Pan Michał czym prędzej z diabelskich terenów zjechał, co by na suchym gruncie w galop przejść. Już w oddali blask ogniska niechybnie. Strawy zapach go doszedł, co mu o głodzie przypomniało.
Tam głosy ichnie szybko ucichły i jeno świerszcze uparcie ćwirkały. Odrobinę przejechawszy, grupę dostrzegł. Oczywistym się stało, że na ich widok tako zareagowali.
Konia nahajką ponaglił i pod obozowisko się czym prędzej udał. Ledwo cienie kopyt końskich dostrzegli i już się strażnik z pytaniami obruszył:
- Staaać ? Kto idzie ? Wróg czy przyjaciel ? - Magister bibendi... - w ciszy Pan Michał rzekł zręcznie z konia zsiadając.
- Nie frasuj się brateńku. Przyjaciel. Pan Michał Kowalewski herbu Nabram z pismem do Pana Starosty Wolskiego i szablicą gotową, by wraz z wami Rożyńskiego do czarta posłać.
W ognia blasku waszmościów radzących już dostrzegł i z nimi Starostę zapewne. Nie to uwagę jego jeno przykuło. Szlachetna niewiasta tako uwagę jego zwróciła.
Persone jej piekną zlustrował i dobroć jej poznał po zachowaniu, jakie świcie swej okazała. W pięknej skórze diabły często siedzą, tako postanowił po pozorach zacnej Pani póki co nie oceniać.
Konia za cugle pociągnął i do ognia swe kroki skierował waszmościów powitać i kamratów w boju przyszłych.