Joanna widziała wyraźnie jak napastnik oddał serię prosto w nogę zakładnika. Poczuła, że krew odpływa jej z głowy a usta lekko drgają z powodu wzburzenia. Zacisnęła mocno powieki i położyła twarz na zimnej podłodze.
Do jasnej cholery. To banda ewidentnych psychopatów. Chcieliśmy facetowi pomóc a tylko pogorszyliśmy sprawę. - pomyślała. Zaczęły jej ciążyć wyrzuty sumienia. – Trzeba się było w ogóle nie odzywać, chociaż czy to wiele by zmieniło? W każdym razie obiecuję solennie już się nie narażać. Niech robią co im się rzewnie podoba, mojej reakcji się nie doczekają. Z dwojga złego wolę budzić się w środku nocy targana poczuciem winy, że komuś nie pomogłam niż zakończyć tu i teraz mój żywot. Bandyci grają ostro, zbyt ostro. Może faktycznie nie chodzi o pieniądze. Gdyby to była napaść czysto na tle rabunkowym to chcieliby po prostu szybko i gładko dobrać się do gotówki. I przede wszystkim unikaliby rozlewu krwi. Złodzieje, to przecież nie mordercy, nie garną się zazwyczaj do zabijania. Ale ci tutaj zupełnie o to nie nie dbają, a może wręcz przeciwnie. Wygląda na to, że ranienie zakładnika sprawiło skurwielowi sporo satysfakcji. Są zdeterminowanie do granic możliwości. Ciekawe tylko co jest w takim razie ich prawdziwym celem?
- Jeszcze jakieś pytania czy jesteście usatysfakcjonowani? - wrzasnął napastnik.
Tym razem nie odpowiedziała już nic. Potulnie leżała z policzkiem przyklejonym do podłogi i czekała na rozwój wypadków.
Po chwili rozległ się dzwonek telefonu. Wibrujący drażniący dźwięk, który wbijał się w jej czaszkę niczym wiertło.
- Wreszcie... - westchnął bandyta. Podświadomie Joasia była przekonana, że ten telefon zwiastuje kolejne kłopoty.