Róża starała się oddychać cicho, mrugać oczami cicho, żyć cicho. A i tak wydawało jej się, że bicie serca odbija się echem po sali banku. I miała nadzieję, że to tylko wrażenie.
W tej dziwnej ciszy słuchała rozmów bandziorów, bo co innego pozostało. Zaciekawiła ją szczególnie jedna rzecz. - Coś chyba tamci namieszali, ale udało się. Mamy skurwiela, rozumiecie? O co może im chodzić? Kogo mają? To wszystko robiło się coraz bardziej dziwne i przytłaczające, ale dźwięki syren dawały jakąś nadzieję, jakąś wizję przyszłości. Pragnęła wyjść już z tego pomieszczenia, mieć to za sobą. Ucieszyła się kiedy powiedzieli, ze spora część osób zostanie wypuszczona, może w końcu szczęście uśmiechnie się do niej?
Wstrzymała oddech gdy jeden z nich rozpoczął swoją wyliczankę. Patrzenie na losowanie totka to był przy tym pikuś. "Eryk... Nie, tylko nie ty... Dlaczego? Dlaczego biorą osoby, które sprawiają najwięcej kłopotów? Ze łzami w oczach spojrzała w kierunku chłopaka.
Róży wydawało się nie logiczne, że mają zostać właśnie te osoby, z którymi mieli już starcie. Nie wygodniej byłoby dla nich wziąć jakiś potulnych ludzi? Z resztą w umysł takiego zbrodniarza ciężko "wejść", to wręcz nie możliwe zrozumieć jego tok myślenia.
I wtedy palec, niczym palec Boży podczas Sądu Ostatecznego, wskazał ją. Momentalnie do gałek ocznych napłynęło jeszcze więcej słonych łez, szybko spływając po policzkach. Usta wykonały dziwny grymas i rozwarły się szeroko. W oczach dziewczyny widać było czyste przerażenie. Naprawdę miała nadzieję, że wyjdzie z resztą zakładników. I w tej chwili ta nadzieja na której budowała swoją obecną egzystencję, prysnęła jak bańka mydlana.
Nie mogła się poddać, nie chciała tu zostawać, nawet pomimo tego, że byłaby z Erykiem. Tak, była samolubna, była cholernie samolubna. Pomimo tego, że jej życie jest do dupy, nie chciała umierać. Chciała być wolna, chciała być daleko stąd. Przebywanie w obecności tych niebezpiecznych ludzi nie równało się ze słowami "wolność" czy "życie".
- Nie, nie, proszę, nie potrzebujecie mnie, błagam, pozwólcie mi odejść, jestem tylko dzieckiem, nawet nie jestem jeszcze pełnoletnia.. proszę.
Szlochając i błagając zaczęła powoli odczołgiwać się w stronę drzwi, nie w stronę okienka. Sama za żadne skarby nie podejdzie we wskazane przez rabusia miejsce, musieliby zaciągnąć ją tam siłą. A może dadzą się przebłagać, może argument niepełnoletności do nich przemówi. Może zlitują się widząc jak żałośnie wygląda upaprana w błocie, czołgając się ze łzami w oczach.
__________________ Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Ostatnio edytowane przez Redone : 15-07-2008 o 23:07.
|