznie, jeśli, droga Christine, spytam ciebie o blizny? - rzekł Ragnaak. - Z góry przepraszam jeśli uraziłem, ale ciekawość wojskowego wzięła nade mną górę.
Kobieta skrzywiła się. - W sumie nie, ale nie lubię o tym mówić. Wpadłyśmy w zasadzkę mutantów, paskudy miały pazury długie na cztery cale. Jeden chwycił się mojej nogi, kiedy uciekałyśmy. Ale to przeszłość.
- Jeszcze raz przepraszam. Ale musisz być dzielna skoro z tego wyszłaś cało.

Azjatka machnęła ręką. - Dziś każdy jest albo dzielny, albo martwy. Tak mi mówił ojciec.
Nagle Kristoff przysunął się nieco do Alice. - Nie mogę uwierzyć, ze takie ślicznotki podróżują same... nie boicie się? - zapytał. - W dzisiejszych czasach zawsze lepiej mieć przy boku... jakiegoś obrońcę - płynnie przeszedł na konspiracyjny szept. Alice uśmiechnęła się, nie zmieniając pozycji. Baxter zdobył dzięki temu jeszcze lepszy widok. - Dzisiaj kobieta, która chce przeżyć, musi być co najmniej równie twarda, jak mężczyzna, jeśli nie twardsza. W końcu na nas czai się więcej niebezpieczeństw, niż na was... - przerwała na chwilę, po czym szepnęła ciszej do Kristoffa: - Ale fakt, czasami brakuje mi... kogoś. Jak każdemu. To właśnie sekret Tornado.

Rozmowę przerwał hałas ze stolika, gdzie panowie zostawili ekipę. Wyglądało na to, że klecha wyciągnął radyjko i zaczął je rozstawiać. Wyciągnął antenę i po chwili niewyregulowany głośnik wypuścił w cały bar irytujące zgrzyty i zakłócenia. Ale po chwili Gedan ustawił radio, jak trzeba, a z głośników popłynęła muzyka. Meks z sąsiedniego stolika, wyraźnie już po spożyciu, roztrącił parę wolnych krzeseł i zrobił trochę miejsca, po czym poprosił swoją kobietę do tańca. Ta po krótkiej chwili zgodziła się...

- Zatańczymy? - Haze zwrócił się do Christine - W dzisiejszych czasach trzeba czasami się rozluźnić i poczuć, że jeszcze jest nadzieja dla tego zniszczonego świata
- Tak, Raagnak jest znany ze swoich umiejętności tanecznych - skomentował z szerokim uśmiechem medyk. - Może i my spróbujemy?- zwrócił się do Alice.
- W sumie... dlaczego nie - powiedziała Christine, a Alice tylko jej przytaknęła. - A potem pójdziemy na zakupy - powiedziała po chwili.
Wstali i poszli na improwizowany parkiet, tańczyć przy siedemdziesięcioletnim przeboju...

Kiedy skończyli, dziewczyny zaprowadziły ich do drzwi. - My pójdziemy po swój sprzęt, wy zabierzcie swój. Spotkamy się za pięć minut przy wejściu do supermarketu, o tej porze obwoźni handlarze rozstawiają tam stoiska. Trzymajcie się - powiedziała Alice, po czym wyszła razem z przyjaciółką z baru.
 
__________________
"When life gives you crap, make Crap Golems"
Tevery Best jest offline