Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-07-2008, 08:34   #202
lopata
 
lopata's Avatar
 
Reputacja: 1 lopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumny
Spokojną sielankę udanego popołudnia musiało coś przerwać. Dzień bez problemów najwyraźniej był dniem straconym. Szybkie wypadki kilku chwil nie mogły zostać pominiętę przez tą grupkę podróżnych. Jak zwykle musieli brać czynny udział w tym wszystkim. A więc znalezienie się w centrum wydarzeń, zawalającego się daszku, podtrzymywanego jedynie belkami, to było idealne miejsce do rozpoczęcia kolejnego dnia z dreszczykiem. Potem była cisza i zwiastun nadchodzącej nicości. Spokój ciała i duszy nie zakłucany niczym, żadnymi przyziemnymi problemami czy też potrzebami. Krzyki jednak były jak arkan wyciągający z tego ideau, na siłe ciągnięty Balius kasłając, plując pyłem i łzawiąc od kurzu spojrzał na pobojowisko. Nie był do końca świadom co się wydarzyło, tak więc zataczając się jeszcze chwilę nawet nie miał czasu na otrzepanie się z kurzu i pyłu. Kiedy spojrzał na toważyszy, którzy grzebali w poszukiwaniu reszty drużyny, blondyn niechętnie zabrał się do roboty. Bądź co bądź, najmniej lubiał właśnie Revana i nie obchodziło go czy zginął czy nie. W duszy jednak modlił się do Morra aby zabrał go do siebie i nie oddawał już więcej. Kiedy jego oczom pojawiły się zwłoki już martwych, byłych toważyszy jedynie przez chwile oddał im chwilę modlitwie.

"Boże snu i śmierci, weź do swych cel tych dwoje i pozwól spędzić im tam godne życie, którego nie uświadczyli tu na ziemi."

Kiedy pozostali zajęli się wyciąganiem jakiegoś żywego z gruzów, blondyn skorzystał z okazji i "uwolnił" tych dwoje z ciężaru dóbr doczesnych. Nie zamierzał tłumaczyć się i odpowiadać na jakiekolwiek pytania jego jakże wrażliwych toważyszy tak więc pośpiesznie zabrał dla siebie sztylet. Co piękna rzecz zamiast zwykłej to inny już prestiż. Dylematem były miecze znienawidzonego Revana. Dwa olbrzymy, dla nie aż tak mocno zbudowanego blondyna, były jak ogromne skały. Nie znał się na ich możliwościach tak więc zabrał nie zniszczony miecz z czaszkami, uważając miecz z lwem na jelcu za zepsuty i mało wart. Na rynku zamierzał za kilka monet odsprzedać miecz i w ten sposób wiedzieć, że śmierć jego toważyszy nie była bezsensowna. Sztylet i miecz zawiesił na pasie, zaś złoto wrzuciłwraz z mieszkami do swojej sakwy zawieszonej na szyi.

"Nie jest dobrze. Od samego początku same problemy. Musieli mnie tu złapać za byle bzdure, połączyć z mordercami i szumowinami, zlecić zadanie niemożliwe do wykonania, bieganie po mieście za potworami i uciekanie przed złymi szlachcicami, a teraz zamach na nasze życie. O bogowie. Moje dni są policzone i to w takiej dziurze? Niech się to skończy, znajdzie się ten bydlak i rozejdziemy się bogaci w poszukiwaniu dalszego, własnego miejsca w tym dużym świecie."

Kiedy cała reszta zajęła się ratowaniem jakiegoś przechodnia, blondyn zaczął odkaszliwać to co miał jeszcze w ustach i delikatnie otrzepywać rzeczy. Kiedy jednak lewą ręką otrzepał prawę ramię na początku, poczuł ból i pieczenie w tym miejscu, przypominające że to zdarzenie długo jeszcze odciśnie piętno na jego zdrowiu.

"Już po nas. Tylko czekać jak w tym starym magazynie nas pozarzyna ten truciciel. Już po nas..."

Po nieudanej próbie oczyszczenia się podszedł do reszty drużyny i spojrzał na wyciągniętego przechodnia. Nie wyglądał jak mieszkaniec a raczej jak podróżnik lub POSZUKIWACZ PRZYGÓD!

"A może jedną część zadania już wykonaliśmy? Czy to tak trudno zwalić winę na nieznajomego? Cóż za problem pozbawić go tchu we śnie i oddać ciało jako tego, który się tego otrucia opuścił. To jest dobre rozwiązanie. Czas tylko teraz zająć się drugą częścią zadania, znalezieniem rośliny."

Nadal nie śpiesząc z udzielaniem pomocy, zostawiając to zadanie znawcom, medykom lub cyrulikowi, zaczął szukać beczek z wodą przed wejściem do jakiegokolwiek kompleksu. Obmycie swojej twarzy i rannego znacznie bardziej się może przysłużyć aniżeli stanie i patrzenie się bezradnie. W każdym bądź razie woda pozwoli przepłukać też gardła z pyłu. Nie zamierzał szukać daleko a znalezisko postanowił przenieść z pomocą z racji swojej dość skromnej postury. Wołając kogoś z toważyszy do pomocy postanowił przetransportować beczke z wodą jak najbliżej zdarzenia.
 
__________________
"...a ścieżka, którą podążać będą zaścieli trawy krwią bezbronnych i niewinnych. Szczątki ludzkie wskrzeszać będą do swych armii aż do upadku wszelkiego życia. Nim słońce..."
lopata jest offline