Faustin milczał. Albo nie wiedział, co odpowiedzieć, albo tak się obraził, że nie miał zamiaru nic mówić. A może zastanawiał się nad doborem słów.
Czekając na ewentualną wypowiedź Chórzysty Kurt spojrzał na Julię i uśmiechnął się. Prawie szczerze, bo dość silny ból w barku nie pozwalał na rozwinięcie się pełnej radości...
- Niedźwiedzie pieszczoty, można powiedzieć. Jestem wzruszony i zaszczycony. Bez wahania powierzę ci moje kości i stawy.
Jeśli nawet Kurt żywił jakiekolwiek wątpliwości co do wiedzy i umiejętności Verbeny to w żaden sposób tego nie okazał.
- Zechciej tylko pamiętać - dodał po ułamku sekundy - że są one nieco słabsze, niż owego misia. Co niestety - uśmiechnął się nieco krzywo - widać...
Bez wątpienia niedźwiedź, nawet stary, nie miałby po starciu z Faustinem wystawionego barku...
- Zaczynamy operację, pani doktor? - zażartował. - Mam wstać, czy mogę siedzieć? |