Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2008, 13:19   #201
Kokesz
 
Kokesz's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputację
Zapadła niewygodna cisza. Louis wiedział, że żaden z jego towarzyszy tak jak i on nie wiedział którą drogą, tropem podążyć. Dla nich, ludzi, którzy nikomu nie ufają, każdy kolejny człowiek wydaje się być podejrzany. Było pewne, że nie nadają się na śledczych i na pewno nie nauczą się tego fachu przy tym zadaniu. Idąc tak milczeniu Bretończyk zastanawiał się, co usłyszą u kapitana straży. Miał płonną nadzieję, że da im jakiś wiarygodny trop albo nawet oznajmi im, że sprawa została rozwiązana. Ta druga możliwość wiązałaby się za pewne z powrotem do wilgotnych lochów. Jednakże banita, nie wiedząc czemu, miał nadzieją, że mogłoby się skończyć na kilku batach i wygnaniu z miasta.

Rozmyślania Louisa przerwał nagle krzyk, jakiegoś mężczyzny przed nim i rżenie konia. Le Soir spojrzał przed siebie jakby nagle obudził się z drzemki i zobaczył pędzącego wprost na niego, oszalałego konia. Wyrobiony przez lata w walce refleks pomógł mu uniknąć zderzenia ze zwierzęciem. Koń uderzył w drewnianą belkę podtrzymującą stary mur. Belka obsunęła się a mur z trzaskiem runął na Bretończyka. Refleks, dzięki któremu Louis zszedł z drogi wściekłej chabecie, teraz uratował jego twarz przed zmiażdżeniem przez kamień, który jeszcze przed chwila był częścią ściany. Banita zasłonił głowę rękoma. Poczuł ból i osunął się na ziemię.

Widocznie jednak nie był zbyt blisko ściany, gdyż nie został przysypany przez gruz. Po chwili otworzył oczy, które zamknął odruchowo i spojrzał w górę na błękitne niebo. Usiadł, czując niemal każdy stłuczony, obolały mięsień. Najbardziej bolały go przedramiona, którymi zasłonił twarz. Mimo bólu, powoli zaczął ruszać rękoma, by sprawdzić czy nie są połamane. Wstał powoli z ziemi, otrzepując się z pyłu i odłamków kamieni. Rozejrzał się w około. Wszędzie było pełno kamieni, ludzie biegali wrzeszcząc i wymachując rękoma. Ci, z którymi przyszło mu wykonywać zadanie tak jak on powoli podnosili się z pod gruzów.
Louis zaczął ich liczyć, tak jak liczył członków swojej bandy po każdej walce. "Jeden, drugi..." - liczył w myślach. Nigdzie nie widział pozostałych dwóch, więc nie czekając ani chwili dłużej zaczął przekopywać rumowisko. Barry szybko do niego dołączył. Balius zwlekał nieco, lecz także zaczął przekopywać gruz. Szybko odnaleźli ciała swoich towarzyszy. Revan miał zmiażdżoną klatkę piersiową, a Cohen rozbitą głowę.

Wszyscy trzej stali przez chwilę nad ciałami, nie wiedząc co powiedzieć. Nagle Bretończyk zauważył wystającą spod kamieni, poruszającą się rękę. Nigdy nie pomagał obcym, ale teraz w pośpiechu zaczął wyciągać rannego. Z pomocą Barrego odciągnęli go na środek ulicy.

Louis szybko podbiegł do najbliższego strażnika. Chwycił go za ramię i tak zaskoczonego przyciągnął do poszkodowanego. Wskazując na niego palcem krzyknął do zdezorientowanego stróża prawa.

- Biegnij ile sił masz w nogach po medyka! Ale chyżo...
 
__________________
Nic nie zostanie zapomniane,

Nic nie zostanie wybaczone.
Księga Żalu I,1

Ostatnio edytowane przez Kokesz : 20-07-2008 o 09:33.
Kokesz jest offline