Jedna z pierwszych sesji, fallout.
Gracze podbili właśnie bunkier, po drodze wybijając mutków. W środku znaleźli jednego supermutanta technika. Dogadali się z nim, mutek obiecał im zrobić ładunek wybuchowy aby mogli odgruzować szyb windy. Po zrobieniu ładunku, instaluje go i tłumaczy dla graczy jak zdetonować. Jeden z nich musiał uderzyć w cylinder (tu mg opisuje spłonkę) potem szybko podskoczyć, wtedy drugi gracz miał go chwycić i wciągnąć. Jeden z graczy zszedł na dno i deklaruje, że wykonuje instrukcje mutka. Wszystko pięknie, uderzył podskoczył, drugi gracz go złapał a dokładnie złapał jego górną połowę. Na to drugi gracz puścił go. Pierwszy z nadąsaną miną pyta się mg:
-Żyje jeszcze?
-Tak.
-To jak ja mam umrzeć to niech i oni umierają, wyciągam granat i rzucam do nich.
Mg akurat miał sadystyczny humor i granat odbił się i spadł prosto na rzucającego. I tak o to pewien żołnierz zakończył życie.
Potem gdy już uporali się z mutkami i przybyli zleceniodawcy jeden z graczy (ten który nie zdążył wciągnąć) oprowadza szefa.
-A tu Bob sie rozbiegł.
__________________ [...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...] |