W mgnieniu oka wąskie kabelki, które Kamiensky miał przymocowane do ciała z tyłu karku odczepiły się samoczynnie. Nie było to aż tak nieprzyjemne uczucie, jak odłączenie od maszyny, które oglądał będąc dzieckiem w jakimś starodawnym filmie zatytułowanym bodajże Matrix. Poziom cieczy w komorze szybko opadł do zera i Kamiensky stał w zbiorniku o własnych siłach w mokrym ubraniu . Gdy się odwrócił, zobaczył za sobą drabinkę dzięki której wygramolił się na zewnątrz. W tej akurat chwili nie było przy nim nikogo. Nie zdał sobie nawet sprawy z tego, że komputer prześwietliła go znowu niewidzialną wiązką lasera. Nie poinformowała go o jego stanie zdrowia i w ogóle nie odezwała się ani słowem. Zarówno drzwi prowadzące do poczekalni, jak i te z poczekalni na korytarz były otwarte. Na jednym z krzeseł w poczekalni ktoś pozostawił mu suchy ręcznik i komunikator na rękę. Za sobą Kamiensky usłyszał znany mu już dźwięk małego pająkowatego robota, który po tej samej drabince opuścił pojemnik, uczepił się szklanej jego ścianki od zewnątrz i wyłączył się. Z korytarza dobiegały inne mniej znajome dźwięki. To Plutonowy Jacops za kuloodporną szybą przycinał laserową piłą z wózka nożycowego gałęzie drzew, które oplotły się dookoła lamp na wysokości trzeciego poziomu.
OOC: Mizuichi:
Jak mi wkrótce nie poprawisz tego Twojego ostatniego posta, to ... zwróć uwagę, że Terry Jacops wykonuje niebezpieczną pracę na dużej wysokości.
Była godzina 15:20. Krucjator poruszał się z prędkością 239,5 tys. km/s czyli zbyt wielką i jutro rano miał osiągnąć punkt, od którego można było rozpocząć naliczanie opóźnienia w zaplanowanym lądowaniu.