Peter Nie był to dobry dzień pod względem zaspokojenia swoich żądzy. Marianne cały czas była obok, jej krótka kiecka wręcz mówiła "wydymaj mnie", a tu taki kloc. Nawet nie można było myśleć by zrobić to siłą, nie przy tej wielkoludzicy! To była straszna udręka, marnie uszyte spodnie drapały go w stojącą męskość i nie było to przyjemne uczucie. Ona była ideałem! Musiał ją zdobyć, ale jak? Z tego wszystkiego nawet nie bardzo zwrócił uwagę na swoją gębę na liście gończym. W zasadzie wystarczyłoby się ogolić, ale nie chciało mu się tego robić. Dobrze mu było z jego brodą i całym syfem, który się kłębił gdzieś pomiędzy włosami.
Dopiero ten cały, upierdliwy Muchołapka, wyrwał go od przyjemnych myśli o tyłku i cyckach Marianne. Zaczął coś pieprzyć o nożu, Leah i nie leczących się ranach. Bez sensu, i niby miał uwierzyć w te bzdury? Przecież nie miały sensu. Ale nóż mógłby mu opchnąć, to nie była zła myśl. Tylko najpierw sprawdzi, czy faktycznie się rany nie leczą. Wtedy opchnie go kilkukrotnie drożej. Mucha i tak swoje brał. Ciekawe było tylko to, że wyglądał jakby faktycznie się tym wszystkim przejmował. Ale Peter nie wierzył w to wszystko, na pewno tylko udaje by utargować lepszą cenę. O, nie było tak łatwo z Peterem! -Dobra, wieczorem spotkamy się tam gdzie zwykle, przyniosę nóż. Nie leź za mną, jasne?
Mógł sobie być grubszą szychą, ale każdy zasady znał. A jak nie to po mordzie.
Ruszyli znów ku rozwalającej się chałupie tego dziwacznego małżeństwa. A myśli Petera wróćiły już do normalnego trybu, związanego głównie z dymaniem i chlaniem. W zasadzie nie głównie - tylko. Nie skalał się innymi, niepotrzebnymi myślami. Na szczęście dla bezczelnie obserwowanej Marianne dalsza droga nie była już długa i mogła spokojnie nieco oddalić się od niemal śliniącego się pasera. -Leah! Leah! Gdzie jesteś diable?
Dziewczyna znalazła się szybko. -Słuchaj no. Muchołapka daje za ten nóż sporo moneciaków. Daj mi go a wieczorem opchnę. Teraz muszę się przeleźć do tego o którym kapłan coś biadolił. Lojsel czy jakoś tak. Będę musiał z nim poważnie pogadać. Idziesz ze mną dziewko?
Ostatnie pytanie skierował w stronę Marianne, uśmiechając się prawie-że-pogodnie. Nie czekając zbyt długo na odpowiedź ruszył ku lepszej dzielnicy. Chciał przecież tylko pogadać. Tam było za dużo straży. |