Napastnik szarpnięciem pociągnął za sobą trzymanego w ręku człowieka. Ten nie mógł i nawet nie próbował się przeciwstawić - tak jak to robił od jakiegoś czasu. Jedyne co mu pozostało to cichutkie jęki i sapanie.
"
...Po prostu chcieliśmy WAM pomóc. To wszystko..."
"
...Pozwól mu pomóc. Przecież to twój rodak..."
"
...Wam przyświeca jakaś inna, głębsza idea. Mam rację?..."
Zmierzając w stronę kontuaru nie zwracał uwagi na to, co do niego mówiono. Jednak po ostatniej, z wyraźną złością cisnął trzymanym w ręku zakładnikiem. Twarz wyraźnie mu poczerwieniała a usta ścisnęły się w wąską kreskę. Podniósł karabin na wysokość klatki. Wyjął z trzaskiem magazynek i ponownie umieścił go w korpusie jakby upewniając się, że wszystko jest na miejscu i jest gotowe do użycia. Przeładował a metaliczny zgrzyt rozległ się z okrutną głośnością po całym pomieszczeniu.
-
Nam pomóc? - zrobił kilka kroków w stronę leżących i klęczących zakładników. -
Nam? Wy macie tylko leżeć i nie prowokować. To jest to, co macie robić. Nic więcej, żadnego pieprzonego gadania o pomocy!!! Jasne!!! Cholerni samarytanie!!!
Zwrócił się do Eryka. Lufa karabinu podniosła się i celowała w pierś chłopaka.
- Bohaterze...taki jesteś domyślny? Taki jesteś sprytny?
A potem odwracając się już do wszystkich dodał:
-
Tak bardzo chcecie pomóc? To dajcie nam pracować i zrobić swoje!!! Czy to kurwa jest jasne!!! I mam coś, co pomoże wam wyciągnąć wnioski odnośnie pytań, bo każda sekunda będzie cenna. Zapamiętajcie to dokładnie, bardzo dokładnie...
Podszedł wolnym krokiem do leżącego przy kontuarze.
-
Entschuldigung - szepnął i przystawił karabin do lewej stopy. Nacisnął spust, gdy lufa była oddalona od niej o kilka centymetrów.
BAM...BAM...BAM... trzy pociski wystrzelone w krótkim odstępie czasu roztrzaskały stopę na miazgę. Ręka strzelającego odskoczyła i karabin z trzaskiem uderzył w marmurową ścianę przegrody.
-
Arrrrhhhhhhhhhh....... - zdążył krzyknąć leżący. Chlipał, ale słabo. Jakby cały pokład bólu i łez wyczerpał już poprzednio. Wokół jego nogi robiła się powolutku kałuża krwi. Widać, że nie ma za dużo czasu zanim wykrwawienie spowoduje, że mężczyzna umrze.
-
Jeszcze jakieś pytania czy jesteście usatysfakcjonowani?
Wtem odezwał się dzwonek w komórce. Napastnik sięgnął leniwie do kieszeni i wyciągnął aparat. Położył go na blacie i nie wyłączał. Dzwonek ciągle grał i grał jakby miała być to najważniejsza rzecz w danej chwili.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=60UJ7Qc4_E0[/MEDIA]
-
Wreszcie... - westchnął mężczyzna. I uśmiechnął się, ale nie był to uśmiech kogoś, kto właśnie postrzelił człowieka i strasznie się tym przejął. Wręcz przeciwnie. Zupełnie przeciwnie.