Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-07-2008, 01:03   #11
 
Lavi's Avatar
 
Reputacja: 1 Lavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie coś
Pobyt w parku był złym pomysłem. Widząc te szczęśliwe rodziny z dziećmi jeszcze bardziej robiło mu się przykro. Tak bardzo chciał wrócić do swojej rodziny... do tego co przynajmniej wydawało mu się być rodziną. Nie przypominało mu się nic więcej, więc jedyne co mógł teraz zrobić to rozpocząć poszukiwania. Widok tego szczęśliwego parku nie był pomocy a jedynie go dołował, od teraz postanowił zabrać się porządnie za robotę by jak najprędzej znaleźć tych których kocha.

Wstał z ławki kierując się na miasto w poszukiwaniu sklepu komputerowego by zakupić laptop (średniej klasy) by móc samemu surfować po internecie jak również zapisywać tam ważne informacje o poszukiwaniach. Za laptop zapłacił oczywiście kartą na który wydał do 1000$. Dodatkowo mały pendrive by przenosić informacje. Następie z torbą w ręku udał się w poszukiwaniu jakiejś kafejki internetowej by rozpocząć swoją drogę do tych na którym mu zależy. Poszukiwania zaczął od znalezienia wszystkich osób z przedziału 28-30 lat o nazwisku Howard w USA. Długo googlował po sieci by znaleźć wszystkie kobiety o tym imieniu miedzy innymi za pomocą stron "www.ancestry.com lub www.genealogytoday.com" gdzie znalazł sporą liczbę osób od których pocznie poszukiwania. Wszelkie wyniki jak i strony zapisywał na swoim laptopie szeregując informacje kategoriami, stronami jak i trafnością w trzech kategoriach (od najmniej do najbardziej prawdopodobnej).

Poszukiwania trwały długo a zmęczony Rock po kilku godzinach zmierzył do swojej ulubionej kawiarenki by posilić się jakimś dobrym obiadem. Tego dnia miał ochotę na schab z frytkami i 3 rodzaje sałatek który zamówił u jak zwykle miłej dla niego kelnerki. Obiad popijał jakimś koktajlem siedząc w rogu i analizując wyniki poszukiwań.
 
__________________
"I never make the same mistakes twice" -- by Me :P

Ostatnio edytowane przez Lavi : 10-07-2008 o 01:08.
Lavi jest offline  
Stary 10-07-2008, 10:26   #12
 
Shyshka6's Avatar
 
Reputacja: 1 Shyshka6 jest na bardzo dobrej drodzeShyshka6 jest na bardzo dobrej drodzeShyshka6 jest na bardzo dobrej drodzeShyshka6 jest na bardzo dobrej drodzeShyshka6 jest na bardzo dobrej drodzeShyshka6 jest na bardzo dobrej drodzeShyshka6 jest na bardzo dobrej drodzeShyshka6 jest na bardzo dobrej drodze
Usta Johnego poruszały się szybko, mówił cichutko, do siebie:
-Cholera jasna. Policjanci nie gonią niewinnych. Coś musiałem zrobic. Poza tym wydali mi się znajomi. Skąd ja mogę ich znac?
Fala bólu pomieszanego z piskiem wbiła się jeszcze głębiej w umysł Johna. Przymknął oczy. Zakołysał się na beczce, omal nie spadł. Przez zatopioną głowę przeleciało jedno słowo: APTEKA. Wstał powolutku. Przeszukał kieszenie swoich bojówek. Wyjął jednego zmiętego dolara, zawsze go zostawiał na czarną godzinę. Obejrzał stary magazyn. Tam trochę dalej było chyba jeszcze drugie wejście. Nie widział dobrze. Skierował tam swoje kroki.
-Muszę znaleźc aptekę...
 
__________________
[ciach!] Reg.10
Shyshka6 jest offline  
Stary 10-07-2008, 11:46   #13
 
ppaatt1's Avatar
 
Reputacja: 1 ppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwu
Patrick zaniepokojony wiadomością o ludziach którzy go szukają, szedł do mieszkania. Nie czuł się bezpiecznie, był cały wystraszony. Wiedział ,że musi jak najszybciej opuścić to miejsce, jednak potrzebował by wtedy nowe lokum, a pieniędzy trochę za mało na to. Pomyślał o szpitalu, mógł porozmawiać z jakmś lekarzem o tym wszystkich, przy okazji pójść na badania, bo nie czuł się najlepiej.

Najpierw wymienił żarówkę, następnie wyszedł na dwór. Złapał jadącą taksówkę, poprosił o podwiedzienie do najbliższego szpitala w nadzieji ,że tam ktoś mu pomoże. W taksówce Patrick przyglądał się w lusterku, mówiąc - Jezu, kiedy ja się ostatni raz myłem? - widział jak taksówkarz lekko się zaśmiał.

Gdy się zatrzymali, zapłacił, i wyszedł, ujrzał szpital, pospiesznie wszedł do środka od razu kierując się do recepcji, czuł się nie swojo, ludzie dziwnie patrzyli na niego, nie wiedział czy po prostu jest przeczulony, czy naprawdę coś jest nie tak.

Ustawił się w kolejce. Przed nim stali jacyś dziadkowie..
 

Ostatnio edytowane przez ppaatt1 : 10-07-2008 o 11:57.
ppaatt1 jest offline  
Stary 12-07-2008, 15:45   #14
 
Duch.68's Avatar
 
Reputacja: 1 Duch.68 nie jest za bardzo znany
Do Patricka podszedł średniego wzrostu mężczyzna ubrany w czarną skórzaną kurtkę i poszarpane jeansy - Ty masz odwagę pokazywać się na mieście? - zapytał, po chwili powiedział po cichu chwytając Patricka za ramię - Dobra, chodź ze mną, pomogę ci. - wyszli pośpiesznie ze szpitala, od razu skierowali się w ciasne uliczki między blokami, ponieważ tam były większe szanse, aby zostać niezauważonym. Nieznajomy mężczyzna kazał o nic nie pytać, zanim nie dojdą na miejsce. Patrick zastanawiał się czy to nie jest przypadkiem podstęp, choć z drugiej strony innego lepszego wyjścia nie miał. Szedł w milczeniu, w miejsce które może być dla niego wybawieniem, albo przekleństwem. Kiedy dotarli do starego domu, nieznajomy wręczył Patrickowi pęk kluczy mówiąc - Tu są klucze do twojego nowego domu. Na razie muszę cię opuścić. - Ale... - Patrick chciał coś powiedzieć ale nieznajomy przerwał mu mówiąc - Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie, najpierw zrób coś z sobą. - uśmiechnął się i poszedł.




Kornel McFlin odwiedził wiele sklepów, począwszy od zwykłych spożywczakach na sklepach jubilerskich kończąc. Reakcje sprzedawców były różnorakie, niektórzy szczerze współczuli Kornelowi, niektórzy wybuchali śmiechem uznając to za żart, kiedy ludzie tak reagowali czasami robiło mu się przykro. Mijały kolejne godziny, robiło się coraz później więc niektóre sklepy były już pozamykane. W pewnym momencie do Kornela podszedł grubszy mężczyzna, który wyraźnym francuskim akcentem powiedział - Witam pana, jak podobał się pierścionek pańskiej żonie... czy narzeczonej dokładnie nie pamiętam - Korneliusz ucieszył się z tego powodu, że ktoś go pamięta, długo nie myśląc prawie krzyknął - My się znamy? Dzięki Bogu! - francuz lekko zdziwiony jego zachowaniem odpowiedział - Może pan mnie nie pamięta, nazywam się Alfred De La Chaussee. Kupował pan kiedyś w moim sklepie pierścionek. - Alfred spojrzał na zegarek, powiedział tylko - Przykro mi, ale teraz się śpieszę, niech pan kiedyś wpadnie do mojego sklepu. - po czym odbiegł. - Widocznie ma jakieś ważne spotkanie.




John Coffey poszedł w kierunku drzwi które wydawały się wyjściem, czuł się obserwowany. Kiedy już podszedł do drzwi, zauważył, że w drzwiach nie ma klamki, a drzwi były zbyt solidne aby je wyważyć. Kiedy się odwrócił, ktoś uderzył go w głowę, John upadł nieprzytomny na ziemię. Najwyraźniej musiał się komuś narazić, bo raczej nikt nieznajomy nie uderzyłby go metalowym prętem. Kiedy obudził się obok magazynu było już ciemno. Głowa bolała go bardziej, z powodu uderzenia, co całkowicie nie pozwalało mu w jasnym myśleniu. Wokół panowała grobowa cisza, było tak cicho, że można było usłyszeć bicie swojego serca. Masując obolałą głowę John powiedział pod nosem - Ja chyba nigdy nie zaznam spokoju.



Rock Howard po obiedzie wracał do swojego domu, kurczowo trzymając laptop w ręce, tak, że nie było możliwości mu go wyrwać. Kiedy szedł ulicą, rozglądał się dookoła. Czuł zarazem smutek, że nie może spotkać się z rodziną i szczęście, że jest na dobrej drodze w poszukiwaniach. Miał jeszcze dużo czasu zanim musiał iść do pracy - Będę musiał wziąć urlop - powiedział w myślach. Kiedy wrócił do domu, robił to co zwykle przed pracą, wyprasował swój mundur ochroniarski, wyczyścił broń i zaczął podciągać się na drążku. Kiedy już musiał wychodzić, przypomniało mu się, że nie wyłączył żelazka, szczęście, że przypomniało mu się jeszcze jak był w domu. Kiedy wszystko zrobił, wyszedł do pracy. Spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę 9:53, było już trochę późno - Nie mogę się spóźnić do pracy - zaczął biec, gdyż nie chciał się spóźnić, bo jego szef bardzo nie lubił gdy ktoś się spóźnia.
 

Ostatnio edytowane przez Duch.68 : 12-07-2008 o 15:57.
Duch.68 jest offline  
Stary 14-07-2008, 15:37   #15
 
Mizuichi's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znany
I tym razem Korneliuszowi nie udało się dowiedzieć czegoś więcej o sobie. Postanowił w sercu sprawdzić wszystkich jubilerów następnego dnia. Może uda mu się znaleźć tego w którym kupował pierścionek. Tymczasem wrócił do domu w którym się obudził. W drodze zapalił papierosa i zastawiał się kim tak naprawdę jest. Gdy dotarł do mieszkania usiadł na w jakimś wolnym kącie, tam gdzie był najmniejszy bałagan. Rozglądał się powoli po pomieszczeniu. Jeśli to jego dom to przecież musi tam być coś co mu pomoże się dowiedzieć kim jest.
"Chyba jutro skocze do jakiegoś lekarza, może przepisze mi jakieś tabletki czy coś, poza tym w klinice powinienem mieć kartę, tylko jak ja ją znajdę nie znam nawet mojego imienia " - Wzruszył ramionami.
Wstał i zaczął przetrząsać cały dom w poszukiwaniu jakiś dokumentów, zdjęć, wizytówek, może notatnika w którym znalazłby numery telefonów do przyjaciół. Szukał czegokolwiek co pomogłoby mu dowiedzieć się czegoś o sobie.
 
__________________
It matters little how we die, so long as we die better men than we imagined we could be - and no worse than we feared.

11-02-2013 - 18 -02.2013 - Nie ma mnie.
Mizuichi jest offline  
Stary 14-07-2008, 23:42   #16
 
Duch.68's Avatar
 
Reputacja: 1 Duch.68 nie jest za bardzo znany
Kornel McFlin wstał i zaczął szukać jakiegoś dokumentu, najpierw przeszukał pokoje sypialne. Znalazł tam tylko różne ubrania, i mocno zakorkowaną butelkę z dziwnym zielonym płynem, nie wiedział co to jest, i nie chciał jej otworzyć z obawy, że to jakaś trucizna. - Nigdy nie wiadomo, przecież nie wiem kim byłem i po co mi było to potrzebne. Teraz przyszedł czas, na to aby przeszukać salon, kuchnię i łazienkę. Salon był bardzo duży, na środku stał dość spory okrągły stół z drewna, w rogu stała kanapa tak zwana rogówka, a na przeciwko stał telewizor i drewniana komoda. Wokół było pełno butelek, i różnych opakowań po produktach spożywczych. W jednej szufladzie komody znalazł kartkę, była to karta biblioteczna na nazwisko McFlin. - Jeśli jest to moja karta, to przynajmniej wiem jak mam na nazwisko. Ale to nadal nie zadowoliło Kornela, ponieważ nie miał pewności co do tej karty bibliotecznej. Kiedy przeszukał salon drugi raz, tak dla pewności, przyszedł czas na kuchnię, była to mała, ale bardzo praktyczna kuchnia. W zlewie leżała sterta niepozmywanych naczyń, to samo było na blatach kuchennych, gdzie między talerzami można było dostrzec resztki jedzenia. W szafkach nie było praktycznie nic, nie licząc zdechłej myszy i kilku pustych słoików. - Jezu... Tu musiało nie być sprzątane od wieków. - zaśmiał się i dodał - Kto mógł mieszkać w takich warunkach? Kiedy już opuścił niezbyt czystą kuchnię udał się w do łazienki. O dziwo była ona bardzo czysta, ale nie było tam niczego do przeszukiwania, ponieważ oprócz muszli i wanny nie było tam nic innego. - I co ja teraz zrobię? Oprócz tej karty bibliotecznej, nie ma tu nic innego. Jutro przeszukam wszystkie sklepy jubilerskie, aby odnaleźć tamtego człowieka.
 

Ostatnio edytowane przez Duch.68 : 14-07-2008 o 23:50.
Duch.68 jest offline  
Stary 15-07-2008, 01:02   #17
 
Mizuichi's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znany
Korneliusz nareszcie miał jakiś punkt zaczepienia. Chyba wiedział jak ma na nazwisko. McFlin. Szkockie nazwisko, ilu może być szkotów w Ameryce o tym nazwisku co on. Zapisał na jakiejś kartce informację na następny dzień:
1: Zadzwonić do informacji telefonicznej i poprosić o adresy i numery telefonów wszystkich Mcflinów w stanach.
2: Odwiedzić salony jubilerskie w okolicy, przy okazji sprawdzić sklepy spożywcze niedaleko domu.
3: Odwiedzić szpital miejski i spytać o kartę zdrowia zarejestrowaną na nazwisko McFlin
4: Nie pić alkoholu - ta informacja przyszła mu nagle do głowy, pomyślał że lepiej nie pić skoro raz prawdopodobnie stracił przez to pamięć.
5: Odwiedzić urząd miejski i spytać kto zameldowany jest w tym mieszkaniu w którym aktualnie przebywam. (Przed wejściem do domy sprawdził nazwę ulicy i numer)
- Najważniejsze rzeczy wypisane - pomyślał Teraz czas się przespać, jutro czeka mnie sporo roboty - właśnie uzmysłowił sobie że nie wie gdzie pracuje. wziął długopis do ręki po czym do wcześniej sporządzonej listy dopisał:
6: dowiedzieć się gdzie lub jako kto pracuję.
Korneljusz rozejrzał się dokładnie po pomieszczeniu.
- Ale ty bałagan - powiedział do siebie - Chyba za nim pójdę spać trochę posprzątam
Powoli zaczął wynosić puste butelki po alkoholu, i wszystkie śmieci które znajdowały się w zasięgu jego wzroku. Gdy wreszcie pozbył się większości całkowicie mu zbędnych rzeczy zatrzymał wzrok na zakorkowanej butelce dziwnego zielonego płynu. Nie miał pojęcia czy to jakiś alkohol czy może inne badziewie. Właściwie nie chciał nawet się dowiadywać. Wylał zawartość butelki do zlewu i wyrzucił ją do śmieci. Gdy udało mu się ogarnąć nieco bałagan w salonie ruszył do kuchni.
Co za koszmar, co ja zrobiłem z tym mieszkaniem
Wziął się za zmywanie naczyń. Kiedy już wszystkie talerze, garnki i kubki były czyste porządnie wyszorował zlew. Korneliusz zajrzał jeszcze raz do wszystkich szafek w kuchni by upewnić się czy nic nie przeoczył szukając wcześnie. Niestety nic nie znalazł, poza zdechłym szczurem o którym w ferworze sprzątania zapomniał. Podniósł go za ogon w wraz z innymi śmieciami z domu wyrzucił. Gdy już skończył położył się na kanapie i zasną. Następnego ranka, nim zaczął wdrażać swój plan w życie udał się na śniadanie do pierwszego napotkanego baru, gdzie zamówił naleśniki z syropem klonowym i kubek gorącej kawy. Po posiłku zapalił papierosa. Po posiłku zaczął wykonywać wszystkie wcześniej wypisane wskazówki
 
__________________
It matters little how we die, so long as we die better men than we imagined we could be - and no worse than we feared.

11-02-2013 - 18 -02.2013 - Nie ma mnie.
Mizuichi jest offline  
Stary 15-07-2008, 11:06   #18
 
Shyshka6's Avatar
 
Reputacja: 1 Shyshka6 jest na bardzo dobrej drodzeShyshka6 jest na bardzo dobrej drodzeShyshka6 jest na bardzo dobrej drodzeShyshka6 jest na bardzo dobrej drodzeShyshka6 jest na bardzo dobrej drodzeShyshka6 jest na bardzo dobrej drodzeShyshka6 jest na bardzo dobrej drodzeShyshka6 jest na bardzo dobrej drodze
-Cholera. Zaraz mnie napadnie jakiś wampir. Co za świat... John wstał, kręciło mu się w głowie. Rozejrzał się. Księżyc nieśmiało spoglądał w wąską alejkę. Coś mu się przypominało... Portowa dzielnica? Raczej nie, nie śmierdzi rybami. Przeszedł parę kroków. Alejka z jednej strony kończyła się kubłami na śmieci. John nie widział drugiego końca. Skierował tam swoje kroki. Macał się po kieszeniach w poszukiwaniu upragnionego dolara...
 
__________________
[ciach!] Reg.10
Shyshka6 jest offline  
Stary 15-07-2008, 15:36   #19
 
ppaatt1's Avatar
 
Reputacja: 1 ppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwu
Patrick bardzo zdziwiony całą sytuacją, postanowił wejść do nowego domu. Pooglądał, przeszedł po pokojach. Niedowierzał. Pierwszą rzeczą jaką postanowił zrobić to pójść pod prysznic i się umyć. Niestety warunki sanitarne łazienki nie były dobre. Wanna pokryta jakimś śluzem, pająki biegające po ścianach, zapchany zlew, a o kibelku lepiej nie wspominać. Po za tym woda też nie byłą czysta. Nie wiedział co za bardzo dalej robić. Chciał się umyć ale nie miał gdzie. Poszedł do najblizszego supermarketu, nie patrząc na reakcje innych ludzi odwiedził dział z perfumami, powrzucał różne dezodoranty, zapłacił i wszystkim co miał zaczął się psikać. Gdy już "pachniał", idąc przez miasto szukał prywatnego kabinetu lekarskiego aby porozmawiać o swoim problemie zapomnienia. Po drodze odwiedził sklep odzieżowy gdzie kupił sobie nowe ubrania (w tym bluze z kapturem). Ubrał się i dalej szukał lekarza, starał się przy tym unikać ludzi.
 

Ostatnio edytowane przez ppaatt1 : 15-07-2008 o 15:41.
ppaatt1 jest offline  
Stary 16-07-2008, 02:54   #20
 
Lavi's Avatar
 
Reputacja: 1 Lavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie coś
Laptop z informacjami był teraz dla niego bardzo ważny tak wiec byłby w stanie o niego nawet i walczyć do upadłego, mimo że nie ma pewności czy jest tam jego rodzina. Te skrawki wspomnień wpłynęły na niego przewracając mu życie do góry nogami. Teraz liczyło się odnaleźć rodzinę lub to, co po niej pozostało. Rock nie wie czy to, co widział w jego głowie to tylko dawne i nie aktualne wspomnienie czy też obraz z przed 10 lat. Tak bardzo chciałby, aby to, co widział wydarzyło się tak nie dawno by miał, do czego wrócić. Nic tak nie rozdarłoby jego serca jak widok swojej żony i dziecka z kimś innym. Jednakże widząc ją szczęśliwą byłby wstanie zrozumieć w końcu mogło minąć trochę czas a ona zmęczona czekaniem i samotnością lub świadomością, że nie żyje pragnęłaby szczęśliwej rodziny dla ich dziecka. Prasując w domu mundur ciągle myślał jak będzie wyglądało jego ponowne spotkanie z rodziną. W głowie roiło mu się kilkanaście wersji tego pięknego dnia. Z tego wszystkiego zapomniał wyłączyć żelazka. Na jego szczęście w porę przypomniało mu się i wrócił do domu by je wyłączyć. Niestety powrót sprawił, iż był trochę do tyłu z czasem, dlatego musiał przebiec spory kawałek na stację by zdążyć. Szczerze nie wiedzieć, czemu dbał o kondycję i swoje ciało tak jakby robił to zawodowo, więc był w dobrej kondycji. W głowie powtarzał sobie "Nie mogę się spóźnić do pracy, bo szef mi nie da urlopu." - Te myśli dodały mu sił sprawiając, iż biegł jeszcze szybciej. Na miejscu wpadł do stacji jak poparzony by po chwili uspokoić się gdyż był już na miejscu i nic nie zmieni tego czy się spóźnił lub nie. Stacja była średnio zamożna z mnogim asortymentem motoryzacyjnym i spożywczym. Pomarańczowy neon z napisem "GasOline" wyróżniał sie z tłumu budynków przy niej stojących. Również w środku panowała pomarańczowa atmosfera dając miły spokojny wyraz zachęcający do zakupów. Rock złapał trochę oddech, po czym ruszył w głąb stacji pomiędzy półkami. Gdy w końcu dotarł do lady tam przywitał się z Jack'iem staruszkiem pracującym na stacji, jako ekspedient. Przemiły i spokojny staruszek pracował tam odkąd pamięta, a wrzaski i krzyki szefa nie robiły na nim najmniejszego wrażenia, za co go podziwiał. Szef odgrażał się ze wywali go na zbity pysk, ale jak dotąd tego nie zrobił, widać jest on solidnym pracownikiem. Mężczyzna miał z nim dobry kontakt, gdyż często przesiadywał z nim gadając o życiu i przeszłych wydarzeniach, jakie spotkały staruszka.

- Witaj Jack, mam nadzieje, że się nie spóźniłem. - powiedział patrząc na zegarek pełen obaw.

Jack, jak zwykle spokojnie i z opanowaniem odpowiedział - Oczywiście, że nie, szef czeka na zapleczu"

- Cholera, czyli się spóźniłem. No cóż życz mi szczęścia. - przełknął ślinę kierując się na zaplecze.

Rock puka do drzwi czekając na zaproszenie do środka. Po jakichkolwiek słowach zatwierdzających możliwość znalezienia się w środku wchodzi pokornie witając się z szefem.

- Dobry wieczór szefie. Przepraszam za moje spóźnienie. - stanął na środku niewinnie czekając na reakcje szefa.

Szef zaśmiał się głośno - Spóźnienie? Jesteś dziesięć minut przed czasem, jeszcze nigdy ci się nie zdarzyło przyjść na czas

Rock roześmiał się lekko drapiąc się za głową by zelżyć trochę głupią atmosferę dodał.

- Aż do dziś. - po chwili spoważniał, po czym nie wiedząc czy szef jest w dobrym humorze powiedział. - Szefie mam do pana sprawę. - przerwał na chwile by ułożyć sobie słowa w głowie.
- Mój ojciec jest teraz ciężko chory i możliwe, że długo mu nie zostało, dlatego wolałem pana uprzedzić. Gdyby czasem "odpukać" mój ojciec zmarł lub mocniej się rozchorował chciałbym wziąć tygodniowy urlop. Mówię to panu wcześniej żeby mógł pan się przygotować na moją tygodniową nie obecność. - gdy skończył aż mu ulżyło. Patrzył na szefa niepewny jego reakcji.

Szef drapiąc się po brodzie odpowiedział - Tydzień urlopu powiadasz? - spojrzał do notatnika, i niezbyt optymistycznym głosem dopowiedział.

- Raczej nie będzie ci potrzebny ten urlop.

- eee… – serce Rocka zaczęło bić szybciej. „Czyżby to oznaczało zwolnienie mnie z roboty ?!?”. Rock przełknął ślinę mówiąc.

- Co szef ma na myśli ? – zapytał nad wyraz spokojny. Zwolnienie go z pracy będzie oznaczało pełną mobilizację do poszukiwań tym bardziej, że posiadał on trochę oszczędności.

Szef zrobił się jeszcze bardziej ponury, i nadzwyczaj poważnie odchrząknął i wykrztusił z siebie tylko - Gorzej, dużo gorzej

Mężczyzna zmarszczył czoło lekko zdziwiony. Przez jego głowę przeleciało tysiące myśli cóż mogło być gorszego od zwolnienia. Po chwili zastanowienia powiedział.

- Gorsze mogłoby to być pana bankructwo ale wtedy i tak by mnie pan zwolnił, więc powiedzmy że się poddaje. Cóż takiego się stało ? – zapytał lekko podenerwowany.

Szef wstał z fotela, złapał się za głowę i podszedł do szafki, wyjął jakąś kopertę, popatrzył na nią i wręczył ją Rockowi - Tu jest jakieś wezwanie na rozprawę, przysłali to do mnie gdyż nie posiadasz stałego zameldowania. Chodzi o to, że popełniłeś jakąś zbrodnie wojenną czy coś takiego. Na pewno nie będzie nic przyjemnego

Na słowa „zbrodnie wojenną” aż wzdrygnął. Grzecznie odebrał kopertę patrząc na nią z niedowierzaniem, czytając wszystko co na niej jest. Przez chwilę stał nieruchomo wpatrując się w nią jak w obrazek mówiąc do siebie.

- Zbrodnie wojenną ? Przecież ja nie byłem w wojsku ?!? A może jednak ? Ale pamiętał bym ? – dopiero gdy dotarło do niego to co powiedział mu szef otwarł kopertę czytając co jest w środku.

W środku koperty na kartce napisane było, to co zwykle w takich dokumentach; data, adres i tym podobne. Niżej był dość duży napis wywołujący dreszcze - Wezwanie - pod napisem, nieco mniejszą czcionką była treść właściwa - Z rozkazu generała Johna Davisa, Rock Howard oskarżony o zbrodnie wojenną popełnioną na misji w Iraku musi stawić się na sąd wojenny dnia 10 Październik 2007 roku

„Cholera zbrodnia wojenna podczas misji w Iraku ? Co ja robiłem w Iraku ? I to na misji ?” – przeleciało mu przez myśl. „Musze się coś dowiedzieć o tej misji i tym gen. John’ie Davis’ie, bo jak zrobiłem coś poważnego to mogę mieć niezłe problemy”. Rock popatrzył na szefa po czym powiedział uśmiechnięty i nie dający po sobie poznać złej treści listu.

- uff… Już myślałem że to o mnie chodzi. Mam być świadkiem w tej sprawie, koleś ma identycznie na imię jak ja. Byliśmy razem w wojsku, często nas mylono. – skłamał najlepiej jak tylko potrafił.
- Listonosz to przyniósł czy jakiś wojskowy ? No i co z moim urlopem bo wychodzi na to że będę go musiał wziąć wcześniej ze względu na rozprawę ? – zapytał udając że tak naprawdę nic się nie stało.

Szef wybuchnął śmiechem, był to nieczęsty widok, gdyż był on zazwyczaj zdenerwowany, ledwo powstrzymując się od śmiechu powiedział - Nie powinienem się śmiać, bo to nie jest wcale śmieszne, ale ty na prawdę nic nie pamiętasz. Ten list jest nie ważny, sam go napisałem, trochę głupi żart, w wojsku słynąłem właśnie z głupich żartów. Generał John Davis to ja, poza tym nie spodziewałem się takiej odpowiedzi z twojej strony. - Kiedy już opanował śmiech dodał siadając na fotel - Urlop oczywiście dostaniesz, nawet od dziś, w ramach przeprosin za ten żart na dwa tygodnie.

Cóż wybuch śmiechu sprawił że na jego twarzy zagościła pogarda zmieszana z bezsilnością dla takich debili jak on. Gdy tylko szef przestał się śmiać i zgodził się za urlop ujawniając iż to kawał Rock popatrzył niby jeszcze raz na list, gdy tak naprawdę porównywał pismo szefa z tym na liście by mieć 100% pewności. Upewniwszy się odwrócił się, podszedł do drzwi, otworzył je po czym zatrzymał się by dodać.

- Wie szef że za tak perfidny kawał powinien pan dostać w mordę, ale teraz liczy się dla mnie ojciec więc nie mam czasu na zabawy. – zakończył lekko podirytowany by wyjść z pieczary smoka zanim zmieni zdanie.

Szef wybiegł ze swojego biura krzycząc - Twój ojciec nie żyje. - zatrzymał się i powiedział - Wszystko mogę ci wytłumaczyć, to jak straciłeś pamięć, i to dlaczego zrobiłem ci ten głupi dowcip.- westchnął po czym dodał - Ale jeżeli nie będziesz chciał, to nie będę cię zmuszał.

Idąc przez korytarz i nie odwracając głowy powiedział.
- Nie trzeba już wszystko pamiętam, a dzięki temu incydentowi wiem że nie można panu ufać. – tak bardzo chciał by mu zaufać i dowiedzieć się co się stało, ale po takim głupim żarcie nie miał zamiaru słuchać tego grubego znudzonego świra. Teraz liczyła się dla niego żona i dziecko którzy gdzieś tam czekają by ich odnaleźć.

Szef spuścił głowę, i powiedział do Jack'a - Lekarz nie uprzedzał mnie, że taki silny szok, może wywołać takie skutki, powiedz co mogłem zrobić źle? Robiłem to co kazał mi lekarz. - Jack kiwnął głową, mówiąc - Będzie pan musiał spróbować w innym czasie, kiedy jego gniew minie, żołnierze podobno szybko wybaczają winy innym. - Szef, wrócił do swojego gabinetu, nie mógł przestać myśleć o tym co stało się przed chwilą.

Słysząc to Rock znajdował się w połowie półek więc zatrzymał się by wszystko dobrze słyszeć i gdy tylko szef poszedł do siebie wrócił się do Jacka mówiąc.

- O czym wy gadacie ? Bo widzę że ty też twierdzisz że jestem wojskowym ? Może choć ty mi wyjaśnisz co się tutaj dzieje bo chyba dziś oszaleje. – powiedział zrezygnowany mężczyzna który cały czas przed oczyma miał swoją żonę i dziecko.

Jack lekko zmieszany odpowiedział - Wiem niewiele, dokładniej wiem, że byłeś żołnierzem pod dowództwem generała Johna Davisa, naszego szefa. W Iraku zdarzył się wypadek, w którym on stracił nogę, a ty... eh, pamięć. John przejął tą stacje po zmarłym sierżancie Andersonie, który miał dostać ją od rodziców na prezent po skończonej misji. Niestety nie dożył tego, a Davis zgodził się dać tobie prace, i zaopiekować się tobą, nic więcej niestety nie wiem.

Mężczyzna znał Jack’a sporo czasu i ufał mu na tyle by uwierzyć w to co mówi. Przez chwilę stał zastanawiając się co zrobić, czy powinien iść do niego teraz i pogadać o tym jeszcze raz. „Skoro byłem wojskowym a on moim dowódcą to musze z nim porozmawiać mimo że jestem już dziś wyraźnie zmieszany. Musze być twardy może powie mi coś o mojej rodzinie.” – na te myśl momentalnie ruszył z kopyta do biura szefa wchodząc tym razem bez pukania i od razu na dzień dobry waląc do niego.

- Co się tu do cholery dzieje i gdzie jest moja rodzina ? – powiedział patrząc mu prosto w oczy.

Szef przestraszył się lekko, - Na początku chcę wytłumaczyć ci ten dowcip. Lekarz który cię badał, kazał mi po jakimś czasie wywołać u ciebie silną emocję, najlepiej gniewu, po czym opowiedzieć ci o twojej przeszłości. Z przykrością muszę powiedzieć, że o twojej rodzinie nic nie wiem, jeżeli nadal jesteś zainteresowany, mogę opowiedzieć ci o tamtym dniu.

Rock usiadł na krześle o ile takowe tam było mówiąc bez przekonania - Dawaj.
 
__________________
"I never make the same mistakes twice" -- by Me :P
Lavi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172