Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-07-2008, 15:45   #14
Duch.68
 
Duch.68's Avatar
 
Reputacja: 1 Duch.68 nie jest za bardzo znany
Do Patricka podszedł średniego wzrostu mężczyzna ubrany w czarną skórzaną kurtkę i poszarpane jeansy - Ty masz odwagę pokazywać się na mieście? - zapytał, po chwili powiedział po cichu chwytając Patricka za ramię - Dobra, chodź ze mną, pomogę ci. - wyszli pośpiesznie ze szpitala, od razu skierowali się w ciasne uliczki między blokami, ponieważ tam były większe szanse, aby zostać niezauważonym. Nieznajomy mężczyzna kazał o nic nie pytać, zanim nie dojdą na miejsce. Patrick zastanawiał się czy to nie jest przypadkiem podstęp, choć z drugiej strony innego lepszego wyjścia nie miał. Szedł w milczeniu, w miejsce które może być dla niego wybawieniem, albo przekleństwem. Kiedy dotarli do starego domu, nieznajomy wręczył Patrickowi pęk kluczy mówiąc - Tu są klucze do twojego nowego domu. Na razie muszę cię opuścić. - Ale... - Patrick chciał coś powiedzieć ale nieznajomy przerwał mu mówiąc - Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie, najpierw zrób coś z sobą. - uśmiechnął się i poszedł.




Kornel McFlin odwiedził wiele sklepów, począwszy od zwykłych spożywczakach na sklepach jubilerskich kończąc. Reakcje sprzedawców były różnorakie, niektórzy szczerze współczuli Kornelowi, niektórzy wybuchali śmiechem uznając to za żart, kiedy ludzie tak reagowali czasami robiło mu się przykro. Mijały kolejne godziny, robiło się coraz później więc niektóre sklepy były już pozamykane. W pewnym momencie do Kornela podszedł grubszy mężczyzna, który wyraźnym francuskim akcentem powiedział - Witam pana, jak podobał się pierścionek pańskiej żonie... czy narzeczonej dokładnie nie pamiętam - Korneliusz ucieszył się z tego powodu, że ktoś go pamięta, długo nie myśląc prawie krzyknął - My się znamy? Dzięki Bogu! - francuz lekko zdziwiony jego zachowaniem odpowiedział - Może pan mnie nie pamięta, nazywam się Alfred De La Chaussee. Kupował pan kiedyś w moim sklepie pierścionek. - Alfred spojrzał na zegarek, powiedział tylko - Przykro mi, ale teraz się śpieszę, niech pan kiedyś wpadnie do mojego sklepu. - po czym odbiegł. - Widocznie ma jakieś ważne spotkanie.




John Coffey poszedł w kierunku drzwi które wydawały się wyjściem, czuł się obserwowany. Kiedy już podszedł do drzwi, zauważył, że w drzwiach nie ma klamki, a drzwi były zbyt solidne aby je wyważyć. Kiedy się odwrócił, ktoś uderzył go w głowę, John upadł nieprzytomny na ziemię. Najwyraźniej musiał się komuś narazić, bo raczej nikt nieznajomy nie uderzyłby go metalowym prętem. Kiedy obudził się obok magazynu było już ciemno. Głowa bolała go bardziej, z powodu uderzenia, co całkowicie nie pozwalało mu w jasnym myśleniu. Wokół panowała grobowa cisza, było tak cicho, że można było usłyszeć bicie swojego serca. Masując obolałą głowę John powiedział pod nosem - Ja chyba nigdy nie zaznam spokoju.



Rock Howard po obiedzie wracał do swojego domu, kurczowo trzymając laptop w ręce, tak, że nie było możliwości mu go wyrwać. Kiedy szedł ulicą, rozglądał się dookoła. Czuł zarazem smutek, że nie może spotkać się z rodziną i szczęście, że jest na dobrej drodze w poszukiwaniach. Miał jeszcze dużo czasu zanim musiał iść do pracy - Będę musiał wziąć urlop - powiedział w myślach. Kiedy wrócił do domu, robił to co zwykle przed pracą, wyprasował swój mundur ochroniarski, wyczyścił broń i zaczął podciągać się na drążku. Kiedy już musiał wychodzić, przypomniało mu się, że nie wyłączył żelazka, szczęście, że przypomniało mu się jeszcze jak był w domu. Kiedy wszystko zrobił, wyszedł do pracy. Spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę 9:53, było już trochę późno - Nie mogę się spóźnić do pracy - zaczął biec, gdyż nie chciał się spóźnić, bo jego szef bardzo nie lubił gdy ktoś się spóźnia.
 

Ostatnio edytowane przez Duch.68 : 12-07-2008 o 15:57.
Duch.68 jest offline