Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2008, 00:34   #31
Zaczes
 
Zaczes's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodze
Kimi nacisnął bardzo zdecydowanie klamkę i wszedł do apartamentu. Zastał tam już poznanego Ventrue i innego kompana, Malkaviana. Zauważył ze oboje zwrócili wzrok w kierunku drzwi, prawdopodobnie za energicznie je otworzył by byli obojętni. Nie myślał wcześniej jak przedstawić im cala sytuacje, czy skusić się na mała przebiegłość czy od początku grac fair.. Skinął głowa do Willy'ego i spojrzał na Malkaviana..

- Cześć, nie mieliśmy okazji się przywitać, nazywają mnie Kimi, jako ze się nie znamy.. proponuje integracyjna wycieczkę na rekonesans.. -zwrócił się także w stronę Wille'go -co Wy na to?

Kimi uśmiechnął się jak dziecko które jest pierwsze w kolejce do kolejki górskiej. Dziecko Nocy, które żywi się ekscytacja i adrenaliną.
Malkavian uśmiechnął się na widok Gangrela. Odstawił kieliszek i rozsiadł się wygodnie:
- Cześć. Gdzie niby mielibyśmy się udać? Wiesz rozumiem pracę razem ale wzajemne zaufanie to już inna sprawa.
Vincent patrzył się na Kimiego jak na zjawisko. Jego wzrok mówił "Czego Ty ode mnie chcesz?.

- Masz racje, łączy Nas tylko wspólny cel.. jak na razie. Widzę ze kolejny sztywniak.. choć nadal mam nadzieję że to tylko złudzenia. Jak mogę do Ciebie mówić? - Gangrel wyciągnął rękę do Malkaviana.
Wyraz twarzy Malkaviana zmienił się. Przestał się uśmiechać za to wstał i podszedł do Kimiego przyjmując uścisk ręki:
- Wszyscy jesteśmy sztywniakami panie Kimi. Proszę mówić mi Vincent. Uszanowanie
Mówił to badają wzrokiem rozmówcę. Uśmiech powrócił na jego twarzy. Po czym padło pytanie:
- Miewa pan koszmary panie Kimi?"

- Koszmary? Vincent.. Niektóre z Moich Nocy to cholerne koszmary.. koszmary senne to przy tym bajeczka dla dzieci. Spotkałem dziś Konemure i musiałem rozpruć kilku Azjatów, którzy byli jego pionkami i ociekali niewinnością. Może ja będę w ich koszmarach.
Kmielik lekko "zbity z tropu" zaczął ponownie.

- W każdym razie,wiem gdzie rezyduje i mogli byśmy dziś go troszkę poobserwować. Wiesz. pobawić się jakimś samochodem pożyczonym "na krótko", popić sobie trochę nie hodowanej ale dziko, naturalnie zdobytej krwi.
Kimi uśmiechnął się przebiegle z pogarda patrząc na kieliszki.
- Poobserwować jego tereny. Wiem ze trzyma tam jednego z Naszych aktualnie.. jakiegoś Krzykacza.. mógłby się okazać przydatny gdyby pomóc mu się oswobodzić i skierować jego furię na Azjatę.. Więc teraz moje pytanie Vin, mogę tak?. Masz jaja?
Badawczo obserwował Malkaviana.

- Czy mam jaja? Cóż to za pytanie. Hmm... muszę to przemyśleć. Wszak problem nie jest taki łatwy w rozwiązaniu. Technicznie rzecz biorąc mam, ale korzystać z nich właściwie nie korzystam. To tak jakbym nie miał, tak? Hmm...nie panie Kimi. Żadna wycieczka "na żywioł" teraz mnie nie interesuje.
Kimi był wyraźnie zdziwiony, nie tego się spodziewał.

-Jaki żywioł.. proponuje tylko jechać się rozeznać w terenie i tak czekamy na sprzęt.. Czego mogą się bać istoty Nocy takie jak my Vin? Wiesz przecież że nie podejmiemy zbędnego ryzyka.. nie mów że zamierzasz siedzieć tu cała noc.. No.. Jakoś musimy się poznać. To co proponujesz? Może Willy coś wymyśli. Ten żółtek rządzi sobie na jakimś magazynie, na Zabranieckiej.. w każdym razie, tak sobie myślałem.. może by wykorzystać emocje primogena Brujah. Opowiemy mu że jeden z Nich.. mniej więcej go znam.. został uprowadzony, a on Nam udzieli może szybkiej pomocy - chociażby w postaci sprzętu? Ma ktoś do niego numer?

Malkavian uśmiechnął się z pobłażaniem:
- To może się zdecyduj...na żywioł czy wypad poznawczy... Jak na razie mi to wygląda na to, wyciągnę se was na przejażdżkę, wkroczymy do akcji a jak coś nie pójdzie odpowiedzialność rozłoży się na wszystkich. Nie dziękuję, postoję. Muszę się najpierw dobrze zastanowić co za sprzęt potrzebuję. Jeżdżenie wokół magazynu nic dobrego nam nie przyniesie....

Ton głosu nagle się zmienił w coś przypominającego zachętę:
- Chyba, że mnie przegłosujecie. Co Ty o tym sądzisz Wilhelm?
Wilhelm cały czas przysłuchiwał się rozmowie jednocześnie obserwując obu Kainitów.

-Zgadzam się z Vincentem. Również nie mam zamiaru bezsensownie jeździć po mieście obserwując Konemure. Ale nie będę miał nic przeciw, jeśli ktoś tam pojedzie i przekaże informacje na temat kryjówki, jakiś zabezpieczeń, ochrony etc.

Kimi wyraźnie się zdenerwował.
-To może najlepiej żebym pojechał sam jak Wy będziecie siedzieć tutaj w cieplutkim hoteliku zimnymi dupaskami, co? Wiecie co? Eh.. nieważne, możesz mi zalatwić numer do primogena Brujah, Willy? Może chociaż to?

-Jeśli chcesz jechać sam to ja powstrzymywać przed tym nie będę. - Spojrzał prosto w oczy Gangrela, który odwzajemnił spojrzenie, niemal rozbudzając swoje bestialskie oczy.
- Ale telefon powinienem móc załatwić. - Wyciągnął komórkę i przejrzał ostatnio odebrane połączenia w poszukiwaniu numeru primogena Ventrue.
Gdy tylko znalazł pożądany numer odszedł w róg pokoju i przystawił komórkę do ucha.

Gangrelita zwrócił się w stronę Vin'a
-Nie można jedna noga stać w a druga poza Camarillia. Gdybyś był na miejscu Brujaha, tez byś chciał aby ta gówniana organizacja się Tobą zainteresowała, skoro spełniasz jej chore wymagania, prawda? Uważam ze powinniśmy jechać, porostu zobaczyć czy coś sensownego da się zrobić. O pomysł nie trudno..
Vincent spojrzał w pełni zaskoczony na Gangrela

- O widać patriota. Co Ty możesz wiedzieć o staniu w i poza jednocześnie. Czy chciałbym być ratowany przez Camarille? Owszem. Lecz wymagałbym od niej to wszystko tylko dlatego, że zmusza mnie do istnienia w niej. Co do jeżdżenia i pomysłów w czasie drogi. Nie dziękuje postoje. Skoro ten żółtek oficjalnie porwał kogoś z Camarilii sadzę że cała ta szopka nie ma sensu. Można zwołać wszystkich Spokrewnionych i skopać żółtkom tyłek, zamiast ryzykować swoje nie życie.
Malkavian tryumfował. Wiedział, że Kimi nie będzie miał solidnego argumentu, a przynajmniej, tak myślał.

-Co ja wiem o staniu w i poza? Cały Mój klan jest w takiej pozycji, a właśnie dostarczasz mi powodów zeby wyjść z tego gówna!

Kimi nie mógł wytrzymać, jak ma pracować z wampirami - egocentrykami, snobami, egoistami..
- Bez sensu, porostu bez sensu, chcesz zmienić coś w tym wszystkim zacznij tutaj, w tym momencie. Nie ma planu? Dam Ci plan. Jedziemy postaramy się odciąć zasilanie, najważniejsze to pozbawić ich światła, dwóch z Was robi hałas aby rozproszyć ich uwagę, ja postaram się wejść na teren z innej strony i w ciemność szybko zobaczę co i jak w środku, może uda mi się znaleźć Brujaha. Proszę bez ryzykowania twojego "cennego" nieżycia.
"Cennego" wypowiedział bardzo ironicznie. Na chwile zapadła cisza.. jeśli cisza można nazwać cicha rozmowę Ventrue w koncie.

Malkavian się skrzywił:
- Nie wiem jak Vin, ale ja nie mam ochoty na plany robione w pospiechu. Wiele kainitów kończy tak swój żywot. Co do ciemności, to chyba zapominasz, że będziemy walczyć z istotami mroku, więc Twój plan jest raczej do bani. Poza tym, jaki masz problem zwołania całej Camarili w sytuacji gdy na terenie książęcym jest łamana jedna z tradycji? Wszak tylko książę może zabijać, nieprawdaż?"

-Zabijam kiedy czuje taka potrzebę i nikt mi tego nie zabroni.

Odpowiedział z wielkim naciskiem i trochę się uspokoił.
-Na Kaina jedynego. Nie bądźcie tacy nieczuli. - zaczął znów zawodzić Gangrel. - Jakby to był któryś z Was a ja bym pracował z takimi tchórzami, którzy maja kupę wolnego czas i nie rusza się z miejsca, krew by Was zalała..

Po usłyszeniu o tchórzach Malkavian zaczął się śmiać. Śmiał się długo i bez przerwy. Po czym opadł na fotel.

Po chwili spojrzał spode łba i walnął.
- Czy Ty w ogóle mnie słuchasz? Czy może jesteś tak zawładnięty swoim EGO że nie przyjmujesz do wiadomości innego planu niż Twój? Powiem Ci jedno, bo Vincent nie ma do tego jaj. PIERDOL SIĘ i przemyśl to co już Ci powiedziałem.
Po czym Malkavian rozsiadł się wygodniej, obserwując reakcje Gangrela.

- Ok pomyśl trzeźwo, bo zdaje się ze masz tez problemy. O co chodzi w Naszym zadaniu? Sabat bzyka się z żółtkami.

Nestor z ignorancją cieszył się się jakby usłyszał jakiś dowcip.

- My mamy finalnie temu zapobiec, każda oficjalna akcja Camarili nie ma miejsca bytu, bo będzie impulsem do ich sojuszu, dlatego mamy zabić Konemure, zeby przerwać dobre układy które nawiązał, sabat nie tak łatwo zaufa innemu, nie możemy po prostu sobie tak wytępić żółtków jak Hitler próbował żydów.
W tej chwili Kimi wyhamował.. i przerwał wywód..
- Vin nie ma jaj?"
- Ej, ej.. Vin.. - doszło do niego ze może to byc rozdwojenie osobowosc, w końcu to Świr w potocznej mowie, a szlachetnym piśmie Malkavian. - a Ty jesteś?

- Ano nie ma, ale ma łeb, którego najwyraźniej ty nie masz.... Nie czaisz? Mieliśmy zdjąć żółtka po cichu, bo nie było powodu do głównego wystąpienia. Teraz jednak sytuacja się zmieniła. Zaatakowali w piękną księżycową noc dając Camarilli klapsa, który może rozpędzić rozjuszonego konia. Po co więc tego konia trzymać na uwięzi? Konemure czy jak mu tam, zrobił błąd. Wykorzystajmy go a nie pchamy się jak świnie na rzeź.
Malkavian wyszczerzył zęby, tak jakby pozjadał wszystkie rozumy.

-Ok, zróbmy to co proponujesz, działajmy, mi chodzi o to zeby nie zostawiać tego swojemu biegowi. Nie tak się postępuje. Gdzie dzwonimy? I jak Ciebie mogę nazywać i jak Was rozróżnić.. oprócz jaj?

Kimi był trochę zrezygnowany, ale podobało mu się że Vin... czy nie Vin wysunął jakąś konstruktywną alternatywę w dyskusji. Jesli ja wysunął niech ją zrealizuje. Grunt to działać.

Malkavian wstał, klasnął w dłonie i odpowiedział:
- Zaczekajmy aż dostaniemy maksymalną ilość informacji...- po czym jego spojrzenie spoczęło na Ventrue.
-On dzwoni tylko po numer do Brujaha Brujah'ów. - odpowiedział Kimi rozwiewając ekscytacje Malkaviana co do "maksymalnej ilości informacji"

-Trzeba zadzwonić i pograć na ich ambicji i emocjach odpowiednio.. to już zadanie dla elokwencji Williego. Hm.. Potrzebuje tez swój własny numer.. Bo ktoś ma do mnie zadzwonić. - dodał mimowolnie.
Malkavian zbył to wzruszeniem ramion.
-Trzeba by coś zrobić z tymi listami, ktoś tu był po nie?
-Ja jeszcze swojej nie napisałem...minęła dopiero godzina a Ty już panikujesz..
-Dobra już doba, tak sobie zmieniam temat. Po prostu się nie znamy, a z czasem zobaczysz, ze trudno znoszę jak komuś coś się dzieje a na to nie zasługuje oraz że ciężko mi usiedzieć w miejscu. Szkoda czasu - choć paradoksalnie niby go mamy nadmiar.. Pomóżmy kolesiowi dalej możemy robić wszystko jak chcecie, możemy nawet próbować wykończyć Konemure na recesje gospodarcza.
Malkavian ucieszył się kiedy usłyszał tłumaczenie Kimiego.
Gangrelita spojrzał na Ventrue, który jeszcze trzymał telefon w dłoni i z powrotem na Vincenta.
- Sorry za moja nachalność. - zrobił chwile przerwy i dodał:

- I sam się PIERDOL lub powiedz mi w końcu jak mogę mówić do Ciebie jeśli nie jesteś Vin'em - usmiechnął się szczerze, myśląc że raczej lepszą nic porozumienia, choć burzliwą nawiąże właśnie z tym drugą stroną Vincenta, a już w ogóle lepsza z któymkolwiek niż z Ventrue.
Wampir uśmiechnął się.
-Mów mi Nestor. Chętnie bym pomógł ale nawet nie masz pewności, że jest w tym magazynie. Poza tym Vin mówi, że jak zrobimy coś lekkomyślnego, zbyt szybko się ujawnimy, a to tylko pogorszy sytuacje.
-Moje informacje wykazują, że tam jest.. przynajmniej tam go zabrali i jest tam teraz. O.. Willi skończył rozmawiać..

Oboje spojrzeli na Wilhelma, który skończył rozmowę telefoniczną i patrzył na nich przez chwilę jak kończyli się kłócić..
 
__________________
Live to Ride / Ride to Live

Ostatnio edytowane przez Zaczes : 16-07-2008 o 00:40.
Zaczes jest offline