Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-07-2008, 12:19   #361
 
Wilczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Wilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputację
Robin "Dziadek" Carver

Zdecydowanie nie podobało mu się towarzystwo w tym lokalu. "Banda kryminalistów i złodziej... Lepiej by się wzięli za uczciwy zarobek - tak jak ja!" pomyślał. No tak. Bo on strzelał do ludzi dla pieniędzy, a oni dla frajdy... i pieniędzy. Tak czy inaczej, Dziadek miał od samego rana zły dzień i nie był w nastroju do przekomarzanek z tymi śmieciami. Zwłaszcza, że z amunicją coś ostatnio u niego krucho...

Spojrzał ponuro na barmana.
- Bry - odmruknął zastanawiając się równocześnie, jak parszywie może smakować tutaj "dobry bimber." Ale niech będzie. I tak wyjdzie taniej niż czysta woda, a pragnienie ugasi. Zamówił dla wszystkich z "kompanii." Po czym usiadł przy stoliku z resztą. Mimo że dobrze byłoby się rozeznać w sytuacji, Carver nie miał ochoty gadać z Teksańczykiem za barem. Zamiast tego, spojrzał na Kristoffa i Ragnaka, pokręcił głową, po czym zwrócił się do siedzących przy ich stoliku - tych, którzy akurat nie myśleli o dwóch parach piersi przy sąsiednim stole.
- To co teraz panowie? Mamy chwilę na relaks, ale trzeba pomyśleć co dalej. - zastanawiał się jak stoją z gamblami. "Wystarczy tego na sprzęt, o którym mówił Hamilton?"
 
Wilczy jest offline  
Stary 11-07-2008, 12:44   #362
 
Tevery Best's Avatar
 
Reputacja: 1 Tevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie coś
Krótki i wybiórczy up dla Kristoffa, Ragnaaka i Gedana

Gedan

Wyciągnąłeś radio. Rozciągnąłeś antenkę i zacząłeś rozpaczliwie szukać częstotliwości. Nagle zorientowałeś się, że nie włączyłeś odbiornika, zaś kiedy to zrobiłeś, przypomniałeś sobie, że masz rozregulowany głośnik. Zakłócenia, skrzypienie i trzaski wypełniły bar. Zauważyłeś, że gangersi spojrzeli się na ciebie spode łba. Na szczęście potrąciłeś antenę i nagle stał się cud. Z radia popłynęła najprawdziwsza muzyka! Siedzący dotąd pijany Meks roztrącił parę stojących jeszcze stolików i krzeseł i oczyścił trochę miejsca, prosząc swoją kobietę do tańca.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=SLLSCLHKWPE[/MEDIA]

Kristoff i Ragnaak
Widząc, że jedna z kobiet wstała, Ragnaak zapytał: - Już nas opuszczacie, drogie panie?
- Nie, tylko ona... I tylko na moment. Wybaczcie ten drobny dyskomfort - żachnęła się Azjatka.
- Na zakupy? - powiedział niezmieszany Kristoff. - To właściwie tak jak my...
- Skoro i was to tu sprowadza, to może wybierzemy się razem? -
uśmiechnęła się ich rozmówczyni. Ragnaak zerknął na Baxtera, chcąc wiedzieć, jaka będzie jego decyzja.
- Czemu nie, ciekawa propozycja- powiedział z uśmiechem lekarz. - Ale, Raagnak, gdzie nasze maniery? W końcu nawet się nie przedstawiliśmy... jestem Baxter, milo mi.
- Ja jestem Ragnaak -
dodał żołnierz.
- Christine - odpowiedziała dziewczyna. - A tamta to, jak już wspominałam, Alice. Co więc zamierzacie kupować?
- Rzeczy potrzebne w podróży -
odrzekł wymijająco Haze, Kristoff też mruknął coś od rzeczy. Christine niezmieszana mówiła dalej.
- Tutaj kupicie w zasadzie wszystko. Wpadliście w dobrym momencie, w Sacramento nikt nie mieszka na stałe.
- Tak? A co Was tutaj sprowadza? -
powiedział szybko medyk. - Piękne, samotne panie, w takiej spelunie... - nie dokończył klasycznego manewru randkowego, gdyż przerwał mu wojak.
- Nie ma na co czekać... pogadajmy podczas spaceru i drobnych zakupów - powiedział. Kristoff chrząknął, po czym zwrócił mu uwagę, że nie powinien "płoszyć pań". Wówczas Christine spojrzała na nich i nieco skonsternowana stwierdziła: - Cóż, poczekajmy na Alice, będzie łatwiej wam wszystko wytłumaczyć. Poza tym tak wam się spieszy?
- Powiem wprost -
stwierdził ponownie Ragnaak - Bardzo mi się podobacie i mojemu drogiemu przyjacielowi. Lubię grac w otwarte karty. Nie znam się na "podchodach". Mam nadzieję, że nie obraziłem swoją szczerością? Bo jeśli mam gadać głupoty, to wole się nie odzywać, a poza tym na froncie... hmm... za dużo się nie gadało.
Christine wydawała się być nieco zagubiona. Przeskakiwanie z wątku na wątek wyraźnie jej nie służyło. Ale starała się dotrzymać tempa.
- Szczerość to rzadkość w dzisiejszych czasach. Ja mam zasadę, że żadna prawda nie jest zła, nawet najmniej przyjemna... - odrzekła. Kristoff kaszlnął, jakby się czymś zakrztusił. - Echem... no tak, kolega zawsze tak prosto z mostu... - wymruczał niepewnie. - No tak, tak....- dodał, lekko zmieszany cala sytuacja, po czym szepnął po cichu Raagnaka: - No to może pozwolisz, żebym ja to rozegrał, jak należy?
Spojrzał na Christine, starając się zachować powagę. - No tak, front frontem, teraz jesteśmy właściwie daleko od frontu...
Dziewczyna popatrzyła na nich, jednak ciężko było określić jej nastawienie. Ostatecznie jednak uśmiechnęła się, nieco drwiąco. - Panowie, panowie. Nie jesteście pierwsi, możecie być co najwyżej ostatnimi, którzy tak się zamotają. Nie ma się czego wstydzić. O, idzie Alice - powiedziała, patrząc na drzwi. Faktycznie, biała dziewczyna przyszła i kokieteryjnie dygnęła, siadając przy stoliku. - Christine, przedstawisz mnie panom? - zapytała swoją koleżankę. - Bardzo chętnie - odpowiedziała ta druga - ale myślę, że lepiej będzie, jak sami się przedstawią. Panowie, to jest Alice.
- Jestem Ragnaak
- Baxter, milo mi. Więc... zakupy... ale chyba nie sukienki i buciki? -
zapytał z podejrzliwym uśmiechem lekarz, jednocześnie próbując ocenić ubiór i ekwipunek panienek.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedziała Alice, opierając się o stolik. Celowo czy nie, dała panom w ten sposób wspaniały widok na swój dekolt, niezbyt wprawdzie głęboki, ale kiedy rozum śpi... - Och, oczywiście że nie - skwitowała pytanie Kristoffa.
- Przynajmniej nie tylko - dodała Christine.
Teraz mogli dokładnie im się przyjrzeć. Obie panie były ubrane w koszule na guziki, niegdyś zapewne białe, obecnie ciężko jest podać konkretny kolor. O ile Christine była ubrana w koszulę z podwiniętymi rękawami i rozpiętą u dołu, o tyle u Alice były rozpięte dwa guziki u góry i zwyczajnie odprute rękawy. Azjatka miała przy pasie kaburę, w środku zaś rewolwer, jednak ciężko ocenić, jaki konkretnie, Alice nie posiadała żadnej widocznej broni. Jak już wspominałem, Christine jest starsza, ale nadal przystojna, jak na dzisiejsze czasy. Ma piękne, niebieskie oczy, które doskonale pasują do jej żółtej cery, czarne włosy upięte z tyłu w warkocz, opadający na plecy, mały nos i cienkie wargi. Jest szczupła, zaś z dżinsowych szortów wystają długie, piękne nogi, które jednak nie obyły się bez paru blizn. Ma dość przeciętne pod względem rozmiaru piersi, zaś biodra wąskie, a pośladki, hmm, małe. Alice natomiast jest młodszą z dwóch kobiet, podobną do starszej koleżanki. Różnic jest kilka: kolor skóry, zielone oczy, blond włosy, pełniejsze wargi. Zamiast szortów nosi pełne dżinsy, jest też nieco niższa, a nogi ma nieco krótsze w stosunku do reszty ciała, niż Azjatka. Dla równowagi ma większe piersi i szersze biodra, jest też wyraźnie bardziej umięśniona (choć do poziomu sióstr Williams jest jej na szczęście daleko).
- Czy będzie niegrzecznie, jeśli, droga Christine, spytam ciebie o blizny? - rzekł Ragnaak. - Z góry przepraszam jeśli uraziłem, ale ciekawość wojskowego wzięła nade mną górę.
Kobieta skrzywiła się. - W sumie nie, ale nie lubię o tym mówić. Wpadłyśmy w zasadzkę mutantów, paskudy miały pazury długie na cztery cale. Jeden chwycił się mojej nogi, kiedy uciekałyśmy. Ale to przeszłość.
- Jeszcze raz przepraszam. Ale musisz być dzielna skoro z tego wyszłaś cało.

Azjatka machnęła ręką. - Dziś każdy jest albo dzielny, albo martwy. Tak mi mówił ojciec.
Nagle Kristoff przysunął się nieco do Alice. - Nie mogę uwierzyć, ze takie ślicznotki podróżują same... nie boicie się? - zapytał. - W dzisiejszych czasach zawsze lepiej mieć przy boku... jakiegoś obrońcę - płynnie przeszedł na konspiracyjny szept. Alice uśmiechnęła się, nie zmieniając pozycji. Baxter zdobył dzięki temu jeszcze lepszy widok. - Dzisiaj kobieta, która chce przeżyć, musi być co najmniej równie twarda, jak mężczyzna, jeśli nie twardsza. W końcu na nas czai się więcej niebezpieczeństw, niż na was... - przerwała na chwilę, po czym szepnęła ciszej do Kristoffa: - Ale fakt, czasami brakuje mi... kogoś. Jak każdemu. To właśnie sekret Tornado.

Rozmowę przerwał hałas ze stolika, gdzie panowie zostawili ekipę. Wyglądało na to, że klecha wyciągnął radyjko i zaczął je rozstawiać. Wyciągnął antenę i po chwili niewyregulowany głośnik wypuścił w cały bar irytujące zgrzyty i zakłócenia. Ale po chwili Gedan ustawił radio, jak trzeba, a z głośników popłynęła muzyka. Meks z sąsiedniego stolika, wyraźnie już po spożyciu, roztrącił parę wolnych krzeseł i zrobił trochę miejsca, po czym poprosił swoją kobietę do tańca. Ta po krótkiej chwili zgodziła się...

- Zatańczymy? - Haze zwrócił się do Christine - W dzisiejszych czasach trzeba czasami się rozluźnić i poczuć, że jeszcze jest nadzieja dla tego zniszczonego świata
- Tak, Raagnak jest znany ze swoich umiejętności tanecznych - skomentował z szerokim uśmiechem medyk. - Może i my spróbujemy?- zwrócił się do Alice.
- W sumie... dlaczego nie - powiedziała Christine, a Alice tylko jej przytaknęła. - A potem pójdziemy na zakupy - powiedziała po chwili.
Wstali i poszli na improwizowany parkiet, tańczyć przy siedemdziesięcioletnim przeboju...

Kiedy skończyli, dziewczyny zaprowadziły ich do drzwi. - My pójdziemy po swój sprzęt, wy zabierzcie swój. Spotkamy się za pięć minut przy wejściu do supermarketu, o tej porze obwoźni handlarze rozstawiają tam stoiska. Trzymajcie się - powiedziała Alice, po czym wyszła razem z przyjaciółką z baru.
 
__________________
"When life gives you crap, make Crap Golems"
Tevery Best jest offline  
Stary 12-07-2008, 14:35   #363
 
Ragnaak's Avatar
 
Reputacja: 1 Ragnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwu
Gdy sie przysiedli rozmowa z wolna zaczęła się pomału rozkręcać chodź z oczywistych powodów Ragnaak co rusz popełniał gafy. Oczywiście nie ma co mu się dziwić. Dlaczego? Z prostego powodu. Jest dobry w tym co robi, a mianowicie planowanie, obrona, atak, zabijanie. Aby być dobrym w tym co się robi trzeba mieć umiejętności (to podstawa) oraz szczęście aby przetrwać na froncie, aby móc dalej rozwijać swoje umiejętności oraz instynkty. I nie ma czasu na szkołę uwodzenia - o tak. Ragnaakowi daleko do mistrza podrywu. Kristoff nie jest podrywaczem, ale w porównaniu do wojaka zna podstawowe zasady. Haze gdy ma "wolne" to idzie do kantyny, bierze browara i czeka, aż kobieta sama podejdzie i zaprosi na "rżnięcie". Po prostu nikt się nie bawił na jego posterunku w "podchody". Szkoda czasu, tym bardziej, że przepustki były krótkie, a obowiązki ... a obowiązków było wiele.

To jest "przyczyną niezbyt mocnego trzymania się gruntu" jeśli chodzi o dziewczyny. Haze oczywiście nie przejmował się zbytnio gafami chodź nie chciałby zostać przeleciany z powodu : " jesteś taki nieobyty niczym prawiczek, ale lubię takich". Jest dobry w sprawach łóżkowych i potrafi zadowolić nie jedną kobietę - a te dwie mu sie podobają. Jedna za długie nogi i twardość, a druga za duże piersi i "delikatność". Miał ochotę na dwie, ale gdyby miał wybierać to wolałby Alicję - za duży biust. Niestety zdawał sobie sprawę, że przydział został już dokonany, a że Kristoff miał lepiej gadane, lepszy podryw to sytuacja była już teoretycznie przesądzona gdyby coś im wyszło z dziewczynami.

Rozmowę przerwał hałas ze stolika przy którym wcześniej siedział Ragnaak wraz z Kristofferem. Wyglądało na to, że klecha wyciągnął radyjko i zaczął je rozstawiać. Wyciągnął antenę i po chwili niewyregulowany głośnik wypuścił w cały bar irytujące zgrzyty i zakłócenia. Ale po chwili Gedan ustawił radio, jak trzeba, a z głośników popłynęła muzyka. Meks z sąsiedniego stolika, wyraźnie już po spożyciu, roztrącił parę wolnych krzeseł i zrobił trochę miejsca, po czym poprosił swoją kobietę do tańca. Ta po krótkiej chwili zgodziła się...

Teraz była okazja aby przerwać ta rozmowę i Haze zaprosił Christin do tańca. Może nie umiał tańczyć polki, poloneza czy innych tańców starodawnych lub bardziej nowoczesnych to umiał sobie radzić w takich sytuacjach. Był zręczny -a to pomagało w zachowaniu równowagi, a orientacja pomagała przy : " aby nie podeptać palców". Natomiast wyszkolenie w walce, uniki i tym podobne ruchy mogły robić za taniec tylko trzeba by było "zrobić" odpowiedni układ chorograficzny.

- Tak, Raagnak jest znany ze swoich umiejętności tanecznych - skomentował z szerokim uśmiechem medyk. Wojakowi nie było do śmiechu, chodź tego nie okazał. Tańczyć nawet umiał. "Taniec Bojowy" o dziwo się sprawdzał i dawał efekty. Ale medyk przesadzał z tymi komentarzami w jego stronę. Co za dużo to nie zdrowo.

- My pójdziemy po swój sprzęt, wy zabierzcie swój. Spotkamy się za pięć minut przy wejściu do supermarketu, o tej porze obwoźni handlarze rozstawiają tam stoiska. Trzymajcie się - powiedziała Alice, po czym wyszła razem z przyjaciółką z baru.

- Słuchaj Kristoff. Po pierwsze co robimy,a po drugie czasami ugryź się w język z tymi komentarzami. Ja sobie teraz nie radzę bo nie miałem sposobności, ale kiedyś będzie taki dzień, że ty w czymś sobie nie będziesz radził i wątpię czy wówczas będzie ci do śmiechu. Acha i nie jestem ani zły ani wściekły. Powiedziałem co mi się nie podoba i luz ... a więc co robimy? I najchętniej to bym z dwoma na raz pofolgował (uśmiechnął się). Może jakiś kwadracik
 
__________________
Miarą sukcesu jest krew : twoja lub wroga !!!
Ragnaak jest offline  
Stary 20-07-2008, 17:36   #364
 
Wilczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Wilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputację
Robin "Dziadek" Carver

Sytuacja powoli zaczynała robić się znośna. Miło dla odmiany posiedzieć wygodnie przy stole, zamiast w ciasnej, trzęsącej się karetce. Teraz Carverowi do szczęścia brakuje tylko tego, żeby ta wyprawa w końcu przyniosła jakieś porządne zyski. Ale i na to przyjdzie pora. I to może już niedługo...

Ukradkiem przyglądał się jak idzie dwóm Casanovom i uśmiechał się krzywo pod nosem, bo o ile po Baxterze spodziewałby się tego, to Haze pasował do takiej sytuacji jak pięść do nosa. A przynajmniej tak wyglądał... "No, ale mniejsza z tym" pomyślał, bo w końcu mimo wszystko był "w pracy."

Nagle coś w pobliżu zaczęło dziwnie trzeszczeć, a za chwilę dało się słyszeć prawdziwą muzykę. Dziadkowi wydawało się, że gdzieś już słyszał tę melodię... Nie kojarzył jej jednak, co nawet trochę go ucieszyło - najwidoczniej nie był aż tak stary, na jakiego wyglądał. Zwrócił się do kompanów siedzących przy stoliku.
- No, to na zdrowie... Cieszmy się chwilowym odpoczynkiem - powiedział i uśmiechnął się krzywo. Zamierzał tę chwilę względnego spokoju wykorzystać. Odchylił się na swoim krześle i wsłuchał w rytm lecącej muzyki. Co prawda - jak to bywa w barach - w każdej chwili komuś może coś głupiego strzelić do łba, ale... "nie popadajmy w paranoję."
 
Wilczy jest offline  
Stary 22-07-2008, 23:52   #365
 
Malutkus's Avatar
 
Reputacja: 1 Malutkus nie jest za bardzo znany
Kristoff Baxter

No i zaczęli rozmawiać. Nie dało się ukryć, że szło strasznie opornie, Baxter nie miał już wprawy w takich gadaninach, o Raagnaku lepiej nie mówić. Jednak to nieporadność jego samego, Kristoffa B., najbardziej wygadanego i najprzystojniejszego członka drużyny("Hej, wystarczy spojrzeć, no nie?") wkurzała go najbardziej. Trudno powiedzieć, czy przyczyną była niewątpliwa uroda rozmówczyń, czy może wpadający mu w słowo wojak... Można to też zwalić na to, że już od jakiegoś czasu nie trenował... Cokolwiek by to nie było, rozmowa wyglądała trochę jak taniec po polu minowym w rytm "Deszczowej piosenki". Skoki między tematami, przerywanie sobie i ogólny brak pomysłu na podryw... nic dziwnego, że dziewczyny były trochę speszone- musiały ich uznać za idiotów. Choć, trzeba przyznać, starały się jak mogły, by nie dać tego po sobie poznać.
Rozmowę przerwał hałas ze stolika, gdzie panowie zostawili ekipę. Wyglądało na to, że klecha wyciągnął radyjko i zaczął je rozstawiać. Wyciągnął antenę i po chwili niewyregulowany głośnik wypuścił w cały bar irytujące zgrzyty i zakłócenia. Ale po chwili Gedan ustawił radio, jak trzeba, a z głośników popłynęła muzyka. Meks z sąsiedniego stolika, wyraźnie już po spożyciu, roztrącił parę wolnych krzeseł i zrobił trochę miejsca, po czym poprosił swoją kobietę do tańca. Ta po krótkiej chwili zgodziła się...
I to pozwoliło im uratować swoją zagrożoną reputację. Chociaż Baxter zdobył już "pierwszą bazę" i być może mógłby bez pomocy muzyki pójść dalej, taniec był zawsze okazją do zbliżenia, wspólnego ruchu dwóch ciał, stanowiącą często przedsmak późniejszych atrakcji. Raagnak pierwszy zaproponował swojej partnerce pójście w tany, więc Baxter również nie pozostał w tyle. Mimo że sam nie był mistrzem w tej dziedzinie, nie mógł się powstrzymać przed sarkazmem, jaki cisnął mu się na usta na widok wojaka podrygującego w rytm muzyki. Co do medyka... Piosenka nie była zbyt wymagająca, w dodatku wdzięk Alice dodałby gracji nawet klocowi drewna, więc nie było źle. Szkoda tylko, że nie trafili na coś spokojniejszego, romantycznego, do przytulania...
Gdy piosenka się skończyła dziewczyny wyszły z lokalu po swoje rzeczy, a Baxter miał chwilę czasu, by to wszystko uporządkować sobie w głowie.
- Spokojnie, kolego, chciałem ci tylko pomóc- odparł, gdy Raagnak do niego zagadał- Nigdy nie próbowałbym popsuć ci opinii, przecież mnie znasz. Zresztą, nieważne, jest inna sprawa: nie wiem, co wy tam robicie w swoich okopach, ale w naszym świecie zabawy o których mówiłeś odpadają. To znaczy... fakt, czasami, w określonych sytuacjach, przy odpowiednim alkoholu, przy znacznej przewadze kobiet... Ale nie, do cholery! Zresztą, Christine jakoś mnie nie kręci. Chodźmy do stolika, trza objaśnić kompanów w sytuacji.
Siadł ciężko na swoim krześle, oparciem do przodu. Na gębie miał bezmyślny uśmiech uczniaka, który pierwszy raz widział cycki.
- Panowie, wyprawa przebiegła wzorowo- rzekł uroczyście, po czym jednym haustem wychylił resztę zawartości swojej szklanki, jak również, bez żadnego skrępowania czy zawahania, drugiej, stojącej najbliżej, chyba należącej do Killiana.
- I teraz tak: zanim weźmiemy się za jakieś zabawy 1:1 umówiliśmy się z dziewczynami na małe zakupy. I tak musimy uzupełnić zapasy, praktycznie wszystko nam się skończyło. Z tym, że... myślę, że najlepiej będzie, jeśli nie będziemy się zbytnio wychylać z przygotowaniami do łapania Tornado, w końcu nie wiadomo, kto patrzy, nie?. Te laski... niby "zaliczyć" miła rzecz, ale mam dziwne wrażenie, że one mają coś wspólnego z tym polowaniem. Najlepiej będzie teraz kupić kupić leki i żarcie, a resztę ewentualnie później, już samemu i mniej oficjalnie. Może tak być?
 
Malutkus jest offline  
Stary 23-07-2008, 15:29   #366
 
Drzewiec's Avatar
 
Reputacja: 1 Drzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodze
Stan Hamilton

Wszyscy znaleźli sobie jakieś rozrywki, zajęcia. Ale nie Stan. Był dziś nie w humorze, ledwo co doczłapał się do barmana, zamówił piwo i usiadł przy stoliku. Za alkoholem nie przepadał, ale podawane tu piwo więcej miało wspólnego z zabarwioną na złoto wodą niż alkoholem, zwilżył więc usta...
Siedział, co jakiś czas rzucając okiem na resztę członków drużyny. Kristoff i Ragnaak znaleźli sobie rozrywkę. A właściwie dwie rozrywki. Całkiem ładne rozrywki. Wybawieniem z nudy mógł okazał się być Carver, który podszedł do stolika, jednak rozmowa się nie kleiła.
W końcu podeszli do nich Kristoff i Ragnaak.
-Dobra. Ani słowa o Tornadzie. Tylko nie władujcie się przez te... ekhm... panie w kłopoty, bo tylko tego nam brakuje. Pobawić się miła rzecz, ale tu nikt nie jest normalny i czysty... ech, bredzę - otarł oczy Stan. - Dobra, wiemy mniej więcej co musimy kupić? Jedzenie, leki, naboje... mamy garnki i siatki, żeby łapać Tornado. Przemyślmy, czego jeszcze nam potrzeba, bo wielu okazji na zakupy już nie będzie.
 
Drzewiec jest offline  
Stary 24-07-2008, 20:01   #367
 
Gedan Ness's Avatar
 
Reputacja: 1 Gedan Ness nie jest za bardzo znany
- Jak za starych dobrych czasów Powiedział cicho Gedan, na którego i tak nikt nie zwracał uwagi. Sam nie wiedział czemu, ale jakoś nie dziwił się że złapał muzykę, może dlatego że w tym świecie już naprawdę nic nie może zadziwić?
Odsunął swoje krzesło, aby siedzieć jeszcze bardziej na uboczu, i wsłuchał się w piosenkę, kiwając rytmicznie głową z uśmiechem na ustach, popatrzył na meksykańca który porwał jakąś kobietę do tańca i położył radio na kolanach tak, aby wszyscy mogli je słyszeć.
Nie podobało mu się te zabawianie się w lovelasów przez Raagnaka i Krisstofa, ale rozumiał ich. W końcu także był mężczyzną, więc powiedział tylko:
- Uważajcie na siebie. - Miał także złe przeczucia co do ich wyjścia i zrobienia zakupów, wolałby aby kompania się nie rozdzielała, w końcu co pięć cyngli to nie jeden. Popatrzył na Stana któremu chyba też nie dopisywał humor. To dziwne, ale z Chemikiem zamienił przez cały ten czas zamienił tylko kilka słów, obiecał sobie że musi z nim porozmawiać dłużej.
Tymczasem piosenka powoli dogrywając ostatnie takty wprawiła Gedana w zastanowienie czy zdarzy się już prawdziwy cud i zabrzmi kolejna pieśń. I kto je w ogóle nadaje? Orbital?
 
__________________
Strach to tylko 6 liter!
Gedan Ness jest offline  
Stary 26-07-2008, 23:04   #368
 
Tevery Best's Avatar
 
Reputacja: 1 Tevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie coś
- Jedzenie też już w sumie mamy - wtrącił się Rich. Zapadła niezręczna cisza, bo żarcie w sumie mieliście, ale jakoś nikt nie chciał rozgrzebywać sceny jego zdobycia. Konserwy wystawały z torby, ale ktoś z was szybko je wcisnął z powrotem, jakby denerwował go widok corpus delicti. W końcu nikt nie lubi wspominać tak kapitalnej wtopy. Radio trochę zatrzeszczało, słychać było przebitki jakiegoś ludzkiego głosu. Wygrzebaliście to, co wciąż mieliście na wymianę. Dwie paczki petów (w sumie 16 sztuk), garść części do auta, działkę koki, kastet, odtwarzacz CD i Browninga HP. Rich miał w kieszeni "listę zakupów", opracowaną jeszcze we Fresno. Pierwsze, co z nią zrobił, to przekreślił "jedzenie" i wpisał "woda". Poza tym priorytety pozostawały te same: paliwo (którego macie stanowczo za mało na resztę trasy), leki (Bylicion X, Wapniak, Rephidal i Memoral), maski gazowe (6 sztuk) i amunicja (5,56, 7,62 AK, oraz .44 Magnum).

Nagle sygnał z radia stał się wyraźniejszy, słychać było wyraźnie głos mówiący z obcym akcentem, ale po angielsku: -...azin, i on mówi do mnie: ale wiesz co, Stiepan, tego to chyba kochany pan prezydent nie uchwali. Jak widać, Misza się pomylił, i to dość mocno. Ale wracając do tematu... Wiecie, jak byłem młody, bardzo lubiłem gry komputerowe. Potrafiłem cały dzień siedzieć i stukać w te klawisze, i stukać, i stukać... A przede mną padali pokotem parszywi hitlerowcy, brudni terroryści i inne takie męty. I jak od tego zacząłem, to po jakimś czasie pomyślałem: fajnie byłoby pogrzebać w tym komputerze. A potem, że fajnie byłoby zrobić własną grę. I tak nauczyłem się programować, a skończyłem tu, na Orbitalu. Pamiętam, że jak zapisywałem się na studia programistyczne, to mama powiedziała mi: Stiepan, bój ty się Boga, teraz co drugi to programista, nigdzie na świecie roboty nie znajdziesz <śmiech>. Widać, miała rację. Mówiła jeszcze, że powinienem zostać muzykiem rockowym, tak jak zamierzałem, a to mi się swoją drogą też wzięło od gier komputerowych. Bo wiecie, była taka seria, nazywała się Guitar Hero, tego też mi brakuje odkąd wyleciałem z Ziemi. Swoją drogą, zastanawiam się, ile to czasu minęło, bo u nas zegar nawalił... W każdym razie można było sobie w tym pograć na takiej atrapie gitary w rockowe szlagiery, i to absolutnie rządziło. Zrobili tego do 2020 osiem części, ale najlepsza chyba była "trójka"... Zresztą, posłuchajcie, mam tu gdzieś piosenkę, która w tym była. <Dziwne odgłosy, jakby ktoś rzucał plastikowymi pudełkami.> O, jest, rozsypałem cały stos płytek, ale znalazłem. Już wam zapodaję.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=-K53vuSE7F4[/MEDIA]
Ludzie w barze podchodzą do audycji z pewną rezerwą, jednak uważnie słuchają, tupią w rytm muzyki i tak dalej. Barman co jakiś czas kiwa głową potakująco. Po kilku pierwszych taktach krzyczy: - Yeeehaw! The Rolling Stones!, czym zwraca na siebie powszechną uwagę i kpiące spojrzenia.
 
__________________
"When life gives you crap, make Crap Golems"
Tevery Best jest offline  
Stary 29-07-2008, 10:19   #369
 
Wilczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Wilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputację
Robin "Dziadek" Carver

Kiedy Baxter zwrócił się do nich, Dziadek jeszcze odprowadzał wzrokiem dwie "ofiary" medyka i Haze'a. Podzielał obawy Hamiltona, ale miał nadzieję, że nie szykuje im się tutaj powtórka z Fresno.

Pochylił się nad listą zakupów i skrzywił się. Pomyślał, że gdyby nie trzeba kupować leków, mogliby zaoszczędzić trochę grosza i ucieszył się w duchu, że sam jest zdrów jak ryba. To znaczy, o ile można mówić o zdrowiu w dzisiejszych czasach.
- Dobra panowie amanci, wiecie co jest nam potrzebne. Jak dacie radę kupić te maski przeciwgazowe, a przy tym nie wspomnieć przy "paniach" do czego wam one, to... - urwał i uśmiechnął się krzywo.

Carver z braku lepszego zajęcia wsłuchiwał się w głos z kosmosu. W końcu nieczęsto nadarza się okazja do wysłuchania człowieka, który wisi im wszystkim nad głowami... Inna sprawa, że nie zawsze jest sens słuchać. "Cóż... przynajmniej muzykę tam na górze mają niczego sobie."
 
Wilczy jest offline  
Stary 02-08-2008, 22:25   #370
 
Malutkus's Avatar
 
Reputacja: 1 Malutkus nie jest za bardzo znany
Kristoff Baxter

Z małego odbiornika popłynęła struga nieskładnej paplaniny gościa z obsługi Orbitala. A zresztą, może i to nie był głos ze stacji? Może to Moloch wymyślił sobie kolejny sposób na zrobienie reszcie ludzkości papkę z mózgu? Taka tajna mini-broń osłabiająca morale, przekazująca arcyważne wiadomości o tym, jak zbudować karmnik dla ptaków albo jakie opowiadający miał relacje z trzecią żoną, zanim rozwiedli się przez jego alkoholizm? No dobra, zdarzały się ciekawe audycje, czasami rzucili też jakąś niezłą muzykę... Ale szczerze: większość ludzi, którzy siedzieli tam, w górze, miała już zdrowo nasrane i bredziła o rzeczach, które nie interesowały nikogo normalnego. Nie zmieniało to faktu, że słuchało ich pół Stanów. Co wiele mówiło o naszym pięknym Narodzie...
Z ulgą przyjął pierwsze dźwięki muzyki, które zakończyły męczący uszy wywód spikera.
- No dobra, czyli jak?- spytał, powoli odwracając kpiące spojrzenie od drącego się barmana- Zajmiemy się wodą, lekami, paliwem i ewentualnie amunicją. Za maskami rozejrzymy się już na osobności... Albo jutro... Albo coś.
Przesunął wzrok po zgromadzonych przy stoliku towarzyszach. Nie ma co, byli niezrównaną grupą zdobywców, pełną werwy, pewności siebie i... Przede wszystkim zdecydowanie brakowało tu lidera, który podejmowałby proste, ale niezbędne decyzje. No ale za to nikt się nie weźmie- w imię świętej demokracji, zmieszanej z "żeby-nie-było-na-mnie"- a Baxter nie należał do tych, którzy sami sięgają po władzę. Wolał mieć kogoś, kto wydawałby rozkazy i i na kogo mógłby przy każdej nadarzającej się okazji ponarzekać
- To co? Zbieramy się? Panie nie będą czekały na nas cały wieczór...- rzekł z naciskiem do Haze'a, zbierając na ślepo trochę przygotowanego na wymianę towaru i pakując go do torby medycznej, między "sterylne" narzędzia i leki. Poprawił też broń za paskiem dżinsów- amory amorami, ale właściwie był w pracy, więc musiał uważać uważać.
 
Malutkus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172