Wątek: Dziecię Chaosu
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2008, 11:17   #46
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ciągle rosnąca liczba strażników wskazywała na to, że zamachowcy i wspierający ich mieszczanie mają coraz mniejsze szanse na zwycięstwo.
Niestety tak Diego, jak i Jednooki znaleźli się, choć nie z własnej winy, po nieodpowiedniej stronie tego konfliktu. A że żaden z nich nie należał do głupców, zatem pozostawało im jedno tylko wyjście...
Jakimś dziwnym trafem prawie nikt nie stanął na ich drodze gdy biegli w stronę dzielnicy portowej, a jedyny strażnik, który miał tego pecha, padł jak rażony piorunem gdy krasnolud wpadł na niego całym impetem. Diego mógłby przysiąc, że słyszał trzask łamanych żeber, ale nie miał zamiaru się nad tym zastanawiać. Tylko głupiec mógł stawać na drodze rozpędzonego krasnoluda, a głupców nie było co żałować...

Odgłosy pościgu ucichły za ich plecami. Widać strażnicy nie byli tacy szybcy. Albo nie skręcili w odpowiednią uliczkę. Jednak zabawa w chowanego na uliczkach nie mogła trwać wiecznie i wypadało poszukać jakiegoś schronienia.
- Do magazynu... - krasnolud, który wysforował się na czoło, wskazał na drzwi prowadzące do jakiegoś sporego budynku.
Trudno było powiedzieć, czy drzwi były otwarte, czy też zamek był tak słaby, bo ledwo Jednooki dotknął drzwi wejście stanęło otworem. Nikt nawet się nie zawahał i cała piątka błyskawicznie znalazła się w środku.
Diego zamknął starannie drzwi, a potem zdyszani uciekinierzy usiedli, mniej lub bardziej dostojnie, na skrzynkach, które przeciągnęli pod najbardziej od drzwi oddaloną ścianę. Tylko chowaniec wdrapał się na stojącą, wysoką beczkę i rozsiadł się na niej wygodnie.

Przez moment trwało milczenie. Wszyscy w napięciu wsłuchiwali się w tupot nóg przebiegających strażników. Na szczęście żaden z nich nie zajrzał do magazynu. W końcu ich głosy ucichły w oddali.

Jako pierwsza zabrała głos kobieta, którą krasnolud ocalił z rąk jakiegoś napalonego mieszczucha.
Diego starannie ukrywając uśmiech wysłuchiwał słów kobiety. Jej repertuar był dość bogaty, a litania wyzwisk i przekleństw trwała dość długo i, jak miał wrażenie, ani jedno wyrażenie się nie powtórzyło. Wreszcie zamilkła...

- Miała pani świetnych nauczycieli, Elizabeth - powiedział Diego po estalijsku i uśmiechnął się z sympatią. Zdawał się nie zauważać jej nieco niekompletnego stroju.
Potem przeszedł na staroświatowy.
- Mój towarzysz - wskazał krasnoluda, który z wyrazem uznania na twarzy wsłuchiwał się w potok przekleństw płynący z ust Elizabeth - zowie się Jednooki, zaś ja mam na imię Diego.
Wstał i zgodnie z wymogami etykiety ukłonił się.
- Diego d'Epinosa - podobnie jak jego rozmówczyni podał pełne nazwisko.
Usiadł z powrotem.
- Przykro mi - mówił dalej - że z powodu szaleństw moich rodaków znalazła się pani w takiej kłopotliwej sytuacji.
 
Kerm jest offline